Jack stał nad obolałą blondynką
i uśmiechał się o niej cwanie już obmyślając plan zwycięstwa.
Chciał dać nauczkę Mo pokazać jej, że z nim nie powinno się
zadzierać ani z niego drwić. Starał się wyglądać na pewnego
siebie co było doskonale widać.
Gwiezdna uniosła nieznacznie głowę
na tyle, by móc spojrzeć Frostowi w jego błękitne oczy. Jak on
śmiał patrzeć na nią w taki sposób? Z taką pewnością siebie i
drwiną.. I ten uśmieszek, wręcz ociekał pewnością siebie. Mo
uniosła się na rękach chcąc przybliżyć się do strażnika
zabawy i by spojrzeć mu w oczy. Nie bała się go, ani trochę. Co
on mógł jej zrobić.. Nic, dokładnie. Jedno wielkie nic. Ona,
wielka strażniczka gwiazd, nie miała choćby najmniejszego zamiaru
dać mu się ustawić, o nie. Absolutnie. Jak on mnie denerwuje!,
krzyknęła w myślach zmęczona dziewczyna.
Poczuł jej
gorąco na swojej twarzy kiedy Gwiezdna przysunęła się do niego
bliżej. To już nie było ciepło lecz żar! Paliła wręcz jak
ogień. Na buzi była blada jak ściana, jedynie rozgrzane w kolorze
czerwonego wina rumieńce odznaczały się i choć Jack przyznał to
niechętnie, dodawały jej uroku. Postanowił przyjrzeć się jej
dokładniej.
Pierwsze
co przykuwało uwagę w jej wyglądzie to jej oczy. Jack jeszcze
takich nigdy nie widział. Były duże w niespotykanym
niebiesko-zielonym kolorze, okolone długimi ciemnymi rzęsami.
Lśniły dziwnie, jakby gdzieś głęboko w nich zostały zatopione
diamenty lub.., gwiazdy. Tak, właśnie tak. Jak gwiazdy. Jej oczy
błyszczały jak gwiazdy nocą. Do tego ciemne łuki brwiowe, które
teraz miała ściągnięte. Nieco większy nos niż u większości
ludzi z prawie niezauważalnym garbkiem. Usta o odcieniu jasnej
wiśni, aż prosiły by je dotknąć, by ich spróbować. To wszystko
komponowało się z jej mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi i
twarzą w kształcie owalu. Całość dopełniała burza blond włosów
w odcieniu ciemnego złota a jak się bliżej przyjrzało można było
wychwycić pasemka brązu i srebra. Jest naprawdę
piękna.., pomyślał
zafascynowany.
-
Czego się tak gapisz? - syknęła patrząc na Frosta wściekłym
jednocześnie zmęczonym wzrokiem przez co cały czar prysł. ...ale
to jednak zołza. Dokończył w
myślach i uśmiechając się pod nosem z tylko sobie znanym powodem,
zwiesił głowę i westchnął. Wstał, odszedł od łóżka po czym
splótł ramiona na piersi.
- Co powiesz na
zakład? - spytał po chwili. Skoczył w górę, wylądował robiąc
fikołka w powietrzu na tylnej ramie łóżka Mo i pokazał swoim
kijem na Gwiezdną, która obdarowała go rozzłoszczonym
spojrzeniem.
- Zakład? -
spytała po chwili i roześmiała się cicho.
- Tak, zakład.
- Jack stanął na palcach i założył swój kij za głowę. Brwi Mo
uniosły się do góry a usta ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
Zmieniła pozycję na łóżku i teraz leżała opierając się o
jego wezgłowie, złożywszy na brzuchu ręce jak do pacierza.
- Ty się
chcesz ze mną – pokazała na siebie ręką – zakładać? -
spytała nie dowierzając. - Niby o co?
- A o to, że
zmuszę cię do wzięcia leku. Skoro tak ci zależy na tym by się od
niego wymigać to ja znajdę sposób byś go wzięła. W końcu
będziesz musiała go przyjąć. Będziesz błagać o niego aby tylko
ulżyć sobie w bólu. - Jack zeskoczył zgrabnie i podszedł do
otwartego na oścież okna. Mroźne powietrze owiało mu twarz co
przyniosło mu przyjemną ulgę i przyjemność. Nic nie orzeźwiało
go tak jak arktyczne powietrze na biegunie. Po kilku sekundach do
jego uszu doszedł cichy, dźwięczny śmiech dziewczyny.
-
Więc, zakład ma polegać na tym, że będziesz próbował
– Mo zrobiła palcami cudzysłów – mnie złamać? - spytała
rozbawiona.
- Tak,
dokładnie tak. - odpowiedział jej dumnie Frost. W powietrzu zawisła
cisza, którą przerwał gwałtowny wybuch głośnego śmiechu
Gwiezdnej. Obejrzał się w kierunku dziewczyny, która turlała się
po posłaniu nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Jej reakcja nieco
zdenerwowała strażnika zabawy ale dzielnie się opanował. Nie
chciał ponownie stracić nad sobą panowania. Czekał cierpliwie, aż
dziewczyna się uspokoi.
- Oo..oooch.. O
mój.. Boże.. - Mo nie mogła dojść do siebie po słowach Jacka,
które tak ją rozbawiły, że od śmiechu ponownie rozbolał ją
brzuch. - Wyjaśnijmy sobie coś na początek. - powiedziała i
usiadła po turecku podpierając się rękami na kolanach. - Ja w
życiu nie pozwolę się złamać. Nie ma takiej siły na tej
planecie, która by mnie zmusiła do czegokolwiek, kapujesz? To po
pierwsze a po drugie to co ja będę z tego mieć?
- Satysfakcję.
- oparł się o swoją laskę a prawą rękę schował do kieszeni
swojej niebieskiej bluzy. Obserwował czujnie blondynkę, nie chciał
by umknął mu choć jeden najdrobniejszy szczegół. Chciał poznać
ją, wyczuć, dowiedzieć się o niej jak najwięcej aby zyskać nad
nią jakąś przewagę.
- Marna ta
nagroda... - Gwiezdna przeciągła się leniwie wyprostowując ręce
do góry i prostując plecy, dzięki czemu jej niemały biust został
bardziej niż zazwyczaj wyeksponowany. Mo ziewnęła zamykając na
moment oczy za to spojrzenie białowłosego przejechało po ciele
dziewczyny i jak na złość musiał przyznać kolejny raz przed
sobą, że laska ma się czym pochwalić. To już nie jest ciało
nastolatki a młodej kobiety., pomyślał przełykając ślinę z
zakłopotaniem. Poczuł, jak na jego twarzy zaczynają pojawiać się
delikatne rumieńce. Cholera
jasna! Dlaczego ja tak reaguję..?!,
zbeształ sam siebie. To
jędza! Wredna zołza!
- Wiedziałem, że nie.. - już chciał rzucić jakimś tekstem
by ją sprowokować ale dziewczyna weszła mu w słowo, znowu.
- Czekaj czekaj..! Nie powiedziałam, że się nie zgadzam. - Mo
spojrzała na Frosta bliżej nie określonym spojrzeniem i westchnęła
głęboko się nad czymś zastanawiając. Przygryzła dolną wargę
uśmiechając się przy tym delikatnie. - Ok, zgoda. Załóżmy się.
Ale.. - Frost już chciał wyskoczyć przed okno ale Mo go
powstrzymała – Jeśli ja wygram, a na pewno wygram, zrobisz co
zechcę do końca mojego pobytu tutaj. Jeśli ty wygrasz, co nawiasem
mówiąc jest praktycznie niemożliwe, ja spełnię każde twoje
życzenie. - rzekła. Wstała ostrożnie z łóżka trzymając się
lewą ręką za obolały brzuch. Prawą wystawiła w stronę Jacka,
który spojrzał na jej dłoń a później na Mo.
- Każde? Bez wyjątku? - spytał, nie do końca przekonany w
uczciwość słów Manen.
- Każde jedno. Słowo Gwiezdnego. - pewność i powaga w jej
głosie przekonały chłopaka. Uniósł dumnie czuprynę do góry i
pewnie uścisnął rękę Mo.
- Stoi. - Jack uśmiechnął się chytrze a w jego białej główce
już zaczęły tworzyć się misterne plany. Chciał puścić jej
rękę ale ta złapała go mocniej i szarpnęła w swoją stronę.
- Powodzenia matołku. Od prawie stu sześćdziesięciu pięciu
lat nikt nie wmusił we mnie tego świństwa. Nawet Amor nie dał
rady. Może tobie się uda... - szepnęła mu na ucho a jej usta
musnęły jego małżowinę uszną.
Poczuł jej żar tak blisko siebie, jej szept, który zaszumiał
mu w głowie powodując zamęt, że na moment przestał oddychać a
kiedy już odzyskał zdolność oddychania jego serce zabiło tak
mocno jakby miało zaraz wyskoczyć mu z piersi i wybuchnąć na jego
oczach. Nie wiedział co powinien zrobić, był oszołomiony.
Skołowany. Stał jak taki kołek nie mogąc wykonać chociażby
najmniejszego ruchu. Jej bliskość była dla niego jednocześnie
piorunująca i hipnotyzująca. Pierwszy raz odczuł coś takiego.
Mo jako pierwsza odsunęła się od chłopaka. Nie rozumiała
dlaczego to zrobiła. Po prostu.., zrobiła. Pocałowała go w ucho!
Byli tak blisko siebie, że jak gdyby ktoś w tym momencie wszedł by
do pokoju pomyślał by, że się całują! Chyba na serio jest z nią
coś nie tak. Przełknęła szybko ślinę, gdyż niespodziewanie
zaschło jej w gardle. Puściła jego zimną dłoń i cofnęła się
lekko zakłopotana aby usiąść na miękkim materacu. Kiedy poczuła
pod sobą przyjemny w dotyku materiał pościeli chciała się
jeszcze raz przeciągnąć lecz nagłe ukłucie, znacznie silniejsze,
w brzuchu skutecznie jej to uniemożliwiło. Skuliła się na łóżku
chwytając się obiema rękami za podbrzusze. To nie wróżyło nic
dobrego.
- Aa! - krzyknęła a ból wycisnął z jej oczu kilka słonych
łez. Jacka wybudził z transu jej krótki krzyk. Podszedł do
dziewczyny a kiedy chciał ją dotknąć w połowie drogi jego ręka
zastygła. Zacisnął dłoń w pięść i po chwili cofnął ją
chowając do kieszeni bluzy. Obserwował jak blondyna podnosi się do
pozycji siedzącej lecz nie chciała już na niego patrzeć.
Specjalnie odwróciła głowę, wiedział o tym.
- Ee.. w porządku? - spytał nie pewnie.
- Wszystko gra.
- Może chcesz trochę leku? Pomogłoby ci.
-
Wyjdź stąd i mnie nie denerwuj. To twoja wina. - jej głos był
ledwo słyszalny, ponieważ twarz miała zatopioną w pościeli.
- Chwila, co? - Jacka aż zamurowało na moment. - Jak to moja
wina?! - wydarł się na cały pokój.
- No twoja. Denerwujesz mnie. I nie, nie chcę jakiś cudownych
maści, zwłaszcza od ciebie! - poderwała się do góry i spojrzała
na Frosta starając się wyglądać na jak najbardziej rozwścieczoną.
- Głuchy jesteś? Powiedziałam wyjdź! - krzyknęła. Złapała
chłopaka za ramię i siłą wyprowadziła za drzwi. W progu Jack
jednak zdążył zablokować się swoją laską przez co uskutecznił
Mo wyrzucenie jego osoby z pokoju.
- Weź mnie puść! - krzyknął poirytowany a z końca jego
laski wystrzelił snop białych iskier prosto na klatkę piersiową
blondynki. Mo nie była przygotowana na taki obrót sprawy i oberwała
solidnie. Puściła Jacka i wylądowała tyłkiem na łóżku ledwo
je przesuwając, przez co na drewnianej podłodze powstało kilka
małych rys. Gwiezdna złapała się za zamrożone na piersiach
ubranie. O dziwo nie sprawiło jej to żadnego bólu, może dlatego,
że jej skóra była niczym rozgrzane do czerwoności żelazo.
Spojrzała zaskoczona na swoje ubranie a następnie na zdębiałego
Frosta, który sam był w większym szoku niż Gwiezdna.
Białowłosy spojrzał na swój kij a dopiero chwilę potem na
Mo, która wlepiała te swoje śliczne oczka w niego mocno zdziwiona.
W pierwszej chwili Jack się wystraszył myśląc, że zrobił jej
krzywdę ale kiedy ta nie pokazała po sobie żadnych oznak
cierpienia już chciał otworzyć usta by coś powiedzieć ale po
chwili je zamknął.
Mo uniosła przed siebie dłoń i skupiła na niej swoje
spojrzenie. Skoncentrowała się przez chwilę a jej ręka pokryła
się niknącym światłem, a następnie przyłożyła ją do swoich
zamarzniętych ubrań. W jednej chwili lód zaczął się topić a
górna część ubioru dziewczyny była cała morka. Kiedy lód
całkowicie się rozpuścił Mo wstała ostrożnie w lekkim rozkroku
z rękami po bokach, a cieknąca z niej woda już zdążyła stworzyć
pod nią małą kałużę. Mo ogarnęła się pojedynczym spojrzeniem
i pokręciła głową z politowaniem. Podniosła głowę i spojrzała
na Frosta, który chyba chciał coś powiedzieć ale nie do końca
wiedział co.
- Ty na serio we mnie strzeliłeś. - powiedziała i strzepnęła
ze swoich rąk wodę. Wyprostowała się powoli a woda w której
stała zaczęła parować. Jej gołe stopy zrobiły dwa kroki a po
wodzie na podłodze nie było już ani śladu. - Kurwa mać. -
przeklęła i jeszcze raz na siebie spojrzała śmiejąc się. -
Dobra, punkt dla ciebie. - rzekła jak gdyby nigdy nic i zaczęła
się rozbierać. Najpierw rzuciła na łóżko kurtkę a kiedy już
chciała się wziąć za koszulkę odwróciła się i jednym szybkim
ruchem pozbawiła się przemoczonego T-shirtu.
- Ej! No... No co ty..?! - krzyknął Frost i odwrócił
się cały zmieszany a kolor jego policzków dorównywał dojrzałym
pomidorom. Mo odwróciła się do niego całkiem na luzie i zabrała
się za rozczesywanie swoich włosów palcami.
- No co? Przecież nie jestem naga. - rzekła i rzuciła się na
miękkie wyrko. Ból znowu dał o sobie znać ale dzielnie go
zniosła. Jack odwrócił się w jej stronę nieśmiało a kiedy
ujrzał ją w samym staniku, nie liczą spodni, jego twarz zrobiła
się purpurowa. - Ech, chyba mi nie powiesz, że nie widziałeś
dziewczyny w negliżu, co?
- No widziałem ale.. weź się ubierz kobieto.
- Serio?! Ściemniasz... - uniosła się ale szybko opanowała
swoje emocje – Z resztą, spytam Amora. On będzie wiedział. - Mo
westchnęła po czym spojrzała na otwarte okno. Światło dnia
zakuło ją w oczy przez co skrzywiła się odrobinę i przewróciła
na drugi bok, twarzą do białowłosego, który patrzył wszędzie
tylko nie na nią. - A ty nie masz przypadkiem czegoś do roboty
zamiast gapienia się na otaczający świat? - spytała.
- Eee.. - tylko tyle był w stanie wydusić z siebie biedny
chłopak.
- Matołku, ogarnij się lepiej jak chcesz wygrać zakład. -
obdarzyła chłopaka znaczącym spojrzeniem.
- Nie wiem co robisz ale.. - Jack odezwał się po dłuższej
chwili a gniew zaczynał przejmować nad nim kontrolę. - ..ale masz
przestać. - drżące ręce mocno ścisną na lasce - Przestań mącić
mi w głowie. - spojrzał na Mo pełen gniewu i szybkim krokiem
wyszedł z pokoju zostawiając zdziwioną dziewczynę samą.
Mo nie wiedziała o co mu chodziło i w ogóle nie przejmując
się tym białym matołem ułożyła się wygodnie na łóżku,
oczywiście tyłem do okna, zamknęła oczy i oddała się w błogie
ramiona snu.
Tymczasem w warsztacie Świętego Mikołaja prace szły pełną
parą. Yeti dawały z siebie wszystko by zdążyć na czas. Przez
ostatnie wydarzenia z Mrokiem produkcja miała poważne opóźnienia
przez co North chodził cały poddenerwowany. Robił co się dało by
jakoś nadrobić stracony czas lecz yeti jechały już na ostatnich
obrotach a do Gwiazdki zostało dokładnie trzydzieści cztery dni.
North przystaną ma moment i rozejrzał się wokół siebie. Na
wszystkich piętrach aż huczało od roboty. Co kilka sekund z taśm
montażowych schodziła kolejna partia gotowych do zapakowania
zabawek. Na prawo od Northa stało stoisko z gotowymi już modelami
małych wojskowych samochodzików i helikopterów. Dalej, na prawo
Yeti o i mieniach George i Mickey nastrajali ostatnie gitary
elektryczne. North słysząc za sobą warkot małego silniczka w
ostatnim momencie uchylił się przed czerwonym samolocikiem, którym
sterował inny yeti. Odetchnąwszy z ulgą zjechał windą na dół,
gdzie produkowane były zabawki nieco większego kalibru takie jak
półmetrowe lalki chodzące, narty, duże samochody wywrotki,
deskorolki, domki dla lalek i tym podobne. I to właśnie tutaj prace
szły najgorzej. Brakowało kółek do deskorolek i yeti nie nadążały
z klejeniem dachów do domków. Aż strach było patrzeć. North
tutaj spędzał większość swojego czasu na pomaganiu wymęczonym
zwierzakom, które jakimś cudem nadal pracowały. Elfy bawiły się
za to beztrosko i przeszkadzały na całego, wyjadając Mikołajowi
jego ciasteczka. No właśnie, gdzie są moje ciastka?, spytał
samego siebie North i rozejrzał się za tymi małymi nicponiami. Te,
zadowolone z siebie, gdyż kolejny raz zakosiły Northowi jego
pierniczki, zabunkrowały się pod stołem z gotowymi już,
zapakowanymi lalkami i chichotały, zajadając się ciasteczkami.
Strażnik zachwytu złapał się zrezygnowany za głowę i pokręcił
nią kilka razy nie dowierzając, że sam chciał jeszcze trzymać w
warsztacie te małe nicponie. Nie czekając na dalszą zachętę,
podszedł do yeti, który właśnie kończył malować ostatnie
deskorolki.
- I jak idzie? - spytał z nadzieją w głosie. Yeti powiedział
coś w swoim języku i ziewnął porządnie. Patrząc na Northa
zaczął pędzlem malować swoją włochatą dłoń zamiast zabawki.
Yeti dopiero po chwili zauważył co robi lecz nie miał siły na
przesadne reakcje. Nawet nie udał się by zmyć farbę! - Dobra,
stary, idź odpocznij. Ja cię zastąpię godzinkę, dwie. - North
uśmiechnął się do stwora a ten z wdzięcznością udał się na
zasłużoną przerwę. Yeti jak tylko usiadł tak momentalnie usnął.
Zauważył to North przez co westchnął i spojrzał smutno na swoich
pomocników. Jeszcze nigdy nie mieli takiego opóźnienia w
produkcji, przez co Święty zaczął się poważnie martwić jednak
postanowił odgonić ze swoich myśli czarne scenariusze bo jak to
mówią „pozytywne myślenie to już połowa sukcesu”. I tak
minął dzień w bazie strażników. Jedni pracowali w pocie czoła,
inni odpoczywali a jeszcze inni łazili bez celu, szukając sobie
jakiegoś zajęcia.
Następnego dnia North biegał po całej bazie robiąc wszystko
co tylko było w jego mocy aby jakoś przyspieszyć prace nad
zabawkami dla dzieci. Z tego co sobie obliczył nie uda im się
wyprodukować wszystkiego na czas chyba, że dostał by pomoc w
postaci kilku chętnych do pomocy. To były bardzo ale to bardzo złe
wieści. Wiara dzieci mogłaby na tym sporo ucierpieć. North sobie
nawet nie wyobrażał tego co by się stało, gdyby w poranek Bożego
Narodzenia dzieci po przebudzeniu nie znalazły pod choinkami swoich
prezentów. To byłaby istna tragedia! Ale, uszy do góry!,
pomyślał chcąc dodać sobie otuchy.
Jack właśnie wrócił do bazy ze swojego nocnego patrolu nad
Ameryką Północną. Wciąż się gniewał na strażniczkę gwiazd
ale tak w sumie to sam nie wiedział dlaczego. Przecież nic takiego
nie zrobiła i nie miał powodu aby tak na nią naskakiwać. Owszem,
była niemiła ale to może dlatego, że była zmęczona. W końcu
ostatnia walka wiele ją kosztowała czym udowodniła paroma
omdleniami. Myślał nad tym kiedy zasypywał południowe tereny
Kanady świeżym śniegiem i doszedł do wniosku, że skoro i tak
będzie musiał ją znosić przez najbliższe parę dni to postara
się jakoś z nią dogadać a przy okazji wygrać zakład. Kiedy
pomyślał o tym od razu przypomniała mu się sytuacja kiedy Mo
niemalże ucałowała go w ucho. Samo myślenie o tym przyprawiało
Frosta o dojrzałe rumieńce i jeszcze to jak paradowała sobie przed
nim na wpół rozebrana... Jakby nie patrzeć jest on mężczyzną i
swoje pomyślał ale zaraz tego pożałował, ponieważ to Mo! Wredna
zołza! Jak on mógł myśleć o niej w „tych” kategoriach? Poza
tym, oni się prawie wcale nie znają. Wywnioskował, że powinien
poobserwować ją trochę, aż nie dowie się o niej wystarczająco
dużo. Dzisiaj wyjątkowo dostał się bez żadnych przeszkód do
bazy, gdyż żaden yeti nie pilnował wejścia. Zainteresowany tym
faktem udał się w głąb warsztatu i pierwsze co zobaczył to jeden
wielki chaos. Yeti, zmęczone i ledwo stojące, pakowały prezenty
gwiazdkowe dla dzieciaków najszybciej jak potrafiły a sam North
biegał, co w jego wykonaniu było przezabawne, od jednego stołu do
drugiego pomagając jak tylko mógł. Strażnik zachwytu nawet nie
zauważył Jacka, który pomachał mu na powitanie tylko biegał z
pędzlem w prawej ręce i z młotkiem w lewej. Frost uśmiechnął
się do siebie widząc panujący wszędzie nieład. Postanowił, że
nie będzie przeszkadzać Mikołajowi i udał się na wyższe piętra
aby jakoś zabić swoją nudę, i może żeby podkraść parę
ciastek Northowi.
Mijał kolejny korytarz, jego lewa ściana w całości była
pokryta regałami z książkami, na których od lat zalegał kurz. Po
swojej prawej miał świetny widok na salę główną i na Sferę
Snów, która jarzyła się pięknie w słońcu odcieniami złota.
Popatrzył na światełka zadowolony a jego wzrok padł na jedno
konkretne światełko. Jamie.., pomyślał a na jego twarz
wkradł się szeroki uśmiech. Postanowił, że dzisiaj go odwiedzi.
Jak tak o nim myślał to stwierdził, że już dawno u niego nie
był. Jego nogi niosły go dalej przed siebie i ani się obejrzał a
stał już nieopodal pokoju Gwiezdnej. Chcąc nie chcąc musiał
tamtędy przejść by dotrzeć do kuchni. Kiedy był już parę
kroków od drzwi ze środka pomieszczenia wypadło na korytarz kilka
roześmianych elfów a widząc skradającego się Jacka zaśmiały
się głośno. Białowłosy pokazał im, że mają być cicho by nie
zdradziły jego obecności ale czego można było się spodziewać po
tych nierozgarniętych urwisach..? Rechocząc między sobą pobiegły
przed siebie wymachując łapkami. Jeden z nich potknął się o
własne nóżki i trącił stolik, na którym stała lodowa choinka.
Stolik runął na podłogę i gdyby nie dobry refleks Frosta, lodowe
arcydzieło rozpadło by się na miliony kawałeczków. Jack postawił
rzeźbę na swoje miejsce i spojrzał gniewnie na elfy, które
właśnie zniknęły za rogiem pozostawiając po sobie, jak to one,
chaos i zniszczenie. Jack przewrócił oczami i już chciał odlecieć
stamtąd ale jego wzrok przykuł widok zza otwartych drzwi jednego z
pokojów. Chyba musiała zostawić je otwarte., pomyślał
białowłosy i nie mogąc się powstrzymać zajrzał do wnętrza
pomieszczenia. Blondynka leżała nieruchomo przodem do wejścia na
boku. Jej blond włosy były rozlane po poduszce ale kilka kosmyków
opadało na jej bladą twarz. Oddychała powoli i miarowo co by
znaczyło, że nadal śpi. Ta to ma sen.., skomentował w
swojej głowie strażnik zabawy. Na paluszkach wślizgnął się do
środka i podszedł do łózka, uważał przy tym aby nie zbudzić
Gwiezdnej. Przyjrzał się śpiącej dziewczynie z zainteresowaniem.
Dopiero teraz miał okazję zrobić to porządnie więc postanowił
skorzystać w pełni z tej jednej jedynej szansy. Tak jak wcześniej
zauważył, Manen jest naprawdę urodziwą dziewczyną z jasną cerą.
Jej ciało również było niczego sobie. Zaokrąglone tam gdzie
trzeba. Pewnie faceci ustawiają się za nią w kolejce. Szkoda
tylko, że ma taki podły charakter a tak nawiasem mówiąc, dlaczego
tak jest? Jego wzrok powędrował na klatkę piersiową śpiącej
dziewczyny i dopiero teraz zauważył, że w okolicy serca ma ledwo
widoczną bliznę. Wyglądało to tak, jakby ktoś ją zaatakował
mieczem czy nożem. Dziwne., pomyślał i ponownie przyjrzał
się jej twarzy. Wyglądała na spokojną lecz nie uśmiechała się.
Z tego co zdążył zaobserwować, bardzo rzadko się uśmiechała a
jak już, to był to taki wymuszony uśmiech. Jedynie raz szczerze
się uśmiechnęła, do Amora. Dla niego to było dziwne, być wciąż
takim smutnym lub rozdrażnionym. Jemu wiecznie dopisywał humor,
chyba, że ktoś mu podpadł. Najczęściej było to Kangur lecz
przez ostatnie dni Mo nieźle działała mu na nerwy. Miała w sobie
coś takiego, że aż korciło go by jej przygadać. Była zbyt pewna
siebie i najlepiej wszystkich ustawiałaby po kątach a już
zwłaszcza jego a już w ogóle nie mieściło mu się w głowie to,
że North zaczął uważać ją za swoją pupilkę. No to już był
szczyt wszystkiego, naprawdę. Ale, koniec końców, Mo miała
również w sobie coś, co jakoś przyciągało go do niej i pomimo
szczerych niechęci, zaczynał coraz częściej o niej myśleć.
Interesowała go jej historia. Jak zginął jej brat, co się stało
i dlaczego taka właśnie jest.. Chciał się o niej dowiedzieć
wszystkiego, poznać ją. Ona sama nie była skora do opowiadania o
sobie dlatego postanowił popytać innych. Nagle dziewczyna
zmarszczyła brwi a jej powieki drgnęły. Jack odskoczył od niej i
cofnął się aż pod same drzwi. Gwiezdna obróciła się na wznak i
ziewnęła porządnie.
Jej oczy, nie przywykłe do takich jasności zapiekły ją przez
co Mo skuliła się chroniąc swój wzrok od zabójczego dziennego
światła. Kiedy jakoś przyzwyczaiła się do porannego stanu rzeczy
poderwała się do siadu i otarła zaspane oczy rozglądając się po
nowym pokoju. Sen jaki sobie zafundowała był jednym z tych
dłuższych od ładnych dwudziestu lat. Dawno już tak dobrze nie
spała... Jej wzrok padł na postać chowającą się w cieniu, od
razu rozpoznała Frosta przez co zirytowała się już na samo dzień
dobry.
- Przecież cię widzę. - westchnęła i usiadła na skraju
swojego wygodnego łóżka. Porwała w ramiona poduszkę i parła o
nią głowę. Drugi raz ziewnęła i zamknęła oczy chcąc dalej iść
spać. - Czego? - warknęła.
- Ja.. ten... Tylko.. - Jack wyszedł z cienia. Jąkał się bo
nie widział jak się wytłumaczyć, w końcu go przyłapała. - Z
resztą, nie muszę ci się spowiadać. - oświadczył i splótł
ręce na piersi.
- No nie musisz... - mruknęła zaspanym głosem. - A czy podasz
mi łaskawie moją koszulkę? Leży obok ciebie.
- A czy ja wyglądam na służącego?
- No ręce ci od tego nie odpadną?!
- No już ok... - Frost zgarnął z podłogi koszulkę i jak
tylko ją dotknął coś mu w niej się nie zgadzało. Po chwili już
wiedział co. - Nie wiem, czy będziesz chciała ją ubrać.
- Bo? - Mo podniosła się lekko i spojrzała spod przymrużonych
powiek na białowłosego.
- Bo jest zamarznięta na kość. - rzekł i rzucił nią w
kierunku Mo. Widząc co się stało z jej ulubioną koszulką aż
zaniemówiła na kilka sekund. - Ja pieprzę.. - mruknęła pod nosem
i chwyciła w dłoń powyginaną pod dziwnymi kątami zamrożoną
część garderoby. - To była moja ulubiona.. No tak. - właśnie
sobie coś uświadomiła – Tu jest grubo poniżej zera. - rzuciła
na podłogę kawał szarego lodu i westchnęła. - I co ja mam teraz
na siebie włożyć?
- Według mnie mon cher tak wyglądasz najlepiej. - znikąd
pojawił się Amor, który siedział oparty o ramę otwartego okna i
patrzył na Mo nie mogąc od niej oderwać wzroku. Jack spojrzał w
tamtym kierunku, zaskoczony jego obecnością.
- A według mnie to się powinieneś uciszyć w tym momencie. -
rzekła oglądając się w jego kierunku. - I nie gap się tak na
mnie.
- Ale jest na co. - uśmiechnął się znacząco. - Jesteś
przepiękna w takim prawie że negliżu, wiesz?
- Weź skończ. - rzekła krótko i ukryła twarz w poduszce
jednocześnie się uśmiechając. Co jak co ale lubiła słuchać
komplementy na swój temat.
- Kogo ja tu widzę. Toż to sam Jack Frost! I co powiesz o
naszej gwiazdce, co? Niezła sztuka, nie? - mrugnął do białowłosego
i niespodziewanie oberwał w twarz puchową poduszką. - Auć!
- Zaraz ci pokażę niezłą sztukę. - ta uwaga już się Mo nie
spodobała. Czasami Amor ją strasznie irytował, na przykład takim
przedmiotowym traktowaniem kobiet.
- To ja was gołąbki zostawię samych.. - Jack chciał ewakuować
się z pokoju ale Mo go powstrzymała.
- Zaraz zaraz, nie gołąbkuj mi tu. Kolejny się znalazł... -
mruknęła niezadowolona pod nosem. - Od rana mnie denerwujecie... -
chciała powiedzieć coś jeszcze ale szybko zasłoniła sobie usta
ręką, gdyż zebrało się jej na wymioty. Dodatkowo ból brzucha
dał o sobie znać przez co dziewczyna była zmuszona wstać i szybko
udać się do łazienki. Nie, tylko nie to!, błagała w
myślach. Wybiegła z pokoju do łazienki, która całe szczęście
była zaraz obok jej drzwi.
Amor chciał pobiec za nią lecz dziewczyna zdążyła zatrzasnąć
za sobą drzwi przez co strażnik prawie oberwał w nos. Może nie
pokazywał tego ale bardzo się martwił o blondynkę. Była jego
najlepszą przyjaciółką i nie chciał by cierpiała, zwłaszcza
tak jak teraz. Jako jeden z nielicznych wiedział, co grozi Mo gdy ta
użyje swoich mocy na Ziemi.
- A tej co znowu? - Jack popatrzył na drzwi, za którymi
zniknęła Gwiezdna a później na strażnika miłości, który
westchnął jedynie i usiadł na jej łóżku.
- Daruj, lecz ci nie powiem. - Amor położył się na pomiętej
pościeli i zaciągnął się zapachem Mo. Zamknął oczy i
rozkoszował się jej wonią do czasu, aż Jack do niego nie
podszedł.
- Dlaczego mi nie powiesz? - spytał Frost marszcząc brwi.
- Bo ona tego nie chce. Młody, nie zdradza się czyiś tajemnic.
- Amor wyjaśnił to w taki sposób, że Jack w ogóle tego nie
zrozumiał.
- Powiem tak. - Amor poderwał się do siadu, poprawił sobie
włosy i kurtkę – Mo jest silna, piekielnie silna a jej światło
dla nas jest wręcz zabójcze, dlatego nie wolno jej używać go na
Ziemi. A już na pewno nie jak jakiś człowiek jest w pobliżu.
Amulet, który ma na szyi, jest blokerem. Blokuje jej moce i pozwala
na używanie jedynie połowy z nich.
- Blokuje ją, bo nie potrafi zapanować nad emocjami. No to ma
sens. Zołza rzeczywiście ma wahania nastrojów.
- Co? Zołza? Hahaha.. - Amor spojrzał na Frosta śmiejąc się
prawie do łez. - A to dobre.
- Czas powiedział, że ty wraz z Zołzą prawie zniszczyliście
Ziemię, prawda to?
- Ach to... noo.. - Amor zastanowił się chwilę nad odpowiedzią
– Właściwie nic wielkiego się nie stało. Europa jest cała,
Azja zresztą też, nie ma co wspominać. - czarnowłosy machnął
ręką.
- Ale co się takiego stało? - dopytywał białowłosy.
- Pokłóciliśmy się. Poszło dosłownie o błahostkę a ona
się wkurzyła. Do dzisiaj boli mnie prawy bark. - Qupido chwycił za
ową część ciała.
- O błahostkę, powiadasz? - Mo stała w drzwiach i patrzyła
złowrogo na Amora. W toalecie zmieniła swój strój i teraz miała
na sobie jedynie za długi męski szary T-shirt. Amor wraz z Frostem
spojrzeli na nią i zmierzyli od stóp do głów. - Człowieku, ty
mnie chciałeś po pijaku zaciągnąć do łóżka!
- Cooo?! - Frost spojrzał zszokowany na Amora, który ani trochę
nie był zawstydzony. Podszedł za to do dziewczyny i posłał jej
przepraszające spojrzenie,
- Ile razy mam cię jeszcze za to przepraszać? Od tamtej nocy
nie wypiłem ani jednej kropli, przecież wiesz. - chwycił ją za
ramiona i zrobił minę biednego szczeniaczka. Mo nie dała się na
to nabrać i zdjęła z siebie ręce Qupido.
- Nie rób takiej miny bo to na mnie nie działa. Z resztą,
miałeś ogromne szczęście, że Dziadziuś i Naturia pojawili się
w porę. Mało brakowało a bym cię zabiła. Dobra, koniec tego
teatrzyku. Gadaj po coś tu przyszedł?
- Mamy parę spraw do omówienia ale najpierw chodźmy pozwiedzać
trochę warsztat. - Amor uśmiechnął się promiennie na co Mo
westchnęła i przepuściła chłopaka w drzwiach.
- Wiesz, jakbyś wzięła lek to byś nie musiała rzygać. -
Jack spojrzał znacząco na Mo, która parsknęła śmiechem.
- Serio? Tylko na tyle cię stać? - pokręciła głową i wyszła
z pokoju zostawiając Mroza samego.
Warsztat Mikołaja przemienił się chyba w najtłoczniejsze
miejsce na ziemi. Yeti biegały, potykając się o elfy a sam North,
już na ostatnich nogach, chodził w te i wewte. Amor i Mo lekko się
zdziwili widząc wszędobylski rozgardiasz.
- Co tu się dzieje? - spytał Amor a Mo jedynie wzruszyła
ramionami.
- Jak to co? North próbuje nadgonić produkcję. Przez Mroka
prace stanęły w miejscu a teraz walczy z czasem. - Jack oparł się
znudzony o swoją laskę.
- Ej, coś mi się przypomniało! - Amor spojrzał na Frosta a
jego oczy nagle się zwęziły. - Ty, parę dni temu w Paryżu,
urządziłeś taką śnieżycę, że nie mogłem wyjść z domu! W
dodatku zamroziłeś mojego Cherubina!!! - Amor nakrzyczał na
białowłosego, który zamyślił się na chwilę. Po kilku sekundach
wybuchł śmiechem. Przypomniał sobie jak gonił przez pół miasta
tego dziwnego malucha w pieluszce i jednocześnie zasypywał za sobą
śniegiem wszystko co się dało. - To nie jest śmieszne Frost. -
warknął do niego Amor i podszedł do niego z groźną miną.
- A mnie się wydaję, że jednak jest. Ten malec tak fajnie
wyglądał jak z lodu wystawała mu jedynie głowa, hahaha.. - Jack
zaśmiał się na samo wspomnienie o tym.
- Też zaraz będziesz fajnie wyglądać..., bez głowy. - Qupido
mówił to śmiertelnie poważnie. Groźba w jego głosie zwróciła
uwagę Mo. Dziewczyna spojrzała uważnie na swojego przyjaciela,
któremu ledwo drżały dłonie. Zły znak., pomyślała
zaalarmowana.
- Amor... - Gwiezdna stanęła obok czarnowłosego, który
patrzył wrogo na Jacka. Cherubin jest dla niego niczym młodszy
braciszek a ten, kto zrobi mu krzywdę zasługuje na najsroższą
karę.
- Dobra, weź się nie spinaj tak. Przecież nic się mu nie
stało. - Jack nic nie robił sobie Amora. Przeszedł sobie obok
niego jak gdyby nigdy nic, podszedł do stołu gdzie stały już
gotowe zabawki i wziął do ręki jeden z samochodzików. Kiedy
stwierdził, że nie ma w nim nic nic specjalnego, odstawił go na
miejsce po czym westchnął i schował lewą rękę do kieszeni.
Qupido poczuł na swoim ramieniu rękę Manen, która pokręciła
lekko głową. Chciała dać mu w ten sposób do zrozumienia, że ma
odpuścić. Postanowił jej posłuchać i ochłonąć, w końcu nie
chciał zrobić Frostowi krzywdy a przynajmniej nie teraz. Natomiast
Jack ani trochę nie chciał odpuścić Amorowi i postanowił sobie z
niego pożartować.
- Ooo.. Nasz Amorek słucha się swojej dziewczyny? Jakie to
urocze.. - uśmiechnął się wrednie. W Qupido zawrzało. Jego
dłonie zacisnęły się w pięści tak mocno, że na kostkach
pobielała mu skóra. Odwrócił się twarzą do białowłosego,
który opierał się o stół z założonymi rękami i czekał na
reakcje strażnika miłości.
- Mo nie jest moją dziewczyną. - rzekł patrząc na Frosta a
jego lodowaty ton prawie przyprawił stojącą obok niego Gwiezdną o
ciarki. - Młody... - zaczął iść w kierunku Jacka powoli a z jego
zaciśniętych pięści zaczynał ulatywać dym – Nie zadzieraj ze
mną bo możesz gorzko tego pożałować. - rzekł tak cicho by tylko
strażnik zabawy mógł to usłyszeć.
- Chłopcy, spokojnie.. - Mo chciała ich jakoś uspokoić, gdyż
nie chciała by doszło do niepotrzebnej bójki. Niestety, wszystko
na to wskazywało. Za dobrze znała Amora i wiedziała, że ten nie
popuści.
- Nie wtrącaj się Mo. To sprawa między facetami. - Amor nawet
nie spojrzał na blondynkę. Całą swoją uwagę skupił na Froście,
który również mierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Pan laluś zrobił się stanowczy, no proszę proszę. Gdzie to
zanotować?
- Odszczekaj to...
- Nie mam zamiaru.
- Ale już!
- Bo co mi.. - Frost nie dokończył, ponieważ solidnie oberwał
w szczękę z prawego sierpowego.
- Qupido! - wrzasnęła Mo. Chciała podejść do nich ale Amor
zatrzymał ją swoim spojrzeniem. Był na maksa wściekły a jego
oczy wręcz pałały chęcią mordu. Zaskoczona Mo aż przystanęła
w miejscu, takiego Amora jeszcze nie widziała.
- Nie Mo. Nie pozwolę by jakiś małolat mnie ustawiał. -
powiedział i ponownie skierował swoje spojrzenie na Jacka, który
już zdążył się pozbierać po zadanym ciosie.
- To ja nie pozwolę się ustawić. - Jack potarł ręką obolałą
brodę i stanął gotowy do ataku. - Dawaj lalusiu, pokaż na co cię
stać bo na razie to uderzasz jak baba.
- Doigrałeś się Frost! - krzyknął Amor i rzucił się na
białowłosego z pięściami. Tym razem Jack był na to gotowy i
sprawnie blokował wszystkie jego ataki. Po krótkiej wymianie ciosów
Frost zaatakował Amora swoją laską. Z jej końca wystrzelił snop
światła i lodowy pocisk trafił Qupido prosto w pierś odrzucając
go na następny stół. Kiedy Amor na niego spadł stojące na nim
zabawki połamały się a wraz z nimi biedny stół. Jednak Amor
wstał szybko a w jego dłoniach pojawiły się znikąd dwa metalowe
pręty. Użył swojej zdolności teleportacji i znalazł się tuż za
Frostem. Jednym ruchem podciął mu nogi a drugim wymierzył cios z
góry. Białowłosy ledwo to zablokował. Siła Amora była jednak
większa od jego i musiał się jakoś ratować. Podłoga pod Qupido
zamarzła a sam strażnik miłości poślizgnął się na lodzie
przez co Jack uzyskał drobną przewagę. Mróz uderzył w niego
swoim kijem lecz czarnowłosy jakimś cudem zdążył się osłonić.
W jego rękach nie było już prętów a jeden dłuższy, który
żarzył się niczym dopiero co wyciągnięty z ognia. Amor
umiejętnie odepchnął od siebie rywala i jednym uderzeniem posłał
go na stoisko z zapakowanymi prezentami. Jack runął na pakunki
niszcząc je doszczętnie ale pozbierał się do kupy i już chciał
ruszyć na Amora gdy nagle przystanął. Strażnik miłości dotknął
zamarzniętą pod sobą podłogę i rozpuścił lód a kiedy i woda
wyparowała Jack mógł dostrzec jak pięści Amora płoną
prawdziwym ogniem. To go trochę zszokowało. Nie wiedział, że ten
jest dolny do takich rzeczy jednak szybko się opanował. Stanął w
gotowości naprzeciw Amora czekając na jego ruch.
- Kto by pomyślał? Ja lód, ty ognień. - rzekł obracając w
dłoniach swój kij.
- Dwa przeciwieństwa. - Amor uśmiechnął się pod nosem.
Uniósł na wysokość swojej twarzy płonącą rękę i uformował w
niej kulę ognia. - Roztopię cię jak kosteczkę lodu. - wysyczał i
rzucił się na chłopaka w tym samym czasie, co Jack ruszył na
niego. W tym samym czasie między nich wbiegła Mo.
- Dosyć tego! - krzyknęła. Chłopcy nie mieli jak się
zatrzymać. Jack strzelił lodowym pociskiem a Amor swoją ognistą
kulą. Oboje patrzyli jak ich ataki docierają do Gwiezdnej, która
wyciągnęła ręce na boki i zatrzymała oba zaklęcia dwoma
ścianami z gwiezdnego pyłu. W zetknięciu z jej osłoną powstał
niemały huk przez co kilkoro yeti, w tym Phil, przybiegło aby
sprawdzić co się dzieje. Kiedy kurz zdążył opaść oczom
zebranych ukazał się przerażający widok. Wszystkie zabawki były
zniszczone, nic nie można było uratować. Stoły, gdzie stały
gotowe prezenty były roztrzaskane w drobny mak. Yeti zaniemówiły
na ten widok, dla nich właśnie stało się jasne, że Gwiazdki w
tym roku nie będzie. Natomiast Mo użyła swojego pyłu i
rozdzieliła skutecznie obydwu strażników. - Durnie, macie się
uspokoić, bo jak nie to was tak spiorę, że sam Księżyc was nie
pozna. - warknęła zła. Na domiar złego zjawił się jeszcze
North. Przepychał się przez yeti, które stały mu na drodze.
- Na Księżyc, co się tu... - zaczął ale jak zobaczył
miejsce masakry szczęka opadła mu aż do podłogi. Zszokowany
chwycił się za głowę po czym upadł na kolana. Mo spojrzała na
niego zmartwiona, podeszła do niego i położyła rękę na ramieniu
chcąc mu jakoś dodać otuchy. - Co tu się stało? - spytał słabym
głosem nie dowierzając własnym oczom.
- Spokojnie North, tylko spokojnie. Pamiętaj, wdech wydech.
Wdech i wydech... - Mo uklękła przed Mikołajem i zaczęła go
wachlować swoją dłonią.
Jack i Amor rozejrzeli się po warsztacie i oboje doznali szoku.
Podczas swojej walki zniszczyli prawie połowę warsztatu a co za tym
idzie przedostatnią partię wyprodukowanych zabawek. Do Jacka
dotarło co narobił wraz z Amorem i aż się przeżegnał. Już
gotował się na opiernicz od Northa lecz ten nie potrafił wydusić
z siebie ani jednego słowa. Minęło dobrze dziesięć minut nim
North odzyskał zdolność mówienia.
- To koniec... Tyle ciężkiej pracy... - szepnął załamany.
- Może uda się te zabawki jakoś naprawić. - Gwiezdna chciała
pomóc strażnikowi zachwytu ale coś czuła, że daremne będą jej
starania.
- Nie... Nawet jeśli, to nie mamy już czasu.. - North wstał
powoli a jego wzrok powędrował do Jacka i Amora. - Coście
narobili?! - wrzasnął na nich a ci aż podskoczyli ze strachu. - To
koniec! Rozumiecie?! Koniec!!! Świąt nie będzie! - wrzeszczał
coraz bardziej wściekły a kiedy już znalazł się przy chłopakach,
chciał ich udusić własnymi rękoma ale jednak się powstrzymał. Z
jego oczu, zazwyczaj pogodnych i roześmianych, teraz płynęły
słone łzy wielkości grochu. - To koniec. - powtórzył jeszcze raz
tym razem dobitnie. Wstał i chwiejnym krokiem udał się do swojej
pracowni odprowadzany przez dwóch yeti aby w samotności opłakiwać
święta, które w tym roku się nie odbędą. Mo spojrzała na
chłopaków zawiedziona a kiedy ci skierowali na nią swoje oczy
pokręciła jedynie głową.
- Brawo. No po prostu brawo. - powiedziała i podeszła do Phila,
który zaczął sprzątać bałagan, jaki Jack i Amor spowodowali.
Qupido było trochę wstyd tego co się stało. Zerknął na
białowłosego, którego mina nie była lepsza. Oboje doszli do
wniosku, że obaj stanowczo przesadzili. Jack również wziął się
za sprzątanie a Amor zniknął, postanowił wrócić do domu aby nie
wchodzić w drogę Northowi bo ten rozniósł by go chyba na strzępy
w odwecie.
Siedzibę strażników swoją obecnością zaszczycił tym razem
sam strażnik czasu a widząc panujący wkoło bałagan, aż sam się
przeraził.
- Manen, dziecko, co tu się stało? - spytał blondynkę.
- Lepiej nie pytaj... - odrzekła zrezygnowana. Czas przyjrzał
się dziewczynie uważnie. Zmartwiło go to, że Mo nie wyglądała
za dobrze. Nadal była strasznie blada a to nie wróżyło za dobrze.
- Jak się czujesz? - spytał z troską w głosie.
- A dobrze, wręcz świetnie. - Mo uśmiechnęła się. Kłamała
jak z nut ale jakoś musiała przekonać Starego Pryka by zabrał ją
z powrotem na orbitę.
- Nie kłam Manen. Przecież widzę, że nie najlepiej z tobą.
- Oj, przestań. Nie z takimi rzeczami dawałam sobie radę.
- Wiem, ale twój stan jest poważny i wiem też, że pobyt tutaj
nie jest idealnym pomysłem na odpoczynek ale musisz tu przez jakiś
czas zostać. Naturia będzie mieć na ciebie oko.
- Przesadzasz jak zwykle. Pozwól mi wreszcie wrócić, równie
dobrze mogę dochodzić do siebie na księżycu.
- Nie Mo. To wykluczone. - Czas uciął rozmowę tonem nie
znoszącym sprzeciwu. - Sytuacja na górze jest stabilna i nie wymaga
twojej interwencji. Koniec tematu.
- Dobra, jak chcesz. - Mo strzeliła focha i splotła dłonie na
piersi wyglądając przy tym jak obrażone dziecko. Jeszcze tego
pożałujesz., powiedziała do siebie w myślach i ruszyła
zamaszystym krokiem do swojego pokoju. W jej głowie właśnie
zrodził się pomysł jak by tu zmusić Dziadziusia do sprowadzenia
jej z powrotem na górę.
Weszła do pokoju zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi. Podeszła
do otwartego okna i zasłoniła je aby choć trochę ograniczyć
dostęp dziennemu światłu do wnętrza pomieszczenia. Jej nowy
pokój, w zasadzie pokoik, nie miał za dużo mebli. Kolor ścian był
blado błękitny, sufit biały a na podłodze z jasnego drewna leżał
jasnobeżowy dywan. Na przeciwko drzwi było jedno duże okno, teraz
zasłonięte, z szerokim parapetem, na którym można się było bez
przeszkód położyć. Na prawo od okna stało dwuosobowe łóżko z
metalową ramą a po jego prawej stronie stała malutka szafeczka
nocna z małą lodową lampką. Nad łóżkiem wisiały trzy półki
wypełnione po brzegi książkami. Pod przeciwległą ścianą stała
dość sporych rozmiarów szafa z dwoma lustrami, która zajmowała
jedną piątą całego pomieszczenia, w kącie stał bujany fotel a
na nim złożone w schludną kostkę dwa białe puchate koce. Białe
jak śnieg zasłony falowały z każdym podmuchem mroźnego powietrza
dostarczając do środka niemiłosierny ziąb lecz Mo wcale nie było
zimno, ba! Nawet nie było jej chłodno! Gorączka, którą w sobie
wciąż miała nie przepuszczała do niej choćby odrobiny zimna.
Mo położyła się na łóżku. Złożyła ręce na biuście i
nerwowo przebierała palcami prawej dłoni usilnie myśląc, jak by
tu wrócić do swoich gwiazd. Już zaczęła odczuwać skutki zbyt
długiego odseparowania od gwiezdnych podopiecznych. Ranne zdarzenie
w toalecie nie było normalne, wymiotowała krwią. W dodatku ból
nie chciał jej opuścić ale dzielnie go znosiła. Nie chciała
przegrać z tym matołkiem. Musiała być twarda po prostu musiała.
Przeczesała dłonią swoje gęste włosy, zawsze tak robiła jak nad
czymś rozmyślała. W końcu wymyśliła genialny i misterny plan,
na który tylko ona mogła wpaść. Zadowolona zamknęła oczy.
Uniosła przed siebie ręce zgięte w łokciach a między jej dłońmi
rozbłysło oślepiające światło, z którego wyłoniła się mała
gwiazda.
- Witaj Aru. - przywitała się ze swoją gwiazdką. - Mam dla
ciebie i reszty małe zadanie. Otóż, macie przestać słuchać
strażnika czasu. Możecie robić co chcecie ale w granicach
rozsądku. Rozumiemy się? - rzekła jak do małego dziecka. Gwiazdka
o imieniu Aru zabłysła wesoło i wyszeptała w gwiezdnym języku,
że wszystko zrozumiała. - No, to teraz zmykaj. Liczę na ciebie. -
uśmiechnęła się do Aru a ta się do niej przytuliła. Światło
gwiazdy było niczym lejący się mód na zbolałe serce. W jednej
chwili poczuła się odrobinę lepiej a ból nieco ustał. Aru
zniknęła po chwili zostawiając strażniczkę gwiazd samą. Ta,
zadowolona sama z siebie poprawiła swoja pozycję na łóżku
zakładając ręce za głowę i nogę na nogę. Uśmiechnęła się
do siebie, sama nie dowierzając, że jest aż tak przebiegła. No
to teraz poczekaj stary pryku. Moje gwiazdy dadzą ci nieźle
popalić., pomyślała uradowana. Miała właśnie uciąć sobie
„urlopową” drzemkę kiedy po raz drugi tego dnia w jej pokoju
zjawił się Amor.
- Witaj z powrotem.
- Co znowu? Chyba nie masz zamiaru zdemolować czegoś jeszcze? -
spytała i uśmiechnęła się zadziornie do czarnowłosego.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. - Amor przewrócił teatralnie
oczami na co Mo uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Chłopak
podszedł do dziewczyny i położył się obok niej patrząc tak samo
jak ona w biały sufit nad nimi. - Musimy zdecydować co robimy w The
MoStars. Przygotowania już się zaczęły.
- Jakoś nie mam teraz do tego głowy. - Mo westchnęła
przeciągle i zamknęła oczy rozkoszując się spokojem. Amor
obrócił się w jej stronę przekręcając się na bok. Podparł się
o głowę prawą ręką i przyjrzał dziewczynie dokładnie.
- Jakoś dziwnie się zachowujesz. Co się stało? To przez
wczorajsze wydarzenia? - spytał zaciekawiony.
- Sama nie wiem... - Mo otworzyła oczy a smutek w nich był
bardziej widoczny niż zwykle. - Ostatnie tygodnie były dla mnie
dość ciężkie. Wiele się działo.
- No nie da się ukryć. - zgodził się z nią Amor i ponownie
wyciągnął się wygodnie.
- Jestem już tym wszystkim zmęczona. Nie wiem ile jeszcze
wytrzymam. Za niecały rok wszystko się rozstrzygnie... - jej głos
stawał się coraz cichszy jakby bała się, że ktoś mógłby ich
podsłuchiwać.
- Mo przestań. - Amor spojrzał na nią poważnie. Gwiezdna
odwróciła się w jego kierunku. - Nie chcę żebyś o tym myślała.
Mamy czas. Zobaczysz, wszystko ułoży się po naszej myśli. -
uśmiechnął się do niej szeroko dodając jej tym samym otuchy. Mo
odwzajemniła uśmiech a w jej oczach zaczął na nowo tlić się
malutki płomyk nadziei.
- Tak, masz rację. Jest jeszcze czas.. - rzekła ale wtem
rozległo się ciche pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się a zza
nich wyjrzała Zębowa Wróżka.
- Można? - spytała. Miała nietęgą minę.
- Jasne, wejdź. - Mo zaprosiła ją gestem.
- Nie jestem sama.. - uchyliła szerzej drzwi a oczom Manen i
Amora ukazał się uśmiechnięty Piasek. - Słuchajcie, jest mały
problem.
Gwiezdna i Qupido wymienili się spojrzeniami. Oboje mieli to
samo przeczucie. Razem z dwójką strażników marzeń udali się do
sali głównej, gdzie był już Zając Wielkanocny i Jack. Jak zwykle
ta dwójka darła ze sobą koty o najmniejszy dosłownie szczegół.
- Udławiłbyś się w końcu marchwią, co? - spytał zirytowany
Zając.
- Powiedział Kangur co wiedział. - odgryzł mu się Jack przez
co poliki uszatego zrobiły się czerwone. Już miał na końcu
języka kolejną ciętą ripostę lecz Ząbek skutecznie ich obu
uciszyła.
- Opanowalibyście się wreszcie. - zmierzyła ich srogim
spojrzeniem kładąc ręce na swoich biodrach.
- Ale to on zaczął! - oboje spojrzeli na nią oburzeni i
wskazali na siebie oskarżycielsko. Piasek zakrył zrezygnowany twarz
drobną dłonią a Ząbek westchnęła zażenowana.
- Cicho macie być. Jest sprawa. Ja i Piasek.. - Ludek pokazał
na siebie kiedy Wróżka mówiła – natknęliśmy się na kilka
koszmarów nad wschodnią Azją. Niby nic szczególnego ale były na
tyle silne by zakłócić sen w kilku miastach w Chinach i Japonii.
- A Mrok? Widzieliście go? - spytał Zając.
- Wątpię aby po ostatnim był zdolny zrobić cokolwiek. - Mo
zastanowiła się nad słowami Wróżki.
- To by znaczyło, że te bestie biegają luzem po świecie. -
Jack spojrzał na Ząbek a ta się z nim zgodziła.
- Chwila, moment. A gdzie jest North? - Zając rozejrzał się po
sali w poszukiwaniu przyjaciela.
- North przechodzi aktualnie załamanie nerwowe. - Mo powiedziała
to tak jakby opisywała dzisiejszą pogodę na dworze. Piasek, Ząbek
i Zając spojrzeli na nią wielkimi oczami, nie rozumiejąc
wypowiedzi Gwiezdnej. Ząbek podfrunęła do niej bliżej ściskając
swoje drobne dłonie.
- Jak to załamanie nerwowe? - spytała z obawą w głosie.
- To już proszę spytać tych dwoje tutaj. - Manen wskazała na
Jack i Amora, którzy nagle z niezwykłym zapałem zaczęli się
przyglądać swoim nogom.
- Dobra, mniejsza o to. Trzeba załatwić sprawę koszmarów. -
Zając popatrzył na każdego a jego słowa dostały aprobatę w
postaci energicznego kiwania głową przez Piaskowego Ludka.
- Masz rację. - Ząbek przytaknęła mu. - To co robimy?
- Jak to co? Ruszamy na polowanie na koszmary. Trzeba się ich
pozbyć a im szybciej tym lepiej. - Zając sam przytaknął sobie
skinieniem głowy. - Ja, Piasek i Ząbek, co wy na to?
- A ja to co? - spytał Frost, oburzony tym, że pominięto go w
wyprawie.
- Ktoś musi zostać w bazie przecież. Nie wiadomo czy jakieś
koszmary nie będą chciały zapobiec Świętom. - Wróżka
podfrunęła do białowłosego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Ok, niech będzie. - zrezygnowany Jack zgodził się z
Kolibrem.
- Ja sprawdzę czy w Europie nic się nie dzieje. Poza tym, mam
kilka spraw do załatwienia, więc będę uciekał - Amor rzucił Mo
porozumiewawcze spojrzenie a ta dała mu znak głową. - To na razie,
mon cher. - uśmiechnął się do blondynki i zniknął w poświacie
czerwonego światła.
Mo patrzyła jeszcze przez chwilę w miejsce gdzie zniknął
czarnowłosy strażnik a kiedy i reszta się ulotniła, westchnęła
i udała się z powrotem do swojego pokoju. Nie odezwała się ani
słowem do Frosta, który jako jedyny został w sali głównej.
Odprowadził dziewczynę spojrzeniem a kiedy został zupełnie sam,
okręcił się na pięcie i wyleciał przez dach.
Kolejny dzień w bazie Northa. Mo właśnie wychodziła ze
swojego zacisznego pokoju szybkim tempem i kierowała się w stronę
toalety. Znowu dopadły ją potworne mdłości. Przez cały
wczorajszy dzień nic nie zjadła a i tak męczył ją obolały
żołądek. Wypluła z siebie do umywalki kolejną porcję krwi.
Czuła się strasznie a do tego ten ból, dzienne światło... Otarła
wierzchem dłoni usta i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Wyglądała okropnie, niczym zjawa. Blada jak u kościotrupa cera i
podkrążone oczy. W nocy nie mogła zmrużyć oka przez ból
brzucha, który nie chciał jej przejść. Na domiar złego wróciły
te dziwne napady gorąca, których nie potrafiła wytłumaczyć. Od
kiedy jeden z kluczy został zniszczony gorączka nie chciała
jej opuścić. Zdecydowała, że przy najbliższej okazji porozmawia
o tym ze strażnikiem czasu.
Jack wrócił do bazy, właśnie przechodził obok toalety kiedy
zza uchylonych drzwi usłyszał jak ktoś wymiotuje. Domyślił się
kto to może być i z wrednym uśmieszkiem wkroczył do środka. Tak
jak się spodziewał w środku zastał Gwiezdną, która stała przed
lustrem wycierając ręką białą jak papier twarz. Jak tylko go
zobaczyła od razu się odwróciła i odkręciła wodę w kranie lecz
Jack zdążył zobaczyć czerwone plamy na porcelanowej umywalce.
Zmarszczył brwi, chciał coś powiedzieć ale dziewczyna wyminęła
go zwinnie w drzwiach nawet nie zaszczycając go jakąkolwiek
złośliwą uwagą czy spojrzeniem. Wczoraj wieczorem nabijała się
z niego jak ten próbował do jej szklanki z wodą dolać lekarstwo
ale przyłapała go na tym i skrzyczała. Doszło między nimi do
kolejnej kłótni, gdzie powyzywali się od najgorszych po czym każdy
udał się w swoją stronę. Jack okręcił się na pięcie, chciał
z nią porozmawiać ale ta zatrzasnęła mu przed nosem drzwi.
- No nie-e. Nie będę się prosił. - fuknął pod nosem
rozzłoszczony Frost. Poszedł do łazienki, zakręcił wodę i już
chciał odejść ale w oczy rzuciła mu się mała czerwona plamka
blisko przy kranie. Jest z nią aż tak źle?, pomyślał. Po
chwili zastanowienia się] starł szmatką krew na umywalce i udał
się do kuchni aby zjeść parę ciastek. W pomieszczeniu zastał
grupkę kilku elfów, która niosła wspólnie wielką srebrną tacę,
po brzegi wypełnioną słodkościami. Jack uśmiechnął się na ten
widok a widząc jak elfy gubią po drodze coraz więcej babeczek
zaśmiał się jeszcze głośniej.
Mo
padła jak kłoda na swoje świeżo pościelone łóżko i mruknęła
pod nosem. Że też ten Matołek musiał się napatoczyć akurat
wtedy jak rzygała w łazience. Boże,
co za wstyd..,
pomyślała użalając się nad własnym nieszczęsnym losem.
Rozległo się ciche pukanie, więc Mo uniosła głowę by sprawdzić
kto się dobija i spławić delikwenta, który ośmielił się jej
przeszkadzać w nicnierobieniu. Do pokoju wpakowała się
uśmiechnięta Naturia wraz ze swoją córką Summer.
- Witaj Mo. Jak cię czujesz? -
spytała Matka Natura.
- Źle, nie widać? - mruknęła
bez życia i z powrotem padła plackiem na materac.
- Mała, nie rozpaczaj. Trzeba
czerpać z życia garściami a nie leżeć na brzuchu.. - Summer
podeszła do łóżka i usiadła na nim sprawdzają czy materac jest
dość miękki. - Uuu, ale mięciutki.
- Dajcie mi spokój.. - Mo zakryła
sobie głowę poduszką na co Naturia przewróciła oczami.
- Wzięłaś lekarstwo? - spytała
jak zatroskana matka swoje dziecko.
- Oczywiście.., że nie.
- No jak z dzieckiem.... -
westchnęła zrezygnowana kobieta. - Mo, dziecko. Lek by ci pomógł.
- To nie jest kwestia jakiejś tam
magicznej miksturki. - Mo spojrzała na Matkę Naturę
poddenerwowana. - To światło tutaj mnie wykańcza. Do tego jestem
za długo na Ziemi. Ja-nie-chcę-tu-być. - wypowiedziała ostatnie
zdanie dobitnie dając do zrozumienia jasno i wyraźnie, że jest na
skraju załamania nerwowego (zupełnie jak North).
- Ja uważam, że powinnaś
skorzystać z okazji i pokręcić się tu trochę. Ja bym tak
zrobiła. - Summer uśmiechnęła się szeroko do koleżanki i
poklepała ją po nagiej łydce. Kiedy dotknęła gołej skóry Manen
szybko cofnęła rękę. - Rany, ale ty jesteś gorąca..! - Summer i
jej żarty to już normalnie klasyk. Córka Naturii była nie wiele
wyglądem młodsza od Mo, gdyż ludzie i nieśmiertelni dawali jej na
oko jakieś dziewiętnaście-dwadzieścia lat. Była wysoką,
szczupłą dziewczyną o idealnie opalonej skórze. Miała długie
brązowe, falowane włosy, które w słońcu miały odcień
bursztynu. Oczy także miała ciemne, niemal czarne ze złotymi
cętkami. Jej rumianą i opaloną twarz zdobiło kilka piegów a na
uśmiech składały się niesamowicie białe zęby, które
kontrastowały z jej ciemną karnacją. Usta dziewczyny były pełne
ale dość blade przez co zawsze nadawała im głęboki kolor różu
przy pomocy błyszczyka. Nie miała sporego biustu za to mogła
poszczycić się prawie że idealną pupą, którą potrafiła nieźle
trząść. Do tego smukłe, długie nogi, które przykuwały
największą uwagę. Sam, tak na nią czasami wołano, była chyba
najbardziej rozrywkową i szaloną wśród swoich sióstr, patronek
pór roku. Wszędzie było jej pełno przez co czasami sprawiała
kłopoty. Jest fanką wszelkich sportów w tym tych najbardziej
ekstremalnych. Dziewczyna niczego i nikogo się nie boi, z wyjątkiem
swojej matki, kiedy ta wpada w szał. Jako patronka słonecznego i
gorącego lata, nie znosi zimna. Lubi zimę ale woli jak jest jej
ciepło. Zazwyczaj ubiera się w krótkie spodenki, T-shirty
wszelkiego koloru i białe trampki. Tak jak jej matka i reszta sióstr
ma ograniczony wpływ na pogodę. Potrafi przywołać ciepłe prądy
powietrza, podgrzewać temperaturę otoczenia a także, tak jak Amor
choć w trochę większym stopniu, panuje nad żywiołem ognia.
Dodatkowo, jest świetną biegaczką i pływaczką. Dzięki
uprawianym sportom, jest niezwykle wysportowana i rozciągnięta.
Potrafi nieźle walczyć, specjalizuje się w karate. Wśród
nieśmiertelnych jest znana ze swojego ciętego i niewyparzonego
języka. Jak chce to potrafi komuś nieźle przygadać.
Mo spojrzała na nią i nie mając
siły nawet na jeden uśmiech zatopiła twarz w poduszce pod sobą z
cichym mruknięciem. Za jakie grzechy.?,
pomyślała Mo.
- No dobrze, nie będziemy cie już dłużej męczyć. Wracamy do
domu. - rzekła do córki i obie zabrały się do wyjścia. - Mo, weź
to lekarstwo, proszę. Ono ci z pewnością pomoże. - uśmiechnęła
się do pleców Gwiezdnej i wyszła na korytarz.
-
Na razie, stara! - rzuciła wesoło Sam i podążyła za matką. Mo
wreszcie została sama. Upragniona
cisza..,
rzekła w myślach jednak po chwili podniosła się do siadu,
rozejrzała po pokoju i stwierdziła, że nie wytrzyma tu ani minuty
dłużej. Wyjrzała zza drzwi na korytarz aby sprawdzić, czy nikt
niepożądany nie kręci się w pobliżu. Kiedy upewniła się, iż
teren jest czysty czmychnęła przez korytarz niczym duch i pognała
do najbliższej windy. Zjechała na sam dół do piwnicy, gdzie
panował upragniony przez Gwiezdną mrok. Znalazła sobie
najmroczniejszy i najbardziej oddalony kąt po czym usiadła pod
lodową ścianą. Tak, tego właśnie potrzebowała. Chłód i mrok
podziałały na nią kojąco. Kiedy tak siedziała sobie cicho,
wsłuchana w bicie własnego serca, myślała nad samą sobą i nad
swoim ostatnim zachowaniem. Zrobiło jej się trochę głupio, gdyż
wczorajszego dnia, kiedy strażnicy wrócili z wyprawy znad Azji,
pokłóciła się z Frostem o jakiś mały szczegół, ale jak to
ona, musiała zrobić raban na pół galaktyki. Chłopak może i był
natrętny ale chciał pomóc a ona nieładnie go potraktowała. Choć
nie pozostał jej dłużny i sam ją obraził, to i tak miała
wyrzuty sumienia, w końcu to ona zaczęła całą kłótnię. Innym
też się oberwało przy okazji, muszę się z tego wytłumaczyć.
Przeprosić.,
pomyślała. Westchnęła i odchyliła głowę do tyłu opierając ją
o przyjemnie chłodną, lodową ścianę za sobą. Zamknęła oczy i
pozwoliła myślom płynąć swobodnie. Co było dziwne, przyłapała
się kilka razy na tym, iż myślała o Jacku Froście co bardzo ją
dziwiło. Dlaczego
o tobie myślę? Dlaczego nie potrafię przejść obok ciebie
obojętnie? Dlaczego jesteś tak podobny do Mima?,
pytała samą siebie lecz odpowiedzi na te pytania nie znała.
Jack Frost łaził bez celu po bazie szukając sobie jakiego
zajęcia. Jego ostatnia wizyta nad Ameryką Północną była owocna
w nowe zapasy świeżego śnieżnego puchu, co niezmiernie ucieszyło
dzieciaki a dorosłych wręcz przeraziło. Jak on uwielbiał robić
dorosłym na złość tego nawet sam Księżyc nie wiedział.
Uśmiechnął się sam do siebie, zadowolony ze swojej dzisiejszej
pracy jednak jego uśmiech szybko zniknął. W jego głowie znowu
pojawiła się ta nieznośna blondyna z tym swoim smutnym i
jednocześnie wściekłym spojrzeniem. Ale się wczoraj na niego
wkurzyła.. On chciał jej jedynie wywinąć niewinny żart a ta nie
dość, że go skrzyczała to jeszcze obraziła. Nie wytrzymał,
musiał jej przygadać, i to jeszcze jak jej przygadał! Gwiezdna
zaniemówiła na moment kiedy jej powiedział, że jest najbardziej
rozpuszczoną, niewdzięczną dziewuchą jaką nosił ten świat, i
że jest samolubna. Tak, był z siebie zadowolony, aż ta nie dała
mu porządnie z liścia i nie popatrzyła na niego takim spojrzeniem,
że białowłosemu zrobiło się głupio. Nim zdążył cokolwiek
powiedzieć Mo wyszła z sali i udała się do swojego pokoju. Jack
wiedział, że przegiął i to ostro ale.. sama była sobie winna!
Mogła nie zaczynać, no ale... Właśnie, to słynne „ale”
zawsze musiało się pojawić.
Kolejny dzień w bazie strażników chylił się ku końcowi a
Zając wraz z Piaskiem zaczęli się zastanawiać, gdzie podziała
się ich nowa przyjaciółka, Mo. W pokoju jej nie było, w łazience
i kuchni też nie. Przeszukali cały warsztat i zaczęli się o nią
poważnie martwić. Od porannej kłótni z Frostem nikt jej nie
widział a sam białowłosy nie wykazywał chęci by jakoś wspomóc
innych w poszukiwaniach.
- Frost, to twoja wina. Jak zwykle zresztą. - Zając zmierzył
go złowrogim spojrzeniem krzyżując łapy na piersi. Chłopak
pokręcił jedynie głową robiąc minę w jego kierunku.
- Weź mnie nie denerwuj ty przerośnięty kangurze.. - mruknął
Jack.
- Coś ty powiedział?! - Zając doskoczył do niego w dwóch
hopsach.
- To co słyszałeś! - krzyknął mu do ucha i odleciał od
niego na jak największą odległość. Strażnik nadziei pogroził
mu pięścią lecz Frost miał to gdzieś. Postanowił udać się do
piwnicy, może natknął by się na Piaska i razem by zrobili jakiś
kawał Kangurowi. Jak pomyślał tak też uczynił. Zjechał windą
na dół i zaczął się bacznie rozglądać za strażnikiem snów.
W
tym samym czasie, gdzieś na orbicie, trwał właśnie zażarty bój
pomiędzy strażnikiem czasu a niesfornymi gwiazdami, które za żadne
skarby nie chciały się go słuchać. Kilka razy brakowało a Tarcza
by się rozstąpiła! Coś niewiarygodnego... Czas był wykończony i
do tego nerwy zaczęły brać nad nim górę. No naprawdę, czy te
rozbestwione istoty mogły być aż tak nieposłuszne? Na to wygląda.
Jednak jedna rzecz go zastanawiała, mianowicie dopóki Aru, jedna z
najstarszych gwiazd nie opuściła swojego miejsca, inne jakoś były
spokojne. Powoli Czas zaczął rozumieć sytuację. Schylił się
gwałtownie, gdyż nad jego głową śmignęło z dziesięć jak nie
więcej niesfornych gwiazdeczek. To
mi wygląda na sabotaż.,
pomyślał i aż zazgrzytał zębami. No
poczekaj tylko, smarkulo wstrętna..,
od razu domyślił się, że za tym zamieszaniem musi stać nie kto
inny jak sama Manen. O nie, nie da jej tej satysfakcji i choćby miał
stanąć na rzęsach, da sobie radę z tym gwiezdnym bałaganem.
Włożył do ust dwa palce i zagwizdał głośno zwracając przy tym
uwagę gwiezdnych podopiecznych strażniczki.
Jack
zmierzał właśnie do najbardziej oddalonej części piwnicy, gdzie
nie paliły już się żadne światła. Właśnie miał zawracać by
udać się między regały, gdzie stały stare lodowe modele zabawek,
na których zalegał kurz kiedy jego uwagę przykuło coś a raczej
ktoś kulący się w kącie. W pierwszej chwili pomyślał, że to
Piasek lecz szybko porzucił tą myśl kiedy baczniej przyjrzał się
kryjącej się postaci. Chwila,
to przecież Mo..!,
pomyślał. Staną za ogromnym regałem pilnując by niczym nie
zdradzić swojej obecności i ustawił się tak by mieć jak
najlepszy widok na dziewczynę. Wyglądała jakby przechodziła
najstraszniejsze katusze, oddychała głęboko i ciężko, widział
to po jej unoszących się z trudem ramionach. Głowę miała
schowaną między kolanami co wydało się Frostowi podejrzane.
Mo myślała nad sobą a im dłużej to robiła, tym bardziej
było jej przykro. Swoim nagannym zachowaniem zrobiła innym
przykrość, nawet Frostowi choć ten zwyzywał ją od samolubów i
niewdzięczników, a jak dała mu w twarz... Wiedziała, że
zasłużyła na takie słowa.
-
Miałeś prawo mnie tak nazwać.. zasłużyłam sobie. - rzekła sama
do siebie. Podniosła głowę i oparła ją o ścianę. Gorączka w
niej zawrzała a skóra zapiekła żywym ogniem. Dłonią dotknęła
oblodzonej posadzki obok siebie a lód w zetknięciu z jej skórą
zasyczał i zaczął się momentalnie topić. - Czyżby moje światło
już mnie nie słuchało? - zadała sobie na głos pytanie patrząc
na swoją dłoń. - Co się ze mną dzieje? - rzekła a głos jej
zadrżał. Pamiętała podobną sytuację, kiedy jeszcze żył jej
brat. Też miała takie napady gorąca lecz wtedy poważnie chorowała
a teraz nic nie wskazywało na nawrót choroby lecz jeśli ponownie
to ją dopadnie, to będzie jej koniec. Drugi raz tego nie
przetrzyma... Na samo wspomnienie tamtych chwil, kiedy choroba prawie
ją zabiła do oczu wdarły się jej łzy. Nie chciała znowu tego
przechodzić. Musiała naprawić relacje z przyjaciółmi, zastanowić
się co zrobić z Frostem. Rozwiązać jego fenomen, bo przecież
dusza jej brata nie mogła odrodzić się w kimś innym. Wiedziałaby
o tym, wyczułaby to ale jednak.. To
podobieństwo między Frostem a Mimem jest zbyt duże. Muszę
rozwiązać tą zagadkę.,
pomyślała. Nagle coś sobie uświadomiła, coś bardzo ważnego.
Uśmiechnęła się przez łzy i spojrzała przed siebie.
-
Przyjaciel.
Słyszysz Mim? Ja mam przyjaciół, hahahaha...
- zaśmiała
się i westchnęła. W jej głowie pojawiło się wspomnienie, jak
jej ukochany brat zabrał ją w ich ulubione miejsce na ciemnej
stronie księżyca i opowiadał jej kim jest prawdziwy przyjaciel.
Mim wziął swoją młodszą siostrę za rękę i razem wznieśli
się w przestrzeń kosmiczną aby udać się na księżyc. Kiedy już
tam dotarli, sprawdzili jeszcze czy z Tarczą w tej części jest
wszystko w porządku i jak się upewnili, że tak rozsiedli się
wygodnie pośród księżycowych kamieni. Lunar nie mógł się
powstrzymać by nie pociągnąć kilka razy Manen za włosy, czego
blondynka nie lubiła. Co chwilę ją zaczepiał a ta z uśmiechem
wyrywała mu swoje złote kosmyki.
- Bo się doigrasz, Mim..! - krzyknęła i udała obrażoną.
Splotła ręce na piersi i obróciła głowę w drugą stronę nie
patrząc na dokuczającego jej starszego brata.
- Oj mała, ale ja tak lubię cię zaczepiać. - wyszczerzył się
do niej i jeszcze raz spróbował ją pociągnąć za włosy lecz Mo
była szybsza i rzuciła się na chłopaka. Swoim ciężarem
przeważyła ich i oboje padli na głazy.
- I co teraz zrobisz, o wielki Tsarze Lunarze? - spytała
zadowolona. Leżała na bracie przyciskając go do podłoża z całych
sił.
- Och, nie rób mi krzywdy! Proszę, oszczędź mnie...! - zawył
udając przerażonego wizją nagłej śmierci lecz po chwili oboje
wybuchnęli głośnym śmiechem. Mo ułożyła się wygodnie na Mimie
i spojrzała ponad jego głowę, w gwiazdy. Była szczęśliwa... -
Dobrze się dzisiaj spisałaś, siostrzyczko.
- Mim patrzył na nią
lekko się przy tym uśmiechając. Mo skierowała swe spojrzenie na
brata pod sobą i lekko się zarumieniła, lubiła jak ją chwalono.
- Jesteś lepsza ode mnie. Nawet gwiazdy bardziej słuchają ciebie
niż mnie..
- Przestań... - Mo zeszła z brata i usiadła obok. - Przecież
to ty jesteś Tsarem.
- Ale ty jesteś przyszłą Tsariną..! - wykrzyknął radośnie
i uklęknął naprzeciw dziewczyny, która popatrzyła na niego
smutno. - Ej, tylko bez takich. Nie chcę widzieć smutku na takiej
ładnej twarzyczce. - złapał twarz Mo w dłonie i spojrzał jej
głęboko w oczy. - Ty i ja, będziemy razem po kres wieczności
strzec gwiazd i ludzi, jako Tsar i Tsarina. Co ty na to? - spytał a
w jego zielono-niebieskich oczach zatańczyły tak dobrze znane Mo,
wesołe ogniki. - Będę twoim najwierniejszym przyjacielem, oddanym
towarzyszem i ukochanym bratem.
- Uważaj, bo będę mieć cię dość. - Mo uśmiechnęła się
i pokazała Lunarowi język.
- O rzesz ty... - Mim rzuciła się na dziewczynę a ta zaniosła
się głośnym piskiem. Łaskotał ją gdzie popadnie a Mo ze śmiechu
rozbolał brzuch.
- Ty wariacie... hahahaha..., przestań... Przestań! - chciała
mu jakoś uciec lecz Mim był od niej silniejszy i nie dał jej
choćby malutkiej szansy na ucieczkę.
- I to ja rozumiem. Masz zawsze tak się uśmiechać, moja droga.
- puścił ją zadowolony a Mo ocierała łzy z policzków.
- Jesteś nienormalny.. - westchnęła. - Lecę na Ziemię,
Naturia coś ode mnie chcę.
- Tylko nie siedź tam za długo...
- Jak rozkażesz... - Mo wstała i ukłoniła się teatralnie.
Mim za to wywrócił oczami. - Lubisz ją, prawda? - spytał po
chwili i uważniej przyjrzał się siostrze.
- Jest miła, i dobra. Tak, lubię ją a czemu pytasz? - spytała
marszcząc brwi. Nie rozumiała tego pytania.
- Uważasz ją za przyjaciółkę? - jego świdrujące spojrzenie
przeskanowało Mo, która zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Tak, chyba tak, a co?
- Dobrze jest mieć przyjaciół. Zawsze można na nich liczyć.
Prawdziwi przyjaciele nigdy nie zawodzą, nie zapominaj o tym. -
rzekł patrząc poważnie na blondynkę jednak po chwili się
rozchmurzył, wstał i otrzepując swoje ubranie z księżycowego
piachu rzekł – No ok, pora wracać do pracy. - uśmiechnął się
do siostry i zniknął w poświacie srebrzystego światła
zostawiając blondynkę samą.
Mo wróciła do świata żywych i nadal będąc w piwnicy pod
bazą strażników, płakała. Wtedy była taka szczęśliwa, miała
wszystko a teraz.., nie miała praktycznie nic. Tylko Amor ją
rozumiał, jej najwierniejszy przyjaciel.. Kochała go. Bardzo. Bez
niego, nie wiedziałaby co ze sobą zrobić. Rozumie ją się
doskonale. Oboje stracili najcenniejsze dla siebie osoby więc
dlatego tak blisko są ze sobą.
- Ach, Mim... Dlaczego cię przy mnie nie ma? Dlaczego odszedłeś?
Dlaczego tak musi być...? - po jej policzkach spłynęły świeże
łzy a na domiar złego poczuła jak wszystko się jej unosi do góry.
Przechyliła się na bok i zwymiotowała krwią. - Za co Boże tak
mnie każesz? Za jakie grzechy mam tak cierpieć? Odebrałeś mi
wszystko z wyjątkiem życia i ciągle ci mało... Dlaczego mi to
robisz?! - zacisnęła mocno pięści i zwinęła się w kłębek. W
tym momencie cały świat mógłby się skończyć a ją by to nawet
nie obchodziło. - Ja nie chcę umierać, Mim. Tak bardzo nie chcę...
- szepnęła w przerwie między szlochaniem.
Jack
przysłuchiwał się jej z uwagą. Słyszał każde jej słowo lecz
nie zrozumiał połowy z tego co Mo mówiła do siebie. Jedynie co
wydedukował to to, że dziewczyna przez coś cierpi, przez jakiś
sekret, który skrywa przed wszystkimi. W dodatku tęskni za bratem,
który od niej dawno temu odszedł. Widząc ją w takim stanie jego
wyrzuty sumienia stały się nie do zniesienia. Było mu szkoda
Gwiezdnej, która nie potrafiła z nikim podzielić się swoim
smutkiem. Teraz, chociaż po części rozumiał, dlaczego Mo jest
taka zgorzkniała i wredna. Ona
strasznie w środku cierpi. I czegoś się boi, śmierci. Ale to
dlaczego? Przecież jest nieśmiertelna a tacy jak my nie umierają.,
pomyślał i już chciał się obrócić by wycofać się gdy laską
trącił jedną z lodowych figur, która robiąc wiele hałasu
rozbiła się na tysiące kawałeczków i jeszcze zdradziła jego
obecność. Jack znieruchomiał przeklinając siebie w myślach i
spanikowany spojrzał na Mo, która poderwała się raptownie,
zaalarmowana hałasem.
Coś
się stłukło i Mo szybko się podniosła do siadu. Wzrokiem
przeczesała pobliskie wysokie do sufitu regały, w których ktoś
się krył. Choć światło było nikłe to jednak rozpoznała tą
białą czuprynę za lodowymi rzeźbami. O
nie. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć? Jak długo on już tam
jest?,
spanikowana nie wiedziała co ma zrobić. Jednak Jack wyręczył ją
w tym i sam postanowił wyjść ze swojej kryjówki. Mo opuściła
głowę, modląc się, by nie zauważył jej zaschniętych łez.
Szybko starła resztę słonej cieczy z policzków i opanowała
emocje na tyle ile była w stanie. Miała nadzieje, że Frost nie
zauważy tego, w jakim opłakanym stanie ją zastał.
- Czego chcesz? - spytała.
- Ja tylko przechodziłem tedy.., ee.. Piaska szukałem. - Jack
nie wiedział jak się wytłumaczyć bo przecież nie powiedziałby
„sorry ale cie podsłuchiwałem”. Dostałby taki ochrzan, że
przez tydzień nie mógłby się pokazać jej na oczy. Był w każdej
chwili gotów na kolejną kłótnię lecz burza nie nadchodziła.
Spojrzał uważniej na Mo, która nawet na niego nie patrzyła i
zastanowił się, czy wszystko z nią ok.
- W.. porządku? - spytał z wahaniem. Mo drgnęła i powoli
uniosła głowę aby na niego spojrzeć.
- Nie. Nie jest w porządku. - odpowiedziała po kilku sekundach
ciszy. Nie miała już sił dłużej udawać twardej, już było jej
wszystko jedno. Miała gdzieś co sobie o niej Frost, czy ktokolwiek
inny pomyśli.
Jacka zaskoczyła taka odpowiedź. Spodziewał się czegoś w
stylu „idź, nie zawracaj mi głowy” czy „spadaj matołku i
mnie nie denerwuj” a tu coś takiego? Zmieszany i jednocześnie
skołowany, nie wiedział co zrobić. Pocieszyć ją jakoś,
przytulić, rozweselić czy pójść sobie i zostawić ją samą..
Nerwowo przełożył swój kij z jednej ręki do drugiej myśląc co
by tu począć.
-
Weź mnie zostaw samą, jeśli możesz. - odezwała się przerywając
niezręczną ciszę jaka zapała między nimi. W pierwszej chwili
Jack chciał jej posłuchać i wyjść ale coś go powstrzymało. Coś
w środku nie pozwoliło mu zrobić kolejnego kroku w stronę windy i
zagryzając dolną wargę jeszcze raz obejrzał się za siebie w
kierunku skulonej Mo. Nie
no, nie zostawię jej tak.,
pomyślał i cofną się do Mo po czym usiadł pod przeciwległą
ścianą a swoją laskę oparł o prawe ramię. Rozejrzał się
zaciekawiony po wnętrzu tego na pierwszy rzut oka ponurego miejsca i
po chwili stwierdził, że nie jest tu aż tak źle.
- Fajne miejsce. - odezwał się po chwili. - Teraz już wiem
dlaczego Piasek się tu ciągle chowa. Tutaj jest tak...
- ..cicho. - dokończyła za niego blondyna. Jack zamknął usta,
które miał otwarte i już ich nie otworzył. Znowu nastała cisza
jak makiem zasiał lecz tym razem to Mo się odezwała. Spojrzała na
Frosta z odrobiną zaciekawienia i rzekła:
-
Dlaczego zostałeś? - spytała patrząc smutno na Jacka, który
również na nią spojrzał i co zadziwiło Gwiezdną, uśmiechnął
się do niej.
- Nie zostawię cię tutaj samej. - rzekł czym wzbudził jeszcze
większe zdziwienie u Gwiezdnej. Mo westchnęła i jeszcze raz
spojrzała na białowłosego, który oglądał właśnie prawą
stronę zagraconej piwnicy.
- Przepraszam. Przepraszam za moje zachowanie. Masz rację,
jestem okropna.. Jeszcze raz bardzo przepraszam...
Jack popatrzył na nią z szeroko otwartymi oczami nie wierząc w
to, co przed chwilą usłyszał. Jej przeprosiny, szczere z głębi
serca poruszyły nim dogłębnie, aż coś go ścisnęło za serce.
Jej głos miał w sobie tyle smutku i żalu, że prawie coś w nim
pękło.
- Ja.. ja też powinienem przeprosić.
- Nie masz za co. To wszystko moja wina. Powinnam trzymać emocje
na wodzy zamiast pozwalać im szaleć. - Mo spuściła zakłopotany
wzrok. Poczuła, że się rumieni a Frost to zauważył. I nim
pomyślał nad ty co mówi, rzekł:
-
Ładnie ci w rumieńcach. - kiedy to powiedział sam się
zaczerwienił i uciekł wzrokiem gdzieś w kąt. Dlaczego
ja to powiedziałem?,
pomyślał. Palną taką głupotę, że najlepiej to by sobie sam
przywalił ale jego uwagę przykuł delikatny uśmiech na twarzy Mo.
- Powiedz mi – spojrzała mu w
oczy – dlaczego jesteś dla mnie taki miły. Powinieneś być na
mnie obrażony, powinieneś być wściekły a ty jeszcze się do mnie
miło uśmiechasz.. Czemu jesteś taki miły?
- Ja.. - Jack podrapał się z
zakłopotaniem po karku rumieniąc się - ..słyszałem co przed
chwilą mówiłaś, to jak wymiotowałaś dzisiaj w toalecie i .. -
Jack uniósł wzrok i popatrzył na Manen – to twoje spojrzenie,
takie smutne... Jeszcze nie widziałem kogoś kto by tak cierpiał..
- Więc wzbudzam w tobie litość..
- Mo przełknęła ślinę i spuściła głowę w dół tak, że
pojawił się na niej cień.
- Nie..! Tylko.., wiesz, jestem
strażnikiem zabawy. Moim zadaniem to dawanie radości i szczęścia
właśnie z zabawy a ty jesteś ciągle czymś przygnębiona i nawet
jeśli się uśmiechasz to nie jest to szczery uśmiech. Nie rozumiem
tego. - Jak wstał i zaczął do niej podchodzić. - Obserwuję cię,
cały czas i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to to, że lubisz
rządzić, decydować o wszystkim a jak coś nie jest po twojej myśli
to od razu się irytujesz. Jesteś apodyktyczna i czasami bardzo
wredna.. - Jack stanął nad dziewczyną i przyglądał się jej
badawczym wzrokiem. W każdej chwili był gotowy na wybuch furii u
blondynki ale ta spojrzała na niego i uśmiechnęła się odwracając
głowę w lewo. Usiadła wygodniej zginając prawą nogę w kolanie i
oparła na nią prawą rękę. Nagle parsknęła śmiechem pokazując
idealne białe zęby.
- No tak.. Powiedzmy, że to... -
zastanowiła się chwile - ...zboczenie zawodowe. Miliony gwiazd
tylko czeka na moje rozkazy a większość swojego czasu spędzam w
samotności w kosmosie. Tam nie ma istot ludzkich, więc może
dlatego jestem taka... władcza. - obdarzyła Frosta smutnym
uśmiechem. - Wiele, wiele lat spędziłam w samotności na
niekończących się bitwach. Obrona tej planety to praca na pełen
etat i nie ma w niej miejsca na błędy. Ty.. Jack, - spojrzała mu
głęboko w oczy po raz pierwszy wymawiając jego imię – jesteś
jeszcze bardzo młody. Ty i reszta strażników marzeń, macie
jeszcze tak wiele do przeżycia, macie wieczność przed sobą.
Wiesz, - Mo oderwała od Jacka wzrok i spojrzała na swoją dłoń,
którą wciąż miała opartą o kolano – zazdroszczę wam.
Wiedziecie sielankowe życie, bez ciągłych wojen i zabijania. -
Gwiezdna zmarszczyła brwi. W głowie miała obrazy bitew, które
stoczyła. - Też bym tak czasami chciała. - rzekła cicho jakby do
samej siebie. - Spokojnego, normalnego i szczęśliwego życia lecz
wygląda na to, że za wiele żądam. - zacisnęła dłoń w pięść
a ta rozbłysła jasnym światłem.
Jack usiadł obok niej i patrzył
cały czas na nią. Wsłuchał się w jej słowa. Nie mógł oderwać
od niej wzroku, gdyż miał przed sobą zupełnie inną osobę. Nie
patrzył na niczego nie świadomą dziewczynę, lecz na młodą
kobietę, która poznała i przeżyła ciemną stronę życia.
Kobietę, która wie jakie życie potrafi być brutalne i okrutne.
Mo wydała mu się kimś, kto przeżył nie setki lat lecz
tysiąclecia. Gdyby tylko Jack wiedział, że Manen rzeczywiście
liczy sobie prawie dwa tysiące lat...
Blondynka westchnęła przymykając
swoje piękne oczy. Rozmowa z Jackiem pomogła jej i nie czuła już
się tak podle. Chyba polubiła tego chłopaka, serio. Wcześniej
Jack był dla niej młokosem, który starał się pokazać ile już
przeżył lecz w rzeczywistości on jeszcze nic nie wie o życiu.
Uśmiechnęła się do swoich myśli, które krążyły wokół osoby
o białych jak śnieg włosach. Choć taki młody, to jednak
inteligenty i dobry., pomyślała.
Postanowiła być z nim szczera do końca.
- Jest coś
jeszcze. - rzekła po długiej chwili milczenia. - Nie wiem jak to
powiedzieć..
- Po prostu
powiedz i już. - Jack spojrzał na nią a ta patrzyła na niego
uważnie, badając każdy fragment jego bladej twarzy.
- To.., nie
jest dla mnie łatwe.. - przełknęła ślinę i po chwili przybliżyła
się do niego powoli obserwując każdą jego reakcję.
Jack spiął
się lekko kiedy blondynka się do niego zbliżyła. Była tak
blisko, że mógł policzyć ile cętek srebra jest w jej oczach a
było ich dokładnie cztery. Mimo bliskości nie cofnął się
jednak, czekał na kolejny jej ruch.
- Przypominasz
mi go. - szepnęła ledwo słyszalnie lecz Jack to usłyszał. -
Jesteś do niego taki podobny.. - jej spojrzenie świdrowało go tak
bardzo, że Frost niemal zaczął tonąć w jej oczach. On, facet! Mo
uśmiechnęła się do niego czule, nawet Amora nie obdarzała takim
uśmiechem. - Przypominasz mi mojego brata. Bardzo mi go
przypominasz.., Jack. Mojego Mima. - w oczach niemal stanęły jej
łzy więc szybko się od niego odwróciła.
- Chyba nie
jesteś Zołzo taka zła jak na początku myślałem. - Jack
szturchnął ją lekko łokciem. Mo spojrzała na niego kątem oka i
również się uśmiechnęła lecz tym razem jej uśmiech był
szeroki i szczery. Oddała kuksańca lecz nieco mocniej.
- Ty też
Matołku. - popatrzyli na siebie a kiedy ich spojrzenia się spotkały
oboje parsknęli śmiechem.
- Dobra, koniec
zakładu. Wygrałaś. Ty serio prędzej umrzesz niż dasz się
złamać.
- A mówiłam.
- Więc..., -
Jack wyjął z kieszeni buteleczkę od Naturii – chyba nie będzie
nam już to potrzebne. - rzekł i już chciał rzucić flakonem o
ścianę kiedy Gwiezdna go powstrzymała przytrzymując jego rękę.
- Stój! -
krzyknęła i wyrwała Frostowi flakon z ręki. - Co robisz? -
popatrzyła na białowłosego jak na wariata po czym odkorkowała
buteleczkę i wypiła jednym haustem całą jej zawartość. Jack
otworzył usta ze zdziwienia kiedy Mo okropnie się skrzywiła. Lek
był po prostu wstrętny, jak zawsze. - Ohyda.. - rzekła rozbijając
puste szkło o posadzkę. Po chwili poczuła jak przez jej ciało od
środka przechodzi nieprzyjemna fala prądu zabierając ze sobą
uczucie żaru z żył. Ból brzucha ustał jak ręką odjął. Minęło
kilka sekund a Mo poczuła się o niebo lepiej. Nie przejmując się
już żadnymi dolegliwościami wstała, otrzepała ubranie i
spojrzała na Frosta. - No co? Nie powiedziałam, że sama tego nie
wypiję tylko, że nikt mnie do tego nie zmusi. - uśmiechnęła się
do niego zadowolona.
- Ty to jednak
jesteś przebiegłym lisem. - Jack również wstał a jego wzrok
powędrował do widny, z której wyłonił się Piasek. Pokazał
kilka obrazków z piasku tak szybko, że Mo i Jack go nie zrozumieli.
Poprosili grzecznie o powtórkę a ten łaskawie im pokazał obrazki
jeszcze raz lecz w zwolnionym tempie.
- No tak,
North. Jest załamany po wczorajszym... - Mo zastanowiła się chwilę
lecz po chwili do głowy wpadł jej pewien szalony plan. - Chyba wiem
co należy zrobić. - rzekła patrząc na swoich towarzyszy. - Tak,
dokładnie tak zrobimy. - przytaknęła sobie i ruszyła ku windzie.
- No szybciej bo Gwiazdka czeka.
- Co ty chcesz
zrobić? - spytał Frost kiedy wraz z Piaskiem już ją dogonili.
- Jak to co?
Posprzątać bałagan, którego z Amorem narobiłeś. A, i jeszcze
uratować Święta.
Kiedy Mo, Jack
i Piasek zjawili się w warsztacie ich oczom ukazał się jeden
wielki kataklizm. Yeti pracowały będąc ledwo żywe. Jedne to nawet
spały już na stojąco, przez co wyglądały bardzo zabawnie. Ich
ręce chodziły a głowy kiwały się na wszystkie strony. Piasek i
Jack popatrzyli na siebie niepewnie kiedy Manen stanęła na środku
warsztatu i głośno zagwizdała wkładając dwa palce do ust. Zając
i Wróżka usłyszeli hałasy z daleka więc również przybyli.
-
Dobra! Wszyscy macie natychmiast przerwać prace! - wrzasnęła a
stojący nieopodal Jack prawie stracił słuch. Phil, którego
rozbudził krzyk Gwiezdnej podbiegł do niej i zaczął wrzeszczeć w
swoim języku na Mo lecz ta uciszyła go szybko. Do „rozmowy”
włączył się Zając.
- Jak to mają
przerwać prace? A co z prezentami? Co z Gwiazdką?!
- Spokojnie
zajączku.. - Mo chciała go uspokoić ale ten nie pozwolił jej na
to.
- Jakie
spokojnie!? Tu chodzi o wiarę dzieci! Jeśli nie będzie prezentów,
ich wiara w nas znacznie ucierpi!
- Mo, zgadzam
się z Zającem. - Ząbek podfrunęła i stanęła obok Uszatego,
który skinął jej głową.
Mo westchnęła
przewracając oczami. Wyciągnęła przed siebie rękę, na której
zatańczył jej gwiezdny pył a z niego wyłoniła się gwiazdka.
- Aru, kochana,
sprowadź tu Amora Qupido. Niech weźmie sprzęt. Natychmiast. -
wydała jej rozkaz a ta natychmiast go wykonała. - Piasku, będzie
mi potrzebna twoja drobna pomoc. - zwróciła się do niego a ten
pokazał jej w swoim języku, że zrobi o co ona poprosi. - Nie
bójcie się, wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się pewnie
do strażnika nadziei.
- Jak ma być
dobrze skoro Gwiazdka wisi na włosku? - spytała Ząbek i spojrzała
po pozostałych zmartwiona.
- Phil, każ
wszystkim odejść od stanowisk pracy. Niech odpoczną. Wszyscy, bez
wyjątku. - rzekła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Phil westchnął
jedynie, nie miał sił się z nią kłócić więc usłuchał jej.
Każdy yeti odszedł od stołu a w przeciągu pół godziny cały
warsztat opustoszał. Zostali tylko strażnicy i Phil. Chwilę
później zjawił się Amor a wraz z nim Aru.
- No wreszcie.
Ile można czekać? - Mo podeszła do niego i przytuliła na
powitanie. - Gotowy? - spytała Qupido a ten uśmiechnął się do
niej poklepując swoją torbę, którą miał na ramieniu.
- Zawsze i
wszędzie.
Mo uśmiechnęła
się szeroko a w jej oczach zapłoną ognień, tak bardzo przez Amora
uwielbiany. Dziewczyna stanęła tyłem do pozostałych w lekkim
rozkroku. W jej prawej dłoni pojawiły się jej okulary
przeciwsłoneczne, które powolnym ruchem ubrała na nos. Kiedy to
uczyniła srebrny pył owiał jej ciało od dołu mieniąc się
wszystkimi kolorami tęczy a kiedy zniknął rozwiewając lśniące
blond włosy Gwiezdnej, ta nie miała już na sobie za dużego
t-shitru. Skórzana ramoneska z kapturem zdobiła jej górną część
ciała a nagie nogi przysłoniły skórzane i oczywiście, czarne
spodnie biodrówki do kostek. Tylko stopy pozostały nadal bose. Amor
popatrzył na nią z uznaniem lecz ta minęła go podchodząc na
środek pomieszczenia. Odwróciła się do pozostałych pokazując
się w nowej odsłonie. Prawdziwej odsłonie jako strażniczka
gwiazd. W tym samym czasie Amor rozłożył na stole coś, co
przypominało laptop przez co zwrócił na chwilę uwagę pozostałych
yeti. Zając i Jack patrzyli na Mo, która w nowym ubiorze wyglądała
tak kusząco i zniewalająco, że zapomnieli na chwile o bożym
świecie. Głęboki dekolt jej czarnego topu z odkrytym pępkiem i
dopasowane spodnie zrobiły swoje. Uniosła rękę do góry a z niej
posypał się na podłogę gwiezdny pył, który po chwili zaczął
się formować w.. głośniki i wzmacniacze?
- Zaraz wam
pokażę jak uratujemy Święta. Maestro... - zwróciła się do
Amora a ten ze słuchawkami na uszach uśmiechnął się do niej
podekscytowany - ..muzyka! - z głośników, które stworzyła
zaczęła płynąć delikatna muzyka, nie głośna ale też nie za
cicha. Mo wczuła się, zrównała z rytmem i kiwając głową w takt
piosenki klasnęła przed sobą z jej rąk jak z procy wystrzeli
srebrny pył. Rozświetlone, srebrne wstęgi owinęły się wokół
zaskoczonych strażników i nabierając większego tempa powędrowały
do góry zniszczonych zabawek. W kilka sekund wszystkie, co do jednej
zostały naprawione i podrasowane. Mo rozłożyła szeroko ręce i
stworzyła jeszcze więcej swoje niezwykłego pyłu, który sam
zaczął się formować w nowe zabawki. Samolociki, samochodziki,
lalki, lornetki, żołnierzyki, kucyki, konie na biegunach, pluszowe
niedźwiedzie i wiele wiele więcej zabawek i upominków migoczących
wesoło w świetle ustawiło się przed yeti, które patrzyły na to
co się dzieje jak zaczarowane. Phil jako pierwszy oprzytomniał,
podbiegł do Gwiezdnej i wyściskał ją mocno. Uradowany jak nigdy
zabrał się za pakowanie nowych zabawek, których przybywało i
przybywało. Amor podszedł do Mo podkręciwszy muzykę do maksimum i jedna z ich piosenek rozniosła się po całej bazie rozbudzając
wszystkich.
-
Co tak stoicie? - zawołał do reszty Amor – Chodźcie! -
krzyknął. Podszedł do Ząbka, wyciągnął do niej rękę prosząc
ją do tańca. Ta spłonęła rumieńcem na twarzy a jej małe wróżki
popchnęły ją w ramiona strażnika miłości. Amor zrobił zgrabny
piruet z Zębuszką w ramionach i porwał ją do tańca. Królowa
wróżek roześmiała się uradowana i pozwoliła się porwać
dźwiękom muzyki. Nagle bit się zmienił, stał się nieco
ostrzejszy a czyjś silny głos rozległ się po warsztacie. Wszyscy
spojrzeli na Manen, ponieważ to jej głos przebił się przez basy i
swoją czystą barwą pieścił uszy. Mo zamknęła oczy i pozwoliła
porwać się muzyce, którą kochała nad życie. Potrafiła dobrze
śpiewać a jako strażniczka gwiazd, jak każdy Gwiezdny, miała
wspaniały głos. Blondynka odchyliła głowę w tył obracając się
wokół własnej osi. Gwiezdny pył zawirował razem z nią
wypełniając każdy zakamarek budynku. Mienił się, błyszczał,
zamieniając bazę w jedną wielką dyskotekę. Yeti również
ruszyły w tan a co za tym idzie poprzez podrygiwania i taniec
zaczęły pakować prezenty. Zabawa się dopiero rozkręcała a
śmiechy i radosne krzyki wypełniły warsztat.
Jack,
widząc co się dzieje, nie potrafił tego opisać. Po raz drugi
dzisiejszego dnia, Mo go zaskoczyła i to jeszcze jak? Jej
moc jest wspaniała., pomyślał
uradowany lecz nie przyłączył się do zabawy, przystanął na
uboczu i obserwował jak Zając podchodzi do Amora chcąc odbić mu
partnerkę. Qupido niechętnie odstąpił towarzyszkę. Ucałował ją
w rękę przez co Ząbek prawie zemdlała lecz szybko się pozbierała
i otrzeźwiała kiedy Zając przez przypadek nadepnął jej na stopę.
Amor podszedł
wolno do Mo, która kolejnym silnym machnięciem ręki stworzyła
silną falę pyłu a ta przemieniła się w kolejne legiony
niezwykłych zabawek. Wyciągnął do niej rękę a Mo chwyciła ją
pewnie pozwalając czarnowłosemu okręcić sobą. Pociągnął ją w
swoją stronę przez co stanęli tak blisko, że niemal zetknęli się
nosami. Cóż, nos Manen był na wysokości niemal jego brody więc
Gwiezdna musiała zadrzeć głowę do góry by móc spojrzeć mu w
jego niesamowite zielone oczy. Porwał ją do tańca przechylając
jej ciałem niemal do samej podłogi. Powoli blondynka wyprostowała
się a kiedy poczuła na swojej talii jego ciepłe dłonie pozwoliła
powtórzyć chłopakowi ten sam manewr. Jej ciało wygięło się
dając dowód, iż Mo jest w świetnej formie i Amor porwał ją w
tan. Niczym prawdziwy dżentelmen położył sobie jej dłoń na
swoim ramieniu. Muzyka zmieniła się zwalniając nieco, tym razem
był to remiks walca, więc Amor i Mo zaczęli wirować na parkiecie
niczym zawodowcy.
- No proszę,
idzie ci coraz lepiej. - Amor uśmiechnął się do niej pokazując
rząd białych ząbków.
- Nabijasz się
ze mnie? Dobrze wiesz, że kiepska ze mnie tancerka... Ej! Nie myl mi
kroków! - zaśmiała się patrząc w dół na swoje stopy.
- Przestań.. -
żachnął się Amor i wykonał z Mo efektowny obrót. Gwiezdna
tupnęła energicznie stopą a powstały przy tym pył rozniósł się
kolejną falą po warsztacie a zabawki... ożyły. Same, bez niczyjej
pomocy, zaczęły się pakować. Ząbek, Piasek, Zając i Jack
patrzyli na to wszystko śmiejąc się w głos. Piasek podszedł do
Mo, która wyciągnęła do niego rękę. Ten chwycił ją i
połączyli swoje moce. Efekt był taki, że z sufitu zaczął padać
magiczny deszcz tęczowych drobin, do których dołączyły malutkie
płatki śniegu wyczarowane przez Jacka. Mo złapała jego spojrzenie
i uśmiechnęła się do niego delikatnie odwracając od razu głowę.
Jack również się uśmiechnął lecz ten wyszczerzył się na
całego. Podfrunął do zaczarowanych zabawek i z uśmiechem na
ustach również stworzył kilka lodowych upominków.
Zając i
Zębuszka wyszli z „dyskoteki” i udali się w do pracowni, z
której North nie wychodził od prawie dwóch dni. Kiedy stanęli
przed drzwiami jego gabinetu spojrzeli na siebie niepewnie, zaczęli
się sprzeczać kto ma pukać i kłócili się tak długo, aż Wróżka
dała za wygraną i zapukała w drewniane drzwi.
- North? -
zawołała lecz nie otrzymała żadnej odpowiedzi. - North, otwórz.
Musisz wyjść i to zobaczyć.
- Koleś, wyłaź
stamtąd! - krzyknął Aster waląc w biedne drzwi. Odpowiedziała im
cisza więc Zając postanowił spróbować inaczej. - Dobra Ząbek.
Wchodzimy tam.
- Ale jak?
- Wejdziemy
przez tunel. Odsuń się.. - odepchnął ją lekko na bok. Kiedy miał
już wystarczająco dużo miejsca tupnął w podłogę otwierając
jeden ze swoich podziemnych tuneli. Kiedy wyłonili się z czarnej
dziury im oczom ukazał się przerażający widok. North zakopany w
górze pomiętych listów i papierów na prezenty szlochał cicho nie
zważając na otaczający go świat. Płakał jak małe dziecko przez
co Ząbek szybko znalazła się obok niego i zaczęła odkopywać go
spod śmieci. Mikołaj próbował odepchnąć ją lecz strażniczka
wspomnień nie dała mu się tak łatwo. Siłą zmusiła rosłego
strażnika zachwytu do porządnego siadu i oderwała mu z czoła
jakiś stary list, który się do niego przykleił.
- Na Księżyc,
koleś, coś ty ze sobą zrobił? Jak ty wyglądasz? - Zając
pokręcił głową z dezaprobatą. - Z resztą nieważne. North,
Gwiazdka uratowana. Prezenty są już gotowe...
- Nie
okłamujcie mnie.. Ja wiem... Wiem, że.. to już koniec! - zawył na
koniec i ponownie padł na tony papierów na biurku. Zając wraz z
Ząbkiem podnieśli go a Wrózia chlasnęła Northowi porządnie w
twarz. Dźwięk plaskacza rozległ się w gabinecie a Zając spojrzał
zaskoczony na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się krzywo,
lecz po chwili złapała Northa za ramiona i potrząsnęła nim z
całych sił.
- North, opanuj
się! Wyjdź a sam zobaczysz. Nie słyszysz tego, nie słyszysz
muzyki? To Mo i Amor, rozkręcili niezłą imprezę. Chodź! -
złapała strażnika pod pachy i siłą wyniosła z gabinetu.
Amor i Mo stali
obok siebie i tańczyli ten sam układ co na każdej imprezie, na
której się pojawiali ( od Aut.: wyobraźcie sobie, że w tym
momencie słuchacie piosenki Natalii Nykiel – Error ). Gwiezdna i
strażnik miłości spojrzeli na siebie zapominając o całej reszcie
świata. Byli tylko oni i dzięki ich muzyki. Amor obserwował jak Mo
zatraciła się w melodii, którą sama skomponowała. Wtedy, choć
na chwilę, pokazywała swoją prawdziwą twarz, którą skrywała
pod maską zimnego opanowania, wrogości i narcyzmu. Tylko on znał
ją na tyle by to wiedzieć.
Jack również
spojrzał na Mo i również zauważył zmianę jaka w niej zaszła.
Od ich rozmowy w piwnicy poznał ją trochę lepiej i z całą
pewnością mógł stwierdzić, że Mo w głębi serca jest bardzo
dobrą osobą., naprawdę dobrą. Amor i Mo zbliżyli się do siebie
i w pewnym momencie Jack odniósł wrażenie, że Qupido ją zaraz
pocałuje lecz odsunęli się od siebie kiedy piosenka na powrót
przyspieszyła. Głos Gwiezdnej na wszystkich zrobił piorunujące
wrażenie, gdyż nie podziewali się, iż Manen jest tak
utalentowana. Nagle do warsztatu wkroczył North, który otworzył
buzię zszokowany i kompletnie zdezorientowany. Impreza w bazie kiedy
on rozpacza po straconej Gwiazdce? Wyciągnął rękę przed siebie a
na jego skórę spadło mnóstwo drobin srebra, złota i śniegu.
Rozejrzał się wokół a kiedy ujrzał hałdy gotowych i
zapakowanych prezentów jego oczy prawie wyszły z orbit.
- Nie wierzę..
Jak? Kiedy..? - zaczął się rozglądać próbując przebić się
przez tłum tańczących yeti. Wszyscy rozeszli się a na środku
stanęła sprawczyni całego zdarzenia wraz ze swoimi pomocnikami. -
Mo.. - szepnął do siebie a jego poliki na powrót nabrały koloru.
Cała otaczająca go mroczna aura wyparowała a w jego oczach
ponownie rozbłysł ogień. Zaczął biec ku dziewczynie a kiedy już
do niej dobiegł porwał ja w swoje muskularne ramiona.
- Mordo ty
moja..! Moja gwiazdo z nieba, hahahhahaha! - roześmiał się jak
szalony okręcając się z Mo kilka razy. Reszta zawtórowała mu
śmiechem i zabawa rozkręciła się na dobre. North porwał Mo do
tańca i w radosnych podskokach a Ząbek pociągnęła chowającego
się Frosta za filarem i zaciągnęła na środek parkietu. Z
początku Jack się opierał i chciał uciec przy najbliższej okazji
lecz po kilku minutach i jemu spodobała się taniec. Ułożył swoją
rękę wygodniej na talii Ząbka i, choć trochę niezgrabnie, zaczął
prowadzić. W międzyczasie uchwycił gdzieś Mo, która zaśmiała
się perlistym śmiechem wraz z Northem, który ponownie nią
okręcił. Jej oczy błyszczały odrobinę silniej niż zwykle a
uśmiech, choć nie był od ucha do ucha to był prawdziwy. Czuła w
środku, że dzisiaj może pozwolić sobie na odrobinę szczęścia
więc poddała się chwili i cieszyła każdą minutą. Choć przez
moment chciała poczuć to, co czuła przy bracie setki lat temu i
chyba jej się udało. Poczuła radość w sercu, które zaczynał
pokrywać kamień i lód.
Było tam
ciemno, było tam strasznie ciemno i zimno. Lodowy wicher uderzał go
co chwilę w obolałą i poranioną twarz mroźnymi podmuchami
wiatru. Zdawało mu się, że co chwilę ktoś go policzkuje. Uchylił
powoli powieki lecz rozmazany obraz nie ułatwiał mu znalezienia
jego oprawcy. Zamrugał kilkakrotnie a ostrość widzenia powróciła.
Nikogo przy nim nie było. Był sam, jak zawsze. Jak od wielu, wielu
wieków. Wszystko go bolało, każdy skrawek ciała, każda
najmniejsza komórka wołała o pomoc i ulgę w katuszach. W jego
głowie panował zamęt, nic nie pamiętał nawet tego kim jest.
Dlaczego tutaj się znalazł, cały poraniony? Z czasem zaczął
przypominać sobie skrawki wydarzeń, które powoli układały się w
jedną przejrzystą całość. Jestem Pitch Black, Czarny Pan,
Książę Koszmarów. Jestem Mrok.., przypomniał sobie ostatnie
wydarzenia i na samo wspomnienie Gwiezdnej całe ciało go zabolało.
Zlekceważył ją, nie przypuszczał, że Gwiezdna użyje na nim
Święte Gwiezdne Światło a tu proszę. Manen.., jak mogłem o
tobie zapomnieć? Jak mogłem zapomnieć o jedynej żonie Księżyca,
o Dominie Stellarum? Wściekły na samego siebie, chciał się
podnieść lecz był za słaby, nie czuł większości swojego ciała
jedynie promieniujący ból. Powaliła go, zabiła prawie, jednym
ruchem. Jak mógł zapomnieć o tym kim jest ta dziewczyna? O jedynej
istocie, która była w stanie pokonać go wieki temu. To musi być
sprawka tego niedołężnego dziadygi.., pieprzony Ojczulek.. Jeśli
ona jest ze strażnikami, ze samym Frostem, to nie mam najmniejszych
szans na pokonanie jej. I jeszcze ten cały Amor, jego też nie
doceniłem.. Nie mam wyjścia, będę musiał się usunąć na jakiś
czas. Działać powoli, w ukryciu. Przed Dominą. Mimo ogromnego
bólu na jego zakrwawionej twarzy pojawił się perfidny uśmiech.
Zaczekam. Zaczekam jeszcze jeden rok. Przeznaczenie samo się
wypełni. Twoje przeznaczenie, najdroższa i ukochana Tsara Lunara,
Manen. Kiedy nadejdzie czas, przejmę nawet twoje święte moce i
stanę się niepokonany. Nawet sam Księżyc nie będzie już w
stanie mnie powstrzymać. Znikniesz Domino a z tobą zniknie nadzieja
tego świata. Moce Frosta i sama ty, będziecie należeć do mnie.
Upadniesz, żono Tsara Lunara. Upadniesz.., Mrok zamknął swoje
złote ślepia i oddał się w ramiona słodkiego snu. Jego koszmary
zjawiły się wokół niego po czym podniosły obolałe ciało
delikatnie i zaniosły do jego starej kryjówki, gdzie czuwały nad
swoim panem. Jego rany były poważne i minie sporo czasu nim Książę
Koszmarów powróci do dawnej sprawności. Powstał nowy plan, nowa
strategia i nowa żądza zemsty. Tym razem nie na strażnikach lecz
na samej Mo, która prawie tysiąc pięćset lat temu pokonała
Mroka, Cień i przywróciła Lunarowi życie.
_____________________________________________________________________
Po wielu trudach i mękach, jednak jest rozdział! Uff... Z góry uprzedzam, iż rozdział nie jest sprawdzony i za wszelkie błędy bardzo, bardzo, BARDZO przepraszam. Chciałam jak najszybciej uwinąć się z tym rozdziałem, ponieważ publikuję to opowiadanie również na wattpadzie a tam potrzebuje więcej czasu na jego sprawdzenie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Jest to jeden z najważniejszych i kluczowych rozdziałów w całym opowiadaniu i chciałam się do niego przyłożyć, co chyba mi wyszło, gdyż na jego objętość to ponad 21 stron! Mój nowy rekord. :)
Jeszcze raz przepraszam i czekam na Wasze komentarze. Oby było ich mnóstwo ;D Liczę na Was kochani.
Do usłyszenia, myślę za dwa tygodnie,
Wasza oddania Moonlight :* .
Dlaczego nic nie wiedziałam, ze jest nowy rozdział? Wszystko wspaniałe, nawet (chyba) nie wyłapałam literówe, więc nie martw się! Czekam na kolejny, a teraz zapraszam cię na kolejny rozdział MASK http://nie-zaznasz-szczescia-noszac-maske.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDobra zwracam honor, dopiero mi powiadomienie o komentarzu doszło XD
UsuńAaa widzisz.. :) ach ten nieznośny cyberpunk świat.. :*
OdpowiedzUsuńO rety jaki długi.
OdpowiedzUsuńCzytałam chyba z pół godziny trochę mnie to zaskoczyła.
Hmm opowiadanie nie jest do końca w moim guście, ale mimo wszystko czyta się naprawdę świetnie.
Na początku trochę sie pogubiłam tej gwiezdnej historii nie wiedząc do końca kto jest kim jednak powoli odnajduje drogę.
Głównie przez Twój lekki i wciągający styl pisania.
Ta historia to zdecydowanie coś nowego dla mnie i muszę dokładniej się z nią zapoznać.
Stworzyłaś inny wymair rzeczywistości i w końcu coś innego dla mnie.
Pozostaje mi zyczyć ci weny i pozdrowić.
[www.pokochac-lotra.blogspot.com]
Witaj moja droga !
UsuńDziękuję za milet słowa, to wiele dla mnie znaczy. Postaram się nie zawieść oczekiwań ;)
Hejka! Nominowałam Cię do LBA, w związku z czym zapraszam na mojego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://w-zakamarkach-mojej-duszy.blogspot.com
Rozdział cudowny, aż jest mi głupio, że komentuję go dopiero teraz :( (A i tak przeczytam go później jeszcze raz bo w chorobie człowiekowi wiele rzeczy umyka...)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nowego rozdziału i mam nadzieję, że szybko uporasz się z problemami technicznymi <3
Witaj, kochanie.
OdpowiedzUsuńAleż nic nie szkodzi. Zdrowiej szybko, żebyś mogła wrócić do pisania. Ja też mam nadzieję, że moje problemy techniczne prędko pójdą w zapomnienie.
Cześć! Znalazłam chwilę czasu i przeczytałam twoją historię. Strażnicy Marzeń chyba nie są zbyt popularnym tematem, jednak uwielbiam bajkę i twoje opowiadanie również jest świetne.
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Z niecierpliwością czekam, aby dowiedzieć się, co będzie dalej.
Pozdrawiam i życzę weny,
Lu.
Cześć i witam nową czytelniczlę !
OdpowiedzUsuńJest mi niezmiernie miło gościć cię u mnie. Dziękuję za tak miłe słowa. Oj tak, jest i będzie coraz ciekawej. Już ją się o to postaram... ;)
Hej :D
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się nadrobić zaległości i jestem na bieżąco :)
Cała historia bardzo mi się podoba.
Czy mogłabyś mnie informować o kolejnych rozdziałach?
Pozdrawiam,
Meryem
Ależ oczywiście, kochanie. Będę Cię informować. Dbam o swoich czytelników :*
Usuń