Wszystko nagle zaczęło się dziać
bardzo szybko. Jak na gust Northa zdecydowanie zbyt szybko. Najpierw
Mrok, kulący się pod presją spojrzenia Mo, później jego okrutny
śmiech i na koniec przeraźliwy krzyk Gwiezdnej, który prawie
rozdarł mu duszę.
- Ty świnio..! - krzyknęła do
Mroka a ten rozpłynął się przed nimi pozostawiając po sobie
tumany czarnego pyłu. North jako pierwszy ocknął się z szoku i
podbiegł do Mo, która nadal ściskała mocno swoją głowę obiema
rękami. Święty uklęknął przed dziewczyną i chwycił ją za
ramiona. Mocno zaciskała oczy i zęby. Z jej miny North
wywnioskował, że dziewczyna musi odczuwać jakiś silny ból. Jej
usta otwierały się co chwilę z niemym krzyku a ciałem Mo
wstrząsały pojedyncze dreszcze. North nie wiedział co zrobić, jak
jej pomóc. Nie zauważył u niej żadnych większych obrażeń, z
wyjątkiem rozciętego ramienia. Poza tym, nic jej nie dolegało ale
jednak.. Jednak czuła ból, wielki ból.
- Co jej jest? - spytał
spanikowany Mikołaj a swoje pytanie skierował do strażnika czasu,
który tak samo jak North wyglądał na zdezorientowanego.
- Ja...ja nie wiem. - zająknął
się i wlepił swoje przestraszone oczy w blondynkę.
- Co się dzieje?! - Zając
przykucnął obok Gwiezdnej. - Hej! Gwiazdko, co ci jest? - rzekł
już tylko do niej. Położył jej na ramieniu swoją łapę i
pochyli się ku niej, niczym rodzic nad swoim dzieckiem, które
nieumyślnie się skaleczyło.
- On.. - wydusiła z siebie –
On.. znalazł.... Znalazł...i.., i... - spod jej zamkniętych powiek
zaczęły wydostawać się łzy. Nagle Mo zaczęła kręcić głową
to w prawo to w lewo, jej włosy falowały z każdych ruchem a
spływające słone krople skapywały z policzków. - Nie nie nie..!
- Do jasnej cholery! Co się
dzieje?! - krzyknął Frost. Poszedł do Mo, uklękną przed nią i
gwałtownie nią potrząsnął trzymając za jej ramiona. - No
mówże..! -Nagle Jack przestał trząść dziewczyną. Szybko wziął
ręce od niej i cofnął się do tyłu najszybciej jak tylko mógł.
Jego zszokowana mina jeszcze bardziej zdezorientowała pozostałych
strażników.
Jack oddychał szybko i nierówno.
Jego niebieskie oczy były utkwione w Mo, która spojrzała na niego
tym swoim smutnym wzrokiem. Co to do licha było?!,
krzyczał do siebie w myślach. Trwało to tylko chwilę, parę
sekund ale poczuł to wyraźnie i to aż za bardzo. Poczuł jej ból.
Jakby jego dusza zaczęła pękać od środka. W jego głowie mignął
mu jeden obraz, Wieża Eiffela i jakieś.., coś? Nie wiedział co to
było ale to Coś musiało być bardzo ważne. Ktoś to Coś
ochraniał i wzywał pomocy.
Zębuszka
podfrunęła do białowłosego a w jej pięknych fioletowych oczach
malowała się troska zmieszana ze strachem. Podała strażnikowi
zabawy rękę lecz ten nie przyjął od niej pomocy, w ogóle nie
zareagował na gest ze strony przyjaciółki. Jedynie patrzył Manen
w oczy jakby był zahipnotyzowany. Patrzył głęboko, w oczy,
których blask i ogień kiedyś przyćmiewał wszystkie gwiazdy lecz
teraz ten ogień ledwo się tlił. Blask jej oczu prawie zgasł.
Kiedyś te oczy musiały być naprawdę niezwykłe...
pomyślał Jack. Dostrzegł w nich coś znajomego co sprawiło, że
nie potrafił się już dłużej na nią gniewać. Owszem, dalej jej
nie ufał ale miała coś takiego w sobie, w swoim spojrzeniu, że
zapragnął podejść do niej i ją przytulić. Ma w sobie
tyle bólu, dlaczego?, zapytał
samego siebie w myślach.
- Jack, halo!
Słyszysz co mówię? Halo! Jack!!! - Ząbek szturchnęła chłopakiem
mocno a ten spojrzał na nią nieprzytomnie. Minęło kilka sekund aż
ocknął się z zamyślenia i powrócił do świata żywych a kiedy
stanął już na równych nogach z pomocą Wróżki wzrokiem zaczął
szukać swojego kija, który leżał przy Gwiezdnej. - Jack, co ci
się stało? - spytała zatroskana Wrózia.
- Już wszystko
dobrze. Naprawdę. Nie martw się. - uśmiechnął się do niej lekko
i podszedł do Mo aby chwycić po swoją laskę. Kiedy się nachylał
kątem oka spojrzał na Mo i zauważył jak ta gwałtownie otwiera
oczy i patrzy przed siebie z szeroko otwartymi oczyma.
Za plecami
strażników rozbłysło jasne światło w kolorze czerwieni i złota
lecz dopiero po usłyszeniu odgłosu, który towarzyszy komuś jak
ten ktoś upada, odwrócili się pospiesznie. Po podłodze
przeturlała się jakaś postać pozostawiając za sobą czerwone
smugi. Mo zerwała się na równe nogi i jak strzała pognała ku
nieznanemu przybyszowi prawie taranując na swojej drodze Northa i
Jacka.
Strażnik czasu
zamyślił się głęboko ale po chwili coś sobie uświadomił. Coś
niezwykle istotnego. Przed chwilą, niemal jednocześnie, stały się
dwie rzeczy i dopiero po przemyśleniu ich zaczęło docierać do
niego, co tak naprawdę się przed chwilą stało. Mrok znalazł
klucz. Mrok prawie go niszczył. Kto jest jego strażnikiem..?,
pomyślał kiedy dotarła do niego znajoma i przyjemnie ciepła
energia nowo przybyłego, przy którym już klęczała gwiezdna. Czas
spojrzał w tamtym kierunku a źrenice jego oczu rozszerzyły się
gwałtownie. Amor?!
Mo dopadła do
swojego przyjaciela, który nie był w za dobrym stanie. Czuła jego
ból. Ten zdradziecki Mrok odwrócił jej uwagę aby dostać się do
strażnika miłości i zaatakować go w odpowiednim momencie. Kiedy
ostatni raz była w Paryżu widziała, widziała na własne oczy
zachmurzone niebo nad miastem. Czuła, że nie są to zwyczajne
chmury a i tak to zlekceważyła. Jak mogła być taka nieuważna i
lekkomyślna?! Przeklinała samą siebie, że nie zareagowała w
porę. Mogła nie dopuścić do tego co się właśnie stało.
Dziadziuś miał rację. Blake zaczął szarżować pod ich nosami
jak gdyby nigdy nic. Zostawiła przyjaciela w potrzebie.. Jaka z niej
przyjaciółka?! Nie zasłużyła na to miano. Fakt, klucz jest
cenny ale życie Amora stało się dla Mo o wiele ważniejsze. Bez
namysłu wzięła poranione ciało czarnowłosego chłopaka w ramiona
i przytuliła do siebie mocno.
-
Mm.. Mo... - usłyszała ochrypły głos strażnika miłości. -
Wybacz.. mi... - wyszeptał z trudem. Jego zakrwawiona dłoń
znalazła drogę do bladego policzka Gwiezdnej.
-
Nic nie mów. - upomniała go cicho starając się jakoś opanować
swój rozemocjonowany głos. - Oszczędzaj siły. - rzekła i
ucałowała go w czubek głowy. Jego miękkie i lśniące czarne
włosy teraz były pozlepiane czerwoną juchą pochodzącą z
pokaźnego rozcięcia na głowie.
-
Zawiodłem... Nie udało mi się.. - Amor zachłysnął się krwią
cieknącą z jego własnych ust - ..obronić go.. Zawiodłem..
- szeptał a jego głos bez przerwy się łamał jakby płakał.
Poruszył się w ramionach blondynki, która dopiero po chwili
zauważyła, iż Amor coś chowa pod rozszarpaną kurtką. Wyjął
powoli drugą dłoń a każdy ruch sprawiał mu olbrzymi ból. W ręce
trzymał resztki błękitno-srebrnego kryształu, który połyskiwał
z coraz mniejszą siłą. Nie wiadomo jak ale Amorowi udało się nie
umazać go własną krwią.
North wraz z Piaskiem podbiegli jako pierwsi i od razu wzięli się
za udzielenie Amorowi pomocy. Starali się nie zadawać zbędnych
pytań, gdyż tak jak strażnik czasu zaczęli rozumieć co się
stało. Kiedy jeszcze rozmawiali w gabinecie Mikołaja, Czas wyjaśnił
strażnikowi zachwytu, że wśród nieśmiertelnych są tacy, którzy
nie tylko chronią ludzi ale także te słynne klucze, które
z kolei otwierają Księżycowy Grobowiec. North dowiedział się, że
Mrok ich szuka w celu zniszczenia, gdyż tam jest jedno ze źródeł
mocy Pana Księżyca. Najwidoczniej Amor musiał być jednym z tych,
co strzegą klucze.
Ząbek, Zając i Jack patrzyli na to wszystko z milczeniu. Nie
wiedzieli co powiedzieć. Jak dla nich, to zdecydowanie za wiele
wrażeń jak na jeden dzień. Aster i Jack wymienili między sobą
porozumiewawcze spojrzenia i nie patrząc na fruwającą obok nich
Wróżkę, podeszli do Ojca Czasu. Chcieli się dowiedzieć, o co tu
dokładnie chodzi. Wrózia tymczasem podfrunęła do Mo aby również
pomóc nowemu sprzymierzeńcowi.
Amor, dzięki udzielonej pomocy, nie krwawił już tak obficie a jego
oddech wrócił mało wiele do normy. Przyspieszone leczenie już
zaczęło działać więc młody mężczyzna odczuł delikatną ulgę.
Czuł jak Gwiezdna cały czas tuli go w swoich ciepłych ramionach
przez co poczuł się jeszcze o odrobinę lepiej. Niemniej, było mu
wstyd, gdyż zawiódł ją na całej linii. Nie udało mu się
ochronić jednej z najcenniejszych rzeczy jaką powierzyła mu
strażniczka gwiazd. Był na siebie zły, bo przysiągł, że prędzej
zginie niż pozwoli na zniszczenie klucza. Ale jest coś
jeszcze. Musiał przybyć do Mo jeszcze z innego powodu.
-
Mo..- zaczął a gdy ta już chciała go uciszyć przerwał jej nieco
ostrzejszym tonem. - Nie. To ważne.. - rzekł. Nadal bolało go całe
ciało lecz z minuty na minutę czuł się coraz lepiej. W ręku
wciąż trzymał resztki skarbu jaki miał ochraniać. - Muszę
wrócić do Paryża.. - spojrzał poważnie na swoją przyjaciółkę,
która po usłyszeniu jego słów zgromiła go wzrokiem.
-
Chłopcze, jesteś ranny..! - wtrącił się North a Piasek mu
przytaknął.
-
North ma rację. Zostaniesz tutaj póki nie wydobrzejesz.. - mówiła
Zębuszka lecz Amor przerwał jej niecierpliwym głosem.
-
Nie rozumiecie..! - krzyknął na tyle ile pozwalały mu jego siły.
Spojrzał śmiertelnie poważnie na Mo. - Musisz. Wrócić. Ze. Mną.
- rzekł kładąc nacisk na każde wypowiedziane słowo. Walczył ze
zmęczeniem, które ogarniało go całego ale dzielnie stawiał mu
opór. Paryż go wzywał, nie mógł zostawić swojego ukochanego
miasta na pastwę Mroka.
-
Hej, spójrzcie..! - krzyknął Zając a kiedy wszyscy zwrócili na
niego uwagę, łapą pokazał na Sferę Snów. W miejscu gdzie
znajdował się kontynent Europa a dokładniej Francja, światełka
zaczęły niekontrolowanie migotać a niektóre gasnąć.
-
Mrok!!! - Jack i Zając krzyknęli oburzeni w tym samym czasie nawet
nie patrząc na siebie.
- Do
sań! - zakomenderował North i cała piątka strażników udała się
w stronę podziemnych garaży. Nagle North przystanął i odwrócił
się do nowych towarzyszy.
-
Zabierzesz nas tam? - spytała cicho Mo Amora chwytając go pewnie za
prawą rękę. Ten skinął jej głową i już chciał użyć swoich
mocy by przenieść siebie wraz z Mo do Paryża ale pomimo wysiłku
wciąć byli w bazie strażników. Próbował tak kilka razy lecz nie
przynosiło to żadnego efektu. - Wybacz, mon cher ( od Aut. Mon
cher z francuskiego oznacza moja droga , jakby ktoś nie
wiedział :D ) ale nie mam tyle mocy aby nas przenieść do Francji.
-
Nie szkodzi. - Mo uśmiechnęła się do niego czule jak do nikogo
innego. Zauważył to North, Czas i również Jack, który przystanął
obok Mikołaja. To w jaki sposób spojrzała na Amora bardzo
zastanowiło Frosta. Ale nie dane mu było długo nad tym myśleć,
gdyż głośny głos Northa zwrócił jego całą uwagę.
- Wy
lecicie z nami, oczywiście. - rzekł i uśmiechnął się do nich. -
Jack, pomóż Mo. - zwrócił się do białowłosego a sam ruszył na
dół. Duch zimy nie od razu załapał o co chodziło brodaczowi.
Patrzył przez chwilę na Amora kiedy do jego uszu dotarło
ponaglające chrząknięcie blondyny.
-
Może byś tak pomógł z łaski swojej.. - zwróciła się do niego
a kiedy ich spojrzenia się spotkały, Jack ponownie zobaczył w nich
tylko chłód lecz tym razem towarzyszyła mu wściekłość. Bez
słowa ruszył do niej aby wraz z Mo zataszczyć poranionego Qupido
do garażu, gdzie już wszyscy na nich zapewne czekali. Zarzucił
sobie prawe ramię Amora na szyję zaś Gwiezdna zrobiła to samo z
lewym ramieniem Amora i oboje podążyli za Northem w milczeniu.
Kiedy schodzili po schodach, w towarzystwie syknięć czarnowłosego
i echa ich kroków, Frost w końcu postanowił się odezwać.
-
Dzięki za ten ratunek, mimo to wiedz, że.. - powiedział lecz zaraz
dodał a raczej chciał dodać coś jeszcze natomiast Mo mu
przerwała.
-
..to niczego nie zmienia. - dokończyła za niego blondyna. - Ale i
tak, nie ma za co matołku. - powiedziała nie patrząc na
białowłosego a na jej usta wkradł się leciutki uśmiech.
-
Przestań mnie tak nazywać! - Jack spojrzał ostro na Mo, która
ukryła twarz za kurtyną swoich lśniących włosów. Uśmiechnęła
się szerzej lecz sama nie wiedziała dlaczego. Dokuczanie.., wróć.
Za wiele powiedziane.. Przekomarzanie się z Frostem, przynosiło jej
może nie radość ale lubiła to.
Białowłosy uroczo wtedy wyglądał
i od razu wybuchał tak jak jej brat Mim. Tęskniła za tym. Tęskniła
za Mimem.
-
Amor, jak się czujesz? - spytała. Po raz kolejny zignorowała
Frosta przez co ten się zdenerwował jeszcze bardziej.
-
Jasne...! Olej mnie jak zwykle! Po co mi odpowiadać skoro można
mnie zignorować..?! - mruczał wściekle pod nosem białowłosy
patrząc prosto przed siebie. Do jego uszu dotarł cichy chichot
Gwiezdnej a jak tylko na nią spojrzał zirytowany, ta od razu udała
kaszel. - Ale ty jesteś dziwna... - mruknął pod nosem.
-
Mon cher, czy ja o czymś nie wiem.. Au! - Amor obrócił głowę w
stronę blondynki ale zaraz tego pożałował, ponieważ świeżo
zasklepiona rana koło potylicy ciągle dawała o sobie znać.
Promieniujący ból czaszki rozszedł się falą wzdłuż całego
ciała czarnowłosego. - Delikatniej, delikatniej.. - rzekł przez
zaciśnięte zęby.
-
Nie zadawaj głupich pytań. Lepiej powiedz co się stało? - Mo
specjalnie szturchnęła Amorem, ale tylko troszeczkę. Nie chciała
mu przysporzyć więcej cierpienia.
-
Zaskoczyli mnie. Ja... to stało się tak szybko. Przechadzałem się,
właśnie wracałem do siebie kiedy wyczułem, że ktoś mnie
obserwuje i wtedy poczułem To. - chłopak zmarkotniał. Ponownie
przemówił przez niego smutek. - Zawaliłem. Przepraszam...
- To
raczej ja powinna przepraszać ciebie Amor. Naraziłam cię na
ogromne niebezpieczeństwo. Wybacz mi. - Mo nie miała odwagi
spojrzeć na Amora. Wiedziała, że popełniła wielki błąd.
-
Ktoś mi wyjaśni o czym wy rozmawiacie? - spytał Frost.
-
Powiedz mu Mo. – rzekł Amor. - I tak się dowie.
-
Powiedzieć o czym? - dopytywał Jack.
- O
tym. - Amor przystanął przez co Mo i Jack zrobili to samo. Zabrał
z ramienia blondyny swoje ramię i wystawił ostrożnie lewą rękę
przed siebie. Wewnątrz dłoni czarnowłosego znajdowały się dwa
kryształy, które Jackowi wydały się dziwnie znajome.
-
Eee.. Co to jest? - spytał zaintrygowany Frost i wziął jeden
odłamek w dłoń. W korytarzu było dość ciemno lecz białowłosy
widział krysztalik doskonale. Jego nikłe światło wciąż się w
nim tliło a kiedy palce Jacka zacisnęły się na nim mocniej
kryształ zalśnił nieco większym światłem. Gwiezdna spojrzała
na trzymany kawałek w ręku strażnika zabawy zaskoczona a po kilku
sekundach przeniosła swój wzrok na twarz ducha zimy.
-
Reaguje na ciebie.. - rzekła cicho nie dowierzając własnym oczom.
Jack spojrzał na Mo, która wyciągnęła otwartą dłoń w jego
kierunku. Chłopak popatrzył na nią przez chwilę, kompletnie nie
rozumiejąc zaistniałej sytuacji ale oddał blondynce kawałek
kryształu. Kiedy Mo dotknęła go, kamyczek rozbłysł jeszcze
większym światłem a wokół trójki strażników zawiał wiatr,
tarmosząc ich włosami na wszystkie strony. Mo uśmiechnęła się
pod nosem i przybliżyła do swojej twarzy odłamek. - Jest jeszcze
nadzieja... Chyba uda mi się go naprawić. - powiedziała. -
A ty mi w tym pomożesz. - ostatnie słowa wypowiedziała patrząc
prosto w oczy Jacka, który ze zdumienia zamrugał kilka razy.
- Na
serio?! - Amor nieco się rozchmurzył.
-
Wiesz co to jest? - spytała Jacka Mo podnosząc wyżej kryształ.
-
Oczywiście, że nie. Skąd mam niby to wiedzieć? - odpowiedział
Frost patrząc na dziewczynę jakby ta była niespełna rozumu.
-
To, drogi matołku - spojrzała na kamień w swojej dłoni – jest
klucz do Księżycowego Grobowca a raczej to, co z niego
zostało. Reaguje tylko na tych, co są najsilniej związani z
Księżycem. Jak dotąd reagował tylko na mnie.. - Mo zamilkła. Po
chwili wzięła głęboki wdech i kontynuowała nie spuszczając
choćby na sekundę oka z białowłosego – Jesteś z Nim bardziej
związany niż myślałam.
-
Halo! Pomarliście tam czy co..?! - z dołu dobiegł do nich krzyk
zniecierpliwionego Northa.
-
Przestańcie się tam miziać...! - tym razem to był Zając a zaraz
po nim rozległ się chichot Zębuszki.
-
Ej! My się nie miziamy..! Cokolwiek to znaczy... - dodał pod nosem
Jack na co Amor parsknął śmiechem.
- Co
jak co ale TY powinieneś coś na ten temat wiedzieć.. AŁA!!!-
Qupido posłał mu znaczące spojrzenie za co został kolejny raz
potraktowany szarpnięciem przez Mo. Czarnowłosy obdarzył
dziewczynę morderczym spojrzeniem a ta popatrzyła na niego nic
siebie z tego nie robiąc.
-
Nie rozpędzaj się tu Qupido. Nie mam zamiaru po raz stutysięczny z
kolei słuchać o twoich miłosnych podbojach.
- A
wy... jesteście, no... parą? - Jack popatrzył pytająco na Amora,
który zerknął na Mo. Nagle Qupido i Gwiezdna wybuchli gromkim
śmiechem. - Co was tak bawi?
-
Nic. tylko... - Mo starła spływającą łzę ze swojego policzka..
- Powiedzmy, że ja i Amor nie nadajemy się do życia... w związku,
hahahha.
-
Dokładnie, mon cher.., ała.! Kurde, jak mnie łeb boli.. - Amor
chwycił się za głowę ale pomimo niemiłosiernego bólu cały czas
się uśmiechał. - Z resztą, kto by z tobą wytrzymał... -
powiedział patrząc na Mo z ukosa.
-
Milcz babiarzu jeden.. - syknęła w odpowiedzi blondynka i luknęła
na Amora tym swoim słynnym mrożącym krew spojrzeniem. - Jeszcze
jedno słowo a urwę ci ten śliczny łeb.
-
Uważasz, że jestem śliczny? To jednak ci się podobam,
wiedziałem.. - Qupido wyszczerzył się do dziewczyny a ta zacisnęła
swoją pięć przed jego nosem.
-
Serio? Za mało dzisiaj oberwałeś?
- On
ma rację. Nikt by nie wytrzymał z taką zołzą. - skwitował Jack
i uśmiechnął się wrednie. Mo już chciała mu odpyskować lecz ją
wyprzedził. - Chodźmy, tam na dole pewnie już się niecierpliwią.
- rzekł ucinając całą rozmowę.
- Ja
ci dopiero pokażę zołzę.. - mruknęła pod nosem blondynka. Tym
jednym zdaniem Jack zarobił sobie u niej wielkiego minusa.
W
końcu, i w całkowitym milczeniu, dotarli do reszty strażników. Mo
zorientowała się, że Dziadziuś już sobie stąd wybył więc
odetchnęła z ulgą. Przynajmniej nie będzie jej wciąż upominać.
- No
nareszcie! - krzyknął Zając, który stał oparty o nowe sanie
Mikołaja i nerwowo tupał dolną łapą o lodową posadzkę. - Ile
można czekać?
-
Wybaczcie. - rzekła Mo lecz po chwili uśmiechnęła się szatańsko.
W jej głowie pojawił się doskonały pomysł na rewanż dla tamtych
dwojga więc dodała niewinny głosem. - Matołek i Amor bardzo się
polubili. Wręcz nie mogłam się powstrzymać by nie dać im chwili
sam na sam by mogli się trochę po miziać. - ostanie słowa
powiedziała patrząc prosto do Jacka i Qupido, którzy gapili się
na nią zszokowani. - Tak słodko razem wyglądają... -
zaszczebiotała i posłała im w powietrzu całusa.
-
Jack... - Aster podszedł do Mo ledwo powstrzymując śmiech – Nie
znałem cię od tej strony.. - i wybuchł tak głośnym śmiechem, że
stojące obok Mo i Zębuszka musiały zakryć dłońmi uszy.
-
Zając, opanuj się. Sprawy sercowe Jacka nie są naszym największym
zmartwieniem. - North upomniał strażnika nadziei lecz sam był
prawie poskładany ze śmiechu. - No dobra, moje drogie towarzystwo,
wsiadajcie!
- Ja
idę swoimi tunelami. Po twojej ostatniej „jeździe” koleś,
odechciało mi się latania na dobre. - Zając odskoczył od Northa
by ten nie mógł go dosięgnąć i siłą wepchnąć do swoich sań.
-
Och, przestań..! - Mikołaj machnął lekceważąco ręką – To
był jednorazowy wypadek. Nawet mistrzowi się zdarza. - rzekł i
dumnie wypiął pierś do przodu. - Przecież nie ma to jak
saneczki..
- Ja
podziękuję.. Aaaa! - Aster już chciał tupnąć nogą aby otworzyć
sobie tunel kiedy silna ręka Northa porwała go i jednym ruchem
wpakowała do mikusiowego środka transportu.
Renifery już się gorączkowały, uderzając swoimi imponującymi
kopytami o lód i wierzgając do przodu. Mo pomogła wsiąść
Amorowi a Piaskowy Ludek usadowił się obok blondyny już nie mogąc
się doczekać jazdy.
-
Wypuśćcie mnie stąd! - wrzasnął Zając modląc się o
jakikolwiek ratunek lecz ani Ząbek ani Jack nie byli skorzy by
udzielić mu pomocy. Strażniczka wspomnień już zdążyła oddalić
się z bazy a Jack uśmiechnął się do niego wrednie. Co jak co ale
po nim to Aster się tego akurat spodziewał. - Zapamiętam to sobie
Frost... - spojrzał na białowłosego takim wzrokiem, że jak gdyby
mogło to by chłopaka położyło natychmiast trupem.
- No
to w drogę!- krzyknął wesoło North i szarpnął lejcami dając
reniferom znak by ruszyły. Zwierzaki rzuciły się do przodu a
towarzystwo w saniach aż wbiło się w siedzenia. – Zapnijcie
pasy..! - rzucił przez ramię do towarzyszy. Mo obejrzała się
wokół siebie ale żadnych nie zauważyła.
-
Przecież tu nie ma żadnych pasów! - Gwiezdna spojrzała spod
przymrużonych powiek na Northa, który zaśmiał się dziko i
bardziej szarpnął lejcami nakazując rogaczom pędzić jeszcze
szybciej.
-
Wiem! To tylko taki żarcik, hahaha! - zaśmiał się Mikołaj. -
Szybciej, szybciej...! - krzyknął do reniferów.
-
North, zlituj się, błagam..! - Zając tak bardzo przywarł do
siedzenia, że pazurami zarysował świeży czerwony lakier natomiast
Piasek bawił się w najlepsze a kiedy sanie zrobiły w tunelu
beczkę, aż podskoczył z radości i wydał z siebie nieme „juhuu”.
Mina Amora również była nietęga lecz nie ze względu na szaleńczą
jazdę tylko z powodu bólu. Nadal bolała go głowa a zawrotna
szybkość i kołysanie na wszystkie strony nie łagodziły jego
cierpienia. Mo zauważyła to i wzięła chłopaka dyskretnie za
rękę. Kiedy Amor poczuł jak dziewczyna splotła ich palce razem
odwrócił się do niej i posłał jej blady uśmiech. Jack widział
co zrobiła Mo i zaintrygowało go zachowanie Gwiezdnej. Ich relacje
były dość bliskie z tego co zdążył już zaobserwować.
-
Trzymajcie się..! - wrzasnął North przebijając się przez świst
powietrza a sanie wystrzeliły z tunelu i poleciały w niebo jak
torpeda robiąc przy okazji podwójną beczkę. Mo zaśmiała się
pod nosem a jej rozwiane włosy przysłoniły jej na chwilę połowę
twarzy. Kiedy sama latała w przestrzeni kosmicznej uwielbiała robić
tego typu sztuczki a im bardziej ekstremalne tym lepiej. Mo puściła
Amora i przeskoczyła na miejsce obok Northa z szerokim uśmiechem na
ustach. Brakowało jej umiejętności latania, i to bardzo.
Zając, widząc skaczącą strażniczkę po rozpędzonych saniach na
wysokości jakiś kilku tysięcy metrów nad ziemią, prawie dostał
zawału a jego zzieleniała mordka zmieniła kolor na trupio blady. Piasek bawił się wręcz doskonale wraz Jackiem, którzy nie
zwracali nawet najmniejszej uwagi na Astera, który zmawiał
wszystkie znane sobie modlitwy. Natomiast Mo była zachwycona co nie
uszło uwadze Northa. Dziewczyna, nie przejmując się wysokością i
zawrotną szybkością, stanęła na siedzeniu obok strażnika
zachwytu i wyskoczyła w górę robiąc zgrabne salto w powietrzu i
lądując na środkowym reniferze. Zając prawie zemdlał widząc, co
wyczynia blondynka.
-
Kamikaze..! - wykrzyknęli jednoczenie Mo i North a potem oboje
wybuchnęli śmiechem.
-
Szybciej! Jeszcze szybciej! - Gwiezdna obejrzała się do tyłu a jej
spojrzenie padło na Frosta, który przyglądał się jej z miną,
której Mo nie potrafiła zrozumieć. Patrzył dziwnie, jakby starał
się ją wyczuć albo.. sama nie wiedziała. Z resztą, nie przejęła
się tym i popatrzyła na biednego Amora, który oparł się o ramę
sań i zamknął oczy by choć trochę ulżyć sobie w bólu. Mo
westchnęła. Poczucie winy nadal gryzło ją w środku. Uniosła
prawą dłoń do góry i obróciła nią powoli. Koło głowy Amora
pojawiła się średnich rozmiarów poduszka ze srebrnego pyłu.
Chłopak otworzył oczy i posłał dziewczynie wdzięczne spojrzenie,
na które ta odpowiedziała lekkim a co najważniejsze, szczerym
uśmiechem.
Jack
zamrugał kilka razy zaskoczony. Jej
uśmiech..pomyślał.
Jest jakiś taki inny,
jest.. prawdziwy. I piękny. Chwila! Co?! Chłopie, ty się weź
opanuj! Przecież nie znosisz tej napuszonej zołzy!,
skarcił siebie ostro w myślach. Może
i jest ładna ale stanowczo za wredna i za chamska.
- I jak ci się podoba podróż?! - krzyknął do Mo North.
Dziewczyna obejrzała się w jego stronę a w jej oczach na chwilę
zagościł cień dawnej radości.
- Jest bosko! - odkrzyknęła mu.
- To dokąd dokładnie zmierzamy? - spytała Zębuszka, która
pojawiła się znikąd i wylądowała obok Zająca. Biedak nie
wiedział już gdzie ma patrzeć więc postanowił zamknąć oczy
lecz kiedy usłyszał niespodziewanie głos przyjaciółki wystraszył
się porządnie.
- Mogłabyś tak nie pojawiać się jak duch? O mało co nie
zszedłem na zawał..!
- Weź Kangur wyluzuj i pooglądaj sobie widoki! - Jack
uśmiechnął się do Zająca a ten zgromił go spojrzeniem.
- Ty się tam nie odzywaj.. - mruknął niezadowolony a krew
ponownie się w nim zagotowała słysząc słowo na „k”.
- Francja, Paryż. Boże.. od zawsze chciałam się przelecieć
tymi saniami..! - uradowana jak małe dziecko, Mo uśmiechnęła się
do Northa a ten odwzajemnił gest. - Bo przecież...
- ...nie ma to jak saneczki! - wykrzyknęli wspólnie.
- I o to właśnie chodzi! W końcu ktoś kto mnie rozumie.. -
wzruszony Mikołaj prawie się popłakał ze szczęścia. Mo
odwróciła się od Northa i spojrzała przed siebie mrużąc oczy.
Musieli być już blisko czego dowodem było zachodzące słońce a w
powietrzu dało się wyczuć złowrogą siłę. Z każdą sekundą
Gwiezdna czuła jak ta zła siła rośnie, czuła w niej znajome
pokłady czarnej energii. W jej dłoni pojawiły się jej
ciemne okulary, które ubrała na nos i zarzuciła na głowę kaptur.
- Jesteśmy już prawie na miejscu! - wykrzyknęła do reszty a w
tym samym czasie sanie wleciały w niemal czarne chmury. Saniami
zatrzęsło a nad ich głowami rozległ się ogłuszający grzmot.
- O matko jedyna..! Koleś! Ląduj, ląduj!!! - Zając rzucił
się ku Northowi by wyrwać mu lejce ale Zębuszka powstrzymała go w
porę i siłą posadziła na miejsce.
- Weź się uspokój! Chcesz spowodować kolejną kraksę? -
zganiła go a Zając, cały spanikowany nie wiedział czy jej
posłuchać czy próbować dalej szarpać się ze strażnikiem
zachwytu. Postanowił uspokoić się i jakoś opanować, w końcu
zaraz czeka ich bitwa z Księciem Koszmarów. - Więcej razy z wami w
saniach nie polecę, przysięgam na wszystkie marchwie tego świata.
- Zając, gdzie podziały się twoje nerwy ze stali, co? - Jack
nachylił się nad Asterem a kiedy ten chciał mu przywalić z
bumeranga, zrobił unik i stanął na krawędzi sań.
- Weź się koleś udław marchwią.. - mruknął niezadowolony.
- Co to jest? - strażnik nadziei spojrzał na prawo a tam z chmur
formowało się jakieś.. coś. Bardzo złe coś. Jego mroczna aura
była tak zimna, że nie szło wytrzymać. Nawet Jack odczuł to
zimno.
- Nie dajcie się zabić! - krzyknęła do strażników Manen a
po jej słowach na czarnym jak smoła niebie pojawiła się
oślepiająca błyskawica a po chwili rozległ się ogłuszający
grzmot. Mo spojrzała na Jacka a chłopak poczuł jakby przeszedł go
prąd. - Zwłaszcza ty uważaj na siebie... - rzekła tylko do niego.
- Dajmy Mrokowi nauczkę! - North wyjął jeden ze swoich mieczy
i skierował renifery prosto na chmurową kulę, z której wydobywały
się co chwile błyskawice.
- Mo..! - Amor zawołał przyjaciółkę a zimny wiatr chlusnął
mu w twarz silnym lodowatym podmuchem. Blondynka odwróciła się do
niego a widząc jego przejętą minę uśmiechnęła się do niego
pewnie. - Uważaj na siebie!
- Mon cher, przecież mnie znasz! - zaśmiała się i stanęła
jak surfer na rozpędzonym reniferze. - Pora skopać komuś dupę! -
wykrzyknęła przepełniona euforią. Już od dawna chciała się
rozliczyć z Mrokiem a teraz miała idealną okazje ku temu. Stojąc
tyłem do reszty sięgnęła po dwa miecze na plecach a niebo
przecięła kolejna błyskawica. Na tle piorunów wyglądała
pięknie, imponująco i groźnie. Amor był przyzwyczajony do tego
widoku natomiast na Jacku i reszcie taka postawa strażniczki gwiazd
zrobiła ogromne wrażenie. Aż nabrali większej ochoty do walki. -
North, leć prosto na to! Rozwalimy to od razu! - krzyknęła do
niego.
- Nie ma sprawy ale jak zamierzasz to coś zniszczyć? Jest
ogromne..!
- Zaufaj mi.! - tylko tyle mu powiedziała.
- To na pewno dobry pomysł? - Ząbek była pełna obaw.
Spojrzała niepewnie na Piaska i na Jacka, którzy byli takiego
samego zdania jak Zębowa Wróżka.
- Mo wie co robi. - Amor spojrzał na nich spokojnie dzięki
czemu Wrózia uspokoiła się nieco. - Lepiej przygotujcie się na
niezłą jatkę. - uśmiechnął się tajemniczo.
- Mo! - tym razem do Gwiezdnej krzyknął Zając. - Tylko nie
spudłuj! - uśmiechnął się do jej pleców. Jako jedyny odgadł co
zamierzała uczynić blondynka.
- Na pewno nie spudłuję. - szepnęła do siebie mocniej
ściskając swoje katany. - Uwaga, na trzy!
Raz. Jack wyskoczył z sań i zbliżył się do Mo lecąc obok
reniferów.
Dwa. Gwiezdna ruszyła do przodu i wyskoczyła w górę.
- Trzy! - krzyknęła. Wzięła duży zamach przy czym uwolniła
nieco swojej mocy aby przeciąć przeszkodę przed sobą. Kiedy
wykonała cięcie mieczem, ten rozbłysł niesamowicie jasnym i
silnym światłem. Czarna chmura, mimo groźnego wyglądu nawet nie
stawiła oporu Gwiezdnej. Moc gwiezdnego światła rozproszyła
ciemne chmury a siła uderzenia była na tyle mocna, że porządnie
zarzuciło saniami a siedzący w nich strażnicy prawie wypadli.
Frosta również nieco odrzuciła fala uderzeniowa ale mógł za
to wyraźnie zobaczyć jak chmury rozpierzchają się po niebie,
ukazując różowo-fioletowo-granatowy nieboskłon. Nagle z góry
dobiegł go krzyk Amora.
- Złap Mo! Ona spada..!
- Dlaczego niby ja mam ją łapać?!
- Weź nie rób scen i leć po nią! - North ryknął na niego i
dopiero to poskutkowało na Jacka. Westchnąwszy, ruszył za
spadającą blondynką. Tak serio, on też nie chciał by ze zołzy
została mokra plama. Mo zdążyła już zniknąć mu z oczu dlatego
białowłosy musiał przyspieszyć. Po kilku sekundach dostrzegł ją
ale coś było nie tak. Powietrze wokół zrobiło się jakieś takie
ciężkie i lodowate, aż do szpiku kości. Jack widział jak
dziewczyna kręci się niespokojnie w powietrzu a to by znaczyło, że
ona też to wyczuła.
- Pospieszysz się tam?! - krzyknęła zbulwersowana do strażnika
zabawy. - Ziemia jest już coraz bliżej a ja nie chcę skończyć
jak rozpaćkana plama..!
- Czarodziejskie słowo, poproszę. - Jack zbliżył się na tyle
do niej aby ta mogła go usłyszeć ale nie dosięgnąć.
- Że co?! - z nerwów głos Mo stał się piskliwy jak u myszy.
- Chyba sobie kpisz w tym momencie!
- W takim razie.. Pa, miło mi było.
- Zaczekaj..! Frost, mówię do ciebie, noo!
- Czekam na magiczne
słowo a jak już je usłyszę to dopiero potem cię złapię. Słowo
strażnika. - Jack miał niezły ubaw a jej mina była wręcz
bezcenna. Ach, jak żałował, że nie miał przy sobie kamery..! -
No, ziemia już blisko..!
- Niech cię! -
wrzasnęła wściekła Gwiezdna. Ale była wkurzona..!
- Nie to słowo..
- Uhh..!OK, zgoda! -
krzyknęła zrezygnowała. - Nich ci będzie.. - spojrzała mu w
oczy, wzięła głęboki wdech i rzekła – Proszę!
- I co, bolało? - Jack
uśmiechnął się zwycięsko i podał jej rękę. Mo chwyciła ją
pewnie ale wtedy zauważyła coś ciemnego za plecami Frosta. Jej
źrenice rozszerzyły się a serce prawie zamarło. Zobaczyła samego
Mroka, który lecąc na jednym ze swoich koszmarów celuje strzałą
prosto w strażnika zabawy.
- NIE!!! - krzyknęła i
pociągnęła chłopaka w swoją stronę. Już nie myślała nad tym
co robi. Wyłączyła zbędne myślenie i pozwoliła swemu ciału
działać instynktownie, tak jak to zwykle robi kiedy jest sama w
przestrzeni kosmicznej. Jej naszyjnik rozbłysł ostrzegawczo i
zacisnął się na jej szyi lecz w ogóle nie zwróciła na to uwagi.
Musiała zatrzymać pędzącą w ich kierunku zatrutą strzałę za
wszelką cenę. Wyciągnęła przed siebie wolną dłoń i uwolniła
swoje światło, które było tak potężne, że nie tylko zatrzymało
strzałę i ją zniszczyło ale również przegoniło wszystkie
chmury na niebie rozświetlając je jak drugie słońce, i
poszybowało do Mroka. Czarny Pan widząc co się dzieje próbował
jakoś osłonić się czarnym piachem ale na nic się mu to zdało.
Potęga światła była jednak znacznie silniejsza i zniszczyła
osłonę Mroka a przy okazji samego Księcia Koszmarów. Jego
przeraźliwy krzyk rozniósł się echem. Usłyszał to North i
pozostali, i zaalarmowani pognali w tymże kierunku. Niespodziewanie
zostali oślepieni przez niewiarygodnie jasny rozbłysk a kolejna
fala uderzeniowa, tym razem sto razu silniejsza dosłownie zmiotła
sanie a wraz z nimi renifery i strażników. North jakoś próbował
ratować sytuacje ale na nic się zdały jego wysiłki. Poszybowali
daleko hen a trzy renifery odłączyły się od sań i pogalopowały
wystraszone nie wiadomo gdzie. Reszta jakoś nadal była przymocowana
do saneczek Mikołaja ale nie wiedziały kompletnie co mają robić.
Biedne zwierzaki były zdezorientowane i przerażone.
- O mamo, zaraz wszyscy
zginiemy..! - Zając machał w powietrzu łapami na wszystkie strony.
Był tak zajęty panikowaniem, że nawet nie zauważył kiedy
Zębuszka złapała go za jego kaburę na bumerangi i leciała z nim
w kierunku Piaska, który za pomocą swojego złotego pisaku złapał
Amora.
- North, co to było? -
Ząbek podfrunęła do strażnika zachwytu.
- A ja wiem..? Nie mam
zielonego pojęcia. Wszyscy cali?
- Jakoś..! Dzięki
Piaskowy Ludku. Jestem twoim dłużnikiem. - Amor uśmiechnął się
do strażnika snów a ten jedynie skinął mu głową.
- A gdzie się podziali
Frost i Gwiazdka? - Zając rozejrzał się wokół. - Nie żebym się
o tego głąba martwił czy coś..
Reszta zaczęła się
gorączkowo rozglądać ale po dwójce strażników nie było ani
śladu. W oddali dostrzegali jedynie jakieś gasnące błyski, które
oddalały się od nich aż w pewnym momencie całkowicie zniknęły.
Jack wyciągnął do
niej rękę a Mo z naburmuszoną miną chwyciła ją od razu. Kiedy
poczuł jej ciepły dotyk przez ułamek sekundy zdawało mu się, że
przez jego skórę przechodzi prąd a potem stało się coś, czego
chłopak w pierwszej chwili nie zrozumiał. Był na tyle blisko by
widzieć jak jej oczy robią się wielkie jak pięciozłotówki a
krew odpływa z jej rumianej twarzy. Szarpnęła nim w swoją stronę
tak mocno, że Jack znalazł się za nią. Krzyknęła niczym
rozzłoszczony lew wyciągając przed siebie prawą dłoń i wtedy
Frost to poczuł. Jej niesamowitą siłę, która w niej drzemała a
teraz przebudzała się aby uwolnić się z jej ciała i zniszczyć
wszystko co tylko stanie jej na drodze. Przekonał się na własnej
skórze z jaką potęga musi obcować Manen, gwiezdny strażnik.
Energia Gwiezdnej była niczym wulkan, który dopiero podczas erupcji
pokazuje na co go tak naprawdę stać a mimo to dla niego energia Mo
była przyjazna, przyjemna, ciepła i.. chroniła go. Usłyszał
krzyk Mroka gdzieś nad sobą, chyba próbował walczyć ale nie dał
sobie rady ze światłem Mo. Gwiezdna, ona.. chyba go... Zabiła. I
wtedy światło rozlało się po nocnym niebie przyćmiewając sobą
księżyc i wszystkie gwiazdy. Z ziemi wyglądało to pewnie
spektakularnie i przepięknie. Kiedy oczy białowłosego
przyzwyczaiły się do jasności, która pochodziła.. o dziwo od
samej Mo, dostrzegł, jak Książę Koszmarów spada w dół i wpada
prosto do wody. Wyglądał na nieprzytomnego bądź na.. martwego.
Jack obejrzał się do góry, chciał powiedzieć Mo, że załatwiła
Mroka na amen ale ciało dziewczyny zrobiło się jakieś takie
bardziej lejące. Jack przyciągnął ją do siebie, objął w talii
w taki sposób by rzucić okiem na jej twarz. Gwiezdna była
wyczerpana, strasznie blada i dzielnie walczyła by nie zemdleć.
- Fffrost... - sapnęła.
- My nadal.. spadamy. - tylko tyle zdążyła z siebie wykrztusić
lecz w zupełności wystarczyło by Jack mógł machnąć swoim kijem
i zatrzymać się dosłownie na kilka metrów nad dachem jednego z
budynków. Powoli postawił ich oboje na pokrytym śniegiem
zadaszeniu domu dwurodzinnego.
- Mało brakowało,
hahaha. - Jack odetchnął z ulgą i zaśmiał się. Chciał jakoś
rozładować napięcie i spojrzał w oczy Gwiezdnej roześmiany od
ucha do ucha. Całkowicie zapomniał o złości na Mo, która
oderwała od niego speszony wzrok a usta zacisnęła w wąską linię.
- Eee., Frost?
- Słucham zołzo?
- Mógłbyś mnie
wreszcie puścić? - spytała nie patrząc na białowłosego za to
lekko się zarumieniła. Jack popatrzył przez chwilę na nią i
dopiero po minucie dotarło do niego, że cały czas trzyma ją w
swoich ramionach a ich twarze dzieli może z dziesięć centymetrów.
Jak oparzony odskoczył od niej spalając dojrzałego buraka.
- No ten.. eee.. - Jack
cofnął się dla pewności jeszcze o dwa kroki. Nie rozumiał
swojego zachowania. Jeszcze nigdy przy żadnej dziewczynie nie
zdarzało mu się aż tak zapominać a przecież on nawet nie darzy
jej sympatią! Zerknął na Mo, która również cofnęła się
najdalej jak tylko mogła. Oprócz zaczerwienionych policzków była
okropnie blada. Chyba nie czuła się najlepiej a chwilę później
Gwiezdna zgięła się w pół trzymając się za brzuch po czym
upadła na kolana. Wygląda na to, iż uwolnienie takiej mocy wiele
ją kosztowało.
Zabolało i to bardzo.
Mo aż upadła na kolana a do tego jeszcze ten przeklęty naszyjnik..
Pewnie pozostawił jej ładną pręgę na szyi ale nie żałowała
tego co zrobiła. Nie mogła pozwolić Jackowi zginąć. Tylko, że..,
no właśnie. Usiadła na brzegu dachu ze zmartwioną miną.
- Co ja zrobiłam? -
spojrzała w górę na krystalicznie czyste, nocne niebo, które mimo
później godziny było zdecydowanie za jasne. Spojrzała na swoje
dłonie, które nadal emanowały silną poświatą. Teraz dopiero
docierało do niej co zrobiła i z przejęciem chwyciła się za
głowę. - O kurwa mać..! - zaklęła pod nosem. - O kurwa, o kurwa,
o kurwa..!
Jack nie rozumiał jej
zachowania. Zamiast się cieszyć, że pozbyła się Mroka raz na
zawsze to ta jeszcze rozpacza? Na serio jest dziwna...,
skwitował Frost i podszedł do dziewczyny, która mamrotała pod
nosem wszystkie możliwe przekleństwa.
- A
tobie co znowu? - spytał siadając obok niej. Jej cała sylwetka
jaśniała niczym latarnia w ciemnej uliczce.
- Co
się pytasz..? - obrzuciła go spanikowanym spojrzeniem.
- No
co się pytam?
- A
to! - wskazała na niebo i na rzekę do której wpadł Mrok. - To mi
jest!
- O
co ci dziwaczko chodzi?! Pokonałaś Mroka! Powinnaś skakać ze
szczęścia, w końcu tobie na tym najbardziej zależało.
-
Pokonać ale nie zabić! - krzyknęła, zła na niego, na świat i na
samą siebie w szczególności.
- Co
za różnica.. - prychnął Frost.
- A
wielka. Wielka różnica ty śnieżny idioto! - wrzasnęła mu w
twarz a Jack zaczął się robić cały czerwony ze złości.
-
Skoro tak bardzo zależy ci na Pitchu to czemu nie pozwoliłaś mu
mnie zabić?! - Jack wstał i również zaczął krzyczeć. Mo poszła
za jego przykładem i teraz stali oboje na zaśnieżonym, i
oblodzonym dachu niemal stykając się nosami.
-
JAK TY NIC NIE ROZUMIESZ!!! - ryknęła tak głośno, że pewnie pół
mieszkańców miasteczka w którym byli się przebudziło. -
Dziadziuś mnie zamorduje jak się dowie... - jęknęła pod nosem i
zaczęła się nerwowo przechadzać tam i z powrotem. - Już po
mnie..!
- TO
WYJAŚIJ MI O CO CHODZI! - duch zimy nie pozostał jej dłużny i
również popisał się swoją przeponą. Mo przystanęła i
zmierzyła go zrezygnowanym spojrzeniem. Po dłuższej chwili
milczenia westchnęła. Postanowiła wyjawić Frostowi prawdę o
Mroku, a przynajmniej jej część.
- Chodzi o to.. -
zaczęła i spojrzała w górę na księżyc - .., że Mrok sam w
sobie jest bardzo ważny dla tego świata. Czy tego chcemy czy nie,
on tak samo jak ja, ty czy sam Tsar Lunar, musi istnieć by równowaga
nie została zachwiana. Już to kiedyś mówiłam. Na świecie musi
być tyle samo dobra co zła. - zwróciła wzrok ku Jackowi, który
starał się jej słuchać w uwagą. - Dobro równoważy się ze
złem. Strach równoważy się z odwagą. Światło.. – wskazała
na siebie - ..z ciemnością. - pokazała na niebo. Miała na myśli
gdzieś tam czyhający za Gwiezdną Tarczą Cień.
- Rozumiesz?
-
Chyba.. To znaczy, że wszyscy tworzymy tak zwane błędne koło? -
spytał Jack.
-
Coś w tym stylu... Tak. Mrok musi żyć aby siać strach a wy,
strażnicy, jesteście po to aby szerzyć radość i nadzieję.
Wszystko jest ze sobą powiązane. Stary Pryk jest przeczulony na tym
punkcie. Lubi jak wszystko chodzi „jak w zegarku”. - zrobiła
cudzysłów palcami i uśmiechnęła się blado jednak znowu
spoważniała a w jej oczach pojawił się lęk. - Ale jeśli Mrok
nie żyje.., jeśli ja go naprawdę zabiłam, to Stary nieźle się
wkurzy. Ostatnim razem prawie rozniósł swój wymiar, więc teraz to
nie wiem czy przeżyję jego kolejny wybuch.. - Mo zaśmiała się
głupio i podrapała się po głowie z zakłopotaniem.
-
Ostatnim razem.. Co było ostatnim razem?
-
Aaa.. - Mo machnęła lekceważąco ręką - ..taka mała wpadka.
Dobra. - popatrzyła zdeterminowana na rzekę za Frostem. - Wyczuwam
resztki czarnej energii
i znikomą energię Mroka ale ta jest bardzo słaba.
-
Chwila moment! Nie zmieniaj tematu. Skoro to była – Jack zrobił
palcami cudzysłów – mała wpadka to Czas nie wkurzyłby się bez
powodu. Coś ty nawywijała? - Jack podszedł do dziewczyny, która
już otwierała usta aby coś powiedzieć kiedy znikąd
zmaterializował się obok nich strażnik czasu.
- No
dalej Manen, pochwal się koledze.
-
Boże, ty mnie nie strasz tak...! - Mo odskoczyła przez co prawie
spadła z dachu na pokrytą lodem i śniegiem trawę. Jack zareagował
podobnie jak Mo tyle, że on wzniósł się w powietrze i wymierzył
swój kij gotów do ataku. - Chłopcze odłóż to, bo jeszcze komuś
krzywdę zrobisz.
-
Sorry.. ale sam rozumiesz. - Jack zmieszał się trochę ale zaraz na
powrót spojrzał na blondynkę, która gorączkowo myślała nad tym
jak by się tu wyplątać z niezręcznej sytuacji.
-
Czekamy Manen. - ponaglił Gwiezdną Czas.
- No
właśnie, czekamy. - strażnik zabawy oparł się o swoją laskę
wyczekując odpowiedzi ze strony Gwiezdnej, która uparcie milczała
od pojawienia się Dziadziusia. Czuła, że jest przyparta do muru.
-
Nie ma o czym mówić.
-
Oj, Manen, nie pękaj. Opowiedz naszemu drogiemu strażnikowi zabawy,
tutaj obecnemu, jak to prawie zniszczyłaś tą że planetę? -
Dziadziuś spojrzał surowo na dziewczynę, która wodziła wzrokiem
z niego na Frosta i tak w kółko.
- ŻE
CO..?! - Jack aż upuścił swój kij z wrażenia przez co wylądował
prawie na tyłku.
- A
tam od razu zniszczyłam...! - Mo przejechała po twarzy ręką
znudzona całym tym długim dniem. Była zmęczona, okropnie zmęczona
a ci dwaj nie chcieli dać jej spokoju. Chciała już udać się do
siebie, do swoich gwiazd gdzie nie musiała się bać o to, że coś
lub kogoś może przez nie uwagę uszkodzić. - Nie ma o czym mówić.
Było, minęło. - powiedziała i odwróciła się tyłem do dwójki
strażników. Zrobiło jej się słabo więc tylko w taki sposób
mogła ukryć przed nimi to co się właśnie z nią działo.
-
Co? Jak..? CO..?! - Jack był w kompletnym szoku. Popatrzył w stronę
Gwiezdnej nie dowierzając swoim uszom. - Jest o czym mówić i to
sporo! Masz mi natychmiast powiedzieć coś ty nawywijała i to już!
-
Nie drąż tematu. - odpowiedziała próbując uciąć rozmowę
jednak Jack nie dawał za wygraną. Oddech Mo stał płytki i
nierówny. Co się dzieje?, pomyślała. Znienacka zaczęło
się jej kręcić w głowie. Czuła się fatalnie a do tego nie
potrafiła zrozumieć dlaczego. Bała się zrobić jakikolwiek ruch,
nie chciała upaść dając tym samym kolejne argumenty do narzekania
Dziadziusiowi.
-
Daj mi spokój! - chciała krzyknąć ale głos miała słaby.
Ponownie zakuło ją w brzuchu i aby nie krzyknąć zacisnęła mocno
zęby. - Dajcie mi wszyscy święty spokój.. - zirytowali ją i to
bardzo. Modliła się w duchu o to by coś się stało i żeby
tamtych dwoje przestało tak na nią naciskać. Nie znosiła się
tłumaczyć, to po pierwsze. Po drugie, chciała oddalić się z tego
miejsca jak najdalej aby zaszyć się w jednym z kraterów na
księżycu. Nagle uderzyła ją fala gorąca i spanikowana chciała
jak najszybciej stamtąd uciec. Zrobiła więc pierwszy krok ale coś
poszło nie tak. Ból w podbrzuszu nasilił się a Mo upadła. Co
się ze mną dzieje..!?, wykrzykiwała w myślach lecz siły
opuszczały ją tak szybko, że oszołomienie dorównywało bólowi a
później wszystko przysłoniła bezdenna ciemność.
Czas
był wściekły. Ta dziewucha znowu prawie doprowadziła do tragedii
lecz tym razem wiedział, że zrobiła to by uratować komuś życie.
Jednak cała jego złość wyparowała kiedy Gwiezdna zemdlała na
jego oczach a co było w tym wszystkim najgorsze, wiedział czemu tak
się stało.
-
Manen! - krzyknął zaalarmowany i podbiegł do dziewczyny.
-
Zabierz mnie stąd.. Chcę do domu. - spojrzała na niego niemal
błagalnie i całkowicie straciła przytomność. Czas przeżegnał
się jak ją zobaczył. Była niemożliwie blada a kiedy jej dotknął,
jej skóra prawie go poparzyła. Nie jest dobrze., pomyślał
przerażony.
-
Jack, chłopcze, pomóż mi.
-
Jasne jasne.. - mruknął białowłosy.
-
Zabierzemy ją do bazy Northa, tam będzie bezpieczna. Przynajmniej
na razie.
- Co
to znaczy na razie?
-
Chłopcze, powiedz mi. Mo uwolniła swoje gwiezdne światło?
-
No.. - Jack zająknął się.
-
Tak czy nie?! - strażnik czasu ponaglił chłopaka.
-
Tak!
-
Szybko, musimy ją przenieść w jakieś chłodniejsze miejsce i nie
zadawaj zbędnych pytań.
-
Dobra, to co robimy? Jak my ją tam zabierzemy? - spytał Frost kiedy
Czas wziął na ręce omdlałą Gwiezdną.
-
Miałeś nie zadawać pytań. - Czas podszedł do chłopaka i po
prostu wcisnął mu ciało dziewczyny w ręce. Jack popatrzył na
niego zaskoczony. Otworzył usta ale po chwili zamknął je.
Przełknął ślinę i spojrzał na dziewczynę w swoich ramionach.
Mo nie wyglądała najlepiej. Nawet przez jej ubranie czuł jaka
rozpalona jest dziewczyna. - Ty zabierzesz ją na biegun. Ja
zawiadomię resztę strażników i sprowadzę Naturię.
-
Eee.. ale ja.. - Jack nie wiedział co ma powiedzieć lecz opanował
się w końcu. Po chwili skinął głową i wzbił się w powietrze.
Zostawiając strażnika czasu samego. Czas patrzył tak długo, aż
Jack nie zniknął mu z oczu. Postanowił nie tracić więcej czasu i
udał się na spotkanie ze strażnikami, którzy byli już niedaleko.
Kiedy North z resztą byli już blisko ziemi, znikąd pojawił się w
saniach Ojciec Czasu. Wszyscy byli tak pochłonięci rozglądaniem
się wokół za Jackiem i Mo, że nawet nie zauważyli pojawienia się
Dziadziusia. Piasek jako pierwszy zarejestrował pojawienie się
brata i energicznie szturchnął Amora i Zająca a ci popatrzyli na
staruszka zaskoczeni jego nagłą obecnością.
-
Kochani, nie szukajcie Manen i Frosta. Kazałem im udać się na
biegun i was też o to proszę.
-
Czy coś się stało? - spytała Zębuszka i popatrzyła z przejęciem
na strażnika czasu. Ten, patrzył na nią przez kilka sekund w
milczeniu.
-
Coś na pewno. Ale nie wiem jakie wynikną z tego skutki. -
odpowiedział zgodnie z prawdą. Niestety, reszta nie zrozumiała
jego słów i popatrzyli na siebie niepewnie.
- W
takim bądź razie, wracamy do bazy! - North zakomenderował.
Wyciągnął z kieszeni płaszcza kryształową kulę, szepnął do
niej gdzie ma ich przenieść i wyrzucił ją przed siebie. Po chwili
otworzył się portal, który przeniósł ich w wyznaczone miejsce.
Kiedy byli już nad krainą wiecznej zimy Czas ponownie się odezwał.
-
Kochani, muszę iść i coś pilnie załatwić. Wrócę za jakieś
dwadzieścia, góra trzydzieści minut. - rzekł i zniknął.
-
Ciekawe co się stało? - spytał zaintrygowany Amor.
-
Czy tylko ja mam złe przeczucia? - Zając spojrzał po twarzach
pozostałych.
-
Nie tylko ty.. - mruknął North.
Tymczasem Jack był już gdzieś nad północną Norwegią i gnał
tak szybko na ile pozwalał mu wiatr i jego siły. Czuł ciepło Mo,
które stało się naprawdę gorące, że zaczynało go parzyć w
dłonie ale dzielnie parł naprzód. Po drodze spoglądał co chwilę
na Gwiezdną, która teraz stała się tak blada jak on a jej
policzki pokrywał szkarłatny rumieniec. Wyglądała jakby miała
bardzo wysoką gorączkę a do tego jej czoło poryły krople potu.
Nagle na jej twarzy pojawił się jakiś dziwny grymas. Jack
przyjrzał się jej dokładniej gotów w każdej chwili aby ją
puścić jakby ta się niespodziewanie obudziła
-
Mm.. Mim.. - wydukała a z jej oczu wydostała się samotna łza,
która nie zdążyła spłynąć, gdyż wysoka temperatura dziewczyny
sprawiła, że słona kropla wyparowała. - Gdzie jesteś..? -
wymamrotała. Kto to jest Mim?, Jack postanowił zapamiętać
to imię. Nagle Mo wtuliła się w niego zatapiając twarz w jego
niebieską bluzę. Jack poczuł, że ponownie się zarumienił co
było absolutnie niezrozumiałe według niego. Nie poznawał samego
siebie od kiedy w jego życiu pojawiła się strażniczka gwiazd.
Czuła, że leci. Ale przecież ona nie może latać, nie dopóki
jest na ziemi więc co jest grane? Kiedy otworzyła powoli oczy,
pierwsze co zobaczyła to... niebieskie coś. To coś jest zimne,
przyjemnie zimne., pomyślała i mruknęła zadowolona.
Uśmiechnęła się mimowolnie i mocniej wtuliła się to niebieskie
coś i ponownie zamknęła oczęta.
-
Nie wierć się bo mi wypadniesz. - usłyszała czyjś znajomy i
chłodny głos. Ja go przecież znam.., pomyślała i jak
tylko przypomniała sobie do kogo należy, oderwała się raptownie
od Frosta wypadając mu z objęć. Z krzykiem zaczęła spadać a
Jack pognał za nią i na kilka metrów przed wierzchołkiem jednej z
gór lodowych zdążył ją złapać. - Mówiłem żebyś się nie
wierciła! - krzyknął. - Następnym razem cię nie złapię.
- Co
się stało? Dlaczego ty mnie niesiesz? I gdzie my do cholery jasnej
jesteśmy?! - fala pytań zalała białowłosego przez co chłopak
westchnął zrezygnowany. Jej władczy ton ponownie zaczynał działać
mu na nerwy. A było tak pięknie jak była nieprzytomna!
- Po
pierwsze, zemdlałaś. Po drugie, Czas kazał mi cię zabrać na
biegun. Po trzecie, już prawie jesteśmy na miejscu.
-
Nie chcę wracać do bazy Northa! Stary z pewnością przyprowadzi
Naturię a ona będzie kazała mi wypić te swoje świństwa! Chcę
wrócić do siebie! Chcę wrócić do domu!!! - krzyczała.
-
Posłuchaj zołzo! Nie przepadam za tobą ale źle wyglądasz w
dodatku Czas kazał mi ciebie tam zabrać więc nie myśl, że
pozwolę ci uciec. Musisz mi jeszcze powiedzieć jak prawie
zniszczyłaś świat.
-
Nikomu nie będę nic opowiadać. To stare dzieje. Temat zamknięty,
poza tym ja mam prawo, nawet obowiązek, wrócić do siebie na górę.
A tak w ogóle, to jeszcze raz mnie nazwiesz zołzą to pożałujesz
matołku. - rzekła i szarpnęła się mocno w ramionach Jacka.
-
Nie przestanę i będę cię tak nazywać tak długo, aż ty
przestaniesz mnie obrażać. - powiedział. Zapadła chwila milczenia
przerywana jedynie lodowatymi podmuchami powietrza, które im obojgu
sprawiał miłą przyjemność i rozwiewał włosy we wszystkich
kierunkach. - Kto to jest Mim? - spytał niespodziewanie Frost. Mo
poruszyła się niespokojnie w jego objęciach co Jack doskonale
wyczuł. Pięści Mo cisnęły się odruchowo na bluzie chłopaka.
-
Nikt. - odpowiedziała krótko po znacznej chwili ciszy.
-
Nie wierzę ci. Powiedz.
-
Nikt ważny. - Mo zwiesiła głowę w dół starając nie patrzeć na
białowłosego.
- To
twój chłopak? - Jack nie chciał dać za wygraną przez co Mo się
odrobinę zirytowała.
-
Nie twój pieprzony interes. - warknęła.
-
Uuu.., chyba jednak twój chłopak... - strażnik zabawy zaśmiał
się pod nosem. - Muszę poznać gościa, który zechciał taką
zołzę.
-
Zamknij się.. - szepnęła wściekła a z nerwów jej pięści
zaczęły się trząść. - Zamknij się! - krzyknęła tak głośno,
że gdzieś w dole spowodowała swoim krzykiem lawinę. Jack już
chciał jej powiedzieć by ta się uspokoiła i nie robiła scen ale
ta tak mocno zaczęła się wierzgać, iż drugi raz wyleciała z
jego uścisku. Na całe szczęście Jack leciał nisko i Mo
wylądowała w kilkumetrowej śnieżnej zaspie na jednym ze szczytów.
Jack poleciał w jej kierunku aby nakrzyczeć na nią, bo przecież
mogła się zabić.
-
Przestań się zachowywać jakbyś była jakąś bóg wie diwą!
Jesteś okropna i wredna! Obrażasz mnie i rządzisz się jak królowa
jakaś! Nie rozumiem cię.. - Jack popatrzył w jej oczy. Oczy, w
których gościł smutek i gniew.
-
Jestem jaka jestem. Nikt i nic tego nie zmieni. Mówi się trudno.
Jak się nie podoba to twój problem. Nic o mnie nie wiesz... -
powiedziała po czym zmierzyła strażnika od stóp do głów. - Ale
jeśli zadowoli to wielkiego pana Jacka Frosta, to przepraszam.
Przepraszam za to, że jestem wredną i zimną suką. - zbliżyła
się do Jacka patrząc na niego pociemniałymi z gniewu oczami. -
Przez setki lat jakie spędziłam na ustającej wojnie, w której
straciłam wszystko.., po prostu wszystko – rozłożyła szeroko
ręce aby podkreślić siłę swoich słów – co było dla mnie
ważne, nie umiem być już inną osobą. Jestem zgorzkniałą,
wredną i odpychającą innych, zimną suką, która od setek lat
chroni także twój tyłek przed Cieniem.
Myślisz, że wiesz co to samotność.. - zaśmiała się gorzko nie
odrywając swojego spojrzenia od Jacka, który patrzył na nią z
coraz mniejszą złością a rosnącym zdziwieniem i zmieszaniem. -
Oj mylisz się. Ja przez większość swojego życia jestem samotna
nie dlatego, że nikt mnie nie widzi czy nie chce zobaczyć. Ktoś
taki jak ja musi być sam. Ktoś taki jak ja, nie może pozwolić
sobie na taki luksus jak wybór. Straciłam swoją radość,
straciłam swoją miłość i nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek
będę potrafiła szczerze się śmiać. Pytasz kto to jest Mim.. -
jej oczy napełniły się łzami. Jack stał jak słup soli i słuchał
jej jak zaklęty. Nie potrafił wydusić z siebie choćby jednego
słowa a to za sprawą Mo. Dziewczyna właśnie wylewała z siebie
całą swoją złość, frustrację i ból – Mim.. - przełknęła
gulę, która urosła jej w gardle – Mim był moim bratem. - po
policzkach Mo spływały strumienie słonych i gorzkich łez ale Jack
nie mógł ich zobaczyć, gdyż Gwiezdna ukryła je pod osłoną ze
swoich włosów. - Straciłam go bardzo dawno temu. Umarł jak
przystało na strażnika gwiazd, z honorem. - znowu poczuła ból i
teraz już wiedziała, że to na pewno nie jej gwiazdy ją
potrzebują. Znowu uderzyło ją to dziwne gorąco co było dziwne,
gdyż stała na środku lodowego pustkowia! Chciała się odwrócić,
zetrzeć ostatnie łzy ale ból ponownie ją zaatakował przez co
złapała się za brzuch i gdyby nie Frost zatopiłaby twarz w
śniegu.
- Ja.. - zaczął po kilku minutach Frost – Może źle cię
oceniłem na początku. Teraz tego żałuję ale sama musisz
przyznać, że nie sprawiasz wrażenia miłego na pierwszy rzut oka
aniołka.
- Czy to mają być przeprosiny.? Jakoś ich nie kupuję.. -
powiedziała Mo przez co Jack się zaśmiał rozbawiony.
- Niekoniecznie.. ale ok, przepraszam. Zadowolona? - spytał i
wziął ją na ręce.
- Jeszcze się nad tym zastanowię... - rzekła. Kiedy chciała
powiedzieć coś jeszcze zaczęło jej dziwnie szumieć w uszach.
Spojrzała na Jacka ale ponownie się zdziwiła, ponieważ widziała
jak chłopak coś do niej mówi ale obraz zaczął się jej dziwnie
rozmazywać. Znowu zakuło ją w brzuchu i ponownie zemdlała.
Jack mówił do niej, że na lepsze przeprosiny nie ma co liczyć
kiedy ta spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem i ponownie zemdlała.
Lecz tym razem z jej ust zaczęła sączyć się krew więc
zaalarmowany pognał czym prędzej do bazy. Całe szczęście byli
już niedaleko. Kiedy dotarł przed wejście nie zawracał sobie
głowy zbędnym pukaniem tylko użył swojej laski i silnym podmuchem
mroźnego powietrza otworzył na oścież ogromne wrota bazy. Od razu
skierował się do Wielkiej Sali, gdzie pewnie wszyscy już na nich
czekali. Po drodze minął Phila, który wykrzykiwał do niego coś w
swoim języku ale Mroza w ogóle to nie obchodziło. Kiedy stanął
przed drzwiami Sali kopnął je bosą stopą a te otworzyły się z
hukiem obwieszczając jego przybycie. Tak jak podejrzewał wszyscy
już tutaj byli a jak tylko usłyszeli odgłos otwieranych drzwi
wszystkie pary oczu skierowały się na niego. Czas ruszył do niego
lecz został wyprzedzony przez Naturię, która dopadła do niego i
zaczęła oglądać nieprzytomną Gwiezdną.
-
Chłopcze, co tak długo? - spytał Czas kiedy już stanął przy
nim.
-
Wynikły pewne komplikacje, Mo się obudziła i zrobiła awanturę a
kiedy już się uspokoiła ponownie zemdlała. Z ust płynie jej
krew. - odpowiedział na pytanie.
-
Przenieście ją do jakiegoś wolnego pokoju z dużymi oknami,
otwórzcie je na oścież i przynieście tyle lodu ile możecie
unieść. - rzekła Matka Natura jak już obejrzała z bliska Mo.
-
Mogę wyczarować go tyle ile trzeba. - Jack rzekł do Naturii a ta
skinęła mu jedynie głową.
-
Jack, co się stało? Mrok ją zaatakował? - North ruszył przodem
prowadząc pozostałych do najbliższego pokoju lecz cały czas
oglądał się za siebie.
-
Mrok w tym momencie to nasze najmniejsze zmartwienie. - rzekła
Naturia. Spojrzała groźnie na strażnika czasu po czym dodała –
A my musimy porozmawiać. - po jej słowach Czas przełknął ślinę.
Strach zaczął już w nim kiełkować, gdyż doskonale wiedział co
go czeka ze strony Matki Natury. On i jego broda długo tego nie
zapomną.
-
Gdzie on w ogóle się podział? Myślałam, że znowu nas zaatakuje
ale się nie pojawił.. - Ząbek spojrzała na Piaska a ten tylko
wzruszył ramionami.
-
Może w końcu dotarło do niego, że nie ma z nami szans? Koleś
powinien to już dawno skumać. - Zając klepnął Northa po ramieniu
ale ten nie odpowiedział mu. Mikołaj nie wiedział co o tym
wszystkim myśleć. Za dużo się dzisiaj stało by to wszystko jakoś
logicznie poskładać w jedną całość.
-
Jack, opowiedz co się stało. Jak ruszyłeś za Mo, co się wtedy
dokładnie wydarzyło? - Czas spojrzał poważnie na chłopaka, który
właśnie przekraczał próg małego pokoju. Yeti schodziły mu z
drogi robiąc miejsce i patrząc z przecięciem na to co się dzieje.
North podszedł do wielkiego okna i otworzył go wpuszczając mroźne,
arktyczne powietrze do środka. Zając od razu się skrzywił z
zimna, tak samo jak Ząbek.
Amor, który wyłonił się nie wiadomo skąd ruszył za resztą a
kiedy ujrzał nieprzytomną przyjaciółkę strach ścisnął go za
serce. Nie zważając na swoje rany przepchnął się przez
pozostałych do Gwiezdnej, którą Jack ułożył na łóżku.
Obszedł posłanie i uklęknął przy niej. Chwycił ją delikatnie
za rękę i od razu wyczuł jej podwyższoną temperaturę. Na jego
szczęście, on nie czuł parzenia ale ciepło, gdyż jego skóra
była odporna na wysoką temperaturę.
-
Posprzeczaliśmy się trochę. W międzyczasie wyczułem coś
mrocznego, ona też to poczuła. Później ją złapałem za rękę a
potem Mo pociągnęła mnie i zasłoniła sobą. Nie wiem co się
wtedy stało. Mo uwolniła swoją moc, która nawiasem mówiąc jest
ogromna, usłyszałem krzyk Mroka i zobaczyłem jak ten szczurożerca
spada do rzeki. - Jack przypomniał sobie jak stali z Manen na tamtym
dachu blisko siebie. Stanowczo za blisko a jego blade poliki
zaczerwieniły się nieznacznie. - Resztę już znasz. - dokończył.
-
Więc ten dziwny rozbłysk i kolejna fala uderzeniowa to była ona? -
Zając wskazał na Mo.
-
Obroniła cię. Mrok chciał cię zestrzelić zatrutą strzałą ale
ona ją zniszczyła a przy okazji prawie zabiła Księcia Koszmarów.
- Naturia spojrzała łagodnie na Jacka, który popatrzył na nią a
później skierował swoje błękitne oczy na leżącą, nieprzytomną
dziewczynę. Już drugi raz uratowała mi tyłek., pomyślał
białowłosy.
-
Zaraz zaraz.. - Zając czegoś tutaj nie rozumiał. - Jak to „prawie”
zabiła?
-
Dzięki wchłoniętej czarnej energii jego ciało stało się
bardziej odporne ale nawet po tym, odniósł poważne obrażenia.
Wiem, bo widziałam to. Znalazłam Mroka na brzegu Sekwany w Troyes (
od Aut. Troyes to miasto we Francji położone nad Sekwaną i
czyta się Thła ). Wyjdzie z tego ale trochę mu to zajmie.
Liczne poparzenia od gwiezdnego światła nie goją się szybko.
-
Więc mamy spokój z Mrokiem na jakiś czas, dobre przynajmniej i to.
- Zębuszka uśmiechnęła się blado ale zaraz jej uśmiech
przygasł. - Ale dlaczego ona jest w takim stanie? - spytała.
- No
właśnie. - odezwali się jednoczenie Jack i North.
-
Gwiezdne światło Manen jest niebywale niebezpieczne, gdyż posiada
naturę niszczenia. Tak jak jej gwiezdny pył potrafi tworzyć tak
jej światło niszczyć. To niezwykle rzadkie by u jakiegokolwiek
strażnika obdarzonego mocą wystąpiły obie natury. Nie ważne czy
jest się strażnikiem ziemskim czy Gwiezdnym, zasada jest ta sama.
Nawet Tsar Lunar nie posiada podwójnej natury. On potrafi nawet za
pomocą światła nie tylko tworzyć ale też... - spojrzał po
twarzach pozostałych - ..przywrócić do życia. Manen natomiast nie
jest jeszcze na takim poziomie jak nasz wspaniały Pan Księżyc lecz
nie wolno jej zlekceważyć. Ma ogromny talent a jej siła jeszcze
nie objawiła się w pełni. Ona przychodzi z odpowiednim wiekiem u
Gwiezdnych. Ale Mo jest bardzo uczuciową osobą a jej emocje mają
niestety duży wpływ na jej zdolności. Już raz doprowadziła do
incydentu z Amorem dlatego postanowiłem, że dopóki Mo nie nauczy
się w pełni kontrolować siebie, nie powinna spędzać czasu na
Ziemi.
- To
dlatego mówiłeś, że prawie doprowadziła do zniszczenia świata?
- Jack jeszcze raz rzucił okiem na Mo, która chyba zaczynała się
wybudzać. - Kiedy leciałem z nią nad Norwegią, majaczyła coś o
jakimś Mimie. Później w kłótni mi powiedziała, że to był jej
brat. To prawda? - spytał. Czas popatrzył na Naturię, która nagle
się spięła. Odwróciła się tyłem do reszty i podeszła do Mo,
która właśnie otworzyła oczy. Czas przełknął ślinę myśląc
nad tym co by tu powiedzieć a przecież nie mógł mu powiedzieć
prawdy, to w ogóle nie wchodziło w grę!
-
Tak, to prawda. - usłyszeli słaby głos należący do Gwiezdnej. -
Naturio powiedz, co się ze mną dzieje? - spytała patrząc na
strażniczkę natury.
- To
przez blokadę z naszyjnika. Użyłaś większej ilości mocy niż
było to dopuszczalne więc blokada zaczęła cię osłabiać. Nie
wiedziałam, że ten urok jest aż tak silny, wybacz mi kochana.
Jakbym wiedziała, nie pozwoliłabym na to temu staremu piernikowi. -
uśmiechnęła się do niej czule.
- To
nie tak.. - zaczął się bronić Czas. - Ja po prostu się martwię
byś nie zrobiła jakieś głupoty.
-
Niech ci będzie.. Dlaczego tu jest tak gorąco? - spytała nie
patrząc na nikogo. - Co z Mrokiem, zabiłam go?
-
Mało brakowało a upiekł by się jak kurczak w brytfannie. - rzekła
Naturia a Mo uśmiechnęła się pod nosem.
- To
dobrze.. Chcę do siebie, do domu. Nie chcę już tu być. Proszę
zabierz mnie stąd. - szepnęła.
-
Mo, nikt z nas nie ma prawa wkroczyć na teren Gwiezdnych a sama nie
jesteś w stanie tam się udać. Zostaniesz tutaj. - Czas podszedł
do dziewczyny i pogłaskał ją po głowie lecz zaraz zabrał rękę.
Jej skórka nadal paliła.
-
Nie ma problemu. W bazie jest wystarczająco dużo miejsca. - North
również podszedł do łóżka i uśmiechnął się szeroko.
-
Przecież ty możesz mnie zabrać, tobie wolno przekroczyć granicę
Gwiezdnego Królestwa. Zawsze mówisz, że moje miejsce jest tam, na
górze a nie na ziemi. Ganisz mnie za to, że się wymykam a teraz
każesz mi tu siedzieć? Dlaczego?! - była bezsilna, tak bardzo
chciała już znaleźć się na księżycu, sama wśród swoich
pobratymców.
-
Wiem ale teraz musisz zostać tutaj. Cień nie zaatakuje w
najbliższym czasie, Mrok jest również unieszkodliwiony na jakiś
czas a tobie przyda się wolne. - uśmiechnął się do niej
promiennie. Mo popatrzyła na niego jak na wariata, nie wierząc, że
właśnie to usłyszała.
- Że
co, proszę? Wolne? Ja mam mieć wolne..? - spytała. - Ale..
-
Nie ma żadnego ale. Masz dojść do siebie i wypocząć. Bez
dyskusji, moja panno. - dodała Naturia kiedy Gwiezdna otwierała
usta by coś powiedzieć.
-
Czekajcie..! - Ząbek właśnie sobie coś uświadomiła. - To
znaczy, że oprócz mnie będzie tu jeszcze jakaś inna strażniczka!
O Jezuniu! Wspaniale, fantastycznie wręcz! - wykrzyknęła i dopadła
do Mo, która po chwili wylądowała w jej drobnych ramionach. - Au!
- pisnęła strażniczka wspomnień i odskoczyła od nowej
przyjaciółki. - Ty naprawdę parzysz..
- To
nie jest spowodowane naszyjnikiem. - rzekła i wyjęła z kieszeni
spodni mały kryształ, który przestał całkowicie świecić. -
Mrok zniszczył klucz. Chyba.. - przekręciła głowę w
stronę Amora, który nie odrywał od niej wzroku - ..chyba już jest
za późno. Przepraszam.
-
Nie przepraszaj. Jeszcze uda ci się go naprawić. Pomogę ci. -
Qupido przyłożył swoje czoło do jej czoła. - Przynajmniej teraz
będziemy bliżej siebie a to oznacza większe pole do popisu,
nieprawdaż? - uśmiechnął się zawadiacko i szepnął jej na ucho
– Od zawsze chcieliśmy urządzić balangę na biegunie.
- W
towarzystwie się nie szepcze.. - upomniała go Naturia na co Qupido
jeszcze szerzej się uśmiechnął i odkleił się od Gwiezdnej.
- Ja
spadam ale jutro tu wpadnę. - rzekł i odszedł od łóżka, na
którym cały czas leżała osłabiona Mo. - Do zobaczenia nowi
przyjaciele i dziękuję za gościnę. - uśmiechnął się
szarmancko do Wróżki Zębowej na co ta i jej małe wróżki prawie
pomdlały. Po ukłonieniu się zniknął w czerwonawym świetle
pozostawiając resztę strażników.
-
No.. ja też już będę się zbierał ale wrócę za kilka dni. Na
razie i trzymaj się Gwiazdko. - mrugnął do niej po czym tupną dwa
razy o podłogę otwierając sobie tunel. Reszta nie zdążyła nawet
mrugnąć a po Zającu Wielkanocnym nie było już śladu z wyjątkiem
małego kwiatka na środku pokoju. Jeden z elfów podszedł do niego
zafascynowany i jak gdyby nigdy nic, po prostu go zjadł.
-
Moje drogie, proszę się opanować. Mundur zobowiązuję. - Ząbek
doprowadziła swoje pomocnice do porządku. - North, Jack ja i moje
wróżki musimy wracać do Zębowego Pałacu. Sami rozumiecie, robota
czeka. - zaszczebiotała. Pomachała do Mo, Dziadziusia i Matki
Natury, i wyfrunęła przez otwarte okno.
-
No, to postanowione! - Naturia klasnęła w dłonie a zaraz w jej
ręku pojawiła się zielona buteleczka z jakimś zielonkawym płynem.
- Za godzinę wypij z tego jeden łyk, to powinno złagodzić
temperaturę i uśmierzyć ból brzucha. Pamiętaj, jeden łyk chyba,
że wolisz się męczyć.
-
Wolę się przemęczyć niż wziąć to świństwo do ust. - Mo
zrobiła skwaszoną minę i odwróciła głowę w innym kierunku. W
tym samym momencie poczuła ukłucie na dole w brzuchu. Skrzywiła
się, skuliła i złapała za źródło swoich katuszy.
- Ha
ha, bardzo śmieszne. North, - zwróciła się do strażnika zachwytu
stojącego obok – dopilnuj aby wzięła to lekarstwo. Inaczej jej
temperatura nie zejdzie tak szybko. - rzekła i podała mu mały
flakonik. North schował go sobie do kieszeni w spodniach.
-
Bez obaw, zajmę się tym. Jack mi pomoże. - uśmiechnął się do
chłopaka, który już ewakuował się do wyjścia. Zatrzymany przez
Mikołaja, obejrzał się w jego kierunku niezadowolony.
-
Nie mam zamiaru siedzieć tu teraz z tą zołzą przez następną
godzinę. - rzekł po czym machnął laską a całe łóżko Mo
pokryło się śniegiem i lodem a sama dziewczyna została okryta
kołdrą pod samą szyję ze szronu i kryształków lodu. Manen od
razu odczuła ulgę a śnieg wraz z lodem w kontakcie z jej skórą
zaczął się momentalnie topić. - Moje zadanie skończone. - rzekł
i ruszył do wyjścia.
-
Nie tak szybko Jack! - North zatrzymał go w progu. - Ktoś musi mi
pomóc przy prezentach. Przez Mroka mam gigantyczne opóźnienie a
ktoś musi jej dopilnować. Masz tu zostać. I koniec kropka! -
posłał takie spojrzenie białowłosemu, że ten westchnął będąc
jednocześnie zrezygnowanym i wściekłym. Z nerwów zamroził
stojącego obok Northa elfa, podszedł do okna i usiadł na jego
parapecie, całym sobą okazując swoje niezadowolenie. - Szczęśliwy?
-
Bardzo. - North uśmiechnął się i ruszył do warsztatu, gdzie
prace nad zabawkami trwały pełną parą.
-
Świetnie, ja teraz udam się na orbitę. Powiadomię cię Manen o
ewentualnych problemach. Do zobaczenia. - Czas ukłonił się przed
Mo i zniknął stuknąwszy swoją laską o podłogę.
- Ja
spróbuję jakoś przywrócić normalny stan chmurom nad Europą.
Całe szczęście ludzie wzięli dzisiejsze wydarzenia za burzę więc
dopilnuję by tak zostało. Summer i Autumn mi pomogą. Zajrzę do
ciebie za dwa dni, pa. - Matka Natura również opuściła pokój.
Mo
westchnęła, była zła, fakt. Ale była też zaskoczona, w końcu
na dobrą sprawę jeszcze nigdy nie miała wolnego od swoich
obowiązków. Spojrzała na Frosta, który z naburmuszoną miną i z
założonymi rękami siedział na parapecie i patrzył w przestrzeń
poza nim. Krajobraz wiecznej zimy był piękny i doskonale
odzwierciedlał samopoczucie chłopaka w tym momencie. Zauważył po
chwili, że Gwiezdna mu się przygląda więc spojrzał na nią spod
byka.
-
Nie myśl sobie nawet, że będę ci usługiwać.
- A
czy ja coś mówię? - spytała z irytacją.
- Ja
cię tylko ostrzegam. Nie jestem chłopcem na posyłki.
- Na
posyłki może nie ale za to jesteś strasznym matołem. Nawet nie
podziękujesz za uratowanie ci tyłka a zrobiłam to dzisiaj dwa
razy. - Mo obraziła się i zrobiła wielkiego focha.
-
Dałbym sobie radę..
-
Ta.. - przerwała mu dziewczyna – Pewnie. Prędzej byś zginął w
mękach przez truciznę.
- A
weź się zamknij wredna zołzo.
-
Sam się zamknij, głupi matole.. Aaa..! - krzyknęła i ponownie
złapała się za brzuch. - Dlaczego to tak boli? - spytała samą
siebie ukrywając twarz w poduszce. Jack spojrzał na nią a widząc
jej cierpienie jego złość trochę zmalała.
-
Serio boli? - spytał po chwili wahania lekko się rumieniąc.
-
Jak cholera... Ale nic mnie nie zmusi bym wypiła to świństwo od
Naturii, o nie. - rzekła pewnie przekręcając się na lewy bok. Lód
i szron stopniały już całkowicie a Mo ponownie poczuła falę
gorąca a nad nią zaczęła unosić się para. Jack po raz drugi
stworzył wokół niej osłonę ze śniegu lecz tym razem dodał
więcej lodu.
-
Chcesz się założyć, że jednak wypijesz? - spytał Frost.
Zeskoczył z parapetu i nachylił się nad blondynką z chytrym
uśmieszkiem.
_____________________________________________________________________________
I jest nowy rozdział! Cieszę się, że ten rozdział już jest za mną. Nie jestem jakoś wybitnie zadowolona z tego posta ale nie jest źle :) Czekam na Wasze opinie i komentarze. Mam nadzieję, że moje wypociny się Wam spodobały. Dedykuję ten rozdział Aoi hime, kochana czekam na rozdział u Ciebie i Asiri :*
Do usłyszenia,
Moonlight.
O rany, bardzo dziękuję za dedykację! Rozdział pojawi się już niedługo. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu ;).
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity. Cały czas mam wrażenie (a może nadzieję?) że Frost będzie tym złym. Chociaż na chwilę XD. Naoglądałam się chyba za dużo fanartów...
No nie ważne. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :D
Dobrze skarbie, będę czekać na next u Ciebie :* Dziękuję za miłe słowa, a Jack.. To sprawa tajna, po prostu Tom Secret/Nie Wiem. :P
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dzięki za kom i nie ma sprawy za nominację, należy się Wam :*
U mnie nowy rozdział. Zapraszam :3
OdpowiedzUsuńOpowiadania-deszczem-pisane.blogspot.com
Dzięki ale następnym razem proszę o pozostawienie komentarza w zakładce "czarna dziura", czyli spam ;)
OdpowiedzUsuń