8/08/2017

Rozdział 17 - Kolejna kłótnia


                 Niezgoda.
             Jakże niebezpieczna. Zasiana między ludźmi, pielęgnowana przez lata, podsycana niczym rosnący ogień potrafi zniszczyć choćby najtrwalsze i najdłuższe sojusze. Zresztą, nie tylko je. Związki, przyjaźnie budowane latami w kilka chwil mogą popaść w zapomnienie. Dlaczego jest ona aż tak groźna? Czy kłótnie i zawiść można raz na zawsze pokonać? Uwolnić się spod ich trującego jarzma? Jaka jest cena absolutnej szczerości?
             Wielu próbowało walczyć. Wielu, oj wielu, lecz wszyscy jednak polegli. Niezgoda bowiem jest nieodłącznym elementem naszego życia. Jeśli sami pokonamy tkwiącą w nas zawiść, to uwolnimy nasze udręczone serca od wiecznego bólu, którego źródłem bywa chociażby nienawiść do samego siebie.
             Nauczmy się wybaczać. Wybaczenie jest lekarstwem na większość sporów. To właśnie ono pozwala iść dalej. Jest początkiem uwolnienia własnej duszy. Pozwólmy innym, by nam pomogli. Przyjmijmy to, co oferuje nam świat i nie zazdrośćmy innym. Cieszmy się tym, co mamy, bo bardzo szybko możemy to stracić i często na zawsze...

***
             

           Do Manen nie docierało to, co się stało. Opuściła go tylko na chwilę... Na chwilę! A wróg to bezwzględnie wykorzystał. Dziewczyna czuła, że nie jest na siłach choćby wstać. Rosnący ból w jej żebrach zaczynał przyćmiewać absolutnie wszystko. Jedyną rzeczą, o której była w stanie myśleć – oprócz Amora – było to, by obecni przy niej strażnicy – przyjaciele – zniknęli. Nie chciała, by patrzyli na to, co się z nią działo. Świadomość tego, że może już nigdy nie ujrzeć swojego Amora, sprawiała, że czuła niemal identyczny ból oraz rozpacz, co po stracie brata. To było nie do zniesienia. Chciała zapaść się pod ziemię.
             Jak ona mogła zostawić go samego?!
             Jack, podobnie jak reszta, zbliżył się do gwiezdnej strażniczki. Nie wiedząc, co powinien uczynić, a słowa ugrzęzły mu w gardle, postanowił jedynie położyć rękę na ramieniu dziewczyny. Jednak nim jego dłoń zetknęła się z materiałem jej skórzanej, czarnej kurtki, ona odepchnęła ją.
             – Nie dotykaj mnie – szepnęła, nie patrząc nawet na niego. Jej wzrok był utkwiony w podłodze. Frost chciał to jakoś skomentować, ale powstrzymał się, kiedy zobaczył, jak strażnik czasu dawał mu znak głową, by sobie darował. Więc tak uczynił. Cofnął rękę i zrobił krok w tył. Na jego twarzy zagościł smutek oraz rozczarowanie. Poczuł się odepchnięty i to go najmocniej zabolało. Przecież między nim a Mo nie było już takiej nieufności oraz wrogości, jak na początku, a mimo to Mo wciąż go od siebie odpychała. Było kilka momentów, w których to ona przejmowała inicjatywę, zaś z kolei to on ją odtrącał. Nie rozumiał tego. Jeszcze z nikim nie miał takich trudności w nawiązywaniu wspólnej nici porozumienia. Nawet z Zającem udało mu się jako tako zaprzyjaźnić...
             – Co teraz? – Jako pierwszy odezwał się Aster, który popatrzył na każdego z osobna z nadzieją, że któryś z jego przyjaciół wpadnie na jakiś pomysł. North zaczął się przechadzać to w jedną, to w drugą stronę, jednocześnie splatając dłonie za plecami. Począł gorączkowo myśleć nad rozwiązaniem, które jakoś niespecjalnie chciało wpaść mu do głowy.
             – Nawet nie wiemy, gdzie dokładnie go zabrano... – Ząbek usiadła obok Mo na podłodze, chcąc przytulić do siebie dziewczynę, lecz ta wyrwała jej się z objęć. Poderwała się nagle do góry i oddaliła od pozostałych. Wylądowała kilka metrów dalej, przy oknie, gdzie ciepłe promienie słońca wlewały się do sali głównej.
             Oparła się rękami o lodowy parapet i ze spuszczoną głową patrzyła, jak jej własne łzy kapią na białą powierzchnię. Starała się nie rozryczeć, bo przecież wiedziała, że płacz jej w niczym teraz nie pomoże. Powinna zebrać się w sobie i zacząć działać. Rusz się!, nakazała sobie w myślach, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Odniosła wrażenie, jakby jej dolne kończyny wrosły w lodową posadzkę. Rusz ten leniwy tyłek i pomóż swojemu Amorowi!!!, krzyczała na siebie i tym razem przyniosło to jakieś efekty. Złość i ból połączone razem wypełniły jej serce, przez co poczuła w sobie nowe siły. Wyprostowała się nagle, dumnie wypinając swoją imponującą klatkę piersiową do przodu. Wytarła dłońmi resztę łez z twarzy i przyjrzała się swemu własnemu odbiciu w oknie. Zobaczyła dziewczynę, która była na granicy rozpaczy, a w takim stanie można popełnić najgłupsze błędy, doprowadzając tym samym do jeszcze większego nieszczęścia. Mo patrzyła na samą siebie. Nawet ona dostrzegła zmiany, jakie w niej zaszły, i nie chodziło tu o te z przemiany w Light'a. Miała przed sobą kobietę, której odebrano mężczyznę. Mężczyznę, którego kocha, a to zasługiwało na najcięższą karę. Na najstraszliwszą zemstę, jaką może wymierzyć tylko i wyłącznie zraniona kobieta.
             – Nie pozwolę go sobie odebrać, po moim zimnym trupie – syknęła pod nosem wściekle niczym osa. Dłonie zacisnęła w pięści tak mocno, aż pobielała jej skóra na kostkach. Wciągnęła powietrze przez nos, po czym odrzuciła lewą ręką blond włosy do tyłu. Wokół niej pojawił się srebrny pył, który począł wirować i, nim reszta strażników zdążyła pojąć, co się dzieje, Gwiezdna zniknęła.
             Postanowiła nie marnować czasu. Dosyć już go straciła na biegunie, dlatego teraz nadszedł czas, by wziąć sprawy w swoje ręce. Podjęła decyzję. Nadszedł dzień, w którym wrota Księżycowego Grobowca zostaną otwarte. Po prawie tysiąc pięciuset latach... Amor był tego wart.
             Czas nie potrafił pojąć, jak to się stało, że nie upilnował tej dwójki. Jak mógł dopuścić do tego, by Mo i Amor zaszli w swojej relacji aż tak daleko? To się źle skończy, powtarzał w myślach. Był tego niemal pewien. Nie chciał pod żadnym pozorem dopuścić do tego, by kolejny Gwiezdny zakochał się w ziemianinie. To ją zniszczy. Zniszczy i zabije...! Czas zaczął powoli panikować. Jego zdenerwowanie nie umknęło czujnym oczom Northa i Piaskowego Ludka, którzy wymienili między sobą ukradkowe spojrzenia. W tym samym momencie kiwnęli ledwo zauważalnie głowami.
             – No ten... ekhem, gdzie mogła się udać Mo? – spytał strażnik zachwytu.
             – Chyba nie poszła sama szukać tych Sióstr, co nie? – Zębuszka popatrzyła przerażona na każdego z przyjaciół.
             – Ta dziewczyna do reszty oszalała... – Czas mruknął pod nosem, jednak nie tak cicho, jak zamierzał, gdyż wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę. – Jak tak dalej pójdzie, to cała dynastia wymrze! – Bezradny starzec nie wiedział już, co począć. Stellarum nie pozostawiła mu wyboru. Jeśli nie zacznie zachowywać się racjonalnie, cała prawda o jej prawdziwym pochodzeniu wyjdzie na jaw i dopiero wtedy będą mieć poważny problem.
             – Czy dowiemy się wreszcie czegoś? – Aster spojrzał wyczekująco na strażnika czasu, jednocześnie przygotowując się do wyduszenia ze staruszka upragnionej odpowiedzi. Czas czuł, że został postawiony pod ścianą. Spojrzenia wszystkich były skierowane właśnie na niego, a on nie wiedział, co zrobić. Wyjście z obecnej sytuacji stało się dla niego odległe niczym samo słońce. Dłonie starego zrzędy spociły się, dlatego wytarł je szybko o magiczną szatę. Czas zrozumiał, że dłużej prawdy ukrywać nie może. To koniec.
             – Ja... ja nie mogę powiedzieć. – Czas zwiesił głowę z rezygnacją. – Wybacz, Asterze i reszto, ale pytacie o sprawę, której nie wolno mi wyjawić. To rozkaz od samego Księżyca.
             – Od samego Księżyca?! – Jack wlepił zdziwiony wzrok w strażnika czasu. – To... to ma związek z naszym nowym wrogiem? – Stary Piernik nawet nie spojrzał na białowłosego, jedynie nerwowo przeczesał swoją długą, białą brodę patykowatymi palcami, gorączkowo unikając spojrzeń pozostałych obecnych strażników. – Odpowiedz! – Jack czuł głęboko w sobie, że jest coraz bliżej odpowiedzi na pytania, które dręczą go od pewnego czasu. Odkąd na jego drodze pojawiła się Gwiezdna, wszystko, całe jego wyobrażenie o Panu Księżycu i o świecie, w jakim dotychczas żył, zaczęły się diametralnie zmieniać. Wyszło w końcu na to, że tak na dobrą sprawę w ogóle nie wiedzą, kim jest Lunar! Jaka jest ich prawdziwa rola i z jakiego jeszcze powodu zostali strażnikami. No i co wydarzyło się tysiące lat temu. Wydarzenie sprzed wieków, w którym zginął Tsar Lunar i w którym został wskrzeszony przez tajemniczą Dominę Stellarum, która to z kolei zaginęła. Pozostała jeszcze jedna kwestia: Manen. Kim ona tak naprawdę jest? Tyle niewiadomych, tyle elementów do siebie niepasujących... Wszystko ginie w gąszczu tajemnic i niedomówień. Gdyby tylko Jack wiedział, że odpowiedź tak usilnie przez niego poszukiwana jest tuż pod jego nosem... że elementy układanki jednak do siebie pasują i tworzą banalnie proste rozwiązanie...
             – Nie mogę. Po prostu nie mogę. Obiecałem, że nawet gdyby się waliło i paliło, nie wydam prawdy. Od tego zależy bezpieczeństwo pewnej osoby. W przyszłości ten ktoś zajmie miejsce Pana Księżyca. – Czas powiódł zmęczonym wzrokiem po zebranych, zatrzymując się na Jacku.
             – Że co?! Zastąpić Pana Księżyca? – Zając Wielkanocny aż upuścił swoje bumerangi z wrażenia. Ząbek zaś zapatrzyła się na strażnika czasu, przez co zderzyła się w locie z Piaskiem. Oboje runęli na podłogę, chwytając się za obolałe głowy, gdzie już zaczęły wyrastać im niemałe guzy. North jedynie otworzył szerzej oczy, wlepiając je w strażnika czasu, jakby ten powiedział mu właśnie, że Gwiazdka została odwołana. Mikołaj wiedział, że Mo była kimś ważnym, jednak nikt go wcześniej nie poinformował o tym, iż Pan Księżyc wyznaczył sobie następcę, a w tym przypadku następczynię.
             – To ta cała Domina Stellarum, prawda? O niej mówisz. – Jack podszedł do staruszka jeszcze bliżej. – Jeśli ktoś miałby zastąpić go, to właśnie ona. Przecież to dzięki niej on nadal żyje!
             – Nic więcej nie powiem! – Czas, jakby nabierając nowej energii, wyprostował się nagle i z wojowniczą postawą ruszył w stronę Frosta. Jego opanowanie, które zazwyczaj gościło na postarzałej twarzy, powróciło ze zdwojoną siłą. – Zapomnijcie o tym, co wam powiedziałem. Tak będzie najlepiej, a teraz udajmy się w pościg za Starlight. Wiem, dokąd się udała. – Jack już chciał zaprotestować, ale North powstrzymał go, kładąc mu swoją rękę na ramieniu chłopaka. Frost spojrzał na niego z wyrzutem. Chciał dochodzić prawdy. Poznać odpowiedzi.
             – Nie, Jack. To nie jest dobry moment na kłótnie. Musimy znaleźć Manen.
             Tymczasem Gwiezdna imieniem Manen właśnie pojawiła się w miejscu, które dla większości nieśmiertelnych, nie wspominając o zwykłych ludziach, było niedostępne. Dumnym, aczkolwiek szybkim krokiem zmierzała do kamiennego łuku-bramy prowadzącego na otwarte morze. Dla niewtajemniczonych mogłoby się to wydawać dziwne. Przecież u brzegu morza, gdzie wokół rozpościerała się przepiękna laguna, nie było nic, co by mogło wskazywać na ukrycie tu ogromnego grobowca. Zatoka Księżycowa, bo taką właśnie nazwę nosił malowniczy zakątek, do którego zawitała Gwiezdna Księżniczka, był w rzeczywistości miejscem ukrycia nie tylko grobu Lunara, ale także portalem, które przenosił do innego wymiaru. Miejscem, gdzie granica pomiędzy śmiercią a życiem zacierała się. Miejscem, gdzie za wielkimi wrotami została zamknięta i zapieczętowana dusza samego cesarza księżycowego - Tsara Lunara.
             Mo weszła śmiało do przejrzystej morskiej wody, która co jakiś czas spokojnie uderzała o brzeg plaży. Gdy zanurzyła się do połowy, jednocześnie przekraczając bramę, obok niej jak na zawołanie pojawiły się dwie syreny. Wartowniczki wyłoniły się z wody, przyjrzały się przybyłemu intruzowi, a gdy rozpoznały Manen, natychmiast skinęły głowami w geście szacunku oraz powitania. Gwiezdna minęła je bez słowa, wchodząc coraz głębiej. W pewnym momencie zabrakło jej gruntu pod gołymi stopami, jednakże nie przeszkodziło jej to w dostaniu się do celu. Zaczęła płynąć ku kolejnej łukowatej bramie znajdującej się na dnie. Nie obawiała się, że zabraknie jej powietrza, była dobrą pływaczką. Jak tylko jej stopy sięgnęły dna, zaczęła iść wolno przed siebie. Uniosła prawą dłoń, która rozbłysła. Mo wyciągnęła ją przed siebie wyprotowaną. Skoncentrowała wszystkie myśli na kluczach, które poczęły pojawiać się przed nią. Przed gwiezdną zmaterializowała się duża podwodna brama, której powierzchnię zdobił ogromny rzeźbiony symbol: słońce, księżyc i gwiazda, wszystkie razem. Herb rodu Lunarów. Wysadzane kamieniami księżycowymi i lazurytami wrota zalśniły potężnie, stawiając opór. Nie chciały się otworzyć, lecz Manen była na to przygotowana. Ze światła wyjawiło się pięć zamków, a gdy lśnienie nieco przygasło, przed wyprostowaną ręką blondynki pojawiły cztery klucze. Specjalne, przez nią samą stworzone z księżycowych kamieni klucze wpasowały się w odpowiednie otwory. Jeden pozostał pusty. Ten właśnie klucz był strzeżony przez Amora i zniszczony przez Mroka podczas ich ostatniej walki. Brama nie chciała ustąpić. Mo czuła, że zaczyna jej brakować tlenu. Wypuściła z ust trochę zużytego powietrza, które to w postaci bąbelków poszybowały wężykiem do góry. Jedna z syren pełniących wartę podpłynęła do gwiezdnej strażniczki. Ta spojrzała na morskie stworzenie i na to, co trzymała piękna syrena w dłoni. Był to jakiś wodorost, ale za to nie byle jaki. Mo wzięła od syreny morską roślinę, po czym włożyła ją sobie do ust. Szybko przeżuła wodorost, bo w smaku był po prostu obrzydliwy. Po zaledwie kilku sekundach poczuła, jak jej płuca wypełniają się świeżym tlenem. Zupełnie jakby wypłynęła na powierzchnię i zaczerpnęła porządnego wdechu. W podzięce uśmiechnęła się do syrenki i skinęła lekko głową. Syrena odpłynęła, dołączając do swojej towarzyszki i razem z nią obserwowała poczynania Gwiezdnej. Jako początkujące wartowniczki pierwszy raz miały do czynienia z kimś spoza ich podwodnego świata. Słyszały o Gwiezdnych i o tym, że to oni są ich zwierzchnikami, jednak żadnego na oczy jeszcze nie widziały, aż do dzisiaj. Młoda strażniczka gwiazd wydała im się oczywiście piękna, ale także silna, dumna i, jak podają legendy, posiadała królewski sposób bycia. Aurę, której nie szło pomylić z niczym innym. To musiał być ktoś z rodu Lunarów, tłumaczyły sobie. W tym samym czasie Mo skoncentrowała się jeszcze bardziej. Postanowiła siłą otworzyć przeszkodę, używając do tego nowo nabytych mocy. Sama jeszcze nie wiedziała, jak wielką siłę zdobyła, stając się Light'em, jednak nie miała czasu na treningi. Musiała uratować miłość swego życia. Amor stał się całym jej światem i nie zamierzała pozwolić, by stała mu się jakakolwiek krzywda. Zajrzała w głąb duszy, do samego środka. Do miejsca, gdzie kłębiła się jej największa siła. Wokół niej woda zawrzała. Ryby przepływające akurat koło niej pouciekały jak najdalej. Wielka, srebrzysta brama zatrzęsła się i zaczęła otwierać. Herb rodowy rozświetlił się potężnym światłem, przez co dwie syreny musiały zasłonić oczy. Blask był oślepiający. Zadowolona Manen zbliżyła się do przejścia, które otworzyło się w pełni, ukazując widok co najmniej zaskakujący. Po drugiej stronie, jak mogło się wydawać, wcale nie było już dna morskiego. Owszem, jego obraz był rozmyty przez wszędobylską wodę, jednak gdyby bliżej się przyjrzeć, można było ujrzeć... łąkę. Łąkę pełną przepięknych kwiatów. Nad wzgórzami królowało letnie, pogrążone w wiecznym zachodzie słońce wraz z księżycem dopiero co wstępującym na wieczorne, późne niebo w pełni. Ponadto gdzieniegdzie na nieboskłonie odznaczały się pierwsze gwiazdy. Mo zrobiła pierwszy krok, jednocześnie przechodząc do innego wymiaru. Do świata zawieszonego między bytem a niebytem. Uczucie temu towarzyszące było podobne do tego, w którym przestawało się odczuwać grawitację. Gwiezdna znała już to uczucie. Doświadczała go za każdym razem, gdy wracała z Ziemi do przestrzeni kosmicznej, jednakże dla kogoś, kto nie miał przyjemności obcować z czymś takim, taka nagła utrata ciężkości mogła się wydawać dość dziwnym doświadczeniem. Jak tylko blondynka postawiła drugi krok, całkowicie przekroczyła granice światów i, tak jak za każdym razem, gdy tylko znalazła się pod drugiej stronie, jej wygląd zewnętrzny się zmienił, bowiem każdy, kto przestępował do tego świata, przybierał swoją prawdziwą postać. I tak właśnie z rockowej awanturnicy i wojowniczki Manen przemieniła się w Stellarum, władczynię wszystkich gwiazd. Skórzane spodnie, koszulka i kurtka zostały zastąpione przez olśniewającą suknię podobną do tej, w której przebudziła się jako Light kilka dni temu, z tą różnicą, że ta była niemal biała, a diadem zdobiący jej głowę stał się większy i teraz bardziej przypominał koronę. Jej włosy, zazwyczaj proste, teraz powiewały unoszone przez niewidzialny wiatr w subtelnych falach opadających aż do pasa. Ich kolor, tak jak za każdym razem, gdy tu wchodziła, zmieniał się ze złocistego blondu na srebrzysty. Tak właśnie wyglądała w rzeczywistości, jako Domina Stellarum, siostra obecnego Tsara Lunara. Jego następczyni. Dziewczyna ruszyła przed siebie, lecz tym razem już się nie spieszyła. Szła wolnym krokiem, ponieważ dotarła na miejsce. Gdy przedzierała się przez zapierające dech kwiatowe zastępy, po jej bokach zaczęły pojawiać się wysokie latarnie. Wykonane z błyszczącego srebra oraz misternie rzeźbione jakby witały Gwiezdną, prowadząc ją do domu jej brata. Tego, którego nie wolno jej choć na sekundę zobaczyć. Zrobiła jeszcze kilka kroków, gdy nagle zza wzgórz wyłoniła się cudowna budowla. Pałac w całości wykonany z kryształów księżycowych wyrósł jakby z podziemi, porażając wszystko wokół swoim majestatem. Mo zatrzymała się przed wrotami grobowca, tymi samymi, które sama tworzyła prawie tysiąc pięćset lat temu. To właśnie wtedy zamknęła je ostatni raz. Wtedy pożegnała się z bratem z wiedzą, że już go nigdy więcej nie ujrzy. Tamten dzień, po wybudzeniu z niemal dziesięcioletniej śpiączki, zapadł jej najbardziej w pamięć, ponieważ to właśnie wtedy jej ukochany, jedyny brat przestał dla niej żyć. Straciła go, na zawsze. Aby uczcić jego pamięć i jakoś ulżyć sobie w bólu, stworzyła właśnie ten oto gmach, który później nazwano Księżycowym Grobowcem. Pałac, w którym niegdyś mieszkała jej wspaniała i potężna rodzina, przerobiła na coś bardziej okazalszego, donioślejszego. Na grób. Mo potrząsnęła lekko głową, wprawiając w mocniejsze falowanie swe lśniące magicznie włosy. To było dawno. Wtedy nie wiedziała, jak potoczy się jej przyszłość. Teraz sytuacja się zmieniła. Z biegiem czasu zrozumiała, co to znaczy być strażnikiem gwiazd. Co to znaczy należeć do dynastii Lunarów. Gdy wróg czeka u bram, gdy zagraża pokojowi, należy sięgnąć po broń. Być w gotowości. Jako przyszła królowa miała obowiązek chronić swoich poddanych, przyjaciół no i rodzinę. Sentymenty muszą odejść w niepamięć. Teraz to ona była odpowiedzialna za cały świat. Za ten sam świat, który do upadłego bronił jej straszy brat. Ona zamierzała postąpić tak samo. Dlatego odetchnęła głęboko. Zdecydowała. Pchnęła kolosalne wrota zamku, zaś te otwarły się, ukazując drogę przez przepiękny dziedziniec do dalszej części spektakularnej budowli calutkiej z kryształu.
             W tym samym momencie ktoś, kto od wieków był uwięziony w kryształowym zamczysku, wyczuł znajomą mu, jednak odrobinę zmienioną, potężną aurę. Znał ją doskonale i pomimo różnic rozpoznał ją bez trudu. Jego serce automatycznie zabiło mocniej, radując się co niemiara. Jego malutka gwiazda. To na pewno ona. Był tego pewien. Jednak po chwili ogromnej radości nadszedł strach oraz panika. Co ona wyprawia?, pomyślał. Dlaczego tu się zjawiła? Będąc zamkniętym od tylu wieków, nie miał żadnego kontaktu ze swoją małą gwiezdną księżniczką. Medium ich wiążące uniemożliwiało jakikolwiek kontakt między nimi. Choćby jedno spojrzenie było absolutnie zakazane. Tylko tak mogli dzielić ze sobą duszę, będąc od siebie jak najdalej, bez żadnego kontaktu. Tęsknota za nią była z każdym dniem coraz większa. Do dzisiaj nie mógł wyjść z podziwu, iż to jej udało się dokonać tego, czego jemu nie. Gdyby tylko znała prawdę... Mo, nie możesz tu być, choć tak bardzo chciałbym cię chociaż raz ujrzeć, zobaczyć, jak bardzo się zmieniłaś, dorosłaś... Tylko jeden raz... ale wiem, że to niemożliwe. Nawet dla Tsara Lunara... 
             North wraz z pozostałymi strażnikami udali się do podziemnego garażu. Tam czekały na nich lśniące sanie zaprzęgnięte w osiem reniferów, które już nie mogły doczekać się kolejnej podniebnej jazdy. Mikołaj ucieszył się wraz z Zębuszką jak małe dzieci, gdy Czas wyjawił im cel ich podróży. Zapał Zająca Wielkanocnego został przygaszony, kiedy okazało się, że ma lecieć saniami z pozostałymi. Automatycznie jego uśmiech zrzedł, co Jack wręcz musiał skomentować w typowy dla siebie sposób.
             – Ooo, kangurek nadal boi się latać? – Białowłosy strażnik zabawy minął Zająca, robiąc w jego kierunku prześmiewczą minę. Natomiast uszaty już miał idealną ripostę na końcu języka, ale North złapał go za kabury od bumerangów i siłą posadził w saniach na tyłach. Jego pewność siebie wyparowała w sekundę, uszy położył po sobie, a pazurami jak zawsze zarysował błyszczący lakier.
             – Nie... ja nie chcę..! – wykrzyczał spanikowany, jednak nikt go nie słuchał. Reszta zapakowała się do sań pospiesznie, by jak najszybciej udać się do Księżycowej Zatoki.
             – Przesadzasz, przecież nie ma to jak saneczki! – North obejrzał się przez ramię, posyłając pasażerom szeroki uśmiech. Aster przełknął nerwowo ślinę. W oczach Mikołaja dostrzegł ten znajomy, szaleńczy blask. To po nas..., pomyślał załamany strażnik nadziei.
             – Nie mogę uwierzyć, że jedziemy zobaczyć prawdziwe syrenki! – Zębuszka aż nie mogła się powstrzymać przed uśmiechaniem. Złapała cała podekscytowana Jacka za rękę, przez co chłopak lekko się zarumienił. Takie gesty ze strony strażniczki wspomnień były dość częste, jednak za każdym razem reagował na nie tak samo - z lekkim zawstydzeniem, ale szybko się uspokajał.
             – Ruszajmy! Im prędzej tam dotrzemy, tym szybciej znajdziemy Manen. Mam tylko nadzieję, że nie popełni żadnego głupstwa. Zakochany Gwiezdny to poważny problem... – Czas potrząsnął głową z niezadowoloną miną. Jego słowa zwróciły za to uwagę wszystkich pozostałych strażników.
             – Zakochany?! – wykrzyczeli wspólnie. Staruszek zreflektował się. Pogładził swoją przydługawą brodę nerwowo kilka razy, zdając sobie sprawę z tego, że popełnił gafę. Nie pozostało mu nic innego, jak wyjaśnić sytuację.
             – Czy wy naprawdę tego nie dostrzegacie? Nie widzicie, że Manen i Amor są w sobie, aż ciężko mi to przyznać, po uszy zakochani?
             Chłód, a raczej niemiłosierne zimno dawało mu się we znaki coraz bardziej i wcale nie pomagało w nieodczuwaniu bólu. Wręcz przeciwnie. Skrajnie minusowa temperatura tylko pogarszała jego stan, sprawiając, iż jego wewnętrzny płomień ledwo się tlił. Do tego dochodziły te więzy, które skutecznie unieruchamiały jego do krwi poranione dłonie. Kompletnie przemoczony, zziębnięty oraz wyczerpany Amor siedział przywiązany do tego samego stalagmitu. Na głowę kapała mu woda z wysoko powyrastanych ze skalnego sufitu stalaktytów. W mroku, który królował w podziemnej jaskimi, skały te mogły na pierwszy rzut oka przypominać zębiska jakiegoś ogromnego stwora, a sama jaskinia jego paszczę. Amor tak właśnie się czuł. Jak nieszczęśnik, który zrządzeniem losu trafił do śmierdzącego śmiercią pyska potwora. Odpuścił sobie próby ucieczki czy chociażby rozerwania więzów. Za każdym razem, gdy próbował się jakoś uwolnić, magia tkwiąca w linach skutecznie go powstrzymywała, zadając mu ból i odbierając energię życiową. Jako nieśmiertelny nie mógł umrzeć, jednakże taki rodzaj magii nadawał się idealnie do unieruchomienia go. Była taka chwila, w której mroczna moc niemal całkowicie pozbawiła go przytomności, jednak myśl o jego złotowłosej ukochanej nie pozwalała mu się poddać. Musiał to przetrwać. Wytrwać tak długo, aż jego gwiazdka przybędzie mu z pomocą. Był pewien, że tak się stanie. Z drugiej zaś strony wiedział, że to pułapka. Że jest swego rodzaju przynętą, by zwabić Gwiezdną. Na samą myśl o tym Amor czuł nieposkromiony gniew. Nie chciał dopuścić do tego, by jego ukochanej stała się krzywda, choćby najmniejsza. Znał ją jak mało kto i wiedział, że prędzej czy później znajdzie go i wtedy rozpęta się wojna. Walka światła z ciemnością, jak to powiedział mu jego tajemniczy porywacz kilka chwil temu. Qupido czuł to całym sobą. Czystą i niepohamowaną nienawiść, która kłębiła się w podziemiach. Czekała jedynie na dogodny moment do ataku. Amor westchnął ponuro. Czuł głęboko w środku, że ich wróg dopiero pokaże, na co go stać. Mo, uważaj na siebie..., pomyślał uwięziony strażnik miłości.
             Jack nadal nie mógł uwierzyć w to, co powiedział im strażnik czasu. Jak to zakochani po uszy?! Przecież ich relacja wyglądała zawsze na czysto przyjacielską. Nie okazywali sobie czułości, jakimi zazwyczaj obdarowują się wzajemnie pary, ale co on mógł wiedzieć o takich rzeczach? Był strażnikiem zabawy, nie ekspertem miłosnym. Poza tym Amor i Mo w ogóle mu do siebie nie pasowali. No bo jak? Mówią, że przeciwieństwa się do siebie przyciągają, a oni... Są zbyt podobni do siebie. Ponadto kłócili się, przepychali, często też wyzywali, ale... no właśnie. Czasami można było zaobserwować między nimi coś dziwnego. Taką jakby granicę. Przypominali sobie o niej, gdy zanadto się zapominali lub ktoś ich na czymś nakrył. Na przykład na rozmowach w cztery oczy. Ponadto Jackowi zawsze się wydawało dziwne to, że jak tylko Amor znajdował się w pobliżu Gwiezdnej za długo, Czas pojawiał się znikąd i rozdzielał tę dwójkę. Teraz już wiadomo dlaczego. Mo i Amor. Razem. Zakochani. Frostowi nadal nie mieściło się to w głowie.
             – Docieramy do celu! Zapnijcie mocniej pasy! – krzyknął North przez ramię do swoich pasażerów. Czas odruchowo rozejrzał się po bokach w poszukiwaniu pasów bezpieczeństwa, ale żadnych nie znalazł.
             – Tu nie ma żadnych pasów.
             – To tylko taki żart... trzymajcie się, lądujemy!
Renifery pociągnęły sanie w dół, jednocześnie skręcając przy tym ostro w lewo, dzięki czemu pojazdem porządnie zatrzęsło. Aster nie wiedział już, czego się złapać, dlatego przysunął się bliżej Piaskowego Ludka, który czerpał to, co najlepsze z podniebnej wycieczki. Kiedy Piasek unosił wysoko swoje małe rączki do góry, w stanie najprawdziwszej euforii, Zając przytulił się do niego z autentyczną paniką wypisaną na mordce. Schodzili coraz niżej i niżej, mimo to prędkość wcale nie malała. Strażnik nadziei zmówił wszystkie znane sobie modlitwy, wyczekując nieuchronnego zderzenia z ziemią, jednak ono nie nastąpiło. Zamiast tego sanie delikatnie opadły na piaszczysty grunt w towarzystwie rżenia reniferów i śmiechów pozostałych nieśmiertelnych. Aster był w szoku. Tak dobrego lądowania North już dawno nie zaliczył. Gromada strażników zaczęła wychodzić z sań, niektórzy już nie mogli się doczekać spotkania z syrenami.
             – Zaiste przyjemna to była przejażdżka. – Czas wygładził swoją magiczną szatę, jak tylko opuścił mikołajowy środek transportu. Zębuszka przytaknęła mu ochoczo. – No dobrze, teraz mnie posłuchajcie uważnie. Nie jesteśmy tu, by zwiedzać. Syreny strzegą przejścia do innego wymiaru, do którego zapewne Manen się wybrała. Musimy poprosić o przejście. Także chodźcie za mną! – Gdy staruszek skończył mówić, ruszył w stronę otwartego morza, co zdziwiło resztę strażników. Aster nie był przekonany, by pójść za Czasem.
             – Jesteś pewien, że wiesz, gdzie idziesz?
             – Ależ naturalnie... Och! Zapomniałem powiedzieć, że przejście znajduje się pod wodą. Taki mały szczegół.
             – Mały szczegół?! – powtórzyła reszta. Jack spojrzał na ocean. Delikatne, spienione fale uderzały o brzeg rajskiej wyspy, na którą przybyli. Jak jeszcze lecieli, Czas poinstruował ich, iż Mo udała się do słynnej Księżycowej Zatoki. Teraz dopiero Jack przekonał się, dlaczego tak ją nazwano. Była to dość mała wyspa na środku Pacyfiku, która kształtem przypominała sierp księżyca. Piasek na plaży nie okazał się złocisty czy biały, ale swą barwą lekko wchodził w srebro. W powietrzu, prócz słonego zapachu oceanu, unosiła się magia. Frost podążył wzrokiem w miejsce, gdzie Stary Pryk już niemal do połowy zanurzony był w przejrzystej wodzie. Stał pod kamiennym łukiem, który do złudzenia przypominał witrynę bramy. Chłopakowi jakoś niespecjalnie chciało się wchodzić pod wodę. Miał z tym związane złe doświadczenia. Przecież podczas pierwszego życia utonął, wpadając pod lód! Nim zdążył zaprotestować, North złapał go za ramię i pociągnął w stronę wody.
             – Spokojnie, Jack. Nie musisz się bać.
             – Ja się nie boję. Kto tak w ogóle powiedział?
             – Co jest, Frost, nagle cię strach obleciał? – Aster minął chłopaka, posyłając mu podobną minę, którą Jack mu zafundował w podziemnym garażu. Uszaty ruszył za Piaskiem i Zębuszką, podążając śladem ich przewodnika. Jack nie chciał się przyznać za żadne skarby, ale tak, bał się wejść do tej przeklętej wody. Rozważał nawet pozostanie tu, na brzegu, jednak nagle coś sobie przypomniał. Tam jest Mo. Tam mogę znaleźć odpowiedzi. Może dowiem się czegoś więcej o tej zagadkowej Dominie... Te właśnie myśli przekonały Frosta do podjęcia decyzji, czyli pójścia za resztą do innego wymiaru. Wziął głęboki wdech, potem drugi i w końcu wszedł do wyjątkowo ciepłej wody. Obok niego kroczył Święty, dodając tym samym strażnikowi zabawy otuchy. Gdy wszyscy znaleźli się już pod kamiennym łukiem wychodzącym ponad powierzchnię wody na jakieś dwa metry, po obu jego bokach wynurzyły się dwie postaci. Syreny, które tym razem nie okazały takiego szacunku jak Gwiezdnej, zagrodziły dalsze przejście, krzyżując ze sobą dwa groźnie połyskujące miecze.
             – Kim jesteście? – spytała jasnowłosa piękność. Przyjrzała się każdemu z przybyłych po kolei, dokładnie ich lustrując. Jej wzrok najdłużej zatrzymał się na Jacku, który nie przejął się nią prawie wcale.
             – Jestem Ojciec Czas, strażnik czasu, a to są strażnicy dziecięcych marzeń. – Staruszek wskazał najpierw na siebie, później na towarzyszy. Na koniec uśmiechnął się do syrenich wartowniczek, lecz te nie dały się tak łatwo zwieźć.
             – Po co tu przybyliście? To święte miejsce. Wstęp mają tylko nieliczni. – Druga ze strzegących przejścia syren, ciemnoskóra brunetka, patrzyła na Starego Pryka uważnie. Słyszała o nim opowieści od starszych sióstr. – Tobie wolno przejść, ale reszcie nie.
             – Jak to? – Do rozmowy wtrącił się Zając, jednak nim ten zdążył powiedzieć coś jeszcze, Czas uciszył go gestem.
             – Wiem, że musicie przestrzegać zasad, jednak jako jeden z uprawnionych do wejścia do grobowca, mam prawo kogoś przeprowadzić. Nalegam, by cała obecna grupa dostała zgodę. Chcemy zobaczyć się z Gwiezdną. Szukamy jej.
             – Gwiezdna jest po drugiej stronie. – Ciemnoskóra syrena westchnęła. Nie wiedziała, co zrobić w tej sytuacji. Na szkoleniu wartowniczym wspomniano coś o tym, że Ojciec Czas miał pełne prawo przekroczenia granicy międzywymiarowej, a także do przeprowadzenia przez nią gości. Wartowniczka spojrzała na swoją koleżankę porozumiewawczo. Blondwłosa syrena była w kropce. – No dobrze, możecie przejść. – Obie opuściły miecze, jednocześnie umożliwiając dalszą drogę strażnikom. Ojczulek uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
             – Bardzo dziękujemy.
             – Naprawdę dziękujemy – dodał swoje trzy grosze North. Syreny ostatni raz zmierzyły ich spojrzeniem, nim ci zniknęli pod wodą.
             
             Płynąc coraz głębiej, Czas od razu zauważył otwarte przejście. Postanowił płynąć szybciej, gdyż powietrza zaczynało mu już brakować. Nie był nigdy wysportowany, a będąc starszym, nie mógł się poszczycić dobrą kondycją. Jack, Zając i Zębuszka wyprzedzili go i jako pierwsi dotarli do celu. Rozglądali się na wszystkie strony, ponieważ piękno podwodnego świata oszołomiło ich. Różnokolorowe ryby przepływały obok nich. Wodorosty oraz inne oceaniczne rośliny falowały lekko w rytm niespieszących się prądów, zaś załamujące się światło słońca rozświetlało wodę w przepiękny sposób. Gdy całą grupą dotarli na dno, Czas jako pierwszy przeszedł przez wrota. Znajome uczucie braku grawitacji przeszyło jego ciało, jednak nie przejął się tym zbytnio. Dość często przebywał tą drogę, no i odwiedzał Manen w kosmosie, więc przyzwyczaił się do tego uczucia. Jak tylko znalazł się po drugiej stronie, a jego stopy dotknęły trawiastego gruntu, wziął głęboki wdech. Powietrze przesiąknięte magią i potęgą wypełniło jego płuca. Zaraz za nim z bramy zaczęli wyłaniać się pozostali.
             To, co ujrzeli po przekroczeniu podwodnego przejścia, było po prostu niewiarygodne. Choć każdy z nich żył po lekko kilkaset lat, czegoś tak pięknego jeszcze nie widzieli. Łąka pełna kwiatów, całe wzgórza usiane kwiecistymi plonami. Na wieczornym niebie królowały gwiazdy wraz z księżycem i słońcem. No i przeogromny pałac, cały zrobiony z półprzeźroczystego kryształu, mieniący się niczym perła na dnie morza lub księżyc w pełni wysoko w górze na nocnym niebie.
             – Tu jest... tu jest po prostu pięknie... – Ząbek aż nie mogła złapać tchu z zachwytu, podobnie jak reszta. Nie mogli znaleźć słów, by opisać miejsce, do jakiego właśnie zawitali. Rozglądali się jak zaczarowani. To miejsce ich oczarowało.
             – Chodźcie, nie mamy zbyt wiele czasu. – Ojczulek ruszył przed siebie wprost do pałacu. Reszta poszła za nim bez słowa, nie odrywając oczu od olśniewającego gmachu. Dotarcie do bramy wejściowej zajęło im chwilę. Szli dróżką, aż stanęli u celu. Czas zatrzymał się przy wielkich wrotach wejściowych wykonanych z nieprzejrzystego, matowego kryształu. Obrócił się, po czym spojrzał na każdego ze strażników z osobna z błyskiem w oku. – Moi drodzy – rzekł, kładąc jedną dłoń na gładkiej powierzchni wrót – witajcie w Gwiezdnym Pałacu, znanym inaczej jako Księżycowy Grobowiec.
             Mo udała się do doskonale znanej sobie komnaty, omijając szerokim łukiem skrzydło północne, gdzie nie miała prawa wstępu. To właśnie tam spoczywała dusza jej brata, a jeśli ona by się do niej zbliżyła za bardzo, równowaga Medium zostałaby poważnie zachwiana. Mim zabrałby jej całą energię życiową. Umarłaby. Dlatego do skrzydła południowego obrała okrężną drogę, przez Komnatę Wspomnień. Jej zwiewna suknia, tak samo jak włosy, falowała z każdym energicznym krokiem. Wyszła z ogromnej komnaty, w której aż roiło się od magicznych portretów wszystkich członków dynastii Tsarów, począwszy od samej Artemisy, na Manen i Mimie kończąc. Dalej Gwiezdna skierowała się długim korytarzem w lewo, do części starego pałacu. To tutaj biegała jako malutka dziewczyna. Mając zaledwie kilka lat, mieszkała tu, w Gwiezdnym Pałacu. Jedynie treningi odbywała w przestrzeni kosmicznej. Pałac służył Gwiezdnym jako taki wielki dom wychowawczy. Im starsi gwiezdni strażnicy się stawali, tym mniej czasu spędzali w pałacu. Taka to już rodzinna tradycja Lunarów. Mo szła korytarzem dalej, jednak przystanęła w wylocie do owalnej, ogromnej komnaty, która służyła jako sala balowa. Same dobre wspomnienia nawiedzały ją, gdy kroczyła przez kręte korytarze i komnaty. Tyle wspomnień... Gdy przeszła przez salę, dostała się do skrzydła zachodniego, które służyło za zbrojownię. I było najbliżej wyjścia. Wtedy właśnie Gwiezdna wyczuła ich obecność. Wiedziała, że Czas podąży za nią, jednak nie spodziewała się, że reszta przybędzie tu razem z nim. Nagle blondynka przystanęła. Dotarła do swego celu. Przybyła tu po coś, co aż do dziś było poza jej zasięgiem. Jedyna broń, nawet dla niej zbyt potężna i należąca do jej starszego brata. Jego Platynowe Berło - miecz, który był dwa razy silniejszy od jej Srebrnego Berła. Ta wyjątkowa broń leżała i czekała niespełna tysiąc pięćset lat, aż ktoś ponownie jej użyje i dzisiaj ten dzień właśnie nadszedł. W otoczeniu lśniących zbroi, wszelakich broni, na podwyższeniu spoczywało ostrze, które potrafiło jednym sprawnym ruchem rozciąć rzeczywistość, tworzyć czarne dziury, rozpoławiać planety... Manen uklękła przed podwyższeniem, gdzie na czerwonej, satynowej poduszce spoczywała broń jej ukochanego Starszego. Za pomocą swojego pyłu zmieniła swój strój, który nie był już czarny, ale zachował klimat wiecznej żałoby. Ciemnoszara, skórzana kurtka z czarnym kapturem i rękawami tego samego koloru zdobiła górną część ciała blondynki. Także skórzane, biodrowe spodnie, również szare, doskonale podkreślały jej długie, zgrabne nogi. Pod rozpiętą kurtką znajdował się obcisły biały top odsłaniający brzuch ze skromnym dekoltem nieodsłaniającym, jak zazwyczaj jej inne koszulki, biustu. Wstała z klęczek, odrzuciła długie włosy do tyłu, po czym z nabożną czcią wspięła się po trzech schodkach. Ostrożnie pochwyciła w swoje lekko drżące dłonie miecz Lunara, chwyciwszy prawą dłonią za jego zgrabną rękojeść. Od razu, jak tylko go dotknęła, poczuła niesamowitą energię kryjącą się w tym legendarnym mieczu. Odetchnęła głęboko, nie mogąc uwierzyć, że trzyma w rękach tak bezcenny symbol. Broń jej brata, samego Tsara Lunara. Po kilku minutach napawania się najpotężniejszą bronią w galaktyce, schowała ją do pochwy, którą to miała umocowaną na plecach zaraz obok swoich dwóch krótszych katan. Teraz była gotowa, by stawić czoło budzącej się na Ziemi nienawiści. By ocalić jej ukochanego Amora. Rozejrzała się jeszcze ostatni raz po zbrojowni, gdy nagle w oczy rzucił jej się niemal dwumetrowy obraz przedstawiający młodego mężczyznę. Jego białe włosy lśniły w blasku gwiazd srebrzyście, a z zielononiebieskich oczu biła siła i mądrość. Ubrany na biało, z błyszczącym mieczem w dłoni spoglądał na planetę Ziemię w oddali. On sam stał na powierzchni księżyca. Jego postawa, dumna i nieskalana, była godna najprawdziwszego cesarza. A przecież nim właśnie był. Mo patrzyła właśnie na malowidło przedstawiające jej brata, samego Lunara.
             – Tutaj jesteś i... Co ty do licha ciężkiego wyczyniasz?! – Ciszę, w której pałacowe pomieszczenia były pogrążone od wieków, przeszył ostry i pretensjonalny głos strażnika czasu, który właśnie przekraczał pospiesznie próg zbrojowni. Manen spojrzała na niego, przekręcając głowę w lewo. Jej oczom ukazali się wszyscy strażnicy marzeń z Dziadziusiem na czele. Blondynka nie odpowiedziała od razu na wręcz wykrzyczane pytanie swojego opiekuna. Zdawała sobie sprawę z tego, że czeka ich raczej nieprzyjemna rozmowa, ale nie zamierzała tracić na żadne kłótnie czasu.
             – Pora, bym wzięła sprawy w swoje ręce.
             – Do reszty oszalałaś! Powinnaś skupić się na obowiązkach. Posłuchaj...
             – Nie! To ty słuchaj! – Jej głos zabrzmiał echem wśród niezliczonych zbroi. – Nie zamierzam stać z boku i bezczynnie przyglądać się wszystkiemu tak jak ty!
             – Dziecko, działasz pod wpływem emocji... – Czas chciał jakoś uspokoić Gwiezdną, ale ta z każdym kolejnym słowem nakręcała się coraz bardziej.
             – Nawet jeśli, to co z tego?! Nie pozwolę, by odebrano mi kolejną osobę, którą kocham, rozumiesz? – Mo wydarła się na całe gardło. W jej oczach ponownie stanęły łzy, aczkolwiek te były łzami wściekłości i rozpaczy. – Nie dam im zabić mojego Amora!

             Słowa Mo dźwięczały w uszach Jacka. Więc to prawda. Ona naprawdę go kocha. Nie wiedzieć czemu, ale Jack poczuł w sercu ogromny zawód. Spuścił głowę tak, by nikt nie mógł widzieć rozczarowania na jego bladej twarzy. Co się z nim dzieje? Dlaczego właśnie tak zareagował na słowa Zołzy? Nie rozumiał tego w ogóle, a już z pewnością nie pojmował tego, co się stało później. Frost ruszył w stronę Gwiezdnej. Wyminął strażnika czasu i sam stanął w odległości metra od blondynki, po której policzkach płynęły kryształowe łzy. Spojrzał dziewczynie głęboko w oczy, jakby doszukując się w niej kłamstwa na temat jej ostatniego wyznania. Nie znalazł go. Prowadzony jakimś dziwnym impulsem nagle wypalił z siebie:
             – Ty serio coś do niego czujesz? Do kolesia, który prawdopodobnie zaliczył połowę dziewczyn na planecie?

___________________________________________________________


             Witajcie.
Taaa, po trzech miesiącach wracam z nowym rozdziałem. Ten jest sprawdzony przez mojego nowego Betę, mojego przyjaciela i brata w jednym. Uwielbiam go, serio. Powinnam prosić was o wybaczenie na kolanach, z czołem przyklejonym do gołej ziemi. Ta książka ma już ponad 11 tys wyświetleń! Wy serio to czytacie! Aż nie wierzę. Teraz rozdziały będą ukazywać się już systematycznie. Nabrałam nowych sił, mam wakacje... Będzie dobrze :D. Jeszcze raz wam, kochani moi dziękuję za te wyświetlenia, i za gwiazdki też. Jest mi bardzo miło, że doceniacie moją pracę. Staram się pisać coraz lepiej, by jak najdokładniej odwzorować wersję z mojej głowy. Jestem wam to winna.No, to chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Przepraszanie nie ma sensu, bo i tak to słowo jest niewystarczające. Jednak konieczne, wiem o tym. Co do tego rozdziału, mam nadzieję, że się spodoba. Ja sama jestem z niego zadowolona. Czekam na wasze opinie.. :D


2 komentarze:

  1. Moonlight wróciła! Chwała niebiosom! :D Nawet nie wiesz jak się cieszę!
    Trochę smutno, że nie dostałam powiadomienia, ale rozdział zapiera dech w piersiach. Nie mogę doczekać się kolejnej części! Będę czekać z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze tylko, dopisując do poprzedniego komentarza, serce mam w kawałeczkach, przez zakończenie... Umiesz zatrzymać czytelnika w napięciu T^T

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy