W życiu zdarzają się chwile,
momenty, które zapamiętujemy niemalże za zawsze. Tak samo
odczucia, jakie nam wtedy towarzyszą, a już zwłaszcza ludzi.
Zwykle bywa tak, że to właśnie oni najczęściej zapadają nam w
pamięć. To, jak stoją, poruszają się, mówią, gestykulują,
śmieją się, czy po prostu patrzą. To oni nadają najcenniejszym
wspomnieniom wyjątkowości i nieuchwytnej magii. Zmieniają nasz
światopogląd. Sprawiają, że zaczynamy dostrzegać to, co
wcześniej było dla nas niewidzialne, a niezrozumiałe staje się
oczywiste. Jedno spojrzenie, jedno zdanie. Jedna chwila. Tylko tyle
wystarczy, by zapomnieć o istniejącym wokół świecie, by zatopić
się w marzeniach, pragnieniach. By z chłopca przeistoczyć się w
mężczyznę.
Była piękna. Po prostu i
niezaprzeczalnie piękna. Niczym idealnie spełnione marzenie.
Dokładnie, od początku do końca, perfekcyjna. Zapierająca dech w
piersi. Odbierające mowę i zmysły. Idealna. Odkąd ją po raz
pierwszy ujrzał, wtedy na ulicy, wiedział, że ma w sobie coś
wyjątkowego, że ona cała jest wyjątkowa. Od zawsze to wiedział,
choć z początku nie zdawał sobie z tego sprawy. Odkąd pamiętał,
zawsze była odważna, dumna, szła z wysoko uniesioną głową,
niczego się nie bała, była nieustraszona, silna, szlachetna,
czasami wyniosła, sprawiedliwa. Niepokonana. Tak właśnie ją
widział. Jako niepokonaną wojowniczkę, lecz teraz, kiedy stała
przed nim w swojej prawdziwej postaci, jako Tsarina Stellarum,
Starlight, Gwiezdna, która ma pokonać Ciemność z Kosmosu, był
święcie przekonany, że wszystko, absolutnie wszystko, dobrze się
ułoży. Czekał na ten moment, wiedział, że jej przebudzenie to
kolejny krok ku zwycięstwu i jej przeżyciu. Coraz bardziej
utwierdzał się w przekonaniu, że już zawsze, aż do końca świata
i jeszcze dłużej, będą razem.
Jego
serce zamarło na chwilę, kiedy para zielononiebieskich,
roziskrzonych oczu spojrzała na niego, tak przenikliwie, jakby
chciała wypalić jego duszę od środka. Poczuł niesamowitą
energię jej spojrzenia, które tylko spotęgowało jego odczucia.
Natomiast to, co nastąpiło później sprawiło, iż nie tylko jego
serce się zatrzymało, ale cała kula ziemska przestała się
kręcić, a sam czas stanął w miejscu.
Uśmiech.
Jeden,
szeroki, szczery uśmiech rozpromienił twarz Manen, który sprawił,
że i jego kąciki ust uniosły się do góry. Najwyżej, jak tylko
się dało. To był najszczerszy uśmiech i najpiękniejszy, jaki
kiedykolwiek u niej widział. Pomyślał, że z takim uśmiechem jej
do twarzy. Zawsze powinna się tak uśmiechać.,
rzekł sam do siebie w myślach. Posłał jej spojrzenie pełne
radości. Jego szmaragdowe tęczówki błyszczały z równą siłą
co jej oczy. Oboje wiedzieli, iż od dzisiaj wszystko się zmieni.
Nowa Manen odwróciła się w jego stronę, stając z nim twarzą w
twarz, dzięki czemu mógł podziwiać ją w pełnej krasie. Gwiezdna
cesarzowa uniosła lekko głowę ku górze, a lewa dłoń powędrowała
w jego stronę. Zaraz potem zrobiła krok ku niemu, wbijając nowe
ostrze w ziemię. Jej gwiezdna suknia falowała z każdym jej ruchem,
podobnie jak jej włosy, które pod innym kątem lśniły
srebrzyście. On także ruszył ku niej. Nie minęła minuta, a
stanęli naprzeciw siebie, szczerząc od ucha do ucha. Po kolejnych
kilku sekundach wpadli sobie w ramiona, mocno się przytulając.
– Belle* – szepnął
strażnik miłości, kiedy już oderwali się od siebie, choć ich
dłonie nadal pozostawały splecione. Chłopak patrzył na Mo wręcz
z uwielbieniem jednocześnie obdarzając ją kolejnym szerokim
uśmiechem. – Piękna i doskonała. Lśnisz jaśniej niż
kiedykolwiek. – Jego prawa dłoń puściła rękę Gwiezdnej i
powędrowała do jej policzka.
Kiedy
poczuła na swojej skórze jego ciepłą dłoń, jej oczy ukryły się
pod osłoną powiek i długich, czarnych rzęs. Odruchowo wtuliła
swoje lico we wnętrze dłoni Amora, rozkoszując się jego dotykiem.
Był taki przyjemny.
– Czuję
twoje ciepło. Jest takie dobre... – Mo chwyciła Amora za dłoń,
którą ten nadal przykładał do jej twarzy. Otworzyła oczy, by
spojrzeć w szmaragdową otchłań jego spojrzenia. W zielony ogień,
który teraz płonął ze spotęgowaną siłą. – Twoja dusza jest
dobra.
– Manen
Stellarum, moja przyjaciółko... – Qupido wyszeptał te słowa
takim tonem, jakby zwracał się do kochanki, nie do przyjaciółki.
– Qupido
Amor, mój przyjacielu... – Manen nie pozostała mu dłużna, lecz
po chwili jej radość nieco przygasła. Na jej policzki wkradł się
delikatny rumieniec, co od razu rzuciło się w oczy Amorowi. –
Przyjaciel... – szepnęła pod nosem do siebie samej. Uniosła
ponownie głowę w górę, aby znowu spojrzeć na stojącego przy
niej czarnowłosego. – Ale ty wiesz, że nie to czuję. Nie to. –
Pokręciła głową. – Nie to.
– Wiem,
wiem. – Qupido oparł swoje czoło o jej, przymykając oczy. –
Wiem też, że tak musi być. Przynajmniej na razie – dodał nieco
weselej. – Ale... – Amor uchylił powieki i prawie, że z miejsca
utonął w niebieskozielonym oceanie – ja też czuję, coś
zupełnie innego – dokończył, serwując Mo swój firmowy uśmiech.
– Ehem!
– Rozległo się głośne chrząknięcie, przez co Amor i Manen
odsunęli się od siebie. Tym, kto im przerwał był Ojciec Czasu,
który łypał to na Qupido, to na Stellarum,
podejrzliwym okiem. Bardzo nie podobało mu się ich zachowanie. –
Moja droga... – Już do nich podchodził, już wyciągał rękę w
stronę Amora kiedy, niczym tajfun, staranowała Dziadziusia i przez
skrzydła niesiona, Matka Natura pognała do Starlight. Porwała
zaskoczoną dziewczynę w ramiona, spychając ze swojej drogi
strażnika miłości, przez co ten zaliczył niemiłe spotkanie z
ziemią twarzą w twarz.
– Och,
Manen... Kochana... Tak się cieszę! Na prawdę, tak strasznie... –
Naturia tak mocno ścisnęła blondynkę w swoich ramionach, iż tej
coraz trudniej szło oddychanie. Kobieta, całkowicie pochłonięta
przez euforię zaczęła kołysać, wręcz potrząsać Gwiezdną –
się cieszę! Jesteś Light'em! – Naturia odsunęła od siebie Mo
na odległość wyciągniętych ramion. – Prawdziwym Light'em!
Zaskoczona
zachowaniem strażniczki natury, Manen popatrzyła na nią przez
chwilę, jakby była z zupełnie innej planety. Nagle Gwiezdna
uświadomiła sobie, co się właściwie stało, a raczej to, że
kompletnie nie wie, co się tak na serio stało. Jakby wybudzając
się z głębokiego snu, zamrugała kilkukrotnie i rozejrzała się
wokół siebie. Wszyscy patrzyli na nią dziwnie, przez co czuła się
inaczej. Nie wiedziała jak to określić, po prostu coś dziwnego
się z nią działo. Czuła, iż jest taka lekka, jakby w ogóle nic
nie ważyła i do tego jeszcze ta inna moc, i ten nowy miecz. Coś
tu jest nie tak., pomyślała
marszcząc brwi. Rozejrzała się po okolicy, i jak tylko ujrzała
zmasakrowaną bazę strażników, aż otworzyła usta ze zdziwienia.
To... to...
– ...ja
to zrobiłam? – dodała na głos, nie dowierzając własnym oczom.
– Nie
pamiętasz? – Amor wlepił zatroskane i jednocześnie zaskoczone
spojrzenie w Gwiezdną, która spojrzała na niego niemal zszokowana.
– Nie pamiętasz jak Cień
próbował cię złamać?
– Ja...
– Mo zamyśliła się. W głowie próbowała uporządkować cały
ten prze dziwaczny chaos. – Naturia zmieniała mi opatrunki... –
Dziewczyna odezwała po dłuższej chwili zastanowienia. – Później
zaczęła drażnić się z tobą, a potem... – Mo zacięła się w
połowie zdania. Do jej głowy zaczęły wracać pojedyncze strzępki
rozmowy z największym wrogiem. Jedno słowo, Light,
zapadło jej w pamięci.
– Powiedział,
że jestem za słaba, by z nim walczyć. Że.. że będę patrzeć,
jak wy umieracie... – szepnęła, a po jej twarzy przeszedł cień.
– Nie chciałam tego słychać. Miałam dość. Chciałam coś
zrobić! – Zacisnęła pięści, w tym jedną na rękojeści swojej
nowej broni, która zalśniła niebezpiecznie. – Light, tak mnie
nazwał. Nie Gwiezdnym, ale właśnie Light'em. Mówił i pokazywał
mi straszne rzeczy. Widziałam was nieżywych... – Jej głos
zadrżał pod koniec. Aby móc się opanować, przełknęła ślinę,
a wzrokiem zaczęła szukać wsparcia u Amora. Otrzymała je. – To
było okropne. W pewnym momencie zabrakło mi sił. Chciałam się
poddać. Słyszałam wasze wołania, ale nie dały rady przedrzeć
się przez ten lodowaty mur słów, które On
pozostawiał w mojej głowie. To bolało i to bardzo.
– Manen,
wyzwoliłaś niesamowite zasoby swojej gwiezdnej magii. Mimo tak
poważnych ran i osłabienia, doszłaś do granicy swoich
możliwości... – Czas podszedł do dziewczyny szybko i położył
jej rękę na prawym ramieniu. Ta spojrzała na niego wyczekując
jego dalszej wypowiedzi. – I przekroczyłaś ją. W tak młodym
wieku! To niebywałe... Niesamowite! – Czas potrząsnął lekko
dziewczyną, będąc chyba w jeszcze większym szoku niż ona sama.
Gwiezdna wyswobodziła się z uścisku Dziadziusia i cofnęła na
bezpieczną odległość. Jej dłoń odruchowo powędrowała ku szyi,
gdzie powinien spoczywać jej bloker, ale już go tam nie było.
– Co
się stało z moim naszyjnikiem?! – Zaczęła się bacznie
rozglądać w poszukiwaniu błyskotki, lecz Czas ponownie chwycił ją
za rękę, tym razem zrobił to delikatniej.
– Naszyjnik
nie będzie ci już potrzebny, a nawet i jeśli, to nikt już nie
jest na tyle potężny, by blokować twoje moce. Teraz, jako Light,
twe światło jest praktycznie nieskończone. – Czas uśmiechnął
się lekko do swojej podopiecznej przyglądając się jej z
fascynacją, ale i jednocześnie z rezerwą. Starlight,
szepnął sam do siebie. Cała trójka stała się
Light'ami. Jak to rozumieć? Czy przemiana Stellarum to znak?
Artemiso, mam złe przeczucia. Co jeśli Manen spotka ten sam los co
Jego?
– No,
to ten... Nie chciałbym być nietaktowny czy coś... – Tym, kto
zabrał głos, był North. Patrząc to na Manen to na Dziadziusia
zastanawiał się, jak by tu ładnie ubrać w słowa to, co właśnie
miał zamiar powiedzieć. – Baza wygląda, jakby przeszło przez
nią co najmniej jedno tornado. Już nawet nie myślę o tonach
zabawek, które do niczego się już nie nadają...
– Ja
cię bardzo przepraszam, Nicholasie. – Momentalnie Mo poczuła się
strasznie zawstydzona. Wiedziała, iż to tylko i wyłącznie jej
Mikołaj zawdzięcza zrównanie bazy z ziemią. – Ja nie chciałam
zniszczyć ci domu. To tak jakoś... no samo wyszło. – Podeszła
do niego, czerwieniąc się na twarzy ze wstydu. – Straciłam nad
sobą kontrolę i...
– Och,
nie przepraszaj! Jakoś to będzie. Najważniejsze, że nie dałaś
się pokonać wrogowi, i że teraz jesteś o wiele silniejsza! –
North porwał dziewczynę w ramiona i wyściskał za wszystkie czasy.
– North
ma rację, Mo. O nic się nie martw, w końcu to ty ostatnio
posprzątałaś bałagan, który Jack narobił. – Zając podszedł
do dziewczyny i ze złożonymi ramionami spojrzał na Frosta, na co
ten otworzył usta ze zdziwienia, jednak po chwili jego twarz zrobiła
się cała purpurowa ze złości.
– Chyba
zapomniałeś, że nie ja sam zniszczyłem te wszystkie prezenty.
Laluś jest tak samo winien jak ja! – Jack rzucił nienawistne
spojrzenie Asterowi, na co ten odwdzięczył się tym samym. – A
tak w ogóle, to niech ktoś łaskaw wytłumaczy, czemu Zołza tak...
– Jeszcze raz rzucił okiem na Mo, czerwieniąc się nieznacznie,
jednakże szybko odwrócił głowę w inną stronę, aby ukryć swoje
zawstydzenie – tak śmiesznie wygląda?
– Że
niby jak ja wyglądam? Śmiesznie?! – Mo zmierzyła go groźnym
spojrzeniem.
– Weź
go nie słuchaj w ogóle! – Zając wpatrywał się jak urzeczony w
Gwiezdną, lecz ta popatrzyła na niego marszcząc brwi. –
Wyglądasz przepięknie, aż dech zapiera w piersi. Ta suknia, ten
miecz i twoje włosy.. Aż bucha od ciebie magia! – Aster opisał w
skrócie nowy wygląd Manen, a pozostali jedynie przytaknęli mu
ochoczo, a Jack oczywiście, strzelił focha.
– Jaka
suknia, przecież ja.. – Mo spojrzała na siebie, a kiedy
spostrzegła, iż wygląda podobnie jak podczas złożenia przysięgi,
jak Domina Stellarum,
odrobinę się przeraziła. Rzuciła jedynie spanikowane spojrzenie
Dziadziusiowi, lecz ten dyskretnie dał jej znać, iż wszystko jest
w porządku. – Dlaczego ja to mam na sobie i... I co się, do kurwy
nędzy, stało z moimi włosami?! – Totalnie zszokowana chwyciła
swoje długie włosy i przyjrzała się im z niedowierzaniem. – Co
to ma, kuźwa, być?!
– Spokojnie,
dziecko. Tak właśnie wygląda przemiana w Light'a. Jej pierwszy
etap. Zmiana zewnętrzna, moja droga. Nie tylko włosy ci urosły,
ale także twoje ciało się odrobinę zmieniło. Teraz bardziej
przypominasz kobietę, niż nastolatkę. – Czas wyjaśnił
Gwiezdnej pokrótce to, co się z nią stało.
– Ale
te włosy... – zaczęła Mo, jednak Zębuszka weszła jej w słowo.
– Są
przecudowne, takie lśniące.
– Nie!
Są po prostu okropne! – jęknęła Mo. – I w ogóle
niepraktyczne. Wolałam swoje stare. Poza tym, ta kiecka też mi się
nie podoba... Kto to widział, wojowniczkę w sukni balowej!
– Już
przestań narzekać... – Czas westchnął zrezygnowany. Nie
dogodzisz tej dziewczynie, oj nie dogodzisz.
– Powinnaś się cieszyć, że dostąpiłaś takiego zaszczytu.
Teraz jako Light, jesteś równa z Księżycem! To wielki zaszczyt.
– Tak
tak tak – Mo machnęła ręką, już mocno poddenerwowana. Coraz
bardziej przypominała tą starą siebie, a raczej tą, którą
wszyscy znają. - Nie potrzebuję zaszczytów. Jedyne, czego chcę,
to święty spokój. Ale! - Mo podeszła do Starego Pryka –
Wyjaśnij mi, co to jest to całe bycie Light'em. Nigdy mi o tym nie
raczyłeś wspomnieć.
– Bo
nie byłaś gotowa, aby ci o tym powiedzieć. Nie każdy strażnik
gwiazd staje się w pełni rozwiniętym Gwiezdnym. Ale jest
coś, co mnie zastanawia. –
Czas zamyślił się przez chwilę. Niepokój zaczął ponownie
kiełkować w jego sercu. Gwiezdna miała rację, twierdząc kilka
miesięcy temu przed Zebraniem, iż wszystko dzieje się tak jak
przed ostatnią wojną. Historia zaczyna się powtarzać.
Jest dokładnie tak jak wtedy, kiedy się przebudził Nightlight.
Jego
zmartwienie nie umknęło Naturii. Jakby czytając mu w myślach,
choć sama nie była wtajemniczona w pilnie strzeżony przez
Dziadziusia sekret, skutecznie odwróciła uwagę Manen od
pogrążonego we własnych myślach starca.
– Jeśli
tylko chcesz, możesz zmienić swój wygląd na taki, jaki tylko ci
się podoba. Ja osobiście uważam, że wyglądasz wspaniale. Jak
na Tsarinę przystało –
dodała już w myślach. Blondynka westchnęła jedynie patrząc
nieodgadnionym wzrokiem na swoją odwieczną przyjaciółkę. – W
każdym razie, powinniśmy teraz wziąć się za odbudowę bazy
Nicholasa, by uczcić twoje przebudzenie! – Jak na zawołanie, na
jej piegowatej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– O nie. – Mo zatrzymała
ręką kobietę, która już zrobiła pierwszy krok ku miejscu, gdzie
jeszcze godzinę wcześniej znajdował się dom Northa. – Ja
zniszczyłam bazę, to i ja teraz ją naprawię. Sama. –
Powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Wzrokiem zganiła Matkę
Naturę, kiedy ta chciała zakwestionować jej decyzję, jednak
widząc stanowczość w oczach Mo, kobieta poddała się.
– Ja
chętnie popatrzę, jak naprawiasz cały warsztat. – Jack oparł
się o swój kij i z udawanym znudzeniem patrzył na pozostałości
po fabryce zabawek.
Białowłosy
odwrócił się do zebranych plecami. Nie chciał, by inni zobaczyli
na jego twarzy te czerwone rumieńce, a już zwłaszcza Mo. Wyglądała
jak nie ona. Ten wcześniejszy uśmiech i to spojrzenie, przepełnione
czystą oraz szczerą radością spowodowały, iż coś w jego sercu
zadrżało. Zastanawiał się, co to dokładnie było. To było takie
dziwne, inne. Po prostu nieznane, ale też miłe. Poniekąd spodobało
mu się to, lecz przestało, kiedy Amor zbliżył się do Mo, a ona
uniknęła jego wzroku i całą swoją uwagę poświęciła wyłącznie
Qupido. Właśnie to mu się nie spodobało. Ale dlaczego? Dlaczego?
Poza tym on też uważał, że Mo wygląda nie tyle co ładnie, ale
pięknie, cudownie. Zachwycająco.
– To
sobie patrz, jak nie masz nic lepszego do roboty – fuknęła pod
nosem rozeźlona Gwiezdna, po czym skierowała się w stronę
pobojowiska.
– Na
pewno nie chcesz, żeby ci pomóc? – Podszedł do niej strażnik
miłości, aczkolwiek tak jak Naturia został odesłany z kwitkiem.
Piasek, który jak dotąd nie zabrał udziału w konwersacji, także
zbliżył się do Mo i zamiast zaoferować swą pomoc, jedynie uniósł
się przed dziewczyną na chmurce ze złotego piasku i ciepło
przytulił blondynkę. Lekko zaskoczona jego czynem, po chwili jednak
oddała uścisk. Kiedy już się od siebie oderwali, Manen obdarzyła
Piaska serdecznym uśmiechem. Ruszyła ku zniszczonej bazie, starając
się w tym samym czasie oczyścić umysł ze zbędnych myśli, co
nawiasem mówiąc, nie szło jej najlepiej. Za dużo ostatnio się
wydarzyło, by w kilka sekund uspokoić zszargane nerwy.
– No
ja nie wiem, czy powinna się za to sama zabierać. Wygląda, jakby
nadal była w szoku po tym, co się z nią stało. – Zając szepnął
Northowi na ucho. Wymienili ze sobą zaniepokojone spojrzenia. Matka
Natura nic nie powiedziała, jedynie przystanęła obok Frosta, a
obok niej z prawej strony przycupnęła Zębowa Wróżka. Nie minęła
minuta, a pochłonęła je dyskusja na temat nowego wyglądu
Gwiezdnej.
Czas
bacznie obserwował Mo, szukał u niej jakiś niepokojących oznak
negatywnej przemiany, ale niczego takiego nie zauważył. To prawda,
nic nie powiedział Gwiezdnej o tym, iż strażnicy gwiazd mogą
przemienić się w Light'y. To by było zbyt ryzykowne. Nawet
Księżycowi nie powiedział za dużo na ten temat, a dlatego by
żadne z nich nie dowiedziało się prawdy o poprzednim Light'cie.
Tego kłamstwa nigdy by mu nie wybaczyli, zwłaszcza Manen. Zrobił
wtedy to, co uznał za najlepsze. Później tego żałował. Popełnił
największy błąd swego nieśmiertelnego życia. Na zmianę
przeszłości było już za późno. Nic już się wtedy nie dało
zrobić. Stracili Go z jego winy. Postanowił zataić to przed
wszystkimi, obiecał sobie, że nikt się o tym nie dowie. To jego
grzech, i to właśnie on samotnie musi go nieść na swoich barkach
– jako wieczną pokutę.
Mo
podeszła do pozostałości fundamentów siedziby Mikołaja, starając
odtworzyć w umyśle to, jak wyglądała cała budowla. Za pomocą
swojego gwiezdnego pyłu była w stanie stworzyć absolutnie
wszystko, dlatego, w pełni zawierzając swoim zdolnościom, stanęła
w miejscu oddalona od pozostałych nieśmiertelnych, którzy bacznie
jej się przyglądali. Jedni z wyczekiwaniem i ciekawością, inni z
obawą. Manen zamknęła oczy, by móc lepiej się skoncentrować. Im
bardziej się starała, tym gorzej jej szło. Nie mogła skumulować
w sobie dostatecznej ilości energii, a jak już jej się prawie
udawało, to ta wymykała się i tak w kółko. Coraz bardziej
popadała w irytację, co wcale nie ułatwiało jej sprawy, wręcz
tylko ją pogarszało. Dobrze znana Amorowi żyłka na czole
Gwiezdnej zaczęła niebezpiecznie pulsować, zwiastując kolejny
wybuch furii u strażniczki gwiazd. Nie pojmowała, dlaczego się jej
to nie udaje, bo jak dotąd nie miała najmniejszych problemów z
koncentracją czy okiełznaniem swoich mocy. Kiedy miała już
krzyknąć ze wściekłości, poczuła na swoich ramionach czyjeś
dłonie. Od razu rozpoznała tą charakterystyczną szorstkość
dotyku, więc westchnęła, głośno wypuszczając z płuc powietrze.
– Źle.
Najpierw uspokój tkwiącą w tobie energię. Odszukaj jej źródło,
poczuj je, połącz się z nim. Stańcie się jednością. Kiedy to
zrobisz, poczujesz swoją prawdziwą moc. – Głos Ojca Czasu
wędrował po całym jej umyśle, sprawiając, iż Gwiezdna coraz
bardziej odpływała w zakątki własnej podświadomości. W pewnym
momencie świat przestał dla niej istnieć.
Była
tylko ona. Ona w ciemnościach, które ją otaczały. Szła naprzód,
stawiając pewnie, aczkolwiek ostrożnie każdy kolejny krok. Nagle
przestrzeń wokół niej zaczęła robić się coraz jaśniejsza. Coś
otarło się o jej nogę, przez co gwałtownie się zatrzymała. Nie
czuła strachu, gdyż wiedziała, że nic się jej nie stanie.
Niespodziewanie wokół niej rozbłysło czyste światło, które
normalnych ludzi pozbawiło by wzroku na długi czas, ale nie ją. To
jej świat, jej światło. Tutaj to ona jest panią, królową. To
jej podświadomość. Pamiętała to miejsce bardzo dobrze. Już
trzeci raz się tutaj znalazła, tym razem to miejsce wydało jej się
zdecydowanie większe. Nieskończone i bardziej jasne. A wszystko za
sprawą światła i gwiezdnego pyły. Niezliczone wstęgi srebra,
bieli otaczały jej ciało, przeplatając się nawzajem, tworząc
przepiękne wzory i kształty, które niemalże natychmiast ożywały.
To wszystko wydało jej się tak piękne, iż uśmiechnęła się z
zachwytem. Uniosła przed siebie obie dłonie, które lśniły
najprawdziwszym gwiezdnym światłem, i z których wydobywała się
ta cudowna i nowa moc. O tak, nie czuła tego co teraz jak dotąd. To
było zupełnie nowe i nieznane uczucie. Uspokajający szum srebrnego
piasku oraz łagodny świst światła wygrywały wspólnie jedną
melodię, która w uszach Stralight układała się w cichy szept.
Pozwól nam żyć,
pozwól nam płynąć,
pozwól nam zjednoczyć się z
Tobą.
Stańmy się jednością,
Light'cie.
Czekaliśmy tak długo...
Uwolnij nas, Stralight.
Uwolnij!
Tak, uwolnię Was. Wreszcie staniemy
się jednością., pomyślała
Mo. Kiedy zamknęła oczy, jednocześnie pozwoliła swoim mocom
popłynąć, nie stawiając już żadnych barier. Pył i światło
zaczęły krążyć wokół Manen, tworząc potężny wir. Po kilku
sekundach na swoich dłoniach i przedramionach poczuła delikatne
mrowienie. Kiedy uchyliła powieki, zobaczyła na swoich otwartych
dłoniach dwa twory. Nad prawą dłonią unosiła się na wpół
przeźroczysta kula z gwiezdnego pyłu. Co kilka sekund jej kształt
zaczął się zmieniać.
To jest nieskończona Moc
Tworzenia, zdolna wykreować absolutnie wszystko. Nawet dać początek
nowemu życiu.
Manen
zastanowiła się chwilę nad tym, co usłyszała i od niechcenia
pomyślała o swoim bracie, Mimie. Jak na zawołanie nad jej ręką
pojawiła się jego podobizna, niemal jak żywa, która po sekundzie
zamieniła się w srebrzysty półksiężyc. Jej uśmiech nieco
przygasł, a oczy zaszły mgłą. Pojedyncza łza spłynęła po jej
policzku, jednakże szybko się opanowała, kiedy ponownie usłyszała
szept Mocy. Spojrzała na swoja lewą dłoń, nad którą unosiła
się nieskazitelnie biała, płonąca gwiazda w swojej ostatecznej
formie.
Zaś to jest nieposkromiona Moc
Destrukcji, której nic nie jest w stanie zatrzymać. Wszystko, co
zostanie nią naznaczone, obróci się w popiół. Nawet istoty i
twory nieśmiertelne.
Usta
Mo zacisnęły się w wąską linię, a wyraz twarzy spoważniał.
Słowa, które wypowiadała każda z Domen, krążyły w jej głowie,
nie dając o sobie zapomnieć.
Lecz strzeż się, Light'cie.
Śmierć nadal jest Ci bliska. Choć posiadłaś tak wielką moc, to
nawet My nie jesteśmy w stanie przywrócić tego, co zabrało Ci
Gwiezdne Medium. Pamiętaj, Posłaniec Śmierci jeszcze nie raz
wyciągnie po Ciebie swoje chciwe ręce. Przezwycięż swoje lęki,
przekrocz wszelkie granice, a pokonasz to, co zostało Ci
przeznaczone. Tylko Ty możesz to zrobić. Nasza najdroższa, to
właśnie Tobie jest pisane przywrócenie dawnej chwały dynastii
Tsarów. Nie Nightlight, nie Moonlight, lecz właśnie Ty, Stralight!
Nie lękaj się mroku, gdyż on jest Twoim bratem. Nie lękaj się
ciemności, bo ona jest Ci siostrą. Zapanuj nad ciemnością w swoim
sercu, a osiągniesz wszystko!
Zniszczenie
i Tworzenie tchnęły w nią nową siłę, nową nadzieję, że nie
wszystko jest jeszcze stracone. Amor miał rację, dopóki jest czas,
jest nadzieja. A teraz doszła do tego również niepojęta moc, oraz
wiara. Wiara w to, że Shadow of the Univers* zostanie ostatecznie
pokonany.
Nigdy Cię nie opuścimy,
nasz ukochany Light'cie. Zawsze będziemy z Tobą. Zawsze...
Po
tych słowach cała magia, jaka otaczała Mo wniknęła w nią, a
świat, w jakim się znajdowała rozprysł na miliardy kawałeczków.
Kiedy ponownie otworzyła oczy, stała na gruzach siedziby
strażników, a na jej ramionach nieprzerwanie spoczywały postarzałe
dłonie strażnika czasu. Uśmiechnęła się pod nosem, chwilę
później z jej ust wydobył się cichutki chichot, przez co jej
ramiona zadrżały. Takie zachowanie jeszcze bardziej zaniepokoiło
Dziadziusia, aczkolwiek to, co nastąpiło potem sprawiło, że ręce
mu opały. Szok to mało powiedziane, co malowało się na jego
pomarszczonej twarzy. Jeszcze chwilę temu Mo nie była w stanie
wyzwolić swojej energii, było to całkiem zrozumiałe. Po
przebudzeniu Light musi na nowo nauczyć się panować nad swoimi
mocami. Tak samo jak człowiek po ciężkim wypadku na nowo uczy się
chodzić. Żaden z poprzedniej czwórki Light'ów nie posiadł pełnej
mocy w krócej niż kilka lat po treningu. Nawet Lunar
potrzebował na to kilkanaście miesięcy, dlatego jego oczy prawie
wyszły z orbit kiedy ujrzał, jak Manen bez najmniejszego problemu
kontroluje swoją magię. O nie. Nie nie nie nie nie! Tylko
nie to! Przerażenie zaczęło
rosnąć w nim coraz szybciej. Ostatnim razem, Gwiezdny, który tak
szybko opanował swoje światło, doczekał smutnego końca. On był
fenomenem, kimś kto wykraczał poza wszelkie schematy. Niemal
dorównał Artemisie, lecz jedna błędna decyzja zepchnęła go w
bezdenną, ciemną otchłań. Na zawsze. I tego Czas sobie nigdy nie
wybaczy. Za żadne skarby Mo nie może się dowiedzieć
prawdy. Nigdy to tego nie dopuszczę! Tylko kłamstwo będzie w
stanie ją najlepiej chronić.
Tak sobie wmawiał.
Jack
i reszta obserwowali niemal z niecierpliwością na „pokaz”, jaki
miała za chwilę urządzić Gwiezdna, jednak minuty mijały, a Mo
jak stała tak stała. Nic, kompletnie nic się nie działo, przez co
Jack zaczynał się już powoli nudzić. Natomiast Zębuszka
przywołała do siebie swoje wierne pomocnice, i już miała wydać
kolejne dyspozycje, kiedy znikąd pojawił się unoszący wokół
srebrny pył, prawie że do złudzenia przypominający senne,
piaskowe nici Piaskowego Ludka. Srebrzysta mgła otuliła wszystkich,
a następnie pognała ku Mo, zabierając ze sobą co większe części
zniszczonych ścian. W powietrzu razem z nowo powstałymi fragmentami
poczęły tworzyć się całe ściany, okna, nawet drzwi, a zaraz za
nimi nowe części stworzone jedynie z pyłu i przezroczystego lodu.
Manen
miała przed oczami wygląd bazy. Postanowiła ją stworzyć nie
dość, że od podstaw, ale również ją rozbudować. Chciała dać
strażnikom w ramach nadchodzących świąt Bożego Narodzenia,
szczególny prezent. Stwierdziła, że da im miejsce, gdzie nie tylko
będą mogli się gromadzić, ale również wspólnie żyć. O tak,
nowa baza powinna być symbolem im siły. Ich jedności. Jak
pomyślała, tak uczyniła. Automatycznie z jej rąk wydobyła się
jeszcze większa ilość magicznego pyłu. Wesoły, lekko szczypiący
mrozem w policzki wiatr rozwiał jej włosy, porwał fałdy
wspaniałej sukni. Mo przybliżyła do siebie ręce zgięte w
łokciach, jednocześnie zagryzając dolną wargę, uniosła tak
ramiona w górę, jakby chciała dźwignąć coś bardzo ciężkiego
i jednocześnie lekkiego. Przez okolice przeszedł kolejny, tym razem
o wiele łagodniejszy wstrząs. Strażnicy, zaalarmowani ponownymi
wstrząsami, zbliżyli się bliżej siebie, aczkolwiek, kiedy im
oczom ukazały się potężne fundamenty wydobywające się z
zamarzniętego podłoża, pootwierali szeroko usta. Dosłownie na ich
oczach zaczęła rosnąć potężnych rozmiarów budowla, która w
niczym nie przypominała poprzedniej bazy. Zachodnia ściana góry,
przy której usytuowany był poprzedni budynek, teraz stała się
częścią zachodniego skrzydła prawdziwego, żywcem wyjętego z
baśni zamku. Najwyższa część gmachu, która wyrosła prawie że
pod samo niebo, lśniła w blasku słońca, a jej półokrągła
kopuła wyglądała, jakby była wykonana ze samego szkła. Mniejsze
kondygnacje również były pokryte lodowym zadaszeniem. Wysokie mury
twierdzy wznosiły się na wysokość co najmniej czterech pięter,
jak nie więcej. Każde piętro było mniej wysunięte, przez co
powstały spore, zadaszone balkony, podtrzymywane przez przepiękne,
srebrnobiałe filary rzeźbione w najcudowniejsze wzory. Ramy
ogromnych okien, które wpuszczały tony światła do środka,
również były misternie zdobione.
Jack
patrzył na budujący się sam budynek. Na lodowe twory, które nie
były jego dziełem. Ściana po ścianie, filar po filarze, i na
koniec, na samym szczycie wyrósł maszt, a na nim flaga srebrno
błękitna z jakimś herbem. Niestety była za wysoko, aby dostrzec,
co dokładnie ono przedstawiało, jednakże dla Frosta nie był to
problem. Uważając, by jeszcze bardziej nie uszkodzić sobie barku,
wzbił się w powietrze. Z góry wyglądało to jeszcze piękniej, aż
nie chciało się odwracać wzroku, w szczególności od
cudotwórczyni, która niczym pierwszorzędny dyrygent kierowała
magiczną budową. Otulona srebrzystym blaskiem, z niesamowitym
spokojem na twarzy, wyglądała po prostu cudownie. Niczym królowa
witająca swój stęskniony lud. Jack zapatrzył się na nią i o
mały włos, a ostatnia z części szklanopodobnego dachu by go
stratowała. Nie obyło się bez gwałtownego ruchu kontuzjowanym
barkiem, przez co Frost stracił równowagę i zaczął spadać w
dół. Odliczał sekundy, które dzieliły go od niemiłego spotkania
z dachem nowej bazy, lecz nie doczekał się. Dopiero po chwili jego
szare komórki zarejestrowały, iż unosi się w powietrzu dzięki
wygodnej, sporej poduszce z pyłu. Zdezorientowany zamrugał kilka
razy, nie rozumiejąc co się stało. Spojrzał w dół i od razu
załapał, kto jest jego małym wybawicielem, a raczej wybawicielką.
Manen unosiła w jego kierunku rękę, wokół której wirowały
świetliste smugi. Skierowała głowę w jego stronę. Jack zeskoczył
z wygodnego siedziska i wylądował nieopodal Mo. Rozglądając się
na około jak urzeczony, nie mógł uwierzyć w to, co się dzieję.
Znajdowali się wewnątrz głównego dziedzińca, czyli ogromnej,
owalnej przestrzeni. Wokół jeden po drugim wyrastał kolejny filar
podtrzymujący wysuwający się dach, który czarodziejsko złączył
się na środku, a jako, że był przeźroczysty, wlewało się do
środka mnóstwo światła.
Jack
zbliżył się do najbliższej kolumny, z fascynacją i
najdelikatniej jak umiał, dotknął jej powierzchni. Misterne wzory,
przedstawiające świąteczne symbole, ale także małe zębowe
wróżki, pędzące zające, najróżniejsze płatki śniegu i wiele,
wiele więcej. Jednakże jak tylko jego ręka zetknęła się z
fakturą kolumny, od razu poznał, iż to nie jest lód ani szkło.
Niepodziewanie poczuł kolejny wstrząs, więc szybko rzucił okiem
na Mo. Młoda blondynka rozłożyła szeroko ręce, unosząc je coraz
wyżej. Wtedy na kamiennej posadzce zaczęła tworzyć się podłoga,
która przypominała na pierwszy rzut oka marmur. Na lewo od Frosta,
w jednym miejscu pojawił się błękitno-srebrny snop światła.
Dokładnie między Mo a Jackiem. Białe, srebrne, zielone,
niebieskie, czerwone i złote iskry zaczęły tańczyć wokół
światła, tworząc na podłodze zawijasy i rysy. Tak się wydawało
Frostowi w pierwszej chwili, lecz kiedy przyjrzał się lepiej,
ujrzał wspaniałe wyrzeźbione kształty, tworzące razem przepiękne
malowidło. Rozpoznał tam nawet swoją podobiznę! Zafascynowany
podszedł bliżej, nie mogąc oderwać wzroku od arcydzieła.
– I
co, podoba się? – Jack spojrzał na Mo, która stała do niego
tyłem, kończąc ostatnie poprawki. Choć wiedział, że to ona, to
po głosie by jej w życiu nie poznał. Był taki inny, spokojny,
zrelaksowany, aksamitny. Wcześniej jej głos miał w sobie dużo
gwałtowności, gniewu, a teraz zmienił się diametralnie.
– To
jest... wow. Po prostu wow!
– Brakuje
jeszcze kilku szczegółów… – Blondynka odwróciła się powoli
do białowłosego chłopaka przodem, a kiedy już to zrobiła,
złączyła przed sobą dłonie na wysokości klatki piersiowej –
ale wasz nowy dom jest już gotowy. – Obdarzyła Frosta lekkim
uśmiechem. Podeszła do niego patrząc na niebieski snop światła.
– To, jest kryształ księżycowy. Pewnie nie wiedziałeś co to
jest. Otóż, to właśnie za jego pomocą są wybierani nowi
strażnicy. Ostatnim, którego pokazał kryształ, byłeś ty. –
Jeden ruch ręką wystarczył, by z podłogi wysunął się ten sam
kryształ, który wcześniej znajdował się w wielkiej sali.
– Więc
to jest nowa wielka sala? – Jack rozejrzał się po przestronnej
komnacie, uśmiechając się szeroko.
– Brakuje
jeszcze najważniejszego elementu, ale tak! To właśnie ona! A teraz
powiedz. – Mo zwróciła swoje spojrzenie na strażnika zabawy. –
Nie jest za mało miejsca? Dawno już nie tworzyłam takich budowli,
chyba wyszłam z wprawy. Tylko powiedz prawdę.
– Za
małe? To jest ogromne! – Jack wzniósł się w górę, śmiejąc
się jak głupi do sera. Skierował swój lot w najbliższy korytarz.
Po drodze rozglądał się bardzo dokładnie. Na każdej mijanej
ścianie znajdował się obraz, bądź rycina, a wielkie okna były
jednocześnie witrażami, przez co na podłogę padało różnobarwne
światło, dodając wnętrzu, na pozór zimnemu, ciepła i
przytulności. Na jednym z witraży rozpoznał Northa, jako Świętego
Mikołaja z gronem prezentów. Na innym była wielka choinka,
ustrojona świątecznie a obok, zaraz zaraz, znowu on? Czy
to naprawdę ja?, zaaferowany
zbliżył się do okna. Faktycznie, to znowu była jego podobizna.
Witraż przedstawiaj jego, jak bawi się razem z dziećmi. Jego ręka
powędrowała do szyby, a kiedy ledwo ją musnął, cała scena na
oknie ożyła. Na Księżyc, to się rusza!,
jak oparzony odskoczył od okna, trącając po drodze jeden ze
zwisających, kryształowych żyrandoli, udekorowanych girlandami i
jemiołą. Z trwogą przytrzymał to cudo, by nie runęło na
podłogę, która była wyłożona ciemnoczerwonym chodnikiem,
również we świąteczne wzory.
– Już
zacząłeś demolkę? – Jack spojrzał na dół. Pod nim stała z
założonymi rękami Gwiezdna, uśmiechająca się złośliwie pod
nosem. Jej wzrok przykuł ożywiony witraż, przez co zaśmiała się
pod nosem. – Jak widzę, zacząłeś już zwiedzanie bez reszty.
– To
okno, co to właściwie jest? I dlaczego się rusza, jakby było… –
Jack wylądował naprzeciw Mo, także patrząc w to samo miejsce co
blondynka. Na ruszające się postaci, na oknie, rzucające się
śnieżkami.
– Żywe?
– Mo dokończyła za niego. - Bo jest. To prawdziwe wspomnienie,
sytuacja, która utkwiła mi w pamięci. Postanowiłam kilka
uwiecznić na ożywionych witrażach. Jesteś tu ty. – Mo wskazała
ręką na ten, który Jack przed chwilą podziwiał – Nicholas, ale
także inni. Jesteście tu wszyscy.
– Jeszcze
raz wow... – Jack rozejrzał się, ale zaraz się skrzywił. Syknął
cicho pod nosem z bólu. Mo zmarszczyła brwi, przyjrzała się
chłopakowi dokładniej.
– Powinieneś
pokazać ten bark Naturii. Wygląda na to, że jest wystawiony.
– Nie
trzeba, dam sobie radę. – Jack odsunął się od Gwiezdnej, przez
co jego słowa zostały przez Mo źle zinterpretowane. Na jej twarzy
pojawił się smutny uśmiech, a oczy lekko przygasły.
– Rozumiem,
chyba nadal nie pałasz do mnie zaufaniem, mam rację? Zresztą, nie
dziwię ci się. – Skierowała głowę w inną stronę. Jack chciał
zaprotestować, powiedzieć, że to nie prawda, ale ta całkowicie
się od niego odwróciła i ruszyła w kierunku, skąd oboje
przybyli. – Chodźmy po resztę. Pewnie też chcą zobaczyć swój
nowy dom, i warsztat. Zwłaszcza North – rzekła nieco
chłodniejszym tonem. Echo jej słów tylko spotęgowało ten efekt.
Jack został tam i patrzył, jak Manen zniknęła za rogiem. To
całkowita bzdura, białowłosy już dawno postanowił jej zaufać,
aczkolwiek jak widać nie potrafił tego okazać. Zły na siebie
ruszył za Gwiezdną. W jego głowie znowu zaczęły krążyć ponure
myśli. No brawo Jack, właśnie znowu ją do siebie
zraziłeś...
Wyjaśnienia:
#
Belle – to z
francuskiego i oznacza: piękna, śliczna, doskonała, ładna
#
Shadow of the Univers –
wyjaśniając, to pełna nazwa Cienia. Wymyśliłam ją już dawno,
ale była jakaś taka przydługa, dlatego zastąpiłam ją
uproszczoną i spolszczoną wersją :D
__________________________________________________________________________
Witajcie Kochani! Wiem. Wiem! Rozdział mógł się ukazać w minioną niedzielę, ale, ze względu na to, iż moja beta nie czuła się najlepiej, post się trochę opóźnił. Mam nadzieję, że to zrozumiecie :) No, od tego rozdziału akcja się zacznie powoli rozkręcać. Myślę, że moje przyszłe rewelację się Wam spodobają, a i pochwalę się, że Sovbedlly z kolei pochwaliła moje postępy w pisaniu. Pragnę Ci podziękować, moja droga beto! :* Kochani, jest progres, jest progres..! Czekam na Wasze opinie, oby były liczne... :D
Do zobaczenia i usłyszenia, moje Gwiazdki. Wasza Moonlight się odmeldowuje..!
ajny rozdział, w końcu ruszyło coś w relacji Jacka i Mo. Życze weny.
OdpowiedzUsuńDzień doooory! Ja to mam timing, co?
UsuńNo dobrze, po pierwsze, to bardzo dziękuję za komentarz. Cieszę się, że rozdział się spodobał. Starałam się, tylko tyle powiem :D Relacja Mo i Jacka, no cóż, to dopiero początek. Jeszcze wiele przed nimi i przed wami, czytelnikami. Oj namieszam, namieszam, i to sporo.. :D Myślę, że będziecie zadowoleni, może nie z początku, ale, koniec końców, wszystko zmierza w kierunku ODPOWIEDNIM :D
Jeszcze raz dziękuję za komentarz, dziękuję też za to, że wy, ogólnie czytelnicy, dajecie mi siłę do dalszej działalności w blogsferze. Kocham Was! :D
Hej Moonlight!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogłam się doczekać rozdziału :)
W końcu jest i to wspaniały! Bardzo mi się podoba, byle tak dalej.
Pozdrawiam :)
Och, witaj Kochanie, witaj w moich skromnych progach. Nie myśl, że o Tobie zapomniałam, ależ nie.. Nic z tych rzeczy! Jako, że to właśnie T-obie zawdzięczam tak piękny, nowy wygląd bloga, postanowiłam napisać specjalny rozdział DLA CIEBIE. Jako podziękowanie. Jesteś niesamowita i nie zapominaj o tym :D Potrzebuję czasu, by napisać ten rozdział, ale nie bój nic. Mam świetny pomysł, wspominałam Ci, że po głowie krąży mi idea na coś nowego ( :O ) i mam zamiar to wykorzystać. Napiszę one-shota, który, mam nadzieję, kiedyś będzie prologiem do nowej opowieści. Zabiorę się za coś zupełnie nowego i mam nadzieję, że podołam zadaniu. Trzymaj za mnie kciuki.
UsuńDostałam Twojego maila, dostałam. Dzisiaj się za to wezmę, mam w końcu wolny weekend. ( Jak nigdy..! ) Nie wiem jeszcze, jakim wilkiem chcę być dokładnie, ale coś oryginalnego na bank wpadnie mi do głowy. W razie czego zwrócę się do Ciebie po pomoc.
Dziękuję za komentarz, jesteś zawsze u mnie mile widziana :D :*
Buziaki dla Ciebie, trzymaj się ciepło.
Twoja Moonlight.
Ojej, Moonlight , nigdy nie spodziewałabym się ,że ktoś napisze rozdział specjalnie dla mnie, wystarczyłyby podziękowania :) Ale bardzo bardzo Ci dziękuję <3
UsuńŻyczę powodzenia w dalszym pisaniu i przesyłam całuski :D
Zasłużyłaś na tego typu podziękowanie. Chcę ci odwdzięczyć się czymś równie dobrym :D Także, czuję się w obowiązku, by napisać one-shota, tym bardziej, że już miałam coś podobnego w planach :D
Usuń