12/26/2017

Rozdział 18 - W pogoni za celem



Poszukiwać.
Gonić.
Dosięgać.
Człowiek, jeśli na czymś mu zależy, jest w stanie zrobić wszystko, by to osiągnąć. Czasami są to rzeczy błahe, niemające żadnej większej wartości. Takie zachowania ukazują, jak bardzo ludzie potrafią być płytcy, zachłanni i chciwi. Jednak istnieją przypadki, kiedy nie zachłanność czy chciwość kierują naszymi sercami, tylko szczere pragnienie. Uczucie. Czyste i nieskażone.
Jeśli kogoś naprawdę kochasz, jeśli masz w sobie wystarczająco dużo siły, by odnaleźć, a co najważniejsze, ochronić swoje szczęście, to nie trać ani sekundy! Każda jest na wagę złota, więc nie marnuj ich. Znajdź w sobie odwagę i walcz. Dosięgnij to, co daje ci siły do życia. Ocal coś lub kogoś, kogo kochasz.


***


Zimny ogień. Manen widziała w oczach strażnika zabawy coś, czego w życiu się po nim nie śmiała spodziewać. Jego słowa zaskoczyły ją, to prawda, jednak nie zdenerwowały. Odkąd przybyła do swojego rodzinnego domu, czuła w sobie dziwny spokój. Łzy płynęły wolno po jej bladych licach, niepowstrzymywane przez nią w żaden sposób. Wreszcie nie wstydziła się ich. Wiedziała, że to nie są łzy smutku, ale determinacji. Mimo iż dawno temu wylała morze łez, dla Amora była w stanie wylać co najmniej drugie tyle.
Jack nie przestawał mierzyć ją wzrokiem. Ten pretensjonalny wyraz twarzy i... to spojrzenie podziałało na Manen niczym zaklęcie. Wpatrzona w niego, zapomniała na chwilę o reszcie strażników, którzy patrzyli na nią i na Frosta. Jeszcze nigdy Jack nie wydał jej się tak łudząco podobny do jej starszego brata, jak w tamtym momencie. Aż nabrała przemożnej ochoty do porwania chłopaka w swoje ramiona i rozpłakania z tęsknoty za Lunarem.
Nastała cisza jak makiem zasiał, zakłócana jedynie nierównymi oddechami strażników, z jednym wyjątkiem. Gwiezdna bez słowa minęła Frosta i wolnym krokiem skierowała się do wyjścia. Gdy zrównała się z Czasem, zadarła lekko (a zarazem dumnie) głowę do góry. Starzec złapał dziewczynę za łokieć w ostatniej chwili, jednak Mo wyrwała go z powrotem. Spojrzała na swojego opiekuna hardo, jakby to ona udzielała reprymendy jemu. Czas wyczytał z jej miny, że ona już niczego ukrywać nie zamierza.
Nie wolno ci – rzekł cicho, niemal błagalnie. Gwiezdna popatrzyła w oczy Dziadziusiowi. W końcu uśmiechnęła się pod nosem, odwracając od niego spojrzenie i przenosząc je na otwarty korytarz przed nią.
Mnie wolno wszystko. – Powiedziawszy to, po prostu odeszła, zostawiając resztę w zbrojowni. Jednakże zatrzymała się, będąc już kilka dobrych metrów od nich. Nie odwracając się, powiedziała: – Nie chcę i nie będę chować się po kątach. Odbiję Amora za wszelką cenę, czy ci się to podoba, czy nie... Nadszedł czas, by pokazać światu prawdę. Zasługujecie, by ją wreszcie poznać... – dodała na koniec już nieco ciszej, dzięki czemu strażnicy nie dosłyszeli jej słów w pełni.
Strażnik czasu nie wiedział, co zrobić. On, mędrzec spoza czasu, powiernik wszelakich tajemnic, nie wiedział już, co począć, by zatrzymać tą nieusłuchaną dziewuchę. Jej ostatnie decyzje podjęte pod wpływem emocji wydawały mu się nie tylko błędne, a katastrofalne. Domina z każdym krokiem zbliżała się do swego zgubnego końca, o którym wiedział jedynie on. Próbował jakoś na nią wpłynąć, przemówić do rozumu, ale Manen była uparta bardziej niż osioł. Jak coś sobie wbiła do głowy, nie było sposobu na wyperswadowanie jej tego. Jej upór, zawziętość oraz trudny charakter nieraz okazywały się niefortunną mieszanką.
Gdy chciał już bezradnie zwiesić obie dłonie, w podjęciu dalszej decyzji wyręczył go Frost.
Mamy tak po prostu pozwolić jej odejść?! – Strażnik zabawy stanął przed Dziadziusiem. Był zły. Swój kij trzymał wyciągnięty i pokazywał wściekle kierunek, w którym udała się Mo. – Po moim trupie! – wrzasnął na całe gardło i wyleciał ze zbrojowni.
Jack, stój! – North chciał zatrzymać chłopaka, jednak nim dokończył swoje zdanie, po Jacku nie było już ani śladu. – To się porobiło...
Trzeba lecieć za nimi, trzeba... – Zębuszka, cała w panice, także chciała wylecieć za tamtą dwójką, jednak została powstrzymana przez zrezygnowany głos strażnika czasu.
Manen ma rację. – Jego głośny szept rozniósł się po pomieszczeniu z bronią. Czwórka strażników marzeń spojrzała na niego pytająco. – Prędzej czy później prawda i tak się wyda. Już wystarczająco długo była ukrywana. – Staruszek zgarbił się nieco, mocniej ścisnął swoją laskę, na której się wsparł. W międzyczasie Piasek i North wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
O czym ty mówisz, koleś? – Zając z miną mówiącą, że kompletnie przestał ogarniać sytuację, popatrzył na Dziadziusia, krzyżując łapy na piersi.
Rozejrzycie się. Wiecie, gdzie dokładnie jesteśmy?
Eee, w tym... jakimś tam grobowcu, chyba... – Zając podrapał się za uchem.
To nie jest jakiś tam zwyczajny grobowiec... – westchnął Czas. Na te słowa jego ręce opadły do samej podłogi. – Rozejrzyjcie się. Spójrzcie na obrazy. Przyjrzyjcie się im uważnie. Kogo na nich widzicie? – Jego towarzysze zaczęli dokładnie przyglądać się majestatycznym malowidłom na kryształowych ścianach. Nie trzeba było długo czekać na ich zdziwione reakcje.
Przecież to... – Aster, który przykicał do jednego z portretów przedstawiającego samego Lunara, nie mógł oderwać wzroku od namalowanej, uśmiechającej się lekko postaci. Wydawała mu się taka znajoma. Jakby znał tego kogoś od bardzo, bardzo dawna. Rzuciło mu się w oczy spore podobieństwo tego młodego mężczyzny do Manen. – Kto to jest? – spytał po chwili. Rozejrzał się wokół. W pewnym momencie jego bystre spojrzenie spoczęło na największym obrazie. Był na nim ten sam srebrzystowłosy osobnik. Jego postawa oraz emanująca od niego aura sprawiały, że chciało się opuścić głowę w geście szacunku. Wtedy doszło do niego coś istotnego. Niemal identyczną aurę roztaczała wokół siebie Mo.
Zębuszka podfrunęła do strażnika nadziei i wylądowała obok niego, także zapatrując się w największy w sali portret. Tak samo jak Zając, nie mogła oderwać wzroku od postaci chłopaka. Jej też wydał się dziwnie znajomy. I podobny do Manen.
To... – Czas podszedł powoli do pozostałych. Stukot jego laski rozniósł się po pomieszczeniu wraz kolejnymi słowami: – To jest Mim, starszy brat Manen. Jednakże wy znacie go jako... Pana Księżyca. To Tsar Lunar.

Frost musiał się postarać, by dogonić Gwiezdną, która była już blisko wyjścia z pałacu. Nim ta zdążyła opuścić gmach, Jack użył lodowego zaklęcia i zablokował je. Lodowy pocisk trafił w kryształowe wrota, zamrażając je niemal na kość. Spodziewał się wybuchu gniewu u blondynki, jednak tym razem nic podobnego się nie stało. Dziewczyna przystanęła przy zamarzniętych drzwiach, przyłożyła rękę do lodu, a ten, pod wpływem jej dotyku, zaczął się powoli topić.
Nie zatrzymasz mnie, matołku. – Odwróciła się w jego stronę powoli, sięgając jednocześnie po miecz na plecach. Zmierzyła go poważnym spojrzeniem, przez co Jack omal nie schylił głowy. Ale nie dał się pokonać tak szybko.
Nie wiem, na co ty w ogóle liczysz – zaczął duch zimy, podchodząc do Gwiezdnej powolnym krokiem. – Według ciebie Amor naprawdę jest wart takiego poświęcenia? Rzucisz wszystko i pobiegniesz mu od tak na ratunek? Dlatego, że go... kochasz...?
Nie oczekuję ani nie chcę twojego zrozumienia.
Ale ja chcę zrozumieć! – krzyknął strażnik zabawy na cały korytarz. Jego krzyk rozniósł się echem po pałacowych zakamarkach, które od wieków były pogrążone w absolutnej ciszy. – Za kogo ty się uważasz? Podejmujesz decyzje, jakbyś to ty była Tsarem, a nie Pan Księżyc. – Te słowa Mo pozostawiła już bez komentarza. Jedynie popatrzyła na Frosta z lekkim uśmiechem, maskującym smutek na swojej twarzy.
Oj matołku, matołku... – Mo westchnęła, po czym obdarzyła Jacka jeszcze szerszym uśmiechem. – Kiedy ty wreszcie pojmiesz prawdę? Odpowiedzi na wszystkie twoje pytania masz tuż przed nosem. Znajdujesz się w domu samego Lunara, w moim własnym domu, który aż jest przepełniony poszukiwanymi przez ciebie odpowiedziami. Wystarczy tylko, że się rozejrzysz... Zacznij wreszcie widzieć, bo jak na razie, to jedynie patrzysz. – Po tych słowach Manen obróciła się na pięcie i opuściła pałac, zostawiając zdębiałego Frosta na środku korytarza.
Jack nie wiedział, co myśleć. Słowa Gwiezdnej odbijały się niczym echo w jego głowie. Odpowiedzi, których on tak usilnie szuka... są tutaj, w tym grobowcu? To oznacza, że miałby szansę na rozwikłanie zagadki o Manen. Korciło go strasznie, by zacząć przetrząsać calutki gmach w poszukiwaniu nurtujących go informacji, ale pokusa udania się w dalszą pogoń za Mo okazała się zbyt wielka. Po kilku minutach rozważań postanowił, że wszystkimi swoimi pytaniami bez odpowiedzi zajmie się kiedy indziej. Teraz najważniejsze było dla niego to, by podążyć za Gwiezdną i... dalej nie wiedział, co jeszcze. Po prostu chciał za nią lecieć, więc tak uczynił.
Ruszył ponownie za blondynką, jednak tym razem postanowił sobie, że nie pozwoli jej tak szybko odejść.
Hej! Stój! – krzyczał za nią, jednak ona była głucha na jego wołanie. Śmiało zmierzała przed siebie nie patrząc na nic. Udało mu się ją dogonić i złapać za ramię, nim ta zdążyła przejść przez portal. – Jeszcze z tobą nie skończyłem!
Ale ja skończyłam, Jack! – Mo odwróciła się do niego szybko. Chłopak popatrzył na nią przez chwilę ze zdziwieniem, ponieważ Mo użyła jego imienia. Nie nazwała go matołkiem, nie użyła innego wyzwiska. Z jej pełnych ust wydobyło się jego prawdziwe imię. – Powinieneś wracać do reszty. Tam przynajmniej dowiedziałbyś się tego, czego tak bardzo chcesz. Na co jeszcze czekasz...? – spytała, patrząc Jackowi prosto w oczy.
Nie – odrzekł jej hardo strażnik zabawy. – Nigdzie się nie ruszę. Jeśli mam poznać odpowiedzi, to tylko i wyłącznie od ciebie. I nie chcę, byś poszła sama na pewną śmierć!
Między nimi zapadła cisza. Mo wlepiła w białowłosego zszokowane spojrzenie. Słowa strażnika wytrąciły ją z równowagi. Jack się o nią martwi... O nią... W jej głowie zaczęło się rodzić pytanie dlaczego? Dlaczego on się martwi i to właśnie o nią? Przecież nie przepadają za sobą. Nie przyjaźnią się. Każda ich wspólna rozmowa kończy się zażartą kłótnią lub dochodzi do rękoczynów. A teraz? Manen patrzyła Frostowi głęboko w oczy. Były one tak strasznie podobne do oczu jej brata. Biła z nich niemal identyczna siła, która paraliżowała ją, sprawiała, że miała ochotę patrzeć w te oczy godzinami. Nim pomyślała nad tym, co robi, było już za późno. Jej drobne ramiona otoczyły ciało Jacka i zwarły w silnym uścisku. Jednocześnie wtuliła się w chłopaka, zaciągając się przyjemnym zapachem zimy. Od razu spodobała jej się ta woń, choć pierwszy raz miała z nią tak bliską styczność.
A ja nie chcę, byście wy wszyscy zginęli. Byś ty zginął... – szepnęła mu do ucha, przełykając z trudem łzy. Tuliła do swojej piersi ducha zimy coraz mocniej, jakby bała się, że ten nagle jej ucieknie.
Taki gest ze strony Manen kompletnie zszokował Frosta. Gdy poczuł jej ciepło tak blisko, zaniemówił. Ale oddał uścisk. Jego ręce również objęły Mo w talii i przyciągnęły do siebie jeszcze bliżej. Jej niemożliwie gorące ciało nawet przez kilka warstw ubrań przyjemnie grzało jego wiecznie zimną skórę i całą resztę ciała. Trwali tak przez dłuższy moment. Zarówno on, jak i ona nie chcieli oderwać się od siebie, aczkolwiek musiała nadejść wreszcie ta chwila. Gwiezdna odsunęła się od chłopaka na odległość wyciągniętych ramion. Ich spojrzenia ponownie się ze sobą spotkały, ten ostatni już raz. Mo odwróciła się powoli, lecz znowu została zatrzymana przez Jacka. Jego chłodna dłoń splotła się z tą ciepłą należącą do Gwiezdnej.
Nie idź. – Błagalny szept dotarł do uszu Mo, przez co ta zamknęła swoje oczy, mocno zaciskając powieki. Uśmiechnęła się, nadal nie otwierając ich, a kiedy już to zrobiła, Jack niemal z miejsca utonął w ich głębi. Blask tychże oczu pochłonął go bez reszty.
Muszę iść – szepnęła w odpowiedzi. Sięgnęła po drugą dłoń chłopaka. Jego zimne palce zetknęły się z jej ciepłymi, co Jack odczuł natychmiastowo. Przez opuszki palców po całym jego ciele rozlało się niesamowicie przyjemne uczucie gorąca. – Zrozumiesz mnie, gdy sam będziesz zakochany.
Dobrą chwilę zajęło Frostowi otrząśniecie się, a gdy już tak się stało, Gwiezdna opuściła wymiar. Dalsza pogoń za Mo była już bezsensowa. Nie mógł za nią iść. Sam nie dałby rady otworzyć przejścia, a Czas i reszta strażników nie puściłaby go samego. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko wrócić do przyjaciół. Białowłosy westchnął zrezygnowany. Prawą dłoń przyłożył do swego wciąż rozkołatanego serca, które ani myślało się uspokoić. Coś, czego chłopak nie potrafił nazwać zaprzątało jego umysł, jak i bijący nierówno mięsień w klatce piersiowej.

Wreszcie nadszedł czas, aby kolejna faza planu jego władczyń się rozpoczęła. Mimo, iż nic nie miał do uwięzionego strażnika, którego sam tu przytachał, nie zrobił nic by mu jakoś pomóc, czy ulżyć w cierpieniu. Bezwzględnie wykonywał powierzone mu rozkazy. Nie okazywał litości, choć... nie okazywał także zbytecznego okrucieństwa. Nie posuwał się dalej, niż było to konieczne. Pamiętał doskonale, iż głównym celem jest zarówno strażnik miłości, jak i ta tajemnicza Gwiezdna. Oni oboje muszą zginąć aby jego królowe mogły wyjść z ciemności, w której to zostały dawno temu uwięzione. On sam również był jej więźniem, jednak nic, nawet unicestwienie światła, nie uwolni go z jego osobistego więzienia. On już nigdy nie zazna prawdziwej wolności...

_________________________________________________


Cóż mam powiedzieć...!
Jest mi tak przykro. Naprawdę. Zawiodłam Was, wiem to doskonale. Niemoc i bezradność teraz przeze mnie przemawiają. Jednak wycisnęłam z siebie ile tylko się dało. Owocem mojej "pracy" jest o to ten mały rozdzialik. Pewnie macie ochotę mnie zabić. Proszę bardzo, zasłużyłam. 
Mamy święta, dlatego życzę Wam wszystkiego dobrego, samych sukcesów no i tego, co sobie tylko życzycie. Żebyście byli zawsze szczęśliwi..!
Do usłyszenia,
Moon.

Obserwatorzy