Blondwłosa stała naprzeciw Jacka.
Oboje mierzyli się spojrzeniami tocząc między sobą niemą bitwę
na spojrzenia. Jack nie mógł w to uwierzyć. Dziewczyna, którą
spotkał prawie miesiąc temu jest strażnikiem? Serio..? Strażnikiem
Gwiazd?! Nigdy nie słyszał o takich. A już nawet jeśli takowi
istnieją to ta blondi na pewno nim nie jest.
Mo przyjrzała się bliżej
białowłosemu chłopakowi, który jednocześnie ją intrygował i
irytował. Te oczy, sposób poruszania się.. Tak bardzo przypominał
jej Mima i to właśnie dlatego ją irytował. Chcąc nie chcąc
musiała patrzeć na podobiznę swojego brata. Czekała na to co
powie ten matołek, który gapił się na nią i gapił. Jakby nagle
zapomniał języka w gębie co zirytowało Mo jeszcze bardziej.
Zrobiła krok w jego stronę, także teraz stali niebezpiecznie
blisko siebie. Niemalże stykali się nosami. Strażniczka miała już
dość tej całej szopki. Wszystko ją bolało, była wykończona i
jeszcze to palące światło dookoła.. To jakaś udręka!
- Nagle zapomniałeś jak się
mówi? - spytała ściszonym głosem tak, że tylko Frost ją
usłyszał. Jack rozzłościł się nie na żarty a ze złości aż
zazgrzytał zębami co Mo doskonale usłyszała. Mocniej ścisnął
swoją laskę aby nie dać ponieść się emocjom, które w nim aż
się gotowały. Nagle na niebie zaczęły tworzyć się pojedyncze
małe chmury, z których począł padać drobny śnieg. Dziewczyna
oderwała wzrok od wściekłej twarzy Jacka i spojrzała leniwie w
górę. Na jej bladą twarz spadło kilka malutkich płatków śniegu,
które nadzwyczaj szybko się roztopiły. Nie uszło to uwadze
Frosta, który tylko zwęził swoje oczy zaszczycając dziewczynę
kolejnym nienawistnym spojrzeniem. Tych kilka zamrożonych kropli
pomogło Mo się trochę uspokoić. Blondynka przymknęła na moment
powieki w ogóle nie przejmując się bliskością białowłosego. Po
paru sekundach ponownie spojrzała na chłopaka.
- Niezwykła moc.., szkoda tylko,
że nie potrafisz jej rozwinąć. - powiedziała rozmarzonym głosem
specjalnie aby mu dopiec po czym odwróciła się na pięcie. Już
miała odejść od Frosta ale ten chwycił ją mocno, zdecydowanie za
mocno, za lewy nadgarstek i przyciągnął do siebie. Na nieszczęście
Mo, to było akurat to „uszkodzone” ramie. Pod wpływem
szarpnięcia rana zapiekła żywy ogniem na nowo się otwierając.
Pod Manen ugięły się kolana kiedy poczuła promieniujący ból
rozchodzący się po całym jej ciele. Jej ładna twarz wykrzywiła
się w niekontrolowanym grymasie bólu, z oczu pociekły niechciane
łzy. Aby nie krzyknąć dziewczyna zagryzła wargę tak mocno, że
poleciała jej z ust krew. Metaliczny sam wypełnił jej usta i tylko
on powstrzymywał ją by nie zanieść się histerycznym krzykiem na
całą okolicę. Jej zachowanie nie uszło uwadze pozostałym, tym
bardziej Naturii, która jako pierwsza zdążyła połapać się w
sytuacji. Jack, widząc co się dzieje i prowadzony jakimś dziwnym
impulsem, nie puścił dziewczyny ale jeszcze bardziej zacisnął
rękę na jej nadgarstku. Bez chwili namysłu szarpnął dziewczyną
w swoją stronę a ta obiła się o jego klatkę piersiową co
przysporzyło jej jeszcze więcej cierpienia. Mo tak bardzo starała
się ukryć swoje rany a ten idiota wszystko popsuł. Teraz to się
dopiero zacznie., pomyślała
zrezygnowana i przez łzy spojrzała na białowłosego z chęcią
mordu. Jack nachylił się nad nią by móc wyszeptać Mo na ucho
kilka słów.
-
Co się stało? Już nie jesteś taka pewna siebie? Tak łatwo można
sobie z tobą poradzić, strażniku gwiazd? - dodał na koniec
kpiąco. Drwił sobie z dziewczyny w najlepsze kiedy ta przeżywała
istne męki piekielne. Mo, nie wiedzieć skąd ale odnalazła w sobie
nieznane jak dotąd rezerwy siły. Jej irytacja przeszła w gniew a
to oznaczało kłopoty przez duże „k”. Zrównała się twarzą z
Jackiem. Nie przestawała patrzeć na niego a jej spojrzenie stało
się zimne jak lód. Pomimo niemiłosiernych katuszy jakie zadawała
jej na nowo otwarta rana, wyprostowała się dumnie. Nikt, absolutnie
nikt nie będzie jej obrażać ani z niej drwić. Nikt! Pewnie
chwyciła zdrową ręką za dłoń chłopaka. Włożyła w ten ruch
znacznie więcej siły niż zmierzała, gdyż ogarniający ją gniew
zaczął przeradzać się w prawdziwą furię. Jej oczy, zimne i
zabójcze, patrzyły na zaskoczonego Frosta. Dziewczyna tak mocno
chwyciła go za dłoń, zmuszając go przy tym do oswobodzenia jej
już zsiniałego i zakrwawionego nadgarstka, prawie łamiąc mu kości
dłoni. Złoty naszyjnik jaki miała na szyi zaczął połyskiwać
złotym światłem co oznaczało, że Mo przekroczyła dozwolony
limit swoich mocy. Jej włosy zaczęły lekko falować a ona sama
także zaczęła jaśnieć świetlistą poświatą. Nadal trzymając
rękę Jacka na wysokości ich głów, w pewnym momencie puściła ją
gwałtownie jakby wyrzucała jakiś wstrętny śmieć. Jack,
zaskoczony obrotem spraw patrzył oniemiały na dziewczynę, która
zaraz miała urządzić na pustyni krwawą rzeź. Gniew tak bardzo ją
zaślepił, że nie zauważyła jak górna część jej ubrania
przesiąkła czerwoną cieczą i ciurkiem spływała po ręce w dół
zostawiając na piasku coraz większe ślady. Frost chciał uciec od
niej ale nie mógł się ruszyć. Stał jak sparaliżowany. Uderzyła
w niego bijąca od blondynki potężna moc, którą rozpoznałby z
zawiązanymi oczami. To była moc samego Księżyca.
Czas patrzył
ze strachem na Mo, która zaczęła budzić w sobie swoje moce. Nie
miał żadnych wątpliwości. Jeśli się nie pospieszy to ten biedny
chłopak zaraz zginie a przy okazji cała reszta też.
- Mo,
przestań!!! - krzyknął do dziewczyny biegnąc w jej stronę i
modląc się by nie zrobiła niczego głupiego, czego będzie potem
żałowała do końca życia. - Chłopcze, odsuń się od niej,
natychmiast!! - machał do Frosta, który dopiero po chwili ocknął
się z jakiegoś transu i jak oparzony odleciał od Mo, która
wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć. Łzy płynęły jej po
twarzy a pięści zaciskała tak mocno, że już ich nawet nie czuła.
Był tylko ból i gniew. Jedno napędzało drugie. Słowa chłopaka
uderzyły w jej czuły punkt. Zawsze starała się być silna, pewna
siebie.. ale prawda była inna. Głęboko w sercu, w miejscu gdzie
powinna znajdować się jej dusza, która została jej brutalnie
wyszarpnięta, była jedna wielka rana przypominająca o tym, jak
bardzo Mo się boi. A czego ona może się bać? Bycia słabą i
pokonaną. Wszyscy zgromadzeni zaczęli uciekać gdzie pieprz rośnie
za sprawą Ojca Czasu i Naturii, którzy niezwłocznie nakazali się
wszystkim ukryć. Strażnicy marzeń, z wyjątkiem Piaska, patrzyli
na to wszystko zszokowani. Oni także wyczuli znajomą moc ich
przyjaciela, Pana Księżyca.
- Manen!!!
Dziecko, uspokój się bo nas wszystkich pozabijasz..! - krzyczał do
Mo strażnik czasu. Przybliżał się do dziewczyny powoli i kiedy
dzieliły go już od niej metry dopiero wtedy zauważył w jakim
stanie jest strażniczka. Aż zakrył usta dłonią z przerażenia.
Jack patrzył
na dziewczynę, która przed momentem chciała go zabić. Nagle
poczuł na swojej ręce coś mokrego i ciepłego. Spojrzał w dół a
jego wzrok padł na prawą dłoń, całą umazaną aż po łokieć
krwią. Ze zdziwienia otworzył usta. Ponownie spojrzał na
strażniczkę, do której krzyczeli inni strażnicy.
Do
jej uszu docierały jakieś dźwięki, chyba głosy ale nie
interesowało ją to. Poczuła się taka... bezsilna. Nie mogąc już
wytrzymać tych wszystkich emocji, które dusiła w sobie, i które
nagromadziły się przez lata, w końcu znalazły swoje ujście.
Krzyk, jaki z siebie wydała obudził by zmarłych na całej
planecie. Upadła na kolana w kałużę własnej krwi, która stawała
się coraz większa. Zmęczenie w końcu wzięło nad nią górę.
Wyczerpała już wszystkie swoje siły. I tak długo wytrzymała,
zwłaszcza na Ziemi podczas dnia. Zadarła głowę do góry. Jej
ukochany Księżyc już zaczął swoją wędrówkę po niebie w
towarzystwie pierwszych gwiazd i choć do nocy jeszcze trochę im
brakowało, to Mo już mogła odetchnąć z ulgą. Lekki wiatr, jaki
był spowodowany jej nagłym obudzeniem mocy nadal rozwiewał jej
złote włosy niosąc ze sobą do samego Księżyca jej gorzkie łzy.
Jej oddech stawał się coraz cięższy a widzenie zaczęła
przysłaniać mgła. Jeszcze nie..,
powiedziała do siebie w myślach. Patrzyła jak zaczarowana na
srebrny glob nad sobą, który milczał już od tylu stuleci. Mo
obróciła głowę lekko w prawo a jej zmęczony wzrok napotkał
spojrzenie Frosta.
Chłopak
nie mógł oderwać od niej wzroku, nie potrafił znieść tego, iż
ktoś trzyma w sobie tyle cierpienia. Jej usta ułożyły się w
jedno nieme słowo skierowane pod jego adresem. Przepraszam.
Strażnik czasu podszedł do dziewczyny ale ta zatrzymała go ręką
nie patrząc na niego. Z jej drżących palców skapywały krople
szkarłatnej krwi naznaczając w kolejnych miejscach pustynny piasek.
- Nie podchodź.
- rzekła tak cicho, że ledwo ją dosłyszał. - Dajcie mi chwilę,
muszę.., w końcu odpocząć. Wtedy wam wszystko.., opowiem. -
powiedziała. Usiadła na piachu odrywając wzrok od Frosta, który
dołączył do reszty swoich przyjaciół.
- Coś ty jej
zrobił, że się tak wkurzyła.?! - naskoczył na niego North. Jack
popatrzył na niego jak wół w malowane wrota.
- Jack, czy to
twoja krew.?? - pisnęła przejęta Ząbek. Dopadła do chłopaka i
od razu wzięła się za dokładne oględziny jego ramienia.
- Nie.. -
jedynie tyle był w stanie z siebie wydusić duch zimy.
- Teraz to
sobie dopiero nagrabiłeś..! Żeby zaczynać z gwiezdnym
strażnikiem?! - North nie dawał za wygraną.
- Słuchajcie,
to ona nas uratowała wtedy jak rozbiliśmy się w lesie. To ona
przegnała Mroka! - spojrzał po swoich przyjaciołach, którzy nie
wiedzieli czy wierzyć mu czy nie. Piasek podleciał do białowłosego
i pokazał mu kilka symboli ze znakiem zapytania na końcu.
- Tak, jestem
pewien. To była ona. - ręką wskazał na dziewczynę, która ze
spuszczoną głową starała się nie zemdleć. Z daleka było widać,
że ma trudności z oddychaniem. Strażnicy spojrzeli w jej kierunku.
- Ciekawe co
jej się stało? - odezwała się z troską po chwili milczenia
Wróżka Zębowa. Patrzyła na zakrwawioną strażniczkę. Zrobiło
jej się szkoda dziewczyny. Miała ochotę podlecieć do niej i ją
przytulić.
- O
przypomniało mi się coś..! - nagle krzyknął North uderzając
pięścią w otwartą dłoń. Jego oczy zrobiły się większe niż
zwykle. Reszta spojrzała na niego zaskoczona, zaintrygowana
zachowaniem Mikołaja.
- Co takiego
znowu? - spytał poirytowanym tonem Zając. - Jeśli znowu chodzi o
twój brzuch to możesz sobie od razu darować. - powiedział i
machnął łapą. North spojrzał na Astera poważnie, nie robiąc
sobie nic z jego kąśliwej uwagi.
- To nie o to
tym razem chodzi. Jakiś czas temu odwiedził mnie Księżyc.
Powiedział...- zaczął ale nie dane mu było dokończyć.
- Co? Księżyc
się odezwał? - Jack poszedł bliżej brodatego.
- Czego nic nie
mówiłeś?! - Zając rozłożył swoje łapy na boki
- Dajcie mi
dokończyć..! - krzyknął Święty rozkładając ręce tak jakby
chciał zapobiec jakiejś bójce. - Otóż, Pan Księżyc powiedział,
że ktoś o imieniu Manen nam pomoże. A jak słyszeliśmy przed
chwilą, ta oto młoda dama tak się zwie. - North pokazał palcem na
Mo, przy której stał strażnik Czasu.
- Że co
proszę? ONA ma nam pomóc? - Jack podniósł głos. Spojrzał
ponownie na dziewczynę, która.., patrzyła w jego kierunku. Po
wyrazie jej twarzy szło zauważyć, iż jest potwornie zmęczona.
Patrzyła przez
moment Jackowi prosto w oczy lecz po kilku sekundach odwróciła
wzrok. Prawą ręką chwyciła się za lewe ramię a kiedy to
zrobiła, aż krzywiła się z bólu. Jej górna część ubrania
prawie cała była czerwona od krwi. W pewnym momencie zrobiło mu
się trochę wstyd, że tak nią szarpał ale to dziwne uczucie kiedy
stanęła naprzeciw niego... Nigdy czegoś podobnego nie czuł. Nawet
nie potrafił tego określić i dlatego tak sceptycznie podchodził
do jej osoby. To, że pomogła im kiedy Mrok ich zaatakował nie
oznaczało, że stoi po „ich” stronie. Nagle wokół blondwłosej
zaczęło robić się jakieś zamieszanie. Strażnicy, jak i
pozostali nieśmiertelni spojrzeli zainteresowani w tym samym
kierunku. Amor, próbował podejść do Manen ale Ojciec Czasu
torował mu drogę.
- Zejdź mi z
drogi! - krzyknął wzburzony.
- Zostaw ją
samą, tak będzie lepiej. - odpowiedział mu Czas. Taka odpowiedź
nie spodobała się strażnikowi miłości.
- Lepiej?!
Dobre sobie.. Słyszysz sam siebie w ogóle? Złaź mi z drogi stary
pryku bo nie ręczę za siebie.! - krzyknął wkurzony czarnowłosy
chłopak i siłą przepchnął się obok strażnika czasu. Amor
podszedł do dziewczyny, która wyglądała jakby nie przejęła się
kłótnią tych dwojga. Qupido stanął blisko Mo, spojrzał na
Dziadziusia i ręką wskazał na dziewczynę, która powoli
dochodziła do siebie.
- Zobacz! To
twoja wina!!! - krzyknął wściekły chłopak. Ojciec Czasu podszedł
do młodzieńca z groźnym wyrazem twarzy.
- Więcej
szacunku, chłopcze.. - rzekł ostrzegawczo do Amora. - Sam nie wiesz
co mówisz. - pomachał mu groźnie przed twarzą swoim patykowatym
palcem. Tymczasem Matka Natura zbliżyła się do Mo, uklękła przed
nią i już wyciągała rękę w jej stronę ale dziewczyna nie
pozwoliła się dotknąć.
- Nie. -
powiedziała i odsunęła się raptownie co sprawiło jej ból.
Syknęła zaciskając mocno swoje lśniące zęby.
- Dziecko, chcę
tylko zobaczyć. - rzekła do niej spokojnie Naturia. Mo spojrzała
nieufnie na kobietę.
- Nie ma co
oglądać. - wymamrotała pod nosem blondynka i jeszcze bardziej się
skuliła lecz tym razem zrobiła to delikatniej.
- Manen,
proszę. - nalegała Naturia. Mo westchnęła z rezygnacją i
pozwoliła w końcu obejrzeć swoją ranę kobiecie. Naturia pomogła
ostrożnie ściągnąć Mo jej kurtkę, co i tak nie przyniosło za
dobrego efektu, gdyż dziewczyna załkała kilka razy. Po kilku
minutach udało się oswobodzić blondynkę z przemoczonej czerwoną
cieczą z wierzchniej części ubrania. Kiedy Naturia zobaczyła lewy
bark i ramię Mo całe skąpane w czerwieni wylewającej się z dużej
rany, rozgałęziającej się na obojczyku, aż zaniemówiła.
Spojrzała jedynie na Manen, która zwiesiła głowę w dół. W
oczach Matki Natury pojawił się gniew.
- Kiedy to się
stało? - spytała a ton jej głosu z czułego stał się ostry jak
brzytwa.
- Licząc
dzisiaj to pięć dni temu. - odpowiedziała cicho Mo nie odrywając
wzroku od ziemi.
- ILE?! -
prawie krzyknęła Naturia – Dziecko, z taką raną w ogóle nie
powinno cię tutaj być.!
- A co według
ciebie miałam zrobić? - Mo spojrzała gniewnie na Matkę Naturę. -
Dziadziuś powiedział, że jeśli się nie stawię to będę mieć
przechlapane. Nie żebym się tym zbytnio przejęła.. - dodała
przewracając oczami – Ale wiesz jaki on jest. Nie dał by mi żyć.
- powiedziała patrząc znacząco na Naturię. Ta kiwnęła jedynie
głową. Posłała dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie po czym
wstała i ruszyła w stronę strażnika czasu, który nadal wykłócał
się z Amorem. Naturia podeszła jak gdyby nigdy nic do Ojca Czasu i
z całej siły pociągnęła go za jego długą białą brodę.
- Aaaa..! -
wrzasnął Czas i wyrwał swoją biedną brodę z silnego uścisku
Matki Natury. - Co w ciebie wstąpiło?! - spojrzał na nią
zszokowany. Kiedy spojrzał w jej oczy aż zmroził go strach.
Naturia była wściekła!
- Ty
przestarzały pierniku! - krzyknęła rozwścieczona kobieta. -
Widziałeś jak ona wygląda? - pokazała na Manen. - Powinnam ci
powyrywać wszystkie kłaki z tej brody!
- Kobieto, weź
się opanuj! Ludzie na nas patrzą. - powiedział Czas chcąc trochę
uspokoić Naturię ale nic to nie dało.
- Ty mnie nie
uspokajaj..! - znowu krzyknęła. - Po co ściągałeś ją tu aż z
orbity? Jeśli ona zaraz nie wróci na górę to jej rany nie zaczną
się goić. - powiedziała śmiertelnie poważnie. Reszta, w tym
Jack, przysłuchiwali się kłótni jaka wywiązała się dobrą
chwilę temu. Zaciekawieni, podeszli bliżej, otaczając Mo dookoła.
Zębuszka, widząc poważne rany siedzącej w krwawej kałuży, aż
westchnęła z przerażenia. North z Zającem spojrzeli po sobie
porozumiewawczo a Piasek podszedł do Mo. Jego twarz wyrażała
zmartwienie i troskę o dziewczynę. Przybliżył się do niej kładąc
ostrożnie na jej prawym ramieniu swoją drobną dłoń. Mo spojrzała
na niego i uśmiechnęła się blado. Piaskowy Ludek odwzajemnił
uśmiech. Chcąc choć trochę podnieść dziewczynę na duchu,
wyciągnął przed siebie rękę i uformował z piasku małą złotą
gwiazdkę. Mo uśmiechnęła się nieco szerzej i także wyciągnęła
swoją, ubrudzoną krwią dłoń a w niej pojawiła się ta sama
gwiazdka ale ze srebrnego pyłu. Po kilku sekundach dwie gwiazdki
złączyły się ze sobą mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy.
Wszyscy patrzyli na to piękne zjawisko z szeroko otwartymi oczami.
Jack dokładnie obserwował poczynania dziewczyny. Oboje, ona i
Piasek, zachowywali się tak jakby się znali od lat.
- Wujku, czy
mógłbyś uspokoić Dziadziusia i Naturię? Zaraz skoczą sobie do
gardeł.. - powiedziała uśmiechając się przy tym do strażnika
snów. Piasek kiwnął energicznie głową z uśmiechem ale po chwili
nad jego głową pojawiło się kilka symboli.
- Tak, już
trochę lepiej się czuję. - odpowiedziała mu Mo. - Pomożesz mi
wstać? - spytała na co Piasek przytaknął twierdząco. Nagle pod
nią zaczęła formować się chmurka ze złotego piasku. Chmurka
uniosła dziewczynę powoli tak, aby ta mogła stanąć na własnych
nogach. Wyszło jej to dość nieporadnie, ponieważ zachwiała się
kilka razy i gdyby nie pomoc Piaska z pewnością by upadła. Widząc
to, Amor znalazł się od razu przy blondynce z zatroskaną miną.
- Nie powinnaś
wstawać, może byłoby lepiej gdybyś.. - zaczął ale Mo przerwała
mu.
- Nie, nie mam
zamiaru zgrywać jakiejś niedołężnej kaleki. - powiedziała tonem
nie znoszącym sprzeciwu. - Skończmy to głupie Zebranie żebym
mogła wrócić już na górę. - westchnęła. - Niech wszyscy mnie
teraz uważnie posłuchają! - podniosła głos. Piasek w tym czasie
zdążył rozdzielić Czas i Naturię, którzy powoli szykowali się
do stoczenia między sobą bitwy.
- Normalnie
olałabym to spotkanie jak poprzednie ale wszystko wskazuje na to, że
niejaki Mrok, samozwańczy Czarny Pan - dodała drwiąco – wzmocnij
swoje moce i swoje koszmary nie używając do tego strachu ludzi.
- Ale to
przecież jest niemożliwe, bo niby co innego mogło by mu dać tyle
siły? - odezwał się North. Reszta także zadawała sobie to
pytanie. Mo spojrzała na Mikołaja.
- Jest jedna
możliwość. - powiedziała. - Czarna energia.
- A cóż to
jest? - spytał Zając.
- Śmiertelnie
niebezpieczna, zwłaszcza dla nieśmiertelnych, substancja. Gorsza
nawet od czarnej magii. Kontakt z nią może skończyć nawet
śmiercią. - powiedziała rzeczowym tonem a wśród zebranych
rozległ się szmer.
- Skąd Mrok
wytrzasnął coś takiego? - spytała tym razem Zębuszka.
- To pytanie to
raczej ja powinnam skierować do was. - zwróciła się do
strażników.
- Że co,
proszę?! - Zając Wielkanocny przestał bawić się swoimi
bumerangami i spojrzał na blondynkę, która próbowała poruszyć
lewą dłonią. Na całe szczęście wróciło jej czucie. - A skąd
my mamy to wiedzieć?! - oburzył się.
- Bo do was
należy pilnowanie tego pajaca. - powiedziała Mo i spojrzała w taki
sposób na Zająca, że ten położył uszy po sobie. - Waszym
zadaniem jest, nie tylko chronienie dzieci, ale także pilnowanie
Mroka aby ten ponownie nie doprowadził do katastrofy sprzed stuleci.
- rzekła. Strażnicy spojrzeli na siebie nie rozumiejąc o co chodzi
gwiezdnej strażniczce.
- Jakiej
katastrofy? - spytał Jack. Patrzył chłodno na dziewczynę, która
zdziwiła się jego pytaniem.
- To wy nic nie
wiecie? - tym razem to ona spytała mocno zdumiona. - O tym, że
przed wiekami Ziemia została prawie zniszczona?! - spytała a reszta
zrobiła wielkie oczy.
- CO?! -
krzyknęli chórem. Mo zaczęła się śmiać. Nie no, to są
chyba jakieś żarty..!, pomyślała.
- Uznano, że
ta wiedza nie będzie im potrzebna. - po raz pierwszy od dłuższego
czasu Dziadziuś zabrał głos. Mo spojrzała na niego zszokowana,
nie wierząc własnym uszom.
- Serio?! Kpisz
sobie chyba w tym momencie. W takim bądź razie o czym ja mam z nimi
rozmawiać? - spytała pokazując na resztę towarzystwa.
- Zacznij
wszystko od początku. - wyjaśnił Czas. Mo spojrzała na niego jak
na głupca.
- Pff.., chyba
chory jesteś.. - prychnęła. Ojciec Czasu zgromił ją spojrzeniem.
- No dobra.. powiedziała przewracając przy tym oczami. Odetchnęła
głęboko i zaczęła swoją opowieść.
- Jak już
wszyscy wiecie, jestem strażnikiem gwiazd a dokładniej mówiąc,
jestem Gwiazdą lub istotą astralną, jak kto woli. W
przeciwieństwie do was, ziemskich strażników, ja nigdy nie byłam
człowiekiem. Taka właśnie się urodziłam.
- Jesteś
prawdziwą gwiazdą z nieba? - spytała Zębowa Wróżka.
- Coś w ten
deseń. - odpowiedziała jej. - Jak wskazuje mój tytuł, jestem
strażnikiem gwiazd. Spójrzcie w górę. - nakazała a wszyscy tak
też uczynili. Nad nimi rozpościerało się kryształowo czyste,
nocne niebo. Miliardy gwiazd nad ich głowami błyszczały wesoło.
Na twarzach zebranych, w tym Jacka, pojawiły się uśmiechy zachwytu
co nie uszło uwadze Mo. Dziewczyna uśmiechnęła się dumnie pod
nosem. - To co widzicie, gwiazdy wiecznie towarzyszące Księżycowi,
to nie tylko punkciki na niebie. Razem tworzą barierę wokół tej
planety i części galaktyki. Tak zwaną Gwiezdną Tarczę i to
właśnie jej utrzymywanie i obrona jest moim głównym zadaniem.
Strzegę Tarczy i całej planety. Dbam też o to, by w Ziemię nie
uderzyły zbłąkane asteroidy. No i oczywiście, tworzę nowe
gwiazdy, całe konstelacje i układam je w przestrzeni kosmicznej tak
by jak najlepiej wpasowały się w Tarczę.
- I to wszystko
robisz sama ? - spytał rudowłosy chłopiec, który jak dotąd nie
zabierał głosu. Spojrzał na Mo pełen zachwytu i szacunku. -
Księżyc musiał ci dać wielką moc. - rzekł a uśmiech blondynki
nieco zbladł. Jack także spojrzał na gwiezdną strażniczkę, aż
wierzyć mu się nie chciało, że tam w górze istnieje ktoś, kto
to wszystko tworzy. Morze z gwiazdozbiorów nad nimi było po prostu
piękne.
- To kolejna
różnica między wami a mną. - powiedziała Mo a uśmiech znikł z
jej twarzy. - Nie Księżyc dał mi moc. Nie on mnie stworzył. Ja
jestem, jakby to ująć.. - spojrzała na Czas z wahaniem. Nie
wiedziała czy ma wyznać prawdę. W końcu, nie była zwyczajną
gwiazdą, ale TĄ Gwiazdą. Czas kiwnął jej potakująco głową.
North zaczął się dokładniej przyglądać Mo, coś mu tu nie
pasowało. Jej osoba emanowała czystą energią, bardzo ale to
bardzo podobną do Pana Księżyca. Nie tylko on to wyczuł.
- Wiecie
wszyscy, że.. - Mo zawahała przez sekundę – Księżyc, znaczy
się Pan Księżyc, był pierwszym strażnikiem. To nie jest do końca
prawdą. - prawą ręką przeczesała sobie włosy.
- Jak to? -
strażnicy patrzyli uważnie na Manen.
- Jeśli chodzi
o bycie ziemskim strażnikiem to tak, był on pierwszy ale Księżyc
był przede wszystkim, tak jak ja – wskazała na siebie - gwiezdnym
strażnikiem. Narodził się tysiące lat temu jako Tsar Lunar.
Jednak gwiezdni strażnicy istnieli na długo przed nim i pierwszą
strażniczką gwiazd była Artemisa. Święta Gwiazda, która
stworzyła Gwiezdną Tarczę i jako jedyna przegnała Cień z
tej galaktyki poświęcając przy tym swoje życie. O tym, to opowiem
wam kiedy indziej. - dziewczyna machnęła ręką. - Wracając do
meritum, jako następczyni Artemisy, Gwiazdy Odrodzenia, jestem jej
potomkinią. Urodziłam się jako strażnik i jako strażnik też
umrę. - Mo zakończyła swoją wypowiedź. Strażnicy popatrzyli na
Mo mocno zdziwieni lecz jednocześnie z szacunkiem jednak Jack jakoś
powątpiewał w słowa dziewczyny.
- Ale przed
czym chroni nas ta cała Tarcza? - spytał North. Mo kiwnęła w jego
stronę palcem.
- To jest
bardzo słuszne pytanie. Otóż, chronię was przed wspomnianym już
przeze mnie wcześniej Cieniem. To nicość, mroczna istota z
kosmosu, przemierzająca wszechświat i niszcząca wszystko co stanie
mu na drodze. Żywi się emocjami, uczuciami.., esencją życia. To
właśnie od niego pochodzi czarna energia, to malutkie
skrawki jego mocy, które dostają się na Ziemię. - wyjaśniła.
- Ale jak one
przedostają się na Ziemię, przecież sama mówiłaś, że chroni
nas jakaś tam bariera? - Zając złożył łapy na krzyż i czekał
zaintrygowany na dalsze wyjaśnienia.
- Przez
specjalne ujścia w Tarczy, które osobiście kontroluję. Tak, wiem
jak to brzmi ale te małe ilości czarnej energii są
niezbędne aby utrzymać potrzebną równowagę między mrokiem a
światłem, dobrem a złem w tym świecie. Nie ma światła bez mroku
i odwrotnie. Wszystko musi się równoważyć aby panował ład i
porządek ale Pitch próbuje go zakłócić. Już raz namieszał i
teraz nie może dojść do podobnej sytuacji.
- Po to właśnie
zostało zwołane to Zebranie. - odezwał się Czas. - Od zawsze to
gwiezdni pilnowali porządku w galaktyce i na planecie, zanim
pojawiliście się wy. Lecz po okrutnej wojnie i katastrofie, w
której zginął przedostatni strażnik gwiazd... – Mo drgnęła na
ostatnie słowa Dziadziusia a jej twarz stężała. Zamknęła oczy,
w jej głowie znowu pojawiły się wspomnienia z TAMTEGO dnia. Jack
widział to dokładnie. Dlaczego ona tak zareagowała na słowa
strażnika czasu? - ..postanowiono, że tak dłużej być nie
może. Aby odciążyć gwiezdnych, Księżyc postanowił powołać do
służby nowy rodzaj strażników i tak oto pojawiliście się wy,
strażnicy dzieciństwa i marzeń. Zostaliście wybrani aby dawać
dzieciom radość, spokój i szczęście no i żeby trzymać Mroka w
ryzach...
- Głupiec.. -
zaśmiała się nagle Manen przerywając Dziadziusiowi i zwróciła
całą uwagę zebranych na siebie. Miała spuszczoną głowę do dołu
by nikt nie widział jej płynących, słonych łez. - Mrok myśli,
że zdoła zapanować nad Cieniem. Nikt nie jest w stanie tego
zrobić. On zniszczy
wszystko. Radość, miłość, nadzieję, strach, ból, rozpacz.., po
prostu wszystko. Nie zostanie nic. Będzie tylko pustka, jedna wielka
pustka. Ludzie przestaną być ludźmi. Cywilizacja ludzka upadnie a
wraz z nią cała planeta. Ale.., ale na to nie pozwolę. Ja się nie
poddam, nie pozwolę mu przejść..! - Mo zacisnęła mocno obie
pięści. Rana zapiekła ją okropnie ale nie przejęła się
kłującym bólem. Jej ręce i ramiona drżały z targających nią
emocji. Łzy spływały po jej bladych policzkach iskrząc się w
świetle księżyca w pełni. - Nikt więcej już nie zginie. -
szepnęła tylko do siebie. To była obietnica, którą składała
przede wszystkim sobie. Dziewczyna opanowała się po chwili i
spojrzała na strażników. Jej wzrok był przepełniony zimnem i
bólem.
Jack patrzył jej prosto w oczy. Znowu to samo spojrzenie, pełne
smutku.. Co takiego ona
w sobie dusi, że aż tak cierpi?,
to jedno pytanie chodziło wciąż i wciąć po głowie białowłosego.
Niespodziewanie gwiezdna strażniczka zgięła się wpół. Amor
podbiegł do niej i w ostatnim momencie złapał blondynkę, ratują
ją przed niemiłym spotkaniem z pustynnym piaskiem. Ta kurczowo
złapała się chłopaka, jej oddech znowu stał się przyspieszony i
urywany. Naturia wraz ze strażnikiem czasu dopadli do dziewczyny.
- Co się stało, Mo? - spytał zaalarmowany Czas. Manen uniosła
głowę do góry, spojrzała poważnie na swojego opiekuna i
następnie skierowała swój wzrok wysoko w górę. Jej oczy
przesuwały się raz w jedną raz w drugą stronę, jakby czegoś
usilnie szukały. W końcu jej wzrok spoczął na jednym konkretnym
punkcie na niebie. Jej ramiona uniosły się kiedy ta westchnęła z
rozeźlona.
- Ayla, Aru i Ayten. Natychmiast wracać na swoje miejsca...! -
warknęła przez zaciśnięte zęby patrząc gdzieś w niebo. Puściła
Amora, wyprostowała się na tyle ile pozwalało jej zranione ciało.
Uniosła prawą dłoń w górę, która rozbłysła biało srebrnym
światłem i dwoma wyprostowanymi palcami machnęła w powietrzu.
Strażnicy marzeń popatrzyli zdezorientowani po sobie.
- Co się dzieje, Cień
znowu zaatakował? -
dopytywał Czas.
- Nie - odpowiedziała Mo. - Ale zgasła kolejna gwiazda. Inne
opuściły swoje miejsca i zrobiło się małe zamieszanie. Muszę
iść i to załatwić. - dodała oddalając się od pozostałych. Mo
zatrzymała się jednak po chwili. Odwróciła się powoli do
pozostałych a jej spojrzenie prześlizgnęło się po każdym z
kolei by zatrzymać się na samym Froście. Była taka zmęczona.
Czuła, że tej nocy z pewnością zaśnie i to przynajmniej na
kilkanaście godzin.
- Macie tydzień na znalezienie Pitcha i na rozprawienie się z
nim. Jeśli tego nie zrobicie, ja to zrobię lecz wtedy zgładzę i
jego i was. - rzekła. Jej ton był śmiertelnie poważny, wręcz
zmroził krew w żyłach zebranym. North wraz z Kangurem przełknęli
głośno ślinę, Ząbek zbladła niczym ściana, trzy ślicznotki
skuliły się jeszcze bardziej a Amor, jak gdyby nigdy nic, podszedł
do gwiezdnej strażniczki na pełnym luzie. Rzucił Mo
porozumiewawcze spojrzenie a tak tylko kiwnęła mu potakująco
głową.
- Wiesz co masz robić. - powiedziała do niego ściszonym
głosem. Amor uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- Już się tym zająłem. A tak między nami... - czarnowłosy
zbliżył się do blondynki – Co zrobiłaś temu całemu Frostowi?
Patrzy na ciebie jakby chciał cię zabić.
- Nic mu nie zrobiłam. Za kogo ty mnie niby masz?! - dziewczyna
spojrzała wilkiem na Amora.
- Tylko pytam więc nie denerwuj się tak. On nie spuszcza cię z
oczu dlatego coś musi być na rzeczy.
- A ja wiem? Jak ktoś nie potrafi przegrywać i atakuje bez
zastanowienia to tak wtedy jest. - powiedziała po czym odwróciła
się na pięcie i ruszyła przed siebie. Kiedy była już
wystarczająco daleko ponownie odwróciła się przodem do
towarzystwa. Pamiętajcie, macie tydzień. Inaczej czeka was smutny
koniec. - wyciągnęła jeden ze swoich mieczy. Jego klinga zabłysła
groźnie w świetle księżyca.
- Manen, posłuchaj. Tym razem to przesadziłaś... - Czas
zwrócił uwagę dziewczynie lecz ta weszła mu w słowo.
- Nie! To ty słuchaj. - rzekła ostro – Nie mam zamiaru więcej
razy po nich sprzątać, jasne? Nie dopuszczę do tego by historia
się powtórzyła! - krzyknęła prosto w stronę staruszka, który
zdziwiony jej postawą, zamilkł. - Więc radzę wam się postarać.
Koniec Zebrania..! - ostatnie słowa skierowała do strażników.
Schowała miecz na swoje miejsce, odwróciła się tyłem do
wszystkich i przeniosła się na orbitę.
Kiedy blondynka zniknęła w świetlistej poświacie reszta stała
jak te słupy soli i gapiła się zaskoczona w miejsce, gdzie Mo tak
po prostu wyparowała. Jack jako pierwszy oprzytomniał.
- Tss.. I to ma być strażniczka? Od kiedy to strażnicy plamią
ręce krwią? - spytał. Nie spodziewał się odpowiedzi ale i tak ją
uzyskał.
- Gwiezdni to jedyni z nas, którzy przelewają krew. Mają do
tego pełne prawo. - odpowiedział na pytanie Jacka Ojciec Czasu.
Starzec westchnął zrezygnowany. - Proszę, wybaczcie jej to naganne
zachowanie. Ostatnio Manen żyje z ciągłym stresie.
- Ciekawe dlaczego..? A, już wiem! Stary Pryk jak zwykle
panikuje, że Tarcza nie jest chroniona..! - Amor ze złożonymi
rękoma pochylił się w stronę Dziadziusia. Chciał dopiec
staruszkowi i udało mu się to, bez dwóch zdań.
- Chłopcze, ty sobie kiedyś porządnie u mnie nagrabisz! Już ci
nie wiele brakuje.. - Dziadziuś pogroził zaciśniętą pięścią
chłopakowi, który przeszedł obok niego nie zaszczycając go nawet
jednym spojrzeniem.
- Taaa, już to słyszałem.. - Amor machnął lekceważąco ręką.
- Dobra, skoro to koniec tego, jakże uroczego spotkania.. - Qupido
mruknął w stronę córek Naturii a te zaczęły między sobą
chichotać – to ja się też ulatniam.
- Kochaś ma rację. - odezwała się Matka Natura – Na dzisiaj
to już koniec. Wracajmy do swoich obowiązków. - odwróciła się
do córek i uśmiechnęła się do nich. - Moje panie, na nas już
czas. - jej wzrok skierował się ku reszcie – Miło było was
wszystkich zobaczyć. Do zobaczenia, a i Jack! - Naturia spojrzała
na białowłosego. - Mam nadzieję, że tym razem zima odbędzie się
bez żadnych niespodzianek.
- Nie obiecuję.. - odpowiedział jej Frost i uśmiechnął się
pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe ząbki.
- Młodzi, kto ich zrozumie.?! - Naturia wzniosła ręce ku
niebu, do samego Pana Księżyca na co reszta zareagowała głośnym
śmiechem. - Do widzenia. - rzekła strażniczka natury i podobnie
jak Mo, zniknęła wraz ze swoimi podopiecznymi. Reszta także
zaczęła się ulatniać po oczywistym pożegnaniu się, aż na
pustyni pozostali jedynie strażnicy marzeń i Dziadziuś.
- O co chodziło tej dziewczynie? - dopytywał Zając.
- Jeszcze raz przepraszam za nią. Ostatnimi czasy Manen ma sporo
na głowie. Nie tknęłaby was nawet palcem.
- Jakoś nie byłbym tego taki pewien. - mruknął pod nosem
Frost lecz na tyle głośno by reszta mogła go usłyszeć.
- Na nas także już czas, prawda chłopcy? - odezwała się
Zębuszka.
- Tak, Ząbku. Lecimy. - zakomenderował North. - Miło było cię
znowu zobaczyć. - Mikołaj ucisnął rękę staruszkowi.
- Do następnego razu. - rzucił krótko Zając. Kangur tupną
trzy razy o piasek i zniknął w tunelu, który po chwili zasypał
się z powrotem a na jego miejscu wyrósł mały kwiatek.
- Mikołaju, uważajcie na siebie. Czarny Pan z pewnością
niedługo uderzy. - Czas ostrzegł przyjaciół. Strażnicy spojrzeli
po sobie porozumiewawczo.
- Spokojna głowa, będziemy gotowi. - North uśmiechnął się
szeroko.
- Tym razem nam się nie wywinie. - Jack oparł laskę o swoje
ramię i uśmiechnął się groźnie. - Nie damy tej całej Manen
odebrać sobie zabawy z Mrokiem. Ja już na to nie pozwolę.. - Frost
skierował swoją laskę na leżący obok niego jedyny niezamrożony
kamień i strzelił w niego lodowym pociskiem. Zadowolony ze swojego
czynu, uśmiechnął się dumnie.
- Na twoim miejscu nie lekceważyłbym powagi sytuacji. Nie
wiecie czym grozi zwycięstwo Mroka. Manen to wie i dlatego jest taka
nerwowa na tym punkcie. - Dziadziuś rzucił znaczące spojrzenie
Jackowi. - Ostatnim razem gwiezdni prawie przegrali ale dzięki Mo
Cień wraz z Mrokiem zostali pokonani.
- Co to była za wojna, o której
nic nie wiemy i dlaczego nam o niej nie opowiedziano? - Ząbek
podleciała do strażnika czasu.
- To bardzo długa historia. Nie mam już tyle czasu by wam ją
teraz opowiedzieć lecz z pewnością niedługo się dowiecie.
Poznacie CAŁĄ prawdę kiedy przyjdzie na to czas. - rzekł dość
tajemniczym tonem co tylko bardziej wzbudziło ciekawość Northa,
Jacka i Wróżki Zębowej. - Ale ty, bracie – Czas uśmiechnął
się do Piaska – możesz im opowiedzieć co nieco, przecież ty też
tam byłeś. - powiedział. Strażnik snów kiwnął twierdząco
głową. Reszta spojrzała na Piaskowego Ludka zaskoczona.
- Ile to ty jeszcze masz tych sekretów, co? - spytał
podejrzliwie Jack i złożył ręce na piersi. Piasek jedynie
wzruszył ramionami a jego twarz przyozdobił wielki uśmiech.
Wszystko co wydarzyło się dzisiejszej nocy na tej przeklętej
pustyni Mo zaliczyła do najbardziej niepotrzebnych i marnotrawiących
jej cenny czas wydarzeń. Nie miała zielonego pojęcia, że ziemscy
strażnicy nie będą wiedzieć o wojnie sprzed wieków. Ten fakt ją
dość mocno nawet zaskoczył. Jak Dziadziuś mógł w ogóle
pomyśleć, że „ta wiedza nie będzie im potrzebna”? I to ją
nazywa nieodpowiedzialną?! Jednak jest jeszcze jedna rzecz, która
poruszyła Mo bardziej niż lekkomyślność strażnika czasu a
raczej ktoś. Mianowicie Jack Frost. Chłopak, który ośmielił się
ją znieważyć. Chłopak, który patrząc jej prosto w oczy obraził
jej dumę. Mo nie wiedziała czy brać to za odwagę z jego strony
czy głupotę. Gdyby nie to, że była wykończona po walce z
Cieniem, nie potrafiłaby się powstrzymać przed zrobieniem
mu krzywdy. Ale to dziwne uczucie kiedy straciła nad sobą
kontrolę.. Jeszcze nie czuła w sobie takiej siły, takiej.., chęci
niszczenia. Dziwne.., pomyślała blondynka. Leżała wygodnie
w swoim ulubionym kraterze na księżycu. Patrzyła zamyślona na
gwiazdy nad sobą, które wesoło uśmiechały się do niej. Czuła
ich ciepło pochodzące z ich światła, takie przyjemne i ciepłe
jak jej własne. Dziewczyna westchnęła. Postanowiła zdrzemnąć
się chociaż na chwilę aby jej rany mogły w spokoju zregenerować
się podczas snu. Kiedy zamknęła oczy nadal widziała przed sobą
twarz tego białowłosego chłopaka. Jego błękitne oczy, chłodne i
wrogie. No i ta iskra. Taką samą miał jej brat w swoich srebrnych
oczach. Była tego niemal pewna. Dlaczego jesteś do niego aż
taki podobny?, to pytanie nurtowało gwiezdną strażniczkę
coraz bardziej. Postanowiła, że dowie się jaka jest przyczyna
podobieństwa między Mimem a Jackiem. Dowie się tego za wszelką
cenę. Pogrążona w rozmyślaniach nawet nie zauważyła jak zmorzył
ją sen. Pan Księżyc ukołysał dziewczynę do snu, żałując, że
nie może zrobić nic więcej.
Minęły dwa dni od Zebrania. Strażnicy marzeń postanowili, że
zbiorą się w bazie aby Piasek mógł im w spokoju opowiedzieć co
takiego wydarzyło się wieki temu i dlaczego oni o tym nie zostali
poinformowani. Strażnik snów wiedział, że jego przyjaciele mają
mu trochę za złe to, iż milczał przez tyle lat. W duchu żałował,
że nie zdradził im prawdy ale przecież obiecał, że dochowa
tajemnicy. Przysiągł chronić Mo do czasu, aż ta będzie gotowa
przejąć wszystkie obowiązki Pana Księżyca ale sytuacja się
zmieniła. Wszystko wskazuje na to, że historia ma się powtórzyć.
Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, to wydarzy się kolejna
tragedia. Stracą nie tylko kolejnego gwiezdnego ale ostatniego
strażnika gwiazd, samą Dominę Stellarum*. Mo nie przetrzyma
kolejnej bitwy, nie w stanie jakim się obecnie znajduje. To będzie
koniec wszystkiego. Piasek nie dopuszczał do siebie takiej myśli.
Dobro zawsze zwycięża zło i tym razem też tak będzie. Już za
niedługo Mo skończy dwa tysiące lat, przejmie pełną moc. Stanie
się Świętą Gwiazdą. Będzie trzecią gwiezdną, której się do
uda.
Piasek właśnie wleciał swoim złotym piaskowym samolotem przez
otwarte okno w Sali Głównej. Wylądował bez większych problemów
na kamiennej podłodze a wokół niego w mgnieniu oka znalazły się
małe elfy. Jak to one, zaczęły biegać i skakać bez celu.
Dzwoneczki przy ich szpiczastych kolorowych czapkach dzwoniły
radośnie z każdym ich ruchem.
- Wreszcie jesteś! - krzyknął North, który właśnie wszedł
do sali. Na powitanie rozłożył szeroko swoje muskularne ramiona.
Na jego twarzy namalował się wielki uśmiech, którym obdarzył
Piaskowego Ludka. Ten, pomachał strażnikowi zachwytu w odpowiedzi i
również się do niego uśmiechnął. Nad głową Piaska pojawiło
się kilka złotych symboli; ząb, królik, śnieżynka i na końcu
znak zapytania.
- Reszta zaraz się zjawi. Jack jedynie się nieco spóźni.
Poleciał odgonić wielką śnieżycę, jaka utworzyła się nad
Kanadą. Nie zajmie mu to długo. - North machnął ręką. Z
kieszeni spodni wyjął mały notesik wraz z ołówkiem i zaczął
gorączkowo przewracać w nim kartki. - Phil..! Chodź no tu! -
wrzasnął na całą bazę Mikołaj. Nie minęła chwila a wzywany
yeti stanął w drzwiach gotowy do działania. Tymczasem w bazie
właśnie zjawiła się Wróżka Zębowa wraz ze swoimi małymi
pomocnicami.
- ...a co z Tokio, Budapesztem i Madrytem? Prace w Ameryce
Środkowej poszły do przodu ale za to w Europie Zachodniej jesteśmy
do tyłu. Dziewczęta, musimy nadrobić zaległości. Zarządzam
przeniesienie większej liczby wróżek do stref niecierpiących
zwłoki. Ale już, hop hop!! - Ząbek ponagliła wróżki rękami. -
O, witaj Piasek! - strażniczka podfrunęła do Piaska machając do
niego na powitanie. W tym samu czasie nieopodal nich w podłodze
otworzył się tunel a z niego wyskoczył Zając Wielkanocny. Nie
zdążył dobrze przywitać się z przyjaciółmi a już po jego
rozszedł się
dreszcz. Kangur od razu oplótł się szczelnie ramionami wydając z
siebie nie takie znowu ciche „brrr”.
-
Ja już tu prawie zamarzam a nawet tego małolata Frosta tu nie ma,
brrr..! - Zając ani myślał przestać narzekać. Piasek i Ząbek
spojrzeli po sobie jednocześnie kręcąc z dezaprobatą głowami.
-
Zając, przestań już tyle narzekać. Nie jest tu aż tak źle.. -
strażniczka wspomnień podfrunęła do uszatego. - A właściwie, to
gdzie jest Jack? - Wróżka zaczęła się bacznie rozglądać
dookoła w poszukiwaniu białowłosego. Jej malutkie wróżki również
przeszukiwały każdy najciemniejszy kąt Sali. - Mam nadzieję, że
dba o swoje kły.. - mruknęła pod nosem zmartwionym głosem.
-
To nawet i lepiej, że go tu nie ma. Nie będzie mi działał na
nerwach. - uszaty splótł łapy na piersi.
-
Kangur, znowu przeginasz. - niespodziewanie do pozostałych dołączył
Jack. Na jego twarzy, jak zawsze, widniał złośliwy uśmieszek co
było zwiastunem nadchodzącej kłótni pomiędzy nim a Zającem.
Chłopak przeszedł obok roześmianych elfów, które ogromnie
ucieszyły się na jego widok. Jakby od niechcenia Frost zamroził
najbliżej stojące stworzonko co wywołało u niego jeszcze większy
uśmiech. Reszta elfów podbiegła do uwięzionego w bryłę lodu
nieszczęśnika. Jeden z nich przez chwilę przyglądał się koledze
z zainteresowaniem po czym, jak gdyby nigdy nic, przystawił do lodu
wyciągnięty język chichocząc, który od razu przymarzł do
lodowej powierzchni. Biedny elf próbował odmówić się od lodu ale
ten przymarzła na amen. Inne elfy naokoło rechotały i śmiały się
z kolegów a Jack wraz z nimi. Mały elf rozciągający swój biedny,
skostniały język, widok przekomiczny po prostu.
-
Jack, czy mógłbyś nie zamrażać moich elfów, z łaski swojej?
Dziękuję. - do reszty dołączył North a za nim szedł Phil w
towarzystwie jeszcze dwóch innych yetich. Phil, jak tylko dostrzegł
na horyzoncie Jacka, od razu zmierzył go groźnym spojrzeniem od
stóp do głów. Białowłosy olał go totalnie i powrócił do
zaśmiewania się z elfów. Po głowie chodziły mu już kolejne
zmyślne psikusy a jego kolejnym celem miał być Kangur.
-
Dobra, skoro już jesteśmy w komplecie to Piasku, proszę, wyjaśnij
nam wszystko.
-
No dokładnie. - przytaknął Northowi Zając. - Chcemy wiedzieć o
co tu biega.
Piaskowy
pomachał rękoma aby uspokoić nieco towarzystwo lecz Jack miał coś
jeszcze do powiedzenia.
-
I czy ta cała Mo czy jak jej tam, rzeczywiście stoi po naszej
stronie bo jakoś nie jestem przekonany.
-
Od kiedy to jesteś takim pesymistą, Jack? - zagadnęła do niego
Wróżka ale ten tylko posłał jej krótkie spojrzenie.
-
Jakoś nie ufam tej blond cizi i tyle. - Frost skrzyżował ręce na
wysokości klatki piersiowej i z wyczekującym wyrazem twarzy patrzył
na Piaskowego Ludka. Ten, westchnął jedynie. Nie pozostało mu nic
innego jak tylko wyjawić część sekretu, którego był
powiernikiem przez blisko tysiąc pięćset lat. Strażnik snów
wzniósł ręce w górę a wokół niego i reszty zaczął formować
się złoty piasek. Zamiast zwyczajnych symboli, Piasek postanowił
przedstawić minione wydarzenia w postaci historyjki.
„Dawno
dawno temu, na długo przed nami, na Ziemi nie było strażników
snów lecz zwyczajni nieśmiertelni, którzy mieli opiekować się
ludźmi. Pierwsi niezależni nieśmiertelni, Matka Natura i Ojciec
Czasu z ukrycia mieli trzymać pieczę nad ziemskim ludem lecz nie
oni byli głównymi obrońcami ludzi. Za dnia, kiedy koszmary były
zbyt słabe by dręczyć ziemski lud Naturia i Czas pilnowali
porządku. Natomiast w nocy, kiedy na niebie pojawiał się księżyc
wraz z gwiazdami na Ziemię zstępowali Gwiezdni. Istoty pochodzące
z kosmosu, dobre i czyste. Od zarania dziejów Ich światło
rozpraszało mrok chroniąc ludzkość i planetę przed swym
odwiecznym wrogiem, Cieniem.
Gwiezdni inaczej Strażnicy Gwiazd, w ukryciu po dziś dzień walczą
o utrzymanie pokoju w galaktyce. Pewnie chcecie spytać, kim są
Gwiezdni... Otóż to pierwsi strażnicy jacy powstali w historii
wszechświata a pierwszą z nich była Artemisa, pierwsza Święta
Gwiazda, której moc i światło były tak wielkie, że za pomocą
miliardów gwiazd stworzyła barierę, Gwiezdną Tarczę, chroniącą
Ziemię i część galaktyki przed Nicością z Kosmosu. Jej
potomkowie do dzisiaj żyją wśród gwiazdozbiorów a ich zadaniem
jest utrzymywanie Tarczy i walka z Cieniem.
Jednak
tysiąc pięćset lat temu rozegrała się brutalna bitwa między
Gwiezdnymi a Cieniem.
Nicość prawie się przedarła przez gwiezdną barierę, wiele wiele
gwiazd wtedy upadło. I upadł jeden z dwójki Gwiezdnych zostawiając
swoją towarzyszkę samą na polu walki. Gwiezdni zostali zdradzeni
przez Mroka, który chciał sprowadzić Nicość na Ziemię by wśród
ludzi mógł zapanować wieczny i niekończący się strach. Tym
Gwiezdnym, który wtedy upadł, był sam Tsar Lunar, Pan Księżyc.
Oddał życie za swoją towarzyszkę Dominę Stellarum, której
pisane było zginąć podczas tej krwawej wojny. Jednak stało się
inaczej, gdyż Lunar bardzo kochał Władczynię Gwiazd i nie
pozwolił jej zginąć. Sam poświęcił się aby jego ukochana mogła
żyć i w przyszłości raz na zawsze przegnać Cień
z
galaktyki. Domina po śmierci Lunara popadła w ogromną rozpacz. Jej
smutek i ból były tak wielkie, że Gwiezdna obudziła w sobie swoje
uśpione moce. Za pomocą legendarnego zaklęcia Gwiezdnego Medium i
mocy Światła Odrodzenia, Dominie udało się wypędzić Nicość i
wskrzesić duszę Tsara Lunara tym samym zapieczętować ją na
zawsze na księżycu. Jednakże ceną za użycie tak potężnego
Medium była utrata nieśmiertelności. Bitwę ostatecznie wygrała
Gwiezdna Strażniczka lecz cena zwycięstwa była ogromna. Odtąd,
Gwiezdna sama musiała bronić planety. Medium, które wskrzesiło
Lunara trwać będzie tylko wtedy jeśli oboje już nigdy się ze
sobą nie spotkają, nie spojrzą na siebie ani do siebie nie
przemówią. Wyjątkiem będzie śmierć Dominy. Wtedy Lunar będzie
mógł opuścić księżyc. Jej energia życiowa przejdzie na niego i
pozwoli mu odzyskać pierwotną postać. Zdrajca Mrok będzie czekać
na śmierć Dominy bo tylko wtedy będzie mógł otworzyć drogę
Nicości. Gwiezdna jest nadzieją, bramą i ostatnią przeszkodą na
drodze Mroka i Cienia.”
Piasek zakończył swoją opowieść. Czekał na reakcję
pozostałych, którzy tylko patrzyli na niego wielkimi oczami
przepełnionymi ogromnym zdziwieniem. Strażnik snów nie dziwił im
się. Gdyby to jemu ktoś opowiedział taką historyjkę z pewnością
wziąłby ją za bajkę na dobranoc. Za zwykłą bujdę. Ale ta nią
nie była. Wszystko co im opowiedział było najszczerszą prawdę.
No, pominął parę szczegółów, takich jak to, że Domina żyje do
dzisiaj i to, kim ona tak naprawdę jest.
-
A niech mnie.. - jako pierwszy odezwał się North. - Najpierw
chciałbym coś ustalić. Skoro Księżyc nie jest tak naprawdę kimś
za kogo go braliśmy to kim on tak naprawdę jest? - spytał. Rękami
zaczął przeczesywać swoją siwą brodę a jego pytające
spojrzenie utkwiło się strażniku snów. Piasek pokazał kilka
złotych symboli układając z nich swoją odpowiedź.
-
Tsarem Lunarem, Gwiezdnym, który liczy tysiące lat i
najpotężniejszym strażnikiem. Tyle to ja sam wiem ale kim on był
przed tym całym zapieczętowaniem? - dopytywał Mikołaj.
-
Chyba nie śledziłeś bacznie historii Piaskowego Ludka, drogi
Nicolasie. - rozległ się obcy kobiecy głos. Strażnicy,
zaalarmowani zaczęli się gorączkowo rozglądać po Sali. Jack od
razu rozpoznał Jej głos. Frost jako pierwszy odnalazł wzrokiem Mo,
która stała w cieniu oparta o jedną z kolumn. Ręce miała
skrzyżowane na piersi i z rozbawieniem przyglądała się
strażnikom. Na jej widok Piasek uśmiechnął się szeroko i od razu
podleciał do dziewczyny. Przywitał się z nią w czułym uścisku a
ze złotego piasku utworzył na jej głowie złocisty diadem, który
po kilku sekundach rozbłysł jasnym światłem, przemienił się w
srebrny pył i pognał do reszty w postaci malutkich koliberków.
Mo
uniosła prawą dłoń. Wyprostowanym palcem zrobiła w powietrzu łuk
a złoty senny piasek jej wujka zamienił się w srebrne koliberki.
To było ich takie małe powitanie. On tworzył coś dla niej ze
swojego piasku a ona go przemieniała w swój srebrny odpowiednik.
-
Skąd się tutaj wzięłaś? Jak zdołałaś przemknąć się obok
yetich pilnujących wejść? - zdezorientowany North patrzył
zaskoczony na Gwiezdną lecz ta spojrzała na niego tym swoim
przenikliwym zarazem chłodnym wzrokiem.
-
Nie jest to takie trudne. Dziecko dałoby radę się tu włamać. -
dziewczyna machnęła lekceważąco ręką. Jednak po chwili
spojrzała poważnie na Mikołaja.
-
Na coś ty tu przylazła? - Jack zaczął iść ku Mo z groźną
miną. Pewniej ścisnął swoją laskę aby być w każdej chwili
gotowym do ataku. Ta dziewczyna, nie wiedzieć czemu ale strasznie
działała mu na nerwy. Jeszcze bardziej niż sam Kangur. Mo widząc
ciskający błyskawice wzrok białowłosego odpowiedziała mu tym
samym lecz na jej twarzy nadal widniał stoicki spokój.
-
Mam dla was podajże dość istotne informacje i... - Mo utkwiła
swoje zielononiebieskie oczy w Jacku - ..pewną propozycję.
____________________________________________________________________________
No
witajcie kochane myszki moje :) Wiem, rozdział miał ukazać się
dopiero jutro ale już tak nie mogłam się doczekać Waszych
komentarzy i w ogóle. Poza tym, mam wielkiego stresa. Jutro mam
ważny egzamin, jestem na niego w miarę przygotowana ale jakoś
zaczynam się denerwować na samą myśl o nim. I aby się "nie
uczyć" robię wszystko inne tylko nie to co akurat muszę, Wy
też tak macie? Czekam na Wasze opinie co do nowego rozdziału. A, i
jak są jakieś błędy to śmiało, wytknijcie mi wszystkie ;)
P.S. Przepraszam za różną czcionkę :)
Jestem pierwsza, jestem pierwsza~!
OdpowiedzUsuńRozdział trzymał mnie w napięciu do samego końca i pozostawił po sobie niedosyt :). Bardzo podoba mi się relacja Mo i Jacka... I mam nadzieję,że wyniknie z tego coś więcej a niżeli próby zabicia się ;).
Błędów nie zauważyłam, może jeden czy dwa stylistyczne jednak nie jest to nic poważnego :D.
Przyznaję, że mam dokładnie tak samo, haha~. Nie stresuj się. Polecam jakiś dobry serial typu Supernatural albo Sherlock, są lekkie i pomagają zwalczyć nerwy (przynajmniej mi XD).
Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejne rozdziały :*
Kochana, dziękuję za miłe słowa. Trochę mi pomogły :)
OdpowiedzUsuńJestem ! Wreszcie rozdzoał już nie mogłam się doczekac kiedy będzie :D Udało ci się sprawic, że podczas czytania uśmiech nie schodził mi z ust. Mo i Jack muszą byc razem no XD Jak to mówią od nienawisci do miłosci co nie XD? Ogólnie wspaniały rozdział. Czekam na więcej. Buziaczki :3 I powodzenia na egzaminie :D
OdpowiedzUsuńKochana Olu,
OdpowiedzUsuńdzięki za miłe słowa. Co do egzaminu.. ( lepiej przemilczę ten temat ). Jack i Mo.., no tego to nie zdradzę czy będą razem czy też nie. Sama do końca jeszcze nie wiem ale mam już gotowy zarys całej historii. Mo jest nie tylko latami starsza od Mroza ale także fizycznie. Z wyglądu nie można jej dać więcej niż 25 lat. Z całą pewnością Was zaskoczę, a przynajmniej mam taką nadzieję :)
Jedno jest pewne. Ta dwójka nieźle namieszać, to Co mogę na sto procent obiecać :D
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje ale przez bardzo długi czas nigdzie się nie udzielałam i w obecnej chwili postanowiłam to nadrobić. Hehe...
Rozdział jest po prostu genialny. Zawsze jak czytam twoje opowiadanie to nie mogę usiedzieć z emocji. Piszesz tak rewelacyjnie,że aż przeżywam wszystko tak jakbym to ja brała w tym udział. Bardzo mi się podobał ten rozdział. ;)W obecnej chwili nie mogę się doczekać jak rozwinie się relacja po miedzy Mo i Jackiem. ;p Ich rozmowy są świetne, aż się troszkę boje co to będzie dalej. Oby tylko się nie pozabijali. xD
Nie przedłużając...idę dalej czytać, więc do usłyszenia pod następną notką. ;p
Witaj, kochana!
OdpowiedzUsuńJak dawno Cię u siebie nie gościłam. Cieszę się, że do mnie zajrzałaś. Nawet nie wiesz jak bardzo podbudowały mnie Twoje słowa. Właśnie piszę nowy rozdział i wiesz co ci powiem? Dałaś mi niezły zastrzyk weny, dzięki Ci wielkie Kitsune :*