Poszukiwać.
Gonić.
Dosięgać.
Człowiek,
jeśli na czymś mu zależy, jest w stanie zrobić wszystko, by to
osiągnąć. Czasami są to rzeczy błahe, niemające żadnej
większej wartości. Takie zachowania ukazują, jak bardzo ludzie
potrafią być płytcy, zachłanni i chciwi. Jednak istnieją
przypadki, kiedy nie zachłanność czy chciwość kierują naszymi
sercami, tylko szczere pragnienie. Uczucie. Czyste i nieskażone.
Jeśli
kogoś naprawdę kochasz, jeśli masz w sobie wystarczająco dużo
siły, by odnaleźć, a co najważniejsze, ochronić swoje szczęście,
to nie trać ani sekundy! Każda jest na wagę złota, więc nie
marnuj ich. Znajdź w sobie odwagę i walcz. Dosięgnij to, co daje
ci siły do życia. Ocal coś lub kogoś, kogo kochasz.
***
Zimny
ogień. Manen widziała w oczach strażnika zabawy coś, czego w
życiu się po nim nie śmiała spodziewać. Jego słowa zaskoczyły
ją, to prawda, jednak nie zdenerwowały. Odkąd przybyła do swojego
rodzinnego domu, czuła w sobie dziwny spokój. Łzy płynęły wolno
po jej bladych licach, niepowstrzymywane przez nią w żaden sposób.
Wreszcie nie wstydziła się ich. Wiedziała, że to nie są łzy
smutku, ale determinacji. Mimo iż dawno temu wylała morze łez, dla
Amora była w stanie wylać co najmniej drugie tyle.
Jack
nie przestawał mierzyć ją wzrokiem. Ten pretensjonalny wyraz
twarzy i... to spojrzenie podziałało na Manen niczym zaklęcie.
Wpatrzona w niego, zapomniała na chwilę o reszcie strażników,
którzy patrzyli na nią i na Frosta. Jeszcze nigdy Jack nie wydał
jej się tak łudząco podobny do jej starszego brata, jak w tamtym
momencie. Aż nabrała przemożnej ochoty do porwania chłopaka w
swoje ramiona i rozpłakania z tęsknoty za Lunarem.
Nastała
cisza jak makiem zasiał, zakłócana jedynie nierównymi oddechami
strażników, z jednym wyjątkiem. Gwiezdna bez słowa minęła
Frosta i wolnym krokiem skierowała się do wyjścia. Gdy zrównała
się z Czasem, zadarła lekko (a zarazem dumnie) głowę do góry.
Starzec złapał dziewczynę za łokieć w ostatniej chwili, jednak
Mo wyrwała go z powrotem. Spojrzała na swojego opiekuna hardo,
jakby to ona udzielała reprymendy jemu. Czas wyczytał z jej miny,
że ona już niczego ukrywać nie zamierza.
– Nie
wolno ci – rzekł cicho, niemal błagalnie. Gwiezdna popatrzyła w
oczy Dziadziusiowi. W końcu uśmiechnęła się pod nosem,
odwracając od niego spojrzenie i przenosząc je na otwarty korytarz
przed nią.
– Mnie
wolno wszystko. – Powiedziawszy to, po prostu odeszła, zostawiając
resztę w zbrojowni. Jednakże zatrzymała się, będąc już kilka
dobrych metrów od nich. Nie odwracając się, powiedziała: – Nie
chcę i nie będę chować się po kątach. Odbiję Amora za wszelką
cenę, czy ci się to podoba, czy nie... Nadszedł czas, by pokazać
światu prawdę. Zasługujecie, by ją wreszcie poznać... – dodała
na koniec już nieco ciszej, dzięki czemu strażnicy nie dosłyszeli
jej słów w pełni.
Strażnik
czasu nie wiedział, co zrobić. On, mędrzec spoza czasu, powiernik
wszelakich tajemnic, nie wiedział już, co począć, by zatrzymać
tą nieusłuchaną dziewuchę. Jej ostatnie decyzje podjęte pod
wpływem emocji wydawały mu się nie tylko błędne, a
katastrofalne. Domina z każdym krokiem zbliżała się do
swego zgubnego końca, o którym wiedział jedynie on. Próbował
jakoś na nią wpłynąć, przemówić do rozumu, ale Manen była
uparta bardziej niż osioł. Jak coś sobie wbiła do głowy, nie
było sposobu na wyperswadowanie jej tego. Jej upór, zawziętość
oraz trudny charakter nieraz okazywały się niefortunną mieszanką.
Gdy
chciał już bezradnie zwiesić obie dłonie, w podjęciu dalszej
decyzji wyręczył go Frost.
– Mamy
tak po prostu pozwolić jej odejść?! – Strażnik zabawy stanął
przed Dziadziusiem. Był zły. Swój kij trzymał wyciągnięty i
pokazywał wściekle kierunek, w którym udała się Mo. – Po moim
trupie! – wrzasnął na całe gardło i wyleciał ze zbrojowni.
– Jack,
stój! – North chciał zatrzymać chłopaka, jednak nim dokończył
swoje zdanie, po Jacku nie było już ani śladu. – To się
porobiło...
– Trzeba
lecieć za nimi, trzeba... – Zębuszka, cała w panice, także
chciała wylecieć za tamtą dwójką, jednak została powstrzymana
przez zrezygnowany głos strażnika czasu.
– Manen
ma rację. – Jego głośny szept rozniósł się po pomieszczeniu z
bronią. Czwórka strażników marzeń spojrzała na niego pytająco.
– Prędzej czy później prawda i tak się wyda. Już wystarczająco
długo była ukrywana. – Staruszek zgarbił się nieco, mocniej
ścisnął swoją laskę, na której się wsparł. W międzyczasie
Piasek i North wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
– O
czym ty mówisz, koleś? – Zając z miną mówiącą, że
kompletnie przestał ogarniać sytuację, popatrzył na Dziadziusia,
krzyżując łapy na piersi.
– Rozejrzycie
się. Wiecie, gdzie dokładnie jesteśmy?
– Eee,
w tym... jakimś tam grobowcu, chyba... – Zając podrapał się za
uchem.
– To
nie jest jakiś tam zwyczajny grobowiec... – westchnął Czas. Na
te słowa jego ręce opadły do samej podłogi. – Rozejrzyjcie się.
Spójrzcie na obrazy. Przyjrzyjcie się im uważnie. Kogo na nich
widzicie? – Jego towarzysze zaczęli dokładnie przyglądać się
majestatycznym malowidłom na kryształowych ścianach. Nie trzeba
było długo czekać na ich zdziwione reakcje.
– Przecież
to... – Aster, który przykicał do jednego z portretów
przedstawiającego samego Lunara, nie mógł oderwać wzroku
od namalowanej, uśmiechającej się lekko postaci. Wydawała mu się
taka znajoma. Jakby znał tego kogoś od bardzo, bardzo dawna.
Rzuciło mu się w oczy spore podobieństwo tego młodego mężczyzny
do Manen. – Kto to jest? – spytał po chwili. Rozejrzał się
wokół. W pewnym momencie jego bystre spojrzenie spoczęło na
największym obrazie. Był na nim ten sam srebrzystowłosy osobnik.
Jego postawa oraz emanująca od niego aura sprawiały, że chciało
się opuścić głowę w geście szacunku. Wtedy doszło do niego coś
istotnego. Niemal identyczną aurę roztaczała wokół siebie Mo.
Zębuszka
podfrunęła do strażnika nadziei i wylądowała obok niego, także
zapatrując się w największy w sali portret. Tak samo jak Zając,
nie mogła oderwać wzroku od postaci chłopaka. Jej też wydał się
dziwnie znajomy. I podobny do Manen.
– To...
– Czas podszedł powoli do pozostałych. Stukot jego laski rozniósł
się po pomieszczeniu wraz kolejnymi słowami: – To jest Mim,
starszy brat Manen. Jednakże wy znacie go jako... Pana Księżyca.
To Tsar Lunar.
Frost
musiał się postarać, by dogonić Gwiezdną, która była już
blisko wyjścia z pałacu. Nim ta zdążyła opuścić gmach, Jack
użył lodowego zaklęcia i zablokował je. Lodowy pocisk trafił w
kryształowe wrota, zamrażając je niemal na kość. Spodziewał się
wybuchu gniewu u blondynki, jednak tym razem nic podobnego się nie
stało. Dziewczyna przystanęła przy zamarzniętych drzwiach,
przyłożyła rękę do lodu, a ten, pod wpływem jej dotyku, zaczął
się powoli topić.
– Nie
zatrzymasz mnie, matołku. – Odwróciła się w jego stronę
powoli, sięgając jednocześnie po miecz na plecach. Zmierzyła go
poważnym spojrzeniem, przez co Jack omal nie schylił głowy. Ale
nie dał się pokonać tak szybko.
– Nie
wiem, na co ty w ogóle liczysz – zaczął duch zimy, podchodząc
do Gwiezdnej powolnym krokiem. – Według ciebie Amor naprawdę jest
wart takiego poświęcenia? Rzucisz wszystko i pobiegniesz mu od tak
na ratunek? Dlatego, że go... kochasz...?
– Nie
oczekuję ani nie chcę twojego zrozumienia.
– Ale
ja chcę zrozumieć! – krzyknął strażnik zabawy na cały
korytarz. Jego krzyk rozniósł się echem po pałacowych
zakamarkach, które od wieków były pogrążone w absolutnej ciszy.
– Za kogo ty się uważasz? Podejmujesz decyzje, jakbyś to ty była
Tsarem, a nie Pan Księżyc. – Te słowa Mo pozostawiła już bez
komentarza. Jedynie popatrzyła na Frosta z lekkim uśmiechem,
maskującym smutek na swojej twarzy.
– Oj
matołku, matołku... – Mo westchnęła, po czym obdarzyła Jacka
jeszcze szerszym uśmiechem. – Kiedy ty wreszcie pojmiesz prawdę?
Odpowiedzi na wszystkie twoje pytania masz tuż przed nosem.
Znajdujesz się w domu samego Lunara, w moim własnym domu, który aż
jest przepełniony poszukiwanymi przez ciebie odpowiedziami.
Wystarczy tylko, że się rozejrzysz... Zacznij wreszcie widzieć, bo
jak na razie, to jedynie patrzysz. – Po tych słowach Manen
obróciła się na pięcie i opuściła pałac, zostawiając
zdębiałego Frosta na środku korytarza.
Jack
nie wiedział, co myśleć. Słowa Gwiezdnej odbijały się niczym
echo w jego głowie. Odpowiedzi, których on tak usilnie szuka... są
tutaj, w tym grobowcu? To oznacza, że miałby szansę na rozwikłanie
zagadki o Manen. Korciło go strasznie, by zacząć przetrząsać
calutki gmach w poszukiwaniu nurtujących go informacji, ale pokusa
udania się w dalszą pogoń za Mo okazała się zbyt wielka. Po
kilku minutach rozważań postanowił, że wszystkimi swoimi
pytaniami bez odpowiedzi zajmie się kiedy indziej. Teraz
najważniejsze było dla niego to, by podążyć za Gwiezdną i...
dalej nie wiedział, co jeszcze. Po prostu chciał za nią lecieć,
więc tak uczynił.
Ruszył
ponownie za blondynką, jednak tym razem postanowił sobie, że nie
pozwoli jej tak szybko odejść.
– Hej!
Stój! – krzyczał za nią, jednak ona była głucha na jego
wołanie. Śmiało zmierzała przed siebie nie patrząc na nic. Udało
mu się ją dogonić i złapać za ramię, nim ta zdążyła przejść
przez portal. – Jeszcze z tobą nie skończyłem!
– Ale
ja skończyłam, Jack! – Mo odwróciła się do niego szybko.
Chłopak popatrzył na nią przez chwilę ze zdziwieniem, ponieważ
Mo użyła jego imienia. Nie nazwała go matołkiem, nie użyła
innego wyzwiska. Z jej pełnych ust wydobyło się jego prawdziwe
imię. – Powinieneś wracać do reszty. Tam przynajmniej
dowiedziałbyś się tego, czego tak bardzo chcesz. Na co jeszcze
czekasz...? – spytała, patrząc Jackowi prosto w oczy.
– Nie
– odrzekł jej hardo strażnik zabawy. – Nigdzie się nie ruszę.
Jeśli mam poznać odpowiedzi, to tylko i wyłącznie od ciebie. I
nie chcę, byś poszła sama na pewną śmierć!
Między
nimi zapadła cisza. Mo wlepiła w białowłosego zszokowane
spojrzenie. Słowa strażnika wytrąciły ją z równowagi. Jack się
o nią martwi... O nią... W jej głowie zaczęło się rodzić
pytanie dlaczego? Dlaczego on się martwi i to właśnie o nią?
Przecież nie przepadają za sobą. Nie przyjaźnią się. Każda ich
wspólna rozmowa kończy się zażartą kłótnią lub dochodzi do
rękoczynów. A teraz? Manen patrzyła Frostowi głęboko w oczy.
Były one tak strasznie podobne do oczu jej brata. Biła z nich
niemal identyczna siła, która paraliżowała ją, sprawiała, że
miała ochotę patrzeć w te oczy godzinami. Nim pomyślała nad tym,
co robi, było już za późno. Jej drobne ramiona otoczyły ciało
Jacka i zwarły w silnym uścisku. Jednocześnie wtuliła się w
chłopaka, zaciągając się przyjemnym zapachem zimy. Od razu
spodobała jej się ta woń, choć pierwszy raz miała z nią tak
bliską styczność.
– A
ja nie chcę, byście wy wszyscy zginęli. Byś ty zginął... –
szepnęła mu do ucha, przełykając z trudem łzy. Tuliła do swojej
piersi ducha zimy coraz mocniej, jakby bała się, że ten nagle jej
ucieknie.
Taki
gest ze strony Manen kompletnie zszokował Frosta. Gdy poczuł jej
ciepło tak blisko, zaniemówił. Ale oddał uścisk. Jego ręce
również objęły Mo w talii i przyciągnęły do siebie jeszcze
bliżej. Jej niemożliwie gorące ciało nawet przez kilka warstw
ubrań przyjemnie grzało jego wiecznie zimną skórę i całą
resztę ciała. Trwali tak przez dłuższy moment. Zarówno on, jak i
ona nie chcieli oderwać się od siebie, aczkolwiek musiała nadejść
wreszcie ta chwila. Gwiezdna odsunęła się od chłopaka na
odległość wyciągniętych ramion. Ich spojrzenia ponownie się ze
sobą spotkały, ten ostatni już raz. Mo odwróciła się powoli,
lecz znowu została zatrzymana przez Jacka. Jego chłodna dłoń
splotła się z tą ciepłą należącą do Gwiezdnej.
– Nie
idź. – Błagalny szept dotarł do uszu Mo, przez co ta zamknęła
swoje oczy, mocno zaciskając powieki. Uśmiechnęła się, nadal nie
otwierając ich, a kiedy już to zrobiła, Jack niemal z miejsca
utonął w ich głębi. Blask tychże oczu pochłonął go bez
reszty.
– Muszę
iść – szepnęła w odpowiedzi. Sięgnęła po drugą dłoń
chłopaka. Jego zimne palce zetknęły się z jej ciepłymi, co Jack
odczuł natychmiastowo. Przez opuszki palców po całym jego ciele
rozlało się niesamowicie przyjemne uczucie gorąca. – Zrozumiesz
mnie, gdy sam będziesz zakochany.
Dobrą chwilę zajęło
Frostowi otrząśniecie się, a gdy już tak się stało, Gwiezdna
opuściła wymiar. Dalsza pogoń za Mo była już bezsensowa. Nie
mógł za nią iść. Sam nie dałby rady otworzyć przejścia, a
Czas i reszta strażników nie puściłaby go samego. Nie pozostało
mu nic innego, jak tylko wrócić do przyjaciół. Białowłosy
westchnął zrezygnowany. Prawą dłoń przyłożył do swego wciąż
rozkołatanego serca, które ani myślało się uspokoić. Coś,
czego chłopak nie potrafił nazwać zaprzątało jego umysł, jak i
bijący nierówno mięsień w klatce piersiowej.
Wreszcie nadszedł czas,
aby kolejna faza planu jego władczyń się rozpoczęła. Mimo, iż
nic nie miał do uwięzionego strażnika, którego sam tu przytachał,
nie zrobił nic by mu jakoś pomóc, czy ulżyć w cierpieniu.
Bezwzględnie wykonywał powierzone mu rozkazy. Nie okazywał
litości, choć... nie okazywał także zbytecznego okrucieństwa.
Nie posuwał się dalej, niż było to konieczne. Pamiętał
doskonale, iż głównym celem jest zarówno strażnik miłości, jak
i ta tajemnicza Gwiezdna. Oni oboje muszą zginąć aby jego królowe
mogły wyjść z ciemności, w której to zostały dawno temu
uwięzione. On sam również był jej więźniem, jednak nic, nawet
unicestwienie światła, nie uwolni go z jego osobistego więzienia.
On już nigdy nie zazna prawdziwej wolności...
_________________________________________________
Cóż mam powiedzieć...!
Jest mi tak przykro. Naprawdę. Zawiodłam Was, wiem to doskonale. Niemoc i bezradność teraz przeze mnie przemawiają. Jednak wycisnęłam z siebie ile tylko się dało. Owocem mojej "pracy" jest o to ten mały rozdzialik. Pewnie macie ochotę mnie zabić. Proszę bardzo, zasłużyłam.
Mamy święta, dlatego życzę Wam wszystkiego dobrego, samych sukcesów no i tego, co sobie tylko życzycie. Żebyście byli zawsze szczęśliwi..!
Do usłyszenia,
Moon.