7/02/2016

Rozdział 4 - Mo, gwiezdny strażnik




   Blondwłosa stała naprzeciw Jacka. Oboje mierzyli się spojrzeniami tocząc między sobą niemą bitwę na spojrzenia. Jack nie mógł w to uwierzyć. Dziewczyna, którą spotkał prawie miesiąc temu jest strażnikiem? Serio..? Strażnikiem Gwiazd?! Nigdy nie słyszał o takich. A już nawet jeśli takowi istnieją to ta blondi na pewno nim nie jest.

    Mo przyjrzała się bliżej białowłosemu chłopakowi, który jednocześnie ją intrygował i irytował. Te oczy, sposób poruszania się.. Tak bardzo przypominał jej Mima i to właśnie dlatego ją irytował. Chcąc nie chcąc musiała patrzeć na podobiznę swojego brata. Czekała na to co powie ten matołek, który gapił się na nią i gapił. Jakby nagle zapomniał języka w gębie co zirytowało Mo jeszcze bardziej. Zrobiła krok w jego stronę, także teraz stali niebezpiecznie blisko siebie. Niemalże stykali się nosami. Strażniczka miała już dość tej całej szopki. Wszystko ją bolało, była wykończona i jeszcze to palące światło dookoła.. To jakaś udręka!
    - Nagle zapomniałeś jak się mówi? - spytała ściszonym głosem tak, że tylko Frost ją usłyszał. Jack rozzłościł się nie na żarty a ze złości aż zazgrzytał zębami co Mo doskonale usłyszała. Mocniej ścisnął swoją laskę aby nie dać ponieść się emocjom, które w nim aż się gotowały. Nagle na niebie zaczęły tworzyć się pojedyncze małe chmury, z których począł padać drobny śnieg. Dziewczyna oderwała wzrok od wściekłej twarzy Jacka i spojrzała leniwie w górę. Na jej bladą twarz spadło kilka malutkich płatków śniegu, które nadzwyczaj szybko się roztopiły. Nie uszło to uwadze Frosta, który tylko zwęził swoje oczy zaszczycając dziewczynę kolejnym nienawistnym spojrzeniem. Tych kilka zamrożonych kropli pomogło Mo się trochę uspokoić. Blondynka przymknęła na moment powieki w ogóle nie przejmując się bliskością białowłosego. Po paru sekundach ponownie spojrzała na chłopaka.
    - Niezwykła moc.., szkoda tylko, że nie potrafisz jej rozwinąć. - powiedziała rozmarzonym głosem specjalnie aby mu dopiec po czym odwróciła się na pięcie. Już miała odejść od Frosta ale ten chwycił ją mocno, zdecydowanie za mocno, za lewy nadgarstek i przyciągnął do siebie. Na nieszczęście Mo, to było akurat to „uszkodzone” ramie. Pod wpływem szarpnięcia rana zapiekła żywy ogniem na nowo się otwierając. Pod Manen ugięły się kolana kiedy poczuła promieniujący ból rozchodzący się po całym jej ciele. Jej ładna twarz wykrzywiła się w niekontrolowanym grymasie bólu, z oczu pociekły niechciane łzy. Aby nie krzyknąć dziewczyna zagryzła wargę tak mocno, że poleciała jej z ust krew. Metaliczny sam wypełnił jej usta i tylko on powstrzymywał ją by nie zanieść się histerycznym krzykiem na całą okolicę. Jej zachowanie nie uszło uwadze pozostałym, tym bardziej Naturii, która jako pierwsza zdążyła połapać się w sytuacji. Jack, widząc co się dzieje i prowadzony jakimś dziwnym impulsem, nie puścił dziewczyny ale jeszcze bardziej zacisnął rękę na jej nadgarstku. Bez chwili namysłu szarpnął dziewczyną w swoją stronę a ta obiła się o jego klatkę piersiową co przysporzyło jej jeszcze więcej cierpienia. Mo tak bardzo starała się ukryć swoje rany a ten idiota wszystko popsuł. Teraz to się dopiero zacznie., pomyślała zrezygnowana i przez łzy spojrzała na białowłosego z chęcią mordu. Jack nachylił się nad nią by móc wyszeptać Mo na ucho kilka słów.
    - Co się stało? Już nie jesteś taka pewna siebie? Tak łatwo można sobie z tobą poradzić, strażniku gwiazd? - dodał na koniec kpiąco. Drwił sobie z dziewczyny w najlepsze kiedy ta przeżywała istne męki piekielne. Mo, nie wiedzieć skąd ale odnalazła w sobie nieznane jak dotąd rezerwy siły. Jej irytacja przeszła w gniew a to oznaczało kłopoty przez duże „k”. Zrównała się twarzą z Jackiem. Nie przestawała patrzeć na niego a jej spojrzenie stało się zimne jak lód. Pomimo niemiłosiernych katuszy jakie zadawała jej na nowo otwarta rana, wyprostowała się dumnie. Nikt, absolutnie nikt nie będzie jej obrażać ani z niej drwić. Nikt! Pewnie chwyciła zdrową ręką za dłoń chłopaka. Włożyła w ten ruch znacznie więcej siły niż zmierzała, gdyż ogarniający ją gniew zaczął przeradzać się w prawdziwą furię. Jej oczy, zimne i zabójcze, patrzyły na zaskoczonego Frosta. Dziewczyna tak mocno chwyciła go za dłoń, zmuszając go przy tym do oswobodzenia jej już zsiniałego i zakrwawionego nadgarstka, prawie łamiąc mu kości dłoni. Złoty naszyjnik jaki miała na szyi zaczął połyskiwać złotym światłem co oznaczało, że Mo przekroczyła dozwolony limit swoich mocy. Jej włosy zaczęły lekko falować a ona sama także zaczęła jaśnieć świetlistą poświatą. Nadal trzymając rękę Jacka na wysokości ich głów, w pewnym momencie puściła ją gwałtownie jakby wyrzucała jakiś wstrętny śmieć. Jack, zaskoczony obrotem spraw patrzył oniemiały na dziewczynę, która zaraz miała urządzić na pustyni krwawą rzeź. Gniew tak bardzo ją zaślepił, że nie zauważyła jak górna część jej ubrania przesiąkła czerwoną cieczą i ciurkiem spływała po ręce w dół zostawiając na piasku coraz większe ślady. Frost chciał uciec od niej ale nie mógł się ruszyć. Stał jak sparaliżowany. Uderzyła w niego bijąca od blondynki potężna moc, którą rozpoznałby z zawiązanymi oczami. To była moc samego Księżyca.
     Czas patrzył ze strachem na Mo, która zaczęła budzić w sobie swoje moce. Nie miał żadnych wątpliwości. Jeśli się nie pospieszy to ten biedny chłopak zaraz zginie a przy okazji cała reszta też.
    - Mo, przestań!!! - krzyknął do dziewczyny biegnąc w jej stronę i modląc się by nie zrobiła niczego głupiego, czego będzie potem żałowała do końca życia. - Chłopcze, odsuń się od niej, natychmiast!! - machał do Frosta, który dopiero po chwili ocknął się z jakiegoś transu i jak oparzony odleciał od Mo, która wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć. Łzy płynęły jej po twarzy a pięści zaciskała tak mocno, że już ich nawet nie czuła. Był tylko ból i gniew. Jedno napędzało drugie. Słowa chłopaka uderzyły w jej czuły punkt. Zawsze starała się być silna, pewna siebie.. ale prawda była inna. Głęboko w sercu, w miejscu gdzie powinna znajdować się jej dusza, która została jej brutalnie wyszarpnięta, była jedna wielka rana przypominająca o tym, jak bardzo Mo się boi. A czego ona może się bać? Bycia słabą i pokonaną. Wszyscy zgromadzeni zaczęli uciekać gdzie pieprz rośnie za sprawą Ojca Czasu i Naturii, którzy niezwłocznie nakazali się wszystkim ukryć. Strażnicy marzeń, z wyjątkiem Piaska, patrzyli na to wszystko zszokowani. Oni także wyczuli znajomą moc ich przyjaciela, Pana Księżyca.
    - Manen!!! Dziecko, uspokój się bo nas wszystkich pozabijasz..! - krzyczał do Mo strażnik czasu. Przybliżał się do dziewczyny powoli i kiedy dzieliły go już od niej metry dopiero wtedy zauważył w jakim stanie jest strażniczka. Aż zakrył usta dłonią z przerażenia.
Jack patrzył na dziewczynę, która przed momentem chciała go zabić. Nagle poczuł na swojej ręce coś mokrego i ciepłego. Spojrzał w dół a jego wzrok padł na prawą dłoń, całą umazaną aż po łokieć krwią. Ze zdziwienia otworzył usta. Ponownie spojrzał na strażniczkę, do której krzyczeli inni strażnicy.
    Do jej uszu docierały jakieś dźwięki, chyba głosy ale nie interesowało ją to. Poczuła się taka... bezsilna. Nie mogąc już wytrzymać tych wszystkich emocji, które dusiła w sobie, i które nagromadziły się przez lata, w końcu znalazły swoje ujście. Krzyk, jaki z siebie wydała obudził by zmarłych na całej planecie. Upadła na kolana w kałużę własnej krwi, która stawała się coraz większa. Zmęczenie w końcu wzięło nad nią górę. Wyczerpała już wszystkie swoje siły. I tak długo wytrzymała, zwłaszcza na Ziemi podczas dnia. Zadarła głowę do góry. Jej ukochany Księżyc już zaczął swoją wędrówkę po niebie w towarzystwie pierwszych gwiazd i choć do nocy jeszcze trochę im brakowało, to Mo już mogła odetchnąć z ulgą. Lekki wiatr, jaki był spowodowany jej nagłym obudzeniem mocy nadal rozwiewał jej złote włosy niosąc ze sobą do samego Księżyca jej gorzkie łzy. Jej oddech stawał się coraz cięższy a widzenie zaczęła przysłaniać mgła. Jeszcze nie.., powiedziała do siebie w myślach. Patrzyła jak zaczarowana na srebrny glob nad sobą, który milczał już od tylu stuleci. Mo obróciła głowę lekko w prawo a jej zmęczony wzrok napotkał spojrzenie Frosta.
    Chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku, nie potrafił znieść tego, iż ktoś trzyma w sobie tyle cierpienia. Jej usta ułożyły się w jedno nieme słowo skierowane pod jego adresem. Przepraszam. Strażnik czasu podszedł do dziewczyny ale ta zatrzymała go ręką nie patrząc na niego. Z jej drżących palców skapywały krople szkarłatnej krwi naznaczając w kolejnych miejscach pustynny piasek.
    - Nie podchodź. - rzekła tak cicho, że ledwo ją dosłyszał. - Dajcie mi chwilę, muszę.., w końcu odpocząć. Wtedy wam wszystko.., opowiem. - powiedziała. Usiadła na piachu odrywając wzrok od Frosta, który dołączył do reszty swoich przyjaciół.
    - Coś ty jej zrobił, że się tak wkurzyła.?! - naskoczył na niego North. Jack popatrzył na niego jak wół w malowane wrota.
    - Jack, czy to twoja krew.?? - pisnęła przejęta Ząbek. Dopadła do chłopaka i od razu wzięła się za dokładne oględziny jego ramienia.
    - Nie.. - jedynie tyle był w stanie z siebie wydusić duch zimy.
    - Teraz to sobie dopiero nagrabiłeś..! Żeby zaczynać z gwiezdnym strażnikiem?! - North nie dawał za wygraną.
    - Słuchajcie, to ona nas uratowała wtedy jak rozbiliśmy się w lesie. To ona przegnała Mroka! - spojrzał po swoich przyjaciołach, którzy nie wiedzieli czy wierzyć mu czy nie. Piasek podleciał do białowłosego i pokazał mu kilka symboli ze znakiem zapytania na końcu.
    - Tak, jestem pewien. To była ona. - ręką wskazał na dziewczynę, która ze spuszczoną głową starała się nie zemdleć. Z daleka było widać, że ma trudności z oddychaniem. Strażnicy spojrzeli w jej kierunku.
    - Ciekawe co jej się stało? - odezwała się z troską po chwili milczenia Wróżka Zębowa. Patrzyła na zakrwawioną strażniczkę. Zrobiło jej się szkoda dziewczyny. Miała ochotę podlecieć do niej i ją przytulić.
    - O przypomniało mi się coś..! - nagle krzyknął North uderzając pięścią w otwartą dłoń. Jego oczy zrobiły się większe niż zwykle. Reszta spojrzała na niego zaskoczona, zaintrygowana zachowaniem Mikołaja.
    - Co takiego znowu? - spytał poirytowanym tonem Zając. - Jeśli znowu chodzi o twój brzuch to możesz sobie od razu darować. - powiedział i machnął łapą. North spojrzał na Astera poważnie, nie robiąc sobie nic z jego kąśliwej uwagi.
    - To nie o to tym razem chodzi. Jakiś czas temu odwiedził mnie Księżyc. Powiedział...- zaczął ale nie dane mu było dokończyć.
    - Co? Księżyc się odezwał? - Jack poszedł bliżej brodatego.
    - Czego nic nie mówiłeś?! - Zając rozłożył swoje łapy na boki
    - Dajcie mi dokończyć..! - krzyknął Święty rozkładając ręce tak jakby chciał zapobiec jakiejś bójce. - Otóż, Pan Księżyc powiedział, że ktoś o imieniu Manen nam pomoże. A jak słyszeliśmy przed chwilą, ta oto młoda dama tak się zwie. - North pokazał palcem na Mo, przy której stał strażnik Czasu.
    - Że co proszę? ONA ma nam pomóc? - Jack podniósł głos. Spojrzał ponownie na dziewczynę, która.., patrzyła w jego kierunku. Po wyrazie jej twarzy szło zauważyć, iż jest potwornie zmęczona.
Patrzyła przez moment Jackowi prosto w oczy lecz po kilku sekundach odwróciła wzrok. Prawą ręką chwyciła się za lewe ramię a kiedy to zrobiła, aż krzywiła się z bólu. Jej górna część ubrania prawie cała była czerwona od krwi. W pewnym momencie zrobiło mu się trochę wstyd, że tak nią szarpał ale to dziwne uczucie kiedy stanęła naprzeciw niego... Nigdy czegoś podobnego nie czuł. Nawet nie potrafił tego określić i dlatego tak sceptycznie podchodził do jej osoby. To, że pomogła im kiedy Mrok ich zaatakował nie oznaczało, że stoi po „ich” stronie. Nagle wokół blondwłosej zaczęło robić się jakieś zamieszanie. Strażnicy, jak i pozostali nieśmiertelni spojrzeli zainteresowani w tym samym kierunku. Amor, próbował podejść do Manen ale Ojciec Czasu torował mu drogę.
    - Zejdź mi z drogi! - krzyknął wzburzony.
    - Zostaw ją samą, tak będzie lepiej. - odpowiedział mu Czas. Taka odpowiedź nie spodobała się strażnikowi miłości.
    - Lepiej?! Dobre sobie.. Słyszysz sam siebie w ogóle? Złaź mi z drogi stary pryku bo nie ręczę za siebie.! - krzyknął wkurzony czarnowłosy chłopak i siłą przepchnął się obok strażnika czasu. Amor podszedł do dziewczyny, która wyglądała jakby nie przejęła się kłótnią tych dwojga. Qupido stanął blisko Mo, spojrzał na Dziadziusia i ręką wskazał na dziewczynę, która powoli dochodziła do siebie.
    - Zobacz! To twoja wina!!! - krzyknął wściekły chłopak. Ojciec Czasu podszedł do młodzieńca z groźnym wyrazem twarzy.
    - Więcej szacunku, chłopcze.. - rzekł ostrzegawczo do Amora. - Sam nie wiesz co mówisz. - pomachał mu groźnie przed twarzą swoim patykowatym palcem. Tymczasem Matka Natura zbliżyła się do Mo, uklękła przed nią i już wyciągała rękę w jej stronę ale dziewczyna nie pozwoliła się dotknąć.
    - Nie. - powiedziała i odsunęła się raptownie co sprawiło jej ból. Syknęła zaciskając mocno swoje lśniące zęby.
    - Dziecko, chcę tylko zobaczyć. - rzekła do niej spokojnie Naturia. Mo spojrzała nieufnie na kobietę.
    - Nie ma co oglądać. - wymamrotała pod nosem blondynka i jeszcze bardziej się skuliła lecz tym razem zrobiła to delikatniej.
    - Manen, proszę. - nalegała Naturia. Mo westchnęła z rezygnacją i pozwoliła w końcu obejrzeć swoją ranę kobiecie. Naturia pomogła ostrożnie ściągnąć Mo jej kurtkę, co i tak nie przyniosło za dobrego efektu, gdyż dziewczyna załkała kilka razy. Po kilku minutach udało się oswobodzić blondynkę z przemoczonej czerwoną cieczą z wierzchniej części ubrania. Kiedy Naturia zobaczyła lewy bark i ramię Mo całe skąpane w czerwieni wylewającej się z dużej rany, rozgałęziającej się na obojczyku, aż zaniemówiła. Spojrzała jedynie na Manen, która zwiesiła głowę w dół. W oczach Matki Natury pojawił się gniew.
    - Kiedy to się stało? - spytała a ton jej głosu z czułego stał się ostry jak brzytwa.
    - Licząc dzisiaj to pięć dni temu. - odpowiedziała cicho Mo nie odrywając wzroku od ziemi.
    - ILE?! - prawie krzyknęła Naturia – Dziecko, z taką raną w ogóle nie powinno cię tutaj być.!
    - A co według ciebie miałam zrobić? - Mo spojrzała gniewnie na Matkę Naturę. - Dziadziuś powiedział, że jeśli się nie stawię to będę mieć przechlapane. Nie żebym się tym zbytnio przejęła.. - dodała przewracając oczami – Ale wiesz jaki on jest. Nie dał by mi żyć. - powiedziała patrząc znacząco na Naturię. Ta kiwnęła jedynie głową. Posłała dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie po czym wstała i ruszyła w stronę strażnika czasu, który nadal wykłócał się z Amorem. Naturia podeszła jak gdyby nigdy nic do Ojca Czasu i z całej siły pociągnęła go za jego długą białą brodę.
    - Aaaa..! - wrzasnął Czas i wyrwał swoją biedną brodę z silnego uścisku Matki Natury. - Co w ciebie wstąpiło?! - spojrzał na nią zszokowany. Kiedy spojrzał w jej oczy aż zmroził go strach. Naturia była wściekła!
    - Ty przestarzały pierniku! - krzyknęła rozwścieczona kobieta. - Widziałeś jak ona wygląda? - pokazała na Manen. - Powinnam ci powyrywać wszystkie kłaki z tej brody!
    - Kobieto, weź się opanuj! Ludzie na nas patrzą. - powiedział Czas chcąc trochę uspokoić Naturię ale nic to nie dało.
    - Ty mnie nie uspokajaj..! - znowu krzyknęła. - Po co ściągałeś ją tu aż z orbity? Jeśli ona zaraz nie wróci na górę to jej rany nie zaczną się goić. - powiedziała śmiertelnie poważnie. Reszta, w tym Jack, przysłuchiwali się kłótni jaka wywiązała się dobrą chwilę temu. Zaciekawieni, podeszli bliżej, otaczając Mo dookoła. Zębuszka, widząc poważne rany siedzącej w krwawej kałuży, aż westchnęła z przerażenia. North z Zającem spojrzeli po sobie porozumiewawczo a Piasek podszedł do Mo. Jego twarz wyrażała zmartwienie i troskę o dziewczynę. Przybliżył się do niej kładąc ostrożnie na jej prawym ramieniu swoją drobną dłoń. Mo spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado. Piaskowy Ludek odwzajemnił uśmiech. Chcąc choć trochę podnieść dziewczynę na duchu, wyciągnął przed siebie rękę i uformował z piasku małą złotą gwiazdkę. Mo uśmiechnęła się nieco szerzej i także wyciągnęła swoją, ubrudzoną krwią dłoń a w niej pojawiła się ta sama gwiazdka ale ze srebrnego pyłu. Po kilku sekundach dwie gwiazdki złączyły się ze sobą mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Wszyscy patrzyli na to piękne zjawisko z szeroko otwartymi oczami. Jack dokładnie obserwował poczynania dziewczyny. Oboje, ona i Piasek, zachowywali się tak jakby się znali od lat.
    - Wujku, czy mógłbyś uspokoić Dziadziusia i Naturię? Zaraz skoczą sobie do gardeł.. - powiedziała uśmiechając się przy tym do strażnika snów. Piasek kiwnął energicznie głową z uśmiechem ale po chwili nad jego głową pojawiło się kilka symboli.
    - Tak, już trochę lepiej się czuję. - odpowiedziała mu Mo. - Pomożesz mi wstać? - spytała na co Piasek przytaknął twierdząco. Nagle pod nią zaczęła formować się chmurka ze złotego piasku. Chmurka uniosła dziewczynę powoli tak, aby ta mogła stanąć na własnych nogach. Wyszło jej to dość nieporadnie, ponieważ zachwiała się kilka razy i gdyby nie pomoc Piaska z pewnością by upadła. Widząc to, Amor znalazł się od razu przy blondynce z zatroskaną miną.
    - Nie powinnaś wstawać, może byłoby lepiej gdybyś.. - zaczął ale Mo przerwała mu.
    - Nie, nie mam zamiaru zgrywać jakiejś niedołężnej kaleki. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Skończmy to głupie Zebranie żebym mogła wrócić już na górę. - westchnęła. - Niech wszyscy mnie teraz uważnie posłuchają! - podniosła głos. Piasek w tym czasie zdążył rozdzielić Czas i Naturię, którzy powoli szykowali się do stoczenia między sobą bitwy.
    - Normalnie olałabym to spotkanie jak poprzednie ale wszystko wskazuje na to, że niejaki Mrok, samozwańczy Czarny Pan - dodała drwiąco – wzmocnij swoje moce i swoje koszmary nie używając do tego strachu ludzi.
    - Ale to przecież jest niemożliwe, bo niby co innego mogło by mu dać tyle siły? - odezwał się North. Reszta także zadawała sobie to pytanie. Mo spojrzała na Mikołaja.
    - Jest jedna możliwość. - powiedziała. - Czarna energia.
    - A cóż to jest? - spytał Zając.
    - Śmiertelnie niebezpieczna, zwłaszcza dla nieśmiertelnych, substancja. Gorsza nawet od czarnej magii. Kontakt z nią może skończyć nawet śmiercią. - powiedziała rzeczowym tonem a wśród zebranych rozległ się szmer.
    - Skąd Mrok wytrzasnął coś takiego? - spytała tym razem Zębuszka.
    - To pytanie to raczej ja powinnam skierować do was. - zwróciła się do strażników.
    - Że co, proszę?! - Zając Wielkanocny przestał bawić się swoimi bumerangami i spojrzał na blondynkę, która próbowała poruszyć lewą dłonią. Na całe szczęście wróciło jej czucie. - A skąd my mamy to wiedzieć?! - oburzył się.
    - Bo do was należy pilnowanie tego pajaca. - powiedziała Mo i spojrzała w taki sposób na Zająca, że ten położył uszy po sobie. - Waszym zadaniem jest, nie tylko chronienie dzieci, ale także pilnowanie Mroka aby ten ponownie nie doprowadził do katastrofy sprzed stuleci. - rzekła. Strażnicy spojrzeli na siebie nie rozumiejąc o co chodzi gwiezdnej strażniczce.
    - Jakiej katastrofy? - spytał Jack. Patrzył chłodno na dziewczynę, która zdziwiła się jego pytaniem.
    - To wy nic nie wiecie? - tym razem to ona spytała mocno zdumiona. - O tym, że przed wiekami Ziemia została prawie zniszczona?! - spytała a reszta zrobiła wielkie oczy.
    - CO?! - krzyknęli chórem. Mo zaczęła się śmiać. Nie no, to są chyba jakieś żarty..!, pomyślała.
    - Uznano, że ta wiedza nie będzie im potrzebna. - po raz pierwszy od dłuższego czasu Dziadziuś zabrał głos. Mo spojrzała na niego zszokowana, nie wierząc własnym uszom.
    - Serio?! Kpisz sobie chyba w tym momencie. W takim bądź razie o czym ja mam z nimi rozmawiać? - spytała pokazując na resztę towarzystwa.
    - Zacznij wszystko od początku. - wyjaśnił Czas. Mo spojrzała na niego jak na głupca.
    - Pff.., chyba chory jesteś.. - prychnęła. Ojciec Czasu zgromił ją spojrzeniem. - No dobra.. powiedziała przewracając przy tym oczami. Odetchnęła głęboko i zaczęła swoją opowieść.
    - Jak już wszyscy wiecie, jestem strażnikiem gwiazd a dokładniej mówiąc, jestem Gwiazdą lub istotą astralną, jak kto woli. W przeciwieństwie do was, ziemskich strażników, ja nigdy nie byłam człowiekiem. Taka właśnie się urodziłam.
    - Jesteś prawdziwą gwiazdą z nieba? - spytała Zębowa Wróżka.
    - Coś w ten deseń. - odpowiedziała jej. - Jak wskazuje mój tytuł, jestem strażnikiem gwiazd. Spójrzcie w górę. - nakazała a wszyscy tak też uczynili. Nad nimi rozpościerało się kryształowo czyste, nocne niebo. Miliardy gwiazd nad ich głowami błyszczały wesoło. Na twarzach zebranych, w tym Jacka, pojawiły się uśmiechy zachwytu co nie uszło uwadze Mo. Dziewczyna uśmiechnęła się dumnie pod nosem. - To co widzicie, gwiazdy wiecznie towarzyszące Księżycowi, to nie tylko punkciki na niebie. Razem tworzą barierę wokół tej planety i części galaktyki. Tak zwaną Gwiezdną Tarczę i to właśnie jej utrzymywanie i obrona jest moim głównym zadaniem. Strzegę Tarczy i całej planety. Dbam też o to, by w Ziemię nie uderzyły zbłąkane asteroidy. No i oczywiście, tworzę nowe gwiazdy, całe konstelacje i układam je w przestrzeni kosmicznej tak by jak najlepiej wpasowały się w Tarczę.
    - I to wszystko robisz sama ? - spytał rudowłosy chłopiec, który jak dotąd nie zabierał głosu. Spojrzał na Mo pełen zachwytu i szacunku. - Księżyc musiał ci dać wielką moc. - rzekł a uśmiech blondynki nieco zbladł. Jack także spojrzał na gwiezdną strażniczkę, aż wierzyć mu się nie chciało, że tam w górze istnieje ktoś, kto to wszystko tworzy. Morze z gwiazdozbiorów nad nimi było po prostu piękne.
    - To kolejna różnica między wami a mną. - powiedziała Mo a uśmiech znikł z jej twarzy. - Nie Księżyc dał mi moc. Nie on mnie stworzył. Ja jestem, jakby to ująć.. - spojrzała na Czas z wahaniem. Nie wiedziała czy ma wyznać prawdę. W końcu, nie była zwyczajną gwiazdą, ale TĄ Gwiazdą. Czas kiwnął jej potakująco głową. North zaczął się dokładniej przyglądać Mo, coś mu tu nie pasowało. Jej osoba emanowała czystą energią, bardzo ale to bardzo podobną do Pana Księżyca. Nie tylko on to wyczuł.
    - Wiecie wszyscy, że.. - Mo zawahała przez sekundę – Księżyc, znaczy się Pan Księżyc, był pierwszym strażnikiem. To nie jest do końca prawdą. - prawą ręką przeczesała sobie włosy.
    - Jak to? - strażnicy patrzyli uważnie na Manen.
    - Jeśli chodzi o bycie ziemskim strażnikiem to tak, był on pierwszy ale Księżyc był przede wszystkim, tak jak ja – wskazała na siebie - gwiezdnym strażnikiem. Narodził się tysiące lat temu jako Tsar Lunar. Jednak gwiezdni strażnicy istnieli na długo przed nim i pierwszą strażniczką gwiazd była Artemisa. Święta Gwiazda, która stworzyła Gwiezdną Tarczę i jako jedyna przegnała Cień z tej galaktyki poświęcając przy tym swoje życie. O tym, to opowiem wam kiedy indziej. - dziewczyna machnęła ręką. - Wracając do meritum, jako następczyni Artemisy, Gwiazdy Odrodzenia, jestem jej potomkinią. Urodziłam się jako strażnik i jako strażnik też umrę. - Mo zakończyła swoją wypowiedź. Strażnicy popatrzyli na Mo mocno zdziwieni lecz jednocześnie z szacunkiem jednak Jack jakoś powątpiewał w słowa dziewczyny.
    - Ale przed czym chroni nas ta cała Tarcza? - spytał North. Mo kiwnęła w jego stronę palcem.
    - To jest bardzo słuszne pytanie. Otóż, chronię was przed wspomnianym już przeze mnie wcześniej Cieniem. To nicość, mroczna istota z kosmosu, przemierzająca wszechświat i niszcząca wszystko co stanie mu na drodze. Żywi się emocjami, uczuciami.., esencją życia. To właśnie od niego pochodzi czarna energia, to malutkie skrawki jego mocy, które dostają się na Ziemię. - wyjaśniła.
    - Ale jak one przedostają się na Ziemię, przecież sama mówiłaś, że chroni nas jakaś tam bariera? - Zając złożył łapy na krzyż i czekał zaintrygowany na dalsze wyjaśnienia.
    - Przez specjalne ujścia w Tarczy, które osobiście kontroluję. Tak, wiem jak to brzmi ale te małe ilości czarnej energii są niezbędne aby utrzymać potrzebną równowagę między mrokiem a światłem, dobrem a złem w tym świecie. Nie ma światła bez mroku i odwrotnie. Wszystko musi się równoważyć aby panował ład i porządek ale Pitch próbuje go zakłócić. Już raz namieszał i teraz nie może dojść do podobnej sytuacji.
    - Po to właśnie zostało zwołane to Zebranie. - odezwał się Czas. - Od zawsze to gwiezdni pilnowali porządku w galaktyce i na planecie, zanim pojawiliście się wy. Lecz po okrutnej wojnie i katastrofie, w której zginął przedostatni strażnik gwiazd... – Mo drgnęła na ostatnie słowa Dziadziusia a jej twarz stężała. Zamknęła oczy, w jej głowie znowu pojawiły się wspomnienia z TAMTEGO dnia. Jack widział to dokładnie. Dlaczego ona tak zareagowała na słowa strażnika czasu? - ..postanowiono, że tak dłużej być nie może. Aby odciążyć gwiezdnych, Księżyc postanowił powołać do służby nowy rodzaj strażników i tak oto pojawiliście się wy, strażnicy dzieciństwa i marzeń. Zostaliście wybrani aby dawać dzieciom radość, spokój i szczęście no i żeby trzymać Mroka w ryzach...
    - Głupiec.. - zaśmiała się nagle Manen przerywając Dziadziusiowi i zwróciła całą uwagę zebranych na siebie. Miała spuszczoną głowę do dołu by nikt nie widział jej płynących, słonych łez. - Mrok myśli, że zdoła zapanować nad Cieniem. Nikt nie jest w stanie tego zrobić. On zniszczy wszystko. Radość, miłość, nadzieję, strach, ból, rozpacz.., po prostu wszystko. Nie zostanie nic. Będzie tylko pustka, jedna wielka pustka. Ludzie przestaną być ludźmi. Cywilizacja ludzka upadnie a wraz z nią cała planeta. Ale.., ale na to nie pozwolę. Ja się nie poddam, nie pozwolę mu przejść..! - Mo zacisnęła mocno obie pięści. Rana zapiekła ją okropnie ale nie przejęła się kłującym bólem. Jej ręce i ramiona drżały z targających nią emocji. Łzy spływały po jej bladych policzkach iskrząc się w świetle księżyca w pełni. - Nikt więcej już nie zginie. - szepnęła tylko do siebie. To była obietnica, którą składała przede wszystkim sobie. Dziewczyna opanowała się po chwili i spojrzała na strażników. Jej wzrok był przepełniony zimnem i bólem.
    Jack patrzył jej prosto w oczy. Znowu to samo spojrzenie, pełne smutku.. Co takiego ona w sobie dusi, że aż tak cierpi?, to jedno pytanie chodziło wciąż i wciąć po głowie białowłosego. Niespodziewanie gwiezdna strażniczka zgięła się wpół. Amor podbiegł do niej i w ostatnim momencie złapał blondynkę, ratują ją przed niemiłym spotkaniem z pustynnym piaskiem. Ta kurczowo złapała się chłopaka, jej oddech znowu stał się przyspieszony i urywany. Naturia wraz ze strażnikiem czasu dopadli do dziewczyny.
    - Co się stało, Mo? - spytał zaalarmowany Czas. Manen uniosła głowę do góry, spojrzała poważnie na swojego opiekuna i następnie skierowała swój wzrok wysoko w górę. Jej oczy przesuwały się raz w jedną raz w drugą stronę, jakby czegoś usilnie szukały. W końcu jej wzrok spoczął na jednym konkretnym punkcie na niebie. Jej ramiona uniosły się kiedy ta westchnęła z rozeźlona.
- Ayla, Aru i Ayten. Natychmiast wracać na swoje miejsca...! - warknęła przez zaciśnięte zęby patrząc gdzieś w niebo. Puściła Amora, wyprostowała się na tyle ile pozwalało jej zranione ciało. Uniosła prawą dłoń w górę, która rozbłysła biało srebrnym światłem i dwoma wyprostowanymi palcami machnęła w powietrzu. Strażnicy marzeń popatrzyli zdezorientowani po sobie.
    - Co się dzieje, Cień znowu zaatakował? - dopytywał Czas.
    - Nie - odpowiedziała Mo. - Ale zgasła kolejna gwiazda. Inne opuściły swoje miejsca i zrobiło się małe zamieszanie. Muszę iść i to załatwić. - dodała oddalając się od pozostałych. Mo zatrzymała się jednak po chwili. Odwróciła się powoli do pozostałych a jej spojrzenie prześlizgnęło się po każdym z kolei by zatrzymać się na samym Froście. Była taka zmęczona. Czuła, że tej nocy z pewnością zaśnie i to przynajmniej na kilkanaście godzin.
    - Macie tydzień na znalezienie Pitcha i na rozprawienie się z nim. Jeśli tego nie zrobicie, ja to zrobię lecz wtedy zgładzę i jego i was. - rzekła. Jej ton był śmiertelnie poważny, wręcz zmroził krew w żyłach zebranym. North wraz z Kangurem przełknęli głośno ślinę, Ząbek zbladła niczym ściana, trzy ślicznotki skuliły się jeszcze bardziej a Amor, jak gdyby nigdy nic, podszedł do gwiezdnej strażniczki na pełnym luzie. Rzucił Mo porozumiewawcze spojrzenie a tak tylko kiwnęła mu potakująco głową.
    - Wiesz co masz robić. - powiedziała do niego ściszonym głosem. Amor uśmiechnął się do niej tajemniczo.
    - Już się tym zająłem. A tak między nami... - czarnowłosy zbliżył się do blondynki – Co zrobiłaś temu całemu Frostowi? Patrzy na ciebie jakby chciał cię zabić.
    - Nic mu nie zrobiłam. Za kogo ty mnie niby masz?! - dziewczyna spojrzała wilkiem na Amora.
    - Tylko pytam więc nie denerwuj się tak. On nie spuszcza cię z oczu dlatego coś musi być na rzeczy.
    - A ja wiem? Jak ktoś nie potrafi przegrywać i atakuje bez zastanowienia to tak wtedy jest. - powiedziała po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Kiedy była już wystarczająco daleko ponownie odwróciła się przodem do towarzystwa. Pamiętajcie, macie tydzień. Inaczej czeka was smutny koniec. - wyciągnęła jeden ze swoich mieczy. Jego klinga zabłysła groźnie w świetle księżyca.
    - Manen, posłuchaj. Tym razem to przesadziłaś... - Czas zwrócił uwagę dziewczynie lecz ta weszła mu w słowo.
    - Nie! To ty słuchaj. - rzekła ostro – Nie mam zamiaru więcej razy po nich sprzątać, jasne? Nie dopuszczę do tego by historia się powtórzyła! - krzyknęła prosto w stronę staruszka, który zdziwiony jej postawą, zamilkł. - Więc radzę wam się postarać. Koniec Zebrania..! - ostatnie słowa skierowała do strażników. Schowała miecz na swoje miejsce, odwróciła się tyłem do wszystkich i przeniosła się na orbitę.
    Kiedy blondynka zniknęła w świetlistej poświacie reszta stała jak te słupy soli i gapiła się zaskoczona w miejsce, gdzie Mo tak po prostu wyparowała. Jack jako pierwszy oprzytomniał.
    - Tss.. I to ma być strażniczka? Od kiedy to strażnicy plamią ręce krwią? - spytał. Nie spodziewał się odpowiedzi ale i tak ją uzyskał.
    - Gwiezdni to jedyni z nas, którzy przelewają krew. Mają do tego pełne prawo. - odpowiedział na pytanie Jacka Ojciec Czasu. Starzec westchnął zrezygnowany. - Proszę, wybaczcie jej to naganne zachowanie. Ostatnio Manen żyje z ciągłym stresie.
    - Ciekawe dlaczego..? A, już wiem! Stary Pryk jak zwykle panikuje, że Tarcza nie jest chroniona..!     - Amor ze złożonymi rękoma pochylił się w stronę Dziadziusia. Chciał dopiec staruszkowi i udało mu się to, bez dwóch zdań.
    - Chłopcze, ty sobie kiedyś porządnie u mnie nagrabisz! Już ci nie wiele brakuje.. - Dziadziuś pogroził zaciśniętą pięścią chłopakowi, który przeszedł obok niego nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
    - Taaa, już to słyszałem.. - Amor machnął lekceważąco ręką. - Dobra, skoro to koniec tego, jakże uroczego spotkania.. - Qupido mruknął w stronę córek Naturii a te zaczęły między sobą chichotać – to ja się też ulatniam.
    - Kochaś ma rację. - odezwała się Matka Natura – Na dzisiaj to już koniec. Wracajmy do swoich obowiązków. - odwróciła się do córek i uśmiechnęła się do nich. - Moje panie, na nas już czas. - jej wzrok skierował się ku reszcie – Miło było was wszystkich zobaczyć. Do zobaczenia, a i Jack! - Naturia spojrzała na białowłosego. - Mam nadzieję, że tym razem zima odbędzie się bez żadnych niespodzianek.
    - Nie obiecuję.. - odpowiedział jej Frost i uśmiechnął się pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe ząbki.
    - Młodzi, kto ich zrozumie.?! - Naturia wzniosła ręce ku niebu, do samego Pana Księżyca na co reszta zareagowała głośnym śmiechem. - Do widzenia. - rzekła strażniczka natury i podobnie jak Mo, zniknęła wraz ze swoimi podopiecznymi. Reszta także zaczęła się ulatniać po oczywistym pożegnaniu się, aż na pustyni pozostali jedynie strażnicy marzeń i Dziadziuś.
    - O co chodziło tej dziewczynie? - dopytywał Zając.
    - Jeszcze raz przepraszam za nią. Ostatnimi czasy Manen ma sporo na głowie. Nie tknęłaby was nawet palcem.
    - Jakoś nie byłbym tego taki pewien. - mruknął pod nosem Frost lecz na tyle głośno by reszta mogła go usłyszeć.
    - Na nas także już czas, prawda chłopcy? - odezwała się Zębuszka.
    - Tak, Ząbku. Lecimy. - zakomenderował North. - Miło było cię znowu zobaczyć. - Mikołaj ucisnął rękę staruszkowi.
    - Do następnego razu. - rzucił krótko Zając. Kangur tupną trzy razy o piasek i zniknął w tunelu, który po chwili zasypał się z powrotem a na jego miejscu wyrósł mały kwiatek.
    - Mikołaju, uważajcie na siebie. Czarny Pan z pewnością niedługo uderzy. - Czas ostrzegł przyjaciół. Strażnicy spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
    - Spokojna głowa, będziemy gotowi. - North uśmiechnął się szeroko.
    - Tym razem nam się nie wywinie. - Jack oparł laskę o swoje ramię i uśmiechnął się groźnie. - Nie damy tej całej Manen odebrać sobie zabawy z Mrokiem. Ja już na to nie pozwolę.. - Frost skierował swoją laskę na leżący obok niego jedyny niezamrożony kamień i strzelił w niego lodowym pociskiem. Zadowolony ze swojego czynu, uśmiechnął się dumnie.
    - Na twoim miejscu nie lekceważyłbym powagi sytuacji. Nie wiecie czym grozi zwycięstwo Mroka. Manen to wie i dlatego jest taka nerwowa na tym punkcie. - Dziadziuś rzucił znaczące spojrzenie Jackowi. - Ostatnim razem gwiezdni prawie przegrali ale dzięki Mo Cień wraz z Mrokiem zostali pokonani.
    - Co to była za wojna, o której nic nie wiemy i dlaczego nam o niej nie opowiedziano? - Ząbek podleciała do strażnika czasu.
    - To bardzo długa historia. Nie mam już tyle czasu by wam ją teraz opowiedzieć lecz z pewnością niedługo się dowiecie. Poznacie CAŁĄ prawdę kiedy przyjdzie na to czas. - rzekł dość tajemniczym tonem co tylko bardziej wzbudziło ciekawość Northa, Jacka i Wróżki Zębowej. - Ale ty, bracie – Czas uśmiechnął się do Piaska – możesz im opowiedzieć co nieco, przecież ty też tam byłeś. - powiedział. Strażnik snów kiwnął twierdząco głową. Reszta spojrzała na Piaskowego Ludka zaskoczona.
    - Ile to ty jeszcze masz tych sekretów, co? - spytał podejrzliwie Jack i złożył ręce na piersi. Piasek jedynie wzruszył ramionami a jego twarz przyozdobił wielki uśmiech.
    Wszystko co wydarzyło się dzisiejszej nocy na tej przeklętej pustyni Mo zaliczyła do najbardziej niepotrzebnych i marnotrawiących jej cenny czas wydarzeń. Nie miała zielonego pojęcia, że ziemscy strażnicy nie będą wiedzieć o wojnie sprzed wieków. Ten fakt ją dość mocno nawet zaskoczył. Jak Dziadziuś mógł w ogóle pomyśleć, że „ta wiedza nie będzie im potrzebna”? I to ją nazywa nieodpowiedzialną?! Jednak jest jeszcze jedna rzecz, która poruszyła Mo bardziej niż lekkomyślność strażnika czasu a raczej ktoś. Mianowicie Jack Frost. Chłopak, który ośmielił się ją znieważyć. Chłopak, który patrząc jej prosto w oczy obraził jej dumę. Mo nie wiedziała czy brać to za odwagę z jego strony czy głupotę. Gdyby nie to, że była wykończona po walce z Cieniem, nie potrafiłaby się powstrzymać przed zrobieniem mu krzywdy. Ale to dziwne uczucie kiedy straciła nad sobą kontrolę.. Jeszcze nie czuła w sobie takiej siły, takiej.., chęci niszczenia. Dziwne.., pomyślała blondynka. Leżała wygodnie w swoim ulubionym kraterze na księżycu. Patrzyła zamyślona na gwiazdy nad sobą, które wesoło uśmiechały się do niej. Czuła ich ciepło pochodzące z ich światła, takie przyjemne i ciepłe jak jej własne. Dziewczyna westchnęła. Postanowiła zdrzemnąć się chociaż na chwilę aby jej rany mogły w spokoju zregenerować się podczas snu. Kiedy zamknęła oczy nadal widziała przed sobą twarz tego białowłosego chłopaka. Jego błękitne oczy, chłodne i wrogie. No i ta iskra. Taką samą miał jej brat w swoich srebrnych oczach. Była tego niemal pewna. Dlaczego jesteś do niego aż taki podobny?, to pytanie nurtowało gwiezdną strażniczkę coraz bardziej. Postanowiła, że dowie się jaka jest przyczyna podobieństwa między Mimem a Jackiem. Dowie się tego za wszelką cenę. Pogrążona w rozmyślaniach nawet nie zauważyła jak zmorzył ją sen. Pan Księżyc ukołysał dziewczynę do snu, żałując, że nie może zrobić nic więcej.
    Minęły dwa dni od Zebrania. Strażnicy marzeń postanowili, że zbiorą się w bazie aby Piasek mógł im w spokoju opowiedzieć co takiego wydarzyło się wieki temu i dlaczego oni o tym nie zostali poinformowani. Strażnik snów wiedział, że jego przyjaciele mają mu trochę za złe to, iż milczał przez tyle lat. W duchu żałował, że nie zdradził im prawdy ale przecież obiecał, że dochowa tajemnicy. Przysiągł chronić Mo do czasu, aż ta będzie gotowa przejąć wszystkie obowiązki Pana Księżyca ale sytuacja się zmieniła. Wszystko wskazuje na to, że historia ma się powtórzyć. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, to wydarzy się kolejna tragedia. Stracą nie tylko kolejnego gwiezdnego ale ostatniego strażnika gwiazd, samą Dominę Stellarum*. Mo nie przetrzyma kolejnej bitwy, nie w stanie jakim się obecnie znajduje. To będzie koniec wszystkiego. Piasek nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Dobro zawsze zwycięża zło i tym razem też tak będzie. Już za niedługo Mo skończy dwa tysiące lat, przejmie pełną moc. Stanie się Świętą Gwiazdą. Będzie trzecią gwiezdną, której się do uda.
    Piasek właśnie wleciał swoim złotym piaskowym samolotem przez otwarte okno w Sali Głównej. Wylądował bez większych problemów na kamiennej podłodze a wokół niego w mgnieniu oka znalazły się małe elfy. Jak to one, zaczęły biegać i skakać bez celu. Dzwoneczki przy ich szpiczastych kolorowych czapkach dzwoniły radośnie z każdym ich ruchem.
    - Wreszcie jesteś! - krzyknął North, który właśnie wszedł do sali. Na powitanie rozłożył szeroko swoje muskularne ramiona. Na jego twarzy namalował się wielki uśmiech, którym obdarzył Piaskowego Ludka. Ten, pomachał strażnikowi zachwytu w odpowiedzi i również się do niego uśmiechnął. Nad głową Piaska pojawiło się kilka złotych symboli; ząb, królik, śnieżynka i na końcu znak zapytania.
    - Reszta zaraz się zjawi. Jack jedynie się nieco spóźni. Poleciał odgonić wielką śnieżycę, jaka utworzyła się nad Kanadą. Nie zajmie mu to długo. - North machnął ręką. Z kieszeni spodni wyjął mały notesik wraz z ołówkiem i zaczął gorączkowo przewracać w nim kartki. - Phil..! Chodź no tu! - wrzasnął na całą bazę Mikołaj. Nie minęła chwila a wzywany yeti stanął w drzwiach gotowy do działania. Tymczasem w bazie właśnie zjawiła się Wróżka Zębowa wraz ze swoimi małymi pomocnicami.
    - ...a co z Tokio, Budapesztem i Madrytem? Prace w Ameryce Środkowej poszły do przodu ale za to w Europie Zachodniej jesteśmy do tyłu. Dziewczęta, musimy nadrobić zaległości. Zarządzam przeniesienie większej liczby wróżek do stref niecierpiących zwłoki. Ale już, hop hop!! - Ząbek ponagliła wróżki rękami. - O, witaj Piasek! - strażniczka podfrunęła do Piaska machając do niego na powitanie. W tym samu czasie nieopodal nich w podłodze otworzył się tunel a z niego wyskoczył Zając Wielkanocny. Nie zdążył dobrze przywitać się z przyjaciółmi a już po jego rozszedł się dreszcz. Kangur od razu oplótł się szczelnie ramionami wydając z siebie nie takie znowu ciche „brrr”.
    - Ja już tu prawie zamarzam a nawet tego małolata Frosta tu nie ma, brrr..! - Zając ani myślał przestać narzekać. Piasek i Ząbek spojrzeli po sobie jednocześnie kręcąc z dezaprobatą głowami.
    - Zając, przestań już tyle narzekać. Nie jest tu aż tak źle.. - strażniczka wspomnień podfrunęła do uszatego. - A właściwie, to gdzie jest Jack? - Wróżka zaczęła się bacznie rozglądać dookoła w poszukiwaniu białowłosego. Jej malutkie wróżki również przeszukiwały każdy najciemniejszy kąt Sali. - Mam nadzieję, że dba o swoje kły.. - mruknęła pod nosem zmartwionym głosem.
    - To nawet i lepiej, że go tu nie ma. Nie będzie mi działał na nerwach. - uszaty splótł łapy na piersi.
    - Kangur, znowu przeginasz. - niespodziewanie do pozostałych dołączył Jack. Na jego twarzy, jak zawsze, widniał złośliwy uśmieszek co było zwiastunem nadchodzącej kłótni pomiędzy nim a Zającem. Chłopak przeszedł obok roześmianych elfów, które ogromnie ucieszyły się na jego widok. Jakby od niechcenia Frost zamroził najbliżej stojące stworzonko co wywołało u niego jeszcze większy uśmiech. Reszta elfów podbiegła do uwięzionego w bryłę lodu nieszczęśnika. Jeden z nich przez chwilę przyglądał się koledze z zainteresowaniem po czym, jak gdyby nigdy nic, przystawił do lodu wyciągnięty język chichocząc, który od razu przymarzł do lodowej powierzchni. Biedny elf próbował odmówić się od lodu ale ten przymarzła na amen. Inne elfy naokoło rechotały i śmiały się z kolegów a Jack wraz z nimi. Mały elf rozciągający swój biedny, skostniały język, widok przekomiczny po prostu.
    - Jack, czy mógłbyś nie zamrażać moich elfów, z łaski swojej? Dziękuję. - do reszty dołączył North a za nim szedł Phil w towarzystwie jeszcze dwóch innych yetich. Phil, jak tylko dostrzegł na horyzoncie Jacka, od razu zmierzył go groźnym spojrzeniem od stóp do głów. Białowłosy olał go totalnie i powrócił do zaśmiewania się z elfów. Po głowie chodziły mu już kolejne zmyślne psikusy a jego kolejnym celem miał być Kangur.
    - Dobra, skoro już jesteśmy w komplecie to Piasku, proszę, wyjaśnij nam wszystko.
    - No dokładnie. - przytaknął Northowi Zając. - Chcemy wiedzieć o co tu biega.
Piaskowy pomachał rękoma aby uspokoić nieco towarzystwo lecz Jack miał coś jeszcze do powiedzenia.
    - I czy ta cała Mo czy jak jej tam, rzeczywiście stoi po naszej stronie bo jakoś nie jestem przekonany.
    - Od kiedy to jesteś takim pesymistą, Jack? - zagadnęła do niego Wróżka ale ten tylko posłał jej krótkie spojrzenie.
    - Jakoś nie ufam tej blond cizi i tyle. - Frost skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i z wyczekującym wyrazem twarzy patrzył na Piaskowego Ludka. Ten, westchnął jedynie. Nie pozostało mu nic innego jak tylko wyjawić część sekretu, którego był powiernikiem przez blisko tysiąc pięćset lat. Strażnik snów wzniósł ręce w górę a wokół niego i reszty zaczął formować się złoty piasek. Zamiast zwyczajnych symboli, Piasek postanowił przedstawić minione wydarzenia w postaci historyjki.
    „Dawno dawno temu, na długo przed nami, na Ziemi nie było strażników snów lecz zwyczajni nieśmiertelni, którzy mieli opiekować się ludźmi. Pierwsi niezależni nieśmiertelni, Matka Natura i Ojciec Czasu z ukrycia mieli trzymać pieczę nad ziemskim ludem lecz nie oni byli głównymi obrońcami ludzi. Za dnia, kiedy koszmary były zbyt słabe by dręczyć ziemski lud Naturia i Czas pilnowali porządku. Natomiast w nocy, kiedy na niebie pojawiał się księżyc wraz z gwiazdami na Ziemię zstępowali Gwiezdni. Istoty pochodzące z kosmosu, dobre i czyste. Od zarania dziejów Ich światło rozpraszało mrok chroniąc ludzkość i planetę przed swym odwiecznym wrogiem, Cieniem. Gwiezdni inaczej Strażnicy Gwiazd, w ukryciu po dziś dzień walczą o utrzymanie pokoju w galaktyce. Pewnie chcecie spytać, kim są Gwiezdni... Otóż to pierwsi strażnicy jacy powstali w historii wszechświata a pierwszą z nich była Artemisa, pierwsza Święta Gwiazda, której moc i światło były tak wielkie, że za pomocą miliardów gwiazd stworzyła barierę, Gwiezdną Tarczę, chroniącą Ziemię i część galaktyki przed Nicością z Kosmosu. Jej potomkowie do dzisiaj żyją wśród gwiazdozbiorów a ich zadaniem jest utrzymywanie Tarczy i walka z Cieniem.
Jednak tysiąc pięćset lat temu rozegrała się brutalna bitwa między Gwiezdnymi a Cieniem. Nicość prawie się przedarła przez gwiezdną barierę, wiele wiele gwiazd wtedy upadło. I upadł jeden z dwójki Gwiezdnych zostawiając swoją towarzyszkę samą na polu walki. Gwiezdni zostali zdradzeni przez Mroka, który chciał sprowadzić Nicość na Ziemię by wśród ludzi mógł zapanować wieczny i niekończący się strach. Tym Gwiezdnym, który wtedy upadł, był sam Tsar Lunar, Pan Księżyc. Oddał życie za swoją towarzyszkę Dominę Stellarum, której pisane było zginąć podczas tej krwawej wojny. Jednak stało się inaczej, gdyż Lunar bardzo kochał Władczynię Gwiazd i nie pozwolił jej zginąć. Sam poświęcił się aby jego ukochana mogła żyć i w przyszłości raz na zawsze przegnać Cień z galaktyki. Domina po śmierci Lunara popadła w ogromną rozpacz. Jej smutek i ból były tak wielkie, że Gwiezdna obudziła w sobie swoje uśpione moce. Za pomocą legendarnego zaklęcia Gwiezdnego Medium i mocy Światła Odrodzenia, Dominie udało się wypędzić Nicość i wskrzesić duszę Tsara Lunara tym samym zapieczętować ją na zawsze na księżycu. Jednakże ceną za użycie tak potężnego Medium była utrata nieśmiertelności. Bitwę ostatecznie wygrała Gwiezdna Strażniczka lecz cena zwycięstwa była ogromna. Odtąd, Gwiezdna sama musiała bronić planety. Medium, które wskrzesiło Lunara trwać będzie tylko wtedy jeśli oboje już nigdy się ze sobą nie spotkają, nie spojrzą na siebie ani do siebie nie przemówią. Wyjątkiem będzie śmierć Dominy. Wtedy Lunar będzie mógł opuścić księżyc. Jej energia życiowa przejdzie na niego i pozwoli mu odzyskać pierwotną postać. Zdrajca Mrok będzie czekać na śmierć Dominy bo tylko wtedy będzie mógł otworzyć drogę Nicości. Gwiezdna jest nadzieją, bramą i ostatnią przeszkodą na drodze Mroka i Cienia.” 
    Piasek zakończył swoją opowieść. Czekał na reakcję pozostałych, którzy tylko patrzyli na niego wielkimi oczami przepełnionymi ogromnym zdziwieniem. Strażnik snów nie dziwił im się. Gdyby to jemu ktoś opowiedział taką historyjkę z pewnością wziąłby ją za bajkę na dobranoc. Za zwykłą bujdę. Ale ta nią nie była. Wszystko co im opowiedział było najszczerszą prawdę. No, pominął parę szczegółów, takich jak to, że Domina żyje do dzisiaj i to, kim ona tak naprawdę jest.
    - A niech mnie.. - jako pierwszy odezwał się North. - Najpierw chciałbym coś ustalić. Skoro Księżyc nie jest tak naprawdę kimś za kogo go braliśmy to kim on tak naprawdę jest? - spytał. Rękami zaczął przeczesywać swoją siwą brodę a jego pytające spojrzenie utkwiło się strażniku snów. Piasek pokazał kilka złotych symboli układając z nich swoją odpowiedź.
    - Tsarem Lunarem, Gwiezdnym, który liczy tysiące lat i najpotężniejszym strażnikiem. Tyle to ja sam wiem ale kim on był przed tym całym zapieczętowaniem? - dopytywał Mikołaj.
    - Chyba nie śledziłeś bacznie historii Piaskowego Ludka, drogi Nicolasie. - rozległ się obcy kobiecy głos. Strażnicy, zaalarmowani zaczęli się gorączkowo rozglądać po Sali. Jack od razu rozpoznał Jej głos. Frost jako pierwszy odnalazł wzrokiem Mo, która stała w cieniu oparta o jedną z kolumn. Ręce miała skrzyżowane na piersi i z rozbawieniem przyglądała się strażnikom. Na jej widok Piasek uśmiechnął się szeroko i od razu podleciał do dziewczyny. Przywitał się z nią w czułym uścisku a ze złotego piasku utworzył na jej głowie złocisty diadem, który po kilku sekundach rozbłysł jasnym światłem, przemienił się w srebrny pył i pognał do reszty w postaci malutkich koliberków.
    Mo uniosła prawą dłoń. Wyprostowanym palcem zrobiła w powietrzu łuk a złoty senny piasek jej wujka zamienił się w srebrne koliberki. To było ich takie małe powitanie. On tworzył coś dla niej ze swojego piasku a ona go przemieniała w swój srebrny odpowiednik.
    - Skąd się tutaj wzięłaś? Jak zdołałaś przemknąć się obok yetich pilnujących wejść? - zdezorientowany North patrzył zaskoczony na Gwiezdną lecz ta spojrzała na niego tym swoim przenikliwym zarazem chłodnym wzrokiem.
    - Nie jest to takie trudne. Dziecko dałoby radę się tu włamać. - dziewczyna machnęła lekceważąco ręką. Jednak po chwili spojrzała poważnie na Mikołaja.
    - Na coś ty tu przylazła? - Jack zaczął iść ku Mo z groźną miną. Pewniej ścisnął swoją laskę aby być w każdej chwili gotowym do ataku. Ta dziewczyna, nie wiedzieć czemu ale strasznie działała mu na nerwy. Jeszcze bardziej niż sam Kangur. Mo widząc ciskający błyskawice wzrok białowłosego odpowiedziała mu tym samym lecz na jej twarzy nadal widniał stoicki spokój.
    - Mam dla was podajże dość istotne informacje i... - Mo utkwiła swoje zielononiebieskie oczy w Jacku - ..pewną propozycję. 



____________________________________________________________________________

No witajcie kochane myszki moje :) Wiem, rozdział miał ukazać się dopiero jutro ale już tak nie mogłam się doczekać Waszych komentarzy i w ogóle. Poza tym, mam wielkiego stresa. Jutro mam ważny egzamin, jestem na niego w miarę przygotowana ale jakoś zaczynam się denerwować na samą myśl o nim. I aby się "nie uczyć" robię wszystko inne tylko nie to co akurat muszę, Wy też tak macie? Czekam na Wasze opinie co do nowego rozdziału. A, i jak są jakieś błędy to śmiało, wytknijcie mi wszystkie ;)

P.S. Przepraszam za różną czcionkę :) 

6 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza, jestem pierwsza~!
    Rozdział trzymał mnie w napięciu do samego końca i pozostawił po sobie niedosyt :). Bardzo podoba mi się relacja Mo i Jacka... I mam nadzieję,że wyniknie z tego coś więcej a niżeli próby zabicia się ;).
    Błędów nie zauważyłam, może jeden czy dwa stylistyczne jednak nie jest to nic poważnego :D.
    Przyznaję, że mam dokładnie tak samo, haha~. Nie stresuj się. Polecam jakiś dobry serial typu Supernatural albo Sherlock, są lekkie i pomagają zwalczyć nerwy (przynajmniej mi XD).
    Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejne rozdziały :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, dziękuję za miłe słowa. Trochę mi pomogły :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ! Wreszcie rozdzoał już nie mogłam się doczekac kiedy będzie :D Udało ci się sprawic, że podczas czytania uśmiech nie schodził mi z ust. Mo i Jack muszą byc razem no XD Jak to mówią od nienawisci do miłosci co nie XD? Ogólnie wspaniały rozdział. Czekam na więcej. Buziaczki :3 I powodzenia na egzaminie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Olu,
    dzięki za miłe słowa. Co do egzaminu.. ( lepiej przemilczę ten temat ). Jack i Mo.., no tego to nie zdradzę czy będą razem czy też nie. Sama do końca jeszcze nie wiem ale mam już gotowy zarys całej historii. Mo jest nie tylko latami starsza od Mroza ale także fizycznie. Z wyglądu nie można jej dać więcej niż 25 lat. Z całą pewnością Was zaskoczę, a przynajmniej mam taką nadzieję :)
    Jedno jest pewne. Ta dwójka nieźle namieszać, to Co mogę na sto procent obiecać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej ;)
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuje ale przez bardzo długi czas nigdzie się nie udzielałam i w obecnej chwili postanowiłam to nadrobić. Hehe...
    Rozdział jest po prostu genialny. Zawsze jak czytam twoje opowiadanie to nie mogę usiedzieć z emocji. Piszesz tak rewelacyjnie,że aż przeżywam wszystko tak jakbym to ja brała w tym udział. Bardzo mi się podobał ten rozdział. ;)W obecnej chwili nie mogę się doczekać jak rozwinie się relacja po miedzy Mo i Jackiem. ;p Ich rozmowy są świetne, aż się troszkę boje co to będzie dalej. Oby tylko się nie pozabijali. xD

    Nie przedłużając...idę dalej czytać, więc do usłyszenia pod następną notką. ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, kochana!
    Jak dawno Cię u siebie nie gościłam. Cieszę się, że do mnie zajrzałaś. Nawet nie wiesz jak bardzo podbudowały mnie Twoje słowa. Właśnie piszę nowy rozdział i wiesz co ci powiem? Dałaś mi niezły zastrzyk weny, dzięki Ci wielkie Kitsune :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy