Jack i Zając cofnęli się do
tyłu, w obawie przed tym, czego właśnie byli świadkami. Nie
wiedzieli, że prócz Mroka jest ktoś, kto potrafi tworzyć
koszmarny piasek. Z przerażeniem obserwowali, jak Manen w całkowitym
skupieniu, tka mroczną substancję. Ta połyskiwała i kusiła.
Zachęcała, by podejść bliżej i jej dotknąć.
Tworzenie koszmarnego piasku, w
tym przypadku pyłu, było bardzo trudne i Mo doskonale o tym
wiedziała. Nie robiła tego prawie wcale z paru powodów. Po
pierwsze, jest to niebezpieczne, czarny pył to przeciwieństwo
srebrnego. Ten, którym Mo posługuje się na co dzień, jest esencją
z jej pozytywnych uczuć. Łatwiej kontroluje się te łagodne,
spokojne emocje, niż te drugie, negatywne. Właśnie z takich rodzi
się czarny pył. To kwintesencja zła, jakie drzemie w każdym
żyjącym organizmie i dlatego tak trudno jest ją kontrolować.
Gwiezdna musiała wspiąć się na wyżyny swojej własnej
koncentracji i samokontroli, by nie dać ponieść się tej
podstępnej sile. Czuła ją w sobie. Była świadoma tego, że jej
głęboko skrywana uraza oraz nienawiść do Księcia Koszmarów są
na tyle silne, żeby kiedyś w przyszłości przejąć nad nią
panowanie. Na szczęście, jej dobra strona również jest potężna.
Kiedy skończyła, w jej
rękach, zamiast pięknie mieniącego się srebrzystego pyłu gwiazd,
wirował czarniejszy od pasty do butów na twarzy Zająca, piasek. Na
jej czole pojawiło się kilka kropli potu, które spłynęły po
skroniach. Jej ramiona unosiły się ciężko do góry, a oddech stał
jeszcze cięższy. Zmęczona dziewczyna otworzyła powoli oczy.
Zamiast zielononiebieskiej barwy źrenice iskrzyły się groźnie
srebrnym odcieniem. Chcąc jak najszybciej dokończyć to, co
zamierzała, dmuchnęła mocno w pył, przez co ten poszybował ku
Kosiowi. Mroczna energia owiała ciało Koszmara i wchłonęła się
w niego. Senna mara, na początku zdezorientowana, przyjęła nową
energię, która nie pochodziła od jej pana, lecz od gwiezdnej
strażniczki. Energii było tak dużo, iż koń uniósł się w górę
i przemienił. Czarna mgła, którą jeszcze kilka sekund temu był
mizerny koszmarek, zamieniła się w pięknego, czarnego rumaka, z
długą i falującą grzywą. Pełen gracji przeszedł kilka metrów
jedną i w drugą stronę, rżąc uszczęśliwiony. Nadal pozostał
mroczny, lecz nie wyglądał już jak szkielet biednego zwierzęcia.
Cudowne, złote oczy lśniły, kryjąc w sobie wszystkie tajemnice
świata. Z majestatycznością godną najprawdziwszych królów,
przyhasał do Jacka, pokazując mu się w nowej odsłonie.
Chłopak oniemiał. Koś nie
przypominał już w ogóle dawnego siebie. Teraz był dostojnym,
wspaniałym ogierem, którego nie powstydził by się żaden hodowca.
Koszmar przybliżył się do Frosta, obszedł go na około i
przytulił do niego. Zaraz jednak przygalopował do Mo, która z
wyczerpania osunęła się na zieloną trawę, ciągle dysząc.
Dziewczyna uśmiechnęła się
blado do stworzenia, siedząc na miękkim, trawiastym dywanie. Koń
położył się obok niej, dając się pogłaskać. Tak też Manen
uczyniła. Ręką przejechała po aksamitnej grzywie, która
powiewała lekko mimo, iż nie było wiatru.
– Teraz lepiej, co? –
rzekła do niego, a Koszmar kiwnął leciutko głową. – To się
cieszę, ale teraz, jeśli możesz, pokaż mi, co się stało u
Mroka, bo coś na pewno, skoro jesteś tak daleko od niego. Kto cię
tu przyprowadził tak w ogóle? – Marszcząc brwi, spojrzała w
kierunku strażników. Nadal nie potrafili wydusić z siebie słowa.
Nie doczekawszy się od nich odpowiedzi, z powrotem spojrzała na
Koszmara. Ten okazał się być bardziej rozmownym. Dzięki temu, że
teraz miał w sobie cząstkę gwiezdnej mocy Manen, mogła się z nim
porozumieć telepatycznie, jak z gwiazdami. Wstrzymała oddech, kiedy
Koś za pomocą telepatii przekazał jej tą samą wiadomość, co
kilka godzin wcześniej Jackowi. Z jednej strony ucieszyła się,
ponieważ Mrok cierpiał. Tak dokładnie. Radowała się z czyjegoś
cierpienia, ale z drugiej wiedziała, że to niewłaściwe. Ponad to,
Pitch jest w niebezpieczeństwie. Siostry Ciemności obrały sobie za
cel najpierw jego. Pytanie tylko, dlaczego? Po co zabrały się za
wyeliminowanie Księcia Koszmarów, skoro on już i tak był poza
wyścigiem o władzę? Sama o to zadbała kilka miesięcy temu... To
wszystko jest jakieś dziwne. Idzie w dziwnym kierunku. O co im
chodzi? Mo zastanowiła się nad tym. Żadne sensowne rozwiązanie
nie przychodziło jej do głowy. Westchnęła skonsternowana,
przygryzając jednocześnie dolną wargę. Kiedy to się stało?
Spytała w myślach. Niecałe dwa dni temu., odpowiedział jej
Koszmar. Byłeś przy tym? Kolejne pytanie padło w głowie
blondynki, na które uzyskała szybką odpowiedź. Tak, ale nie
widziałem nic oprócz cieni. To wyglądało tak, jakby to one go
zaatakowały. Pan sprawiał wrażenie, jakby tego kogoś znał.
Słowa Koszmara dały Mo wiele do myślenia. Dziewczyna uśmiechnęła
się do stwora, pogłaskała w nagrodę za uchem. Nie czekając, aż
jej siły się zregenerują, dźwignęła się do góry, by stanąć
na nogi. Przyszło jej to z trudem, ale musiała wziąć się w
garść. Czekało ją wiele pracy oraz nieplanowana wizyta u Księcia
Koszmarów.
– I bądź tu szczęśliwym,
kiedy wokół same nieszczęścia... – Westchnęła pod nosem. –
No dobrze, zrobimy tak. – Zwróciła się w stronę strażników,
którzy nie wiedzieli, czy mają patrzeć na Mo czy na nowego Kosia.
– Za godzinę widzimy się wszyscy na biegunie. Nie przewiduję
żadnych wyjątków, co do braku obecności. Czy to jasne? –
zwróciła się do nich, a ci pokiwali posłusznie głowami. –
Doskonale.
Jack opamiętał się jako tako
i podszedł do Mo. Tym razem zebrał się na odwagę i spojrzał jej
w oczy, bo przecież co takiego mogła mu zrobić? Obrazić? Stłuc?
– Nie lepiej teraz wyruszyć
do kryjówki Mroka? – spytał, jednocześnie pogładził Kosia po
jego grzywie.
– Nie. – Mo spojrzała na
niego nieco przygaszonym wzrokiem. – Najpierw musimy ustalić pewne
kwestie. Jak dotąd, obrona Amora była priorytetem, jednakże nie
wiedzieć czemu, Siostry postanowiły zaatakować Pitcha. Szczerze ci
powiem Matołku, że to się nie trzyma kupy. Byłam święcie
przekonana, że najpierw ruszą na Qupida.
– No, jak tam chcesz. –
Jack wzruszył ramionami, starając się patrzeć na dziewczynę
przed sobą tak, jak to robił do tej pory, ale nie potrafił. Wizje
z dziennika zmieniły jego pogląd na niektóre kwestie. – North
pewnie jest już u siebie, więc z nim nie będzie problemu. Gorzej z
Piaskiem i Zębuszką, mogą być już w terenie.
– Zębuszka jest u siebie, a
wujek... – Mo zmarszczyła brwi. Patrzyła w jeden punkt przed
sobą, miała skupioną minę, jakby nad czymś intensywnie myślała.
– Wujek jest gdzieś nad Nigerią.
– Skąd wiesz? – Białowłosy
popatrzył na Mo zdumiony, bo przecież jak mogła wiedzieć takie
rzeczy?
– Gwiazdy, Jack, słyszą,
widzą i wiedzą wszystko. Wystarczy zadać im odpowiednie pytanie, a
otrzymasz upragnioną odpowiedź. – Uśmiech jakim obdarzyła
strażnika zabawy sprawił, że temu aż zmiękły kolana. – Cóż...
– Gwiezdna westchnęła, a w jej ręku pojawiły się jej
nieodłączne okulary przeciwsłoneczne, które powoli założyła na
nos. – Ja ściągnę resztę. Widzimy się na biegunie, Jack. –
Przez szkła spojrzała na chłopaka. Wyglądała jak jedna z tych
słynnych modelek, czy gwiazd filmowych, o których Jackowi opowiadał
Jamie.
Tymczasem Amor, w doskonałym
nastroju, właśnie wpatrywał się w panoramę Paryża. W Australii,
gdzie aktualnie przebywała Stellarum było osiem godzin do
przodu, więc tu Qupido mógł cieszyć się późną, mroźną porą
nocną. Od kiedy pocałował gwiezdną strażniczkę, nie czuł
prawie złej energii. W zamian za to rozpierała go jego własna.
Zakochał się w Mo już dobrych kilka dekad temu, aczkolwiek nie
afiszował się z własnymi uczuciami co do niej. Wiedział, że
Gwiezdny, by być z ziemianinem wiele ryzykuje, ale przecież miłość
to największa i najsilniejsza z sił. Potęga, z jaką nie można
wygrać, więc czemu im miałoby się nie udać? On kochał Mo całym
sobą, do utraty tchu i wiedział, iż Gwiezdna również go kocha.
Równie mocno, co on ją. Są sobie przeznaczeni, co do tego nie miał
żadnych wątpliwości.
– Nikt nas już nie
rozdzieli, nie pozwolę na to. Za bardzo cię kocham... – Strażnik
miłości oparł się o barierkę. Ze szczytu wierzy Eiffela, patrząc
na wszystko z góry, czuł się niczym król.
– Och, czy aby na pewno? –
Męski, zarazem obcy głos sprawił, że Amor odwrócił się
błyskawicznie. Jego oczy spotkały się z parą stalowoszarych, nic
nie wyrażających oczu, utkwionym w jego osobie. – Długo
czekałem, aż strażniczka gwiazd wreszcie się od ciebie oddali.
– Kim jesteś i jak tu
wszedłeś niezauważony?! – Amor nie czekał ani sekundy. W jego
dłoniach pojawiły się dwa miecze, gotowe w każdej chwili do
użycia.
– To, kim jestem i jak tu się
znalazłem nie jest istotne. – Młody mężczyzna, na oko około
dwudziestu pięciu lat, uniósł przed siebie prawą rękę. Na jej
powierzchni pojawiła się czarna mgła, z której zaczął wyłaniać
się tego samego koloru miecz. Jego szara skóra niemal zlewała się
w jedno z czarnym odzieniem i włosami. Chłopak ruszył do ataku na
Amora, z szybkością dorównującej błyskawicy. Strażnik miłości
parował wszystkie ataki, lecz z każdym kolejnym ciosem miał
wrażenie, że widzi coraz gorzej, jakby wokół panujący mrok
gęstniał z sekundy na sekundę. Po chwili Amor nie był w stanie
dostrzec czubka własnego nosa. Wszystko działo się za szybko.
Brunet nie wiedział, co się dzieje. W jednej chwili kontemplował
sobie spokojnie, a w drugiej walczył o życie z jakimś dziwadłem.
Jego przeciwnik musiał posłużyć się magią.
– Poddaj się
Qupido Amorze. Twój opór jest bez celowy. – Wyprany ze wszelkich
emocji głos przytłoczył Amora jeszcze bardziej. Wydawało mu się,
że dźwięki dochodzą z każdej strony, nie mógł zlokalizować
gdzie dokładnie znajduje się jego przeciwnik. Stał się bezbronnym
mimo dzielnie trzymanej broni. Nagle Amor wpadł na pewien pomysł.
Uniósł zaciśnięta pięść na wysokość głowy, a przynajmniej
tak mu się zdawało, po czym ją podpalił. Czerwono pomarańczowe
języki ognia pokryły skórę jego dłoni, nie robiąc mu
najmniejszej krzywdy, jednakże nawet to nie dało broniącemu się
Qupido pożądanych efektów. Mrok jakby nie przepuszczał światła.
Zupełnie, jak gdyby był namacalny. Amor czuł zimno pochodzące od
ciemności. Oblepiała jego ciało, przylegała do nagiej skóry.
Była po prostu lodowata. Po plecach bruneta przebiegł dreszcz. Choć
starał się zachować spokój, to w jego sercu zaczęła rosnąć
panika. Co robić, co robić?, myślał gorączkowo, jednak
jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy.
– Z cieniem nie
wygrasz, nie masz szans. – Słowa przeciwnika sprawiły, że Amor
zaklął pod nosem.
– Kim jesteś?!
Pokaż się, tchórzu! – Rozglądając się dookoła, wśród
nieprzeniknionej ciemności, Amor nie był w stanie dostrzec nic.
Absolutnie nic.
– Jestem cieniem.
– Tylko tyle powiedział mu nieznajomy, przed tym, jak ogłuszył
Amora uderzeniem w tył głowy, pozbawiając go przytomności.
Na biegunie, jak
zarządziła Manen, znaleźli się już wszyscy. Piasek, jak to on
uciął sobie drzemkę w kącie owalnej sali. Zając i Mikołaj
sprzeczali się o to, które ze świąt jest ważniejsze. Od wieków
trwająca wojna między nimi na ten temat, ani na chwilę nie
ustawała. Manen stała z boku i śmiała się, przyglądając
przekomarzającej się parze. Obok niej fruwała sobie beztrosko
Zębuszka, wydająca polecenia swoim małym podwładnym.
– No proszę,
proszę... W końcu mała Sidney pozbywała się tego trzonowca. O!
O! A spójrzcie na to! Josh, ten z Teksasu nie z Tennessee, wreszcie
wbił sobie górną dwójkę kijem hokejowym... – Ząbek trajkotała
na okrągło o zębach. Mo to nie przeszkadzało. Strażnik czasu
stał przy niej i tak jak ona wpatrywał się w wesołą gromadkę,
tyle że z dezaprobatą. Jack polazł gdzieś, tłumacząc się, że
ma coś pilnego do zrobienia, i że wróci za pięć minut, co w jego
przypadku oznaczało przynajmniej godzinę nieobecności.
– Co się ostatnio
z nimi dzieje? Powariowali czy jak? I co ten Zając ma na twarzy?! –
Czas, jak przystało na starego pierdziela, narzekał na wszystkich i
na wszystko. Mo spojrzała na niego zza swoich ciemnych okularów.
Opierała się niedbale o filar, mając skrzyżowane ramiona na
piersiach.
– Och, daj już
spokój z tym zrzędzeniem. – Mo przewróciła oczami. Nie chciała
słuchać narzekań swojego opiekuna. Była w wyśmienitym nastroju,
co doskonale odzwierciedlała jej aura, a to wydało się podejrzane
Staremu Prykowi.
– A ty coś, taka
radosna, co? Wręcz rozanielona, hmm? – Tym razem to Czas złożył
ramiona na piersi i popatrzył podejrzliwie na dziewczynę.
– A tak po prostu.
– Mo machnęła lekceważąco ręką, jednak Czas nie dał się
zbyć tak łatwo.
– Pokaż mi swoje
oczy, dziecko – nakazał Gwiezdnej, przez co ta parsknęła
śmiechem. – Pokazuj, ale już!
– Weź się... –
Mo oddaliła się od strażnika czasu. Była w półkroku, kiedy jej
serce przeszyło przeraźliwe ukłucie zimna. Gwiezdna aż zgięła
się w pół, tracąc na chwilę oddech. Jej prawa dłoń powędrowała
do serca, które właśnie zamarło. To było straszne. Po prostu
straszne. Mo poczuła, jakby coś w niej pękło. Umarło. Coś się
stało. Coś bardzo złego. Wiedziała o tym, wręcz była
przekonana.
– Co się stało,
Manen? – Do trzęsącej się Gwiezdnej podszedł zaalarmowany Czas.
Reszta, jak na zawołanie, zaprzestała własnych czynności. Nawet
Piasek się zbudził. Po kilku minutach do sali głównej wszedł
Jack. Widząc dziwne zachowanie przyjaciół, przystanął w miejscu.
– A tu co się
dzieje? – spytał duch zimy.
Nie uzyskał
odpowiedzi. Tymczasem Czas skorzystał z szansy i szybko zdjął z
nosa Mo okulary. Od razu rzuciła mu się ich ożywiona barwa. Taką
samą miała, gdy Mim jeszcze żył. Światło w oczach Gwiezdnego
gaśnie, gdy jego serce zostanie złamane. Serce Mo zostało właśnie
złamane, gdy patrzyła jak Lunar oddał za nią życie. Jej
siła i wewnętrzne światło zgasły na zawsze. Jedynie nowa miłość,
więź na tyle silna, by dorównać tej poprzedniej, utraconej, może
przywrócić Gwiezdnemu wewnętrzny blask. Czas patrzył w oczy
blondynki, nie dowierzając. W życiu nie przypuszczał, że znajdzie
się ktoś, kto stanie się równie ważny dla Mo, co jej brat.
– Coś ty zrobiła?
– Pytanie, które zabrzmiało jak oskarżenie usłyszeli wszyscy
obecni. Mo uciekła spojrzeniem w bok, tym razem natrafiła na
pytający wzrok Frosta.
– Zabrali Amora. –
Te dwa słowa wyszły z jej ust. A zaraz po nich, po policzku Mo
spłynęła samotna łza.
Irytujący,
powtarzający się dźwięk zbudził strażnika miłości. Głowa
bolała go tak bardzo, że samo ruszanie powiekami sprawiało mu
jeszcze więcej cierpienia. Jedyne, co był w stanie z siebie
wydusić, to syk, kiedy próbował się poruszyć. Coś był bardzo
mocno nie tak. Po pierwsze, mimo iż udało mu się w końcu otworzyć
oczy, to wokół ciągle nic nie widział. Gęsty mrok królował
tam, gdzie się obecnie znajdował. Jednakże, ze stuprocentową
pewnością mógł stwierdzić, iż nie jest to szczyt wieży Eiffela
w jego ukochanym Paryżu. Zimno, jakie wprawiało jego ciało w
ciągłe drżenie fundowało mu odczucia, jakby zamarzał od środka.
Minęła dobra chwila, nim do Amora doszło, co się stało. Paryż.
Noc. Nieznajomy. Walka. Mrok... i koniec. Projekcja w jego obolałej
głowie dobiegła końca. Gdy jego oczy jako tako przyzwyczaiły się
już do ciemności, doszedł do wniosku, że musi znajdować się w
jakiejś jaskimi. To właśnie dźwięk kapania wody wybudził go.
Poza tym temperatura tam panująca oraz wilgoć nie spodobały się
Amorowi. Było mu tak zimno, że jego zęby uderzały o siebie,
wydając charakterystyczne dzwonienie. Czuł, że jego ubrania są
całe przemoczone, zaś tępy ból nie opuszczał jego
unieruchomionego ciała. Na koniec zdał sobie sprawę, że jest
związany. Jego zziębnięte i trzęsące się ręce miał mocno
ściśnięte czymś ostrym, co boleśnie wpijało mu się w skórę.
Za plecami wyczuł coś twardego, podobnego do skały. Tak, właśnie zdał
sobie sprawę, że został pojmany i uwięziony. W miejscu, gdzie
inni, zwłaszcza Mo tak szybko go nie znajdą.
– Widzę, że w
końcu się ocknąłeś...
Ten głos... Amor
uniósł nieznacznie spojrzenie. Przed nim, chyba, gdyż Amor ciągle
miał problem z widzeniem, na skale siedział ten sam młody
mężczyzna, co go zaatakował. W Qupido aż się zagotowało. Jego
magia, mimo wyczerpania sprawiła, że na około chłopaka pojawił
się ogień, jednak jak szybko się pojawił, tak też zniknął. I
to za sprawą więzów na jego dłoniach. Te zacisnęły się jeszcze
mocniej, fundując Amorowi kolejną dawkę bólu.
– Ty ciągle masz
siłę walczyć? – Nieznajomy pokręcił głową nie dowierzając,
jednak opanował się szybko i na powrót przywołał na swą szarą
twarz maskę obojętności. – Z resztą, i tak ci to nic nie da. Za
każdym razem, jak będziesz próbował jakiś sztuczek, specjalne
więzy będą zadawać ci ból i osłabiać cię. Cichy śmiech Amora
sprawił, że czarnowłosy chłopak zmarszczył brwi. Qupido uniósł
dumnie czoło i rzucił szatynowi kpiące spojrzenie.
– Może i nic mi
nie da, ale nie mam najmniejszego zamiaru siedzieć tu i czekać na
nie wiadomo co. Ślubowałem walkę do samego końca. – Słowa
Amora były szczere i płynące prosto z jego serca, jednak tym razem
to nieznajomy zaśmiał się pod nosem. Z tą różnicą, iż jego
śmiech nie miał w sobie ani grama radości.
– Ja też kiedyś
ślubowałem i zobacz jak skończyłem. – Słowa obcego mężczyzny
dały Amorowi do myślenia. Jego pytające spojrzenie zostało
wychwycone, natomiast szatyn ani myślał powiedzieć coś więcej.
Zniknął w czarnej mgle, która sama się po kilku sekundach
rozmyła. Zostawił Amora samego z pytaniami i rosnącymi obawami.
Strażnik miłości doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jak
beznadziejnej sytuacji się znajduje. Najgorsze było jednak to, że
to wszystko ma na celu do doprowadzenia śmierci jego ukochanej
gwiazdki.
– Manen... –
szepnął do samego siebie. Z jego oczu, po spoconej twarzy, spłynęło
kilka słonych łez. – Nie daj się im.
Dwa serca, które
właśnie odnalazły do siebie klucze, które otworzyły się na
siebie, stoją u progu największej próby. Czy przejdą ją? Czy
wspólnie dadzą radę odszukać się w ciemności, która zrobi
wszystko co w jej mocy, by im to uniemożliwić? Droga będzie
trudna, kręta i wyboista. Za każdym zakrętem czeka pułapka.
Droga do szczęścia
nigdy nie jest łatwa. Światło, aby lśnić potrzebuje mroku, zaś
mrok by istnieć, potrzebuje światła. Ta zasada nigdy się nie
zmieni. Zasady gry pozostają niezmienne od samego początku
wszechświata. Tak było, jest i będzie. Przeznaczenie posługuje
się światłem i mrokiem w taki sposób, by każdy kroczył swoją
ścieżką, jak to zostało zadecydowane dawno temu. Od Przeznaczenia
nie da się uciec. Nie można, jednakże... Można je zmienić. Siła
serca i ducha, razem połączone w jedno, mogą dokonać nawet
niemożliwego...
__________________________________________________________
Rozdział sprawdzony, poprawiony i dopieszczony, na tyle, bym ja była z niego zadowolona. Jest to jeden z krótszych rozdziałów. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza :D. Za zbetowanie należą się brawa Sovbedlly. Polecam ją innym autorom, szukającym bety dla siebie. Do zobaczenia, Żaby! Miłej majówki!!!Wasza Moonlight :*
Ha! jak nigdy pierwsza! Nadrobiłam wszystko, i mam nadzieję że teraz będę na bieżąco ze wszystkim :D Rozdział wyszedł ci cudownie jak zawsze. Opisy mnie zwaliły z nóg. Jednak bardzo króciutki nad czym ubolewam, jednak mam nadzieje że kolejny pojawi się niedługo! Buźka
OdpowiedzUsuńOch, witaj moja droga, witaj... Wiem, że rozdziały są coraz krótsze, w sumie to specjalnie to robię, by móc dodawać je częściej. Jednak nawet ten plan mi nie wyszedł, ponieważ poległam na całej linii, jak widać z resztą...
UsuńPracuję na kolejnym rozdziałem, mam już napisaną część, jednak to za mało na publikację. Ja sama ubolewam nad swoją nieudolnością.
Obiecuję, że jak tylko uwinę się z obecną sesją, biorę się za robotę na tym blogu..
A tak z innej beczki. Zapraszam cię na:
http://smoczyjezdzcyfantasy.blogspot.com/
Tam publikuję razem z innymi osobami takie króciutkie opka, wymyślamy własne historię. Wcielam się w przez siebie wymyślone postaci. Typowe fantasy. Świetna zabawa! Zapraszam, niekoniecznie do dołączenia, ale do odwiedzenia, poczytania... Jest tego trochę. :D
Dziękuję za komentarz. Ostatnio mój blog odnotowuje spadek popularności, co, nie ukrywam, podcięło nieco poje skrzydła. Oby to było tylko przejściowe..
Do usłyszenia znowu..,
Moon.
Okej kochana, w końcu udało mi się nadrobić (dzięki ci za krótszy rozdział)
OdpowiedzUsuńMasz na prawdę wspaniały styl, aż jest mi głupio, że przez tyle czasu nie mogłam usiąść do czytania ;.;
Czekam na następny!
Oj tam, ja ciągle ćwiczę. Szukam drogi dla siebie.. Mam tyle pomysłów, na nowe historie, nowe blogi.. Jest tego cała masa, ale chęci brakuje, weny...
UsuńPostaram się przebrnąć przez moją prywatną wojnę z uczelnią ( czyt. SESJĄ ) i wracam na bloga z nowym rozdziałem :P
Witaj.
OdpowiedzUsuńWidniejesz na drugim miejscu w mojej kolejce na wspolnymi-silami.blogspot.com, ale post nie pojawił się już bardzo długo. Czy nadal chcesz oceny? Nie chciałabym pisać w eter.
Pozdrawiam