7/23/2016

Rozdział 5 - Współpraca?!



    Jack patrzył podejrzliwie na Mo, która stała nadal oparta o filar i wlepiała w niego te swoje błyszczące, bystre i cwane oczka. Choć praktycznie się nie znają to Frost wiedział, wręcz był przekonany, iż ta dziewczyna chowa diabła za skórą. Ktoś, to posiada taki temperament i takie spojrzenie musi być jakoś spokrewniony z szatanem, po prostu nie ma innej opcji. Niespodziewanie Mo ziewnęła potężnie co wytrąciło lekko Jacka z równowagi.
    - Oooaaaa... - wyrwało się blondynce. Ziewając odchyliła głowę do tyłu, zamknęła na moment oczy i zakryła sobie usta dłonią. Na koniec zamlaskała kilka razy a kiedy ponownie spojrzała na białowłosego, na jego zdziwioną minę, lekko się zawstydziła. Nie odrywając od ust ręki patrzyła na Jacka przez kilka sekund. Na jej policzkach namalowały się delikatne rumieńce. Frost od razu to zauważył. - Nie gap się tak na mnie, matołku. Nie widziałeś ziewającej kobiety czy co? - burknęła niemiło i spojrzała w bok nadymając śmiesznie swoje zaczerwienione policzki.
    - Nie... nie nazywaj mnie tak..! - krzyknął Frot reagując dopiero po dobrych kilku sekundach przez co jego zdenerwowanie nie wypadło zbyt przekonująco.
    - To znaczy jak? - spytała blondyna. Przechyliła głowę lekko w prawą stronę i splotła ręce na biuście.
    - No, że jestem matołkiem..! - Jack podniósł głos już mocno poirytowany. W Mo uderzyła pojedyncza fala zimna pochodząca od białowłosego, który zaczynał tracić panowanie nad emocjami.
    - A więc jednak nim jesteś..! - wykrzyczała radośnie i aby wkurzyć chłopaka jeszcze bardziej klasnęła w dłonie. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech odsłaniający rząd idealnie równych zębów mieniących się wręcz magiczną poświatą niczym gwiazdy w kryształowo jasną noc. Toothianie na ten widok aż dech zaparło w piersi. Niczym błyskawica pognała do dziewczyny po drodze spychając Jacka ze swojej drogi.
    - Na wszystkie trzonowce tego świata.... - wydusiła z siebie pełna zachwytu. Nie potrafiła się powstrzymać by nie wsadzić rąk do ust Mo. - Dziewczęta, musicie to zobaczyć! - pisnęła. Jej małe wróżki jak na rozkaz znalazły się przy swojej królowej. Im tak samo jak Zębuszce na widok zębów Manen odciął się dopływ tlenu na kilka sekund.
    - Aaa...aaa.AAAAA..!!! - Mo oderwała się jak oparzona od strażniczki wspomnień. Popatrzyła na nią jak na wariatkę, która właśnie uciekła ze szpitala dla obłąkanych. - Odbiło ci czy jak?! - wrzasnęła Mo wycierając wierzchem rękawa swojej kurtki pozostałości po ślinie na twarzy.
    - Wybacz ale twoje zęby... Normalnie coś wspaniałego! Nawet Jacka kły tak nie błyszczą. Twoje kły to to to.... To nie zęby to prawdziwe perły, diamenty, gwiazdy lśniące na niebie! Ach, są idealne... - westchnęła na koniec rozmarzonym głosem. Niektóre małe wróżki z zachwytu aż zemdlały... Mo omiotła Wróżkę Zębową spojrzeniem „lepiej się lecz, kobieto” i zrobiła dla pewności dwa kroki w tył. Zębuszka odwróciła się do białowłosego.
    - Wybacz Jack, ale jej zęby biją twoje na głowę. - powiedziała i odfrunęła kawałek szepcząc coś zawzięcie do swoich wróżek. W pewnym momencie zachichotały wspólnie po czym oddaliły się jeszcze bardziej od pozostałych. Mo patrzyła na Zębuszkę kompletnie wytrącona z równowagi i z otwartą buzią.
    - Ma swój świat dziewczyna, nie ma co... - skwitowała. North wraz z Piaskiem i Zającem pokiwali w tym samym momencie głową przyznając Gwiezdnej rację. - Wracając do sprawy.. - rzekła Mo patrząc na Wróżkę lecz po chwili ponownie skupiła swój wzrok na pozostałych -..mam dla was pewne informację odnośnie Mroka. Zlokalizowałam jego nową kryjówkę. Odkąd nie musi się ukrywać pod ziemią znalazł sobie nową dziurę w Hongkongu. Skubany.. - zaśmiała się pod nosem - właśnie tam znajduje się drugie największe ujście czarnej energii.
    - Dlaczego nam pomagasz? - spytał podejrzliwie Frost. Dziewczyna spojrzała w jego błękitno lodowe i zimne oczy. Oprócz chłodu doszukała się w nich również odrobinę zainteresowania lecz zdecydowanie przeważał w nich chłód. Mo nie odpowiedziała od razu. W głowie starała się dobrać odpowiednie słowa ale patrząc w oczy Jacka nie potrafiła się należycie skupić. Przyjrzała się jego oczom dokładniej. Tak jak myślałam. To samo spojrzenie, ta sama bijąca od niego siła.. pomyślała. Zapatrzyła się na białowłosego. Ogarnęła ją nostalgia, w głowie pojawiły się wspomnienia sprzed wieków. Obrazy, jak żywe, ukazywały się jeden za drugim. Ona i jej brat razem patrolują orbitę. Ona i Mim, jej kochany Starszy brat, ramię w ramię walczą ze sługusami cienia. Ona i on, razem. Zawsze razem.., aż do TAMTEGO dnia. Pomimo długich stuleci ból po stracie brata był wciąż dla Mo taki sam. Poczuła, że do oczu cisną się jej łzy więc aby nie pozwolić im popłynąć, Gwiezdna zamknęła oczy i skierowała twarz w bok.
    Jack poczuł na sobie jej spojrzenie. Bezczelnie wlepiła w niego te swoje ładne oczka jakby chciała z niego wyczytać jego wszystkie sekrety i tajemnice. Na początku patrzyła badawczo, z zaintrygowaniem ale z sekundy na sekundę jej wzrok stawał się coraz smutniejszy i przygnębiony a zanim odwróciła pospiesznie głowę, zdążył jako jedyny zauważyć napływające jej do oczu łzy.
    - Dlaczego chcesz nam pomóc? - spytała Tooth. Mo po chwili podniosła na nią swój wzrok. Jack spostrzegł, że po łzach nie było już ani jednego śladu. Blondynka za to uśmiechnęła się delikatnie i prawa ręką podrapała się z lekko zakłopotaną miną z tyłu głowy.
    - Tak szczerze to.., - zacięła się na moment - ..chciałam was przeprosić za moje ostatnie zachowanie, wtedy na Saharze. Miałam za sobą ciężką bitwę, odniosłam poważne rany, byłam mega zmęczona... Po prostu wyżyłam się trochę na was. Przepraszam. - powiedziała spuszczając głowę zawstydzona.
    - Nie gniewamy się, naprawdę. Mam rację chłopcy? - odezwała się Ząbek machnąwszy przy tym lekceważąco dłonią. Piasek od razu jej przytaknął natomiast Zając i Jack spojrzeli po sobie niepewnie. W szczególności Jack.
    - Było, minęło. - powiedział North i uśmiechnął się do dziewczyny. - Więc, jesteś gwiezdnym strażnikiem?
    - Tak, właśnie tak. - Mo odpowiedziała na pytanie Northa czując, że zaraz posypią się kolejne pytania i to nieszczególnie przez nią pożądane.
    - I Pan Księżyc też nim jest a raczej był, tak? - kolejne pytanie i Mo wiedziała, że Mikołaj ma zamiar przeprowadzić przesłuchanie z nią w roli głównej.
    - Tak, był. - odpowiedziała poważniejąc. - Do czego zmierzasz? - sama spytała. Posłała Northowi swoje ostrzegawcze spojrzenie.
    - Piasek opowiedział na historię, w której była mowa o Panu Księżycu i jak zginął w tej słynnej bitwie. Kiedy to było, znaczy się, kiedy rozegrała się ta wielka wojna? - spytał poważnie North. Teraz i on patrzył poważnie na stojącą w cieniu blondynkę.
Mo spojrzała na Piaska, który rzucił jej porozumiewawcze spojrzenie. Ta, odwdzięczyła się strażnikowi snów takim samym.
    - W przyszłym roku będzie obchodzona tysiąc pięćsetna rocznica wygranej. Podczas Balu Świateł w najdłuższą noc roku. - odpowiedziała a jej ton z każdym następnym wypowiedzianym słowem stawał się coraz zimniejszy. North to zauważył ale ani myślał zaprzestać pytań.
    - Jak długo jesteś strażnikiem? - spytał po dłuższej chwili milczenia. Mo zaśmiała się pod nosem i pokręciła kilka razy głową. Wiedziała, że tak będzie. Obdarzyła strażnika zachwytu wyzywającym spojrzeniem.
    - Chcesz wiedzieć ile mam lat.. To nieładnie pytać kobietę o wiek. - odpowiedziała wymijająco.
    - Mam pewną księgę. Są w niej wszyscy strażnicy, Gwiezdni również. - powiedział i skrzyżował ramiona na piersi.
    - I co w związku z tym? - Mo spojrzała na swoje paznokcie u prawej dłoni, udając, że to co mówi Święty mało wiele ją obchodzi. Całe szczęście, była dobrą aktorką.
    - Widnieje tam imię Manen obok imienia Tsara Lunara i.. - mówił a reszta słuchała go z zapartym tchem. Jack kątem oka spojrzał na blondynę. Gwiezdna zwęziła oczy i patrzyła zimno na Northa. Biła od niej niewyobrażalna pewność siebie i jakby taka.. wyższość. Patrzyła na Northa z góry, niczym siedząca na tronie królowa na swoich biednych poddanych ale jednocześnie szło wyczuć od niej pozytywną energię, która nie pozwalała na to by się jej bać.
    - Możemy porozmawiać na osobności? - znikąd pojawił się Ojciec Czasu. Niczym duch zmaterializował się między Mo a Northem, który z każdym zadanym pytaniem przybliżał się do blondynki. Na twarzy Dziadziusia, jak zwykle, gościł wielki serdeczny uśmiech. Jego nagłe przybycie przyprawiło resztę strażników o lekki zawał serca lecz Mo stała niewzruszona, niczym lodowy posąg.
    - O Matko Święta..! - krzyknął North jednocześnie łapiąc się za serce.
    - Przepraszam, że tak bez zapowiedzi ale mam do ciebie North bardzo ważną sprawę. - powiedział to takim tonem jakby sprawa, z którą przybył rzeczywiście była jedną z tej kategorii „życia lub śmierci”. - To naprawdę bardzo ważne.
    North patrzył przez dłuższą chwilę na strażnika czasu starając się jakoś uspokoić swoje rozpędzone serce. Jack w tym czasie zbliżył się do Mo, która bacznie przyglądała się olbrzymiemu globusowi.
Za każdym razem jak się tu włamywała, a robiła to już dziesiątki jak nie setki razy, ten jeden z dwóch tutejszych obiektów fascynował ją najbardziej. Imponujących rozmiarów konstrukcja imitująca mapę świata, błyszczała wesoło a rozświetlały ją tysiące światełek. Każde światełko to wierzące w nich dziecko., pomyślała. Zaintrygowana zaczęła iść w stronę globusa. Kiedy tylko wyszła z cienia światło dzienne wlewające się przez liczne okna w suficie zapiekło ją w oczy. Mo skrzywiła się czując niemiłe pieczenie więc od razu sięgnęła po swoje okulary przeciwsłoneczne i założyła jej na nos.
    Frost obserwował dokładnie każdy ruch Gwiezdnej. Kiedy ta ruszyła w stronę Sfery Snów robiąc pierwszy krok jednocześnie wychodząc z cienia, zmrużyła mocno oczy, aż przysłoniła je ręką. Niecałą sekundę później w jej dłoni pojawiły się ciemne okulary, które pospiesznie założyła.
    North westchnął zrezygnowany. Był już o włos od poznania prawdy o tym co łączy Manen z Księżycem a tu niespodziewanie jego misterny plan został zniweczony przez Ojca Czasu. Gestem ręki dał znać Dziadziusiowi by ten ruszył za nim. Staruszek, nie czekając na dalszą zachętę, ruszył za Mikołajem do jego gabinetu, który służył Świętemu również jako pracownia.
    Piasek odprowadził tamtych dwoje wzrokiem przeczuwawszy, że powinien być przy tej rozmowie. Miał jeszcze jedno przeczucie a te, jak jego intuicja, nigdy go nie zawodziły. Czuł, iż kolejna osoba pozna Księżycowy Sekret.
    Mo czuła na sobie natrętne spojrzenia pozostałych w tym to najbardziej irytujące, należące do pana mrozu, Jacka. Udając, że nie widzi zachowania innych strażników stanęła na platformie. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który lekko rozświetlił jej oczy. Oczarowana, patrzyła na światełka jaśniejące niczym świeca w ciemnościach. Niespodziewanie podszedł do niej jeden z elfów Northa. Ten zaczął leciutko szarpać ją za nogawkę jej skórzanych czarnych spodni. Dziewczyna oderwała wzrok od globusa i spojrzała na stworzonko, które najwyraźniej coś od niej chciało. Nachyliła się nad elfem, który uśmiechał się do niej głupkowato, chwyciła go za czapkę i podniosła do góry. Gdy elf zaczął niekontrolowanie rechotać, bez żadnych większych ceregieli rzuciła go za siebie. Mały elf krzyknął z radości a reszta jego koleżków wydała z siebie głośne „uuuu”.
    - Ej, to żywa istota! - krzyknął zbulwersowany Jack. Mo prychnęła głośno pod nosem. Obejrzała się przez ramię w kierunku białowłosego obdarzając go kpiącym spojrzeniem.
    - Co ty nie powiesz? Ja ich przynajmniej nie zamrażam jak co poniektórzy.. - zaśmiała się na koniec i odwróciła tyłem do Frosta. Kiedy tylko jej oczy zarejestrowały, iż mały pomocnik Northa zaraz zaliczy niemiłe spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą, uniosła prawą rękę w górę i pstryknęła palcami. Elf niespodziewanie się zatrzymał za sprawą lewitującej, srebrnej poduszki z gwiezdnego pyłu. Cały i zdrowy, wylądował bezpiecznie na podłodze skacząc i śmiejąc się. Lot, jaki zafundowała mu Gwiezdna najwyraźniej bardzo mu się spodobał. Po sekundzie przy Mo ustawiła się kolejka małych elfów, które tak jak ich braciszek chciały sobie „pofruwać”. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich ignorując totalnie Jacka, któremu bardzo się to nie spodobało. Nachyliła się ku małym urwisom patrząc na każdego z osobna i potarmosiła najbliższemu czapkę na co skrzat się wesoło zaśmiał.
    - Moje małe urwisątka, ciocia nie ma teraz za dużo dla was czasu ale już niedługo znowu do was wpadnę i wtedy się razem pobawimy, obiecuję. - przyrzekła. Elfy posmutniały ale po chwili znowu się rozpogodziły. Blondynka uśmiechnęła się do nich ciepło. Lubiła te maluszki. Elfy przypominały jej, jej gwiezdnych podopiecznych i to dlatego zawsze była dla nich taka miła. Zawsze jak się zakradała do bazy bawiła się z pomocnikami Northa. W sumie, to dzięki niej tak naprawdę te małe nicponie są takimi uroczymi urwisami. Rozpieściła ich po prostu bo jak się tu im nie oprzeć? Są zbyt rozkoszne i gapowate..
    - Emm.., Mo, prawda? - do dziewczyny podfrunęła Wróżka Zębowa. Mo spojrzała na nią, dokładnie obserwując każdy ruch wróżki i skojarzyła ją od razu z przerośniętym kolibrem. Na samą myśl wkradł się jej uśmiech na twarz lecz szybko się opanowała.
    - Taaak, to moje imię. - odpowiedziała. Patrząc Ząbkowi prosto w oczy.
    - O czym mówił North? Dlaczego tak cię wypytywał? - Wróżka zbliżyła się do dziewczyny na co ta się odruchowo cofnęła. Strażniczka wspomnień to zauważyła i zmieszała się trochę. Oddaliła się nieco od nowo poznanej dziewczyny. Mo zauważyła, iż swoim zachowaniem sprawiła przykrość Ząbkowi.
    - Oj, przepraszam. Nie uprzedziłam was... - Mo wyciągnęła rękę w kierunku Toothiany. - To znaczy.. a lepiej wam pokażę. - cofnęła dłoń i zaczęła się rozbierać.
    - Ej, co ty wyprawiasz?! - Zając przykicał do Tooth i spojrzał zaskoczony zachowaniem blondynki na dziewczynę. Tymczasem Mo zdjęła okulary i skórzaną kurtkę. Pod spodem miała ciemnoszary tom z dużym dekoltem.
    - Nie żadne „ej” tylko Mo, jasne? - spojrzała na Zająca Wielkanocnego w taki sposób, że temu zrobiło się głupio.
    - Przepraszam. Wybacz.. Mo. - wymamrotał i zwiesił głowę. Jackowi aż szczęka opadła z wrażenia. Zszokowany patrzył na Kangura nie dowierzając swoim uszom i oczom. Ten, zawsze buntowniczy i gotowy do walki, i wiecznie wykłócający się z nim Kangur Kangurowaty, truchleje przy tej dziewczynie w ciągu sekundy..?! Cały świat dla Frosta w tym momencie stanął na głowie a kiedy zobaczył świeże blizny na ciele Gwiezdnej zrobił jeszcze większe oczy.
    Jednoczenie, w tym samym czasie w gabinecie Northa trwała interesująca rozmowa. North wiedział, że wpadł na trop czegoś DUŻEGO i obiecał sobie, że nie spocznie dopóki nie dowie się prawdy. Święty nie wiedział jeszcze wtedy, że wplątanie się w tą sprawę może go wiele kosztować.
    - O co chodzi? Co to za sprawa nie cierpiąca zwłoki? - spytał North podchodząc do masywnego biurka, na którym piętrzyły się tony papierów i sterty niedokończonych zabawek.
    - Chodzi o..., to bardzo delikatna, powtarzam delikatna, sprawa. Chodzi o Manen. - powiedział strażnik czasu.
    - Domyślam się. - rzekł Mikołaj i splótł ramiona na piersi. - Ona nie jest tylko strażnikiem, prawda? To ktoś znacznie ważniejszy.
    - Masz rację, mój drogi ale... Daruj, lecz przychodzę aby cię upomnieć, byś nie drążył już tej sprawy.
    - Co? Dlaczego?! - North zrobił krok w stronę Dziadziusia. Nagle do pomieszczenia wszedł Piasek. Dziadziuś i North spojrzeli na niego zaskoczeni. Ludek podfrunął do strażnika czasu i z zawrotną prędkością zaczął pokazywać mu złote symbole. Nie wiadomo jakim cudem ale Czas od razu pojął o co chodzi strażnikowi snów. Spojrzał na niego wielkimi oczami zdziwiony jego „słowami”.
    - To jest wykluczone, drogi bracie. - rzekł stanowczo Czas. W odpowiedzi dostał kolejną wiązankę obrazków. - Ja się na to nie zgadzam! - krzyknął Dziadziuś. North przyglądał się trochę zbity z tropu „konwersacji” Piaska z Czasem. Wyglądali jakby się o coś kłócili. Czas co chwila spoglądał na Northa ale ten nie wiedział o co może mu chodzić.
    - Sądzisz, że możemy powierzyć mu aż tak ważny sekret? - spytał po kilku chwilach ściszonym głosem Czas. Piasek energicznie pokiwał swoją złotą głową na tak. Strażnik snów był pewny, że zdoła przekonać Ojca do swoich racji. - Jeśli jesteś tego pewien to zgoda. Ufam ci, bracie. - Czas dał w końcu za wygraną na co Piasek bardzo się ucieszył. Przyfrunął do Northa, zrównał swoją złocistą pyzatą twarz z twarzą przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu.
    - Czy ktoś raczy mi wyjaśnić, co się tu przed chwilą stało? - spytał zdezorientowany Święty.
    - Piasek przekonał mnie, bym wyjawił ci najpilniej strzeżoną tajemnicę Księżyca. Księżycowy Sekret. - wyjaśnił Czas ale Mikołaj nadal nic z tego nie zrozumiał
    - Jaki Księżycowy Sekret? - dopytywał a jego oczy zalśniły ciekawskim blaskiem.
    - Chciałeś wiedzieć kim jest Manen. Powiedz mi, czego się o niej dowiedziałeś? - spytał Czas.
    - No więc, usłyszawszy to imię przypomniało mi się, że gdzieś już na takie natrafiłem. No i miałem rację. W księgozbiorach w tutejszej bibliotece jest bardzo stara księga. Opisani są w niej pierwsi strażnicy Wiary i także Gwiezdni. Tam było napisane, że Gwiezdna o imieniu Manen jest.. - North zaciął się na chwilę. Dwójka obecnych strażników patrzyła na niego spokojnie, czekając aż ten wyjawi im swoje rewelacje. - …, że Manen – zaczął mówić powoli i ostrożnie -.. jest żoną Tsara Lunara. - powiedział. Spojrzał na strażnika czasu a ten tylko zerknął na Piaska, który zrobił to samo. Oboje jednocześnie się uśmiechnęli co tylko wprowadziło Northa w jeszcze większe osłupienie.
    - To poniekąd jest prawdą.. - odezwał się po dość długiej chwili milczenia Czas. - ..lecz nie do końca. Owszem, Mo miała być jego żoną i formalnie nią jest ale to tylko zmyłka, aby ją chronić. - powiedział Dziadziuś.
    - Ale przed czym chronić? Nie rozumiem.. - North pokręcił głową kompletnie gubiąc się w nowo poznanych faktach.
    - Chronić przed Mrokiem.. i Przeznaczeniem. - Czas przybliżył się do Mikołaja. - North, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. To, co za chwilę usłyszysz, musi pozostać między nami. Nie wolno ci tego powtórzyć nikomu, rozumiesz? Nikomu! - Czas wraz z Piaskiem spojrzeli poważnie na Świętego. Ten, przejęty powagą sytuacji, przełknął głośno ślinę.
    - Zgoda, obiecuję. - rzekł po dłuższym zastanowieniu się. Piasek i Czas spojrzeli na siebie porozumiewawczo i w tym samym momencie kiwnęli głowami.
    - To Manen jest Gwiezdną, która wskrzesiła Tsara Lunara. To za nią zginął Księżyc. - Czas zaczął mówić coraz dumniej o swojej podopiecznej. - Mo jest młodszą, rodzoną i jedyną siostrą Tsara Lunara. To legendarna Domina Stellarum, Władczyni Gwiazd.
    Mo dotknęła szramy na swoim lewym obojczyku. Całe szczęście sam dotyk nie sprawiał już jej bólu, nawet poruszanie lewym ramieniem nie było już dla blondynki problemem i choć minęły dopiero dwa dni od początku gojenia się ran to blizna Mo wyglądała jakby miała co najmniej kilka tygodni.
    - O Jezuniu..! - wykrzyknęła Tooth i zakryła sobie szybko usta rękami. W mgnieniu oka znalazła się przy blondynce. - Kto ci to zrobił?!
    - Tak właściwie to nikt. To tylko „ostrzeżenia”. - Gwiezdna zrobiła palcami cudzysłów przy ostatnim słowie
    - Co masz na myśli mówiąc „ostrzeżenia”? - spytał podejrzliwie Zając. Patrzył jak zahipnotyzowany na okaleczone ciało strażniczki nie wiedząc czy tak na serio chce poznać odpowiedź na swoje pytanie.
    - Jeśli Tarcza ulega pęknięciom, mniejszym bądź większym, to samo dzieje się ze mną. Na ciele robią mi się takie rany, bo widzicie.. Tarcza to Gwiazdy. - Mo zaakcentowała ostatnie słowo. - A Gwiazdy to ja. To co się dzieje im, dzieje się mnie. Mam z nimi telepatyczny kontakt, widzę, słyszę i czuję to co one. - jej twarz posmutniała nagle. - Tylko ja jestem za nie odpowiedzialna. - spojrzała gdzieś w bok. Nie chciała się tu rozkleić a mało ku temu brakowało dlatego szybko wzięła się w garść, przywołała na usta uśmiech i odwróciła się ponownie do strażników.
    - To na pewno wielka odpowiedzialność. - Ząbek posłała blondynce współczujące spojrzenie na co Mo uśmiechnęła się delikatnie do niej.
    - Taa, Dziadziuś bez przerwy mi to powtarza ale kto by się tym przejmował. - po rak kolejny machnęła ręką i zaśmiała się pod nosem. Ponownie założyła na siebie skórzaną kurtkę z kapturem i okulary przeciwsłoneczne. Poprawiła jeszcze tylko swoje włosy wyciągając je zza kołnierza a ich blask oślepił stojącego nieopodal Frosta. - Widzicie, kiedy jestem po kolejnej walce ze sługusami Cienia lepiej się do mnie nie zbliżać, potrafię być..., wredna a do tego pyskata, wulgarna i niebezpieczna. Amorowi nie raz się już oberwało, więc wie już coś na ten temat, hahahha – zaśmiała się na wspomnienie sprzed kilku tygodni, kiedy prawie sprała Qupido na kwaśne jabłko.
    - To skoro jesteś taka „niebezpieczna”.. - Jack zrobił cudzysłów przy ostatnim słowie – to co tu jeszcze robisz? - spytał. Mo spojrzała na białowłosego kątem oka. Nie dała się sprowokować takim tanim chwytem, dlatego też odwróciła się w stronę Frosta, dumnie wypięła pierś do przodu i zadarła głowę do góry. Była wyższa od niego o parę centymetrów dzięki butom co niezmiernie ją cieszyło.
    - Robię to co chcę. A co, coś się nie podoba, matołku? - spytała patrząc wyzywająco na strażnika zabawy. Jego mina rozbawiła ją, więc uśmiechnęła się szeroko.
    Jej przesadna pewność siebie i ten uśmieszek doprowadzały Frosta do białej gorączki. Sam nie wiedział czym ta blondi tak go wkurzyła ale cokolwiek to było działało na niego jak czerwona płachta na byka. Chłopak wymierzył w dziewczynę swoją laską ledwo powstrzymując się by jej nie użyć. Obserwował ją bardzo dokładnie. Starała się uśmiechać ale jej oczy zdradzały wszystko, były zimne, smutne i obojętne. Ale najbardziej smutne.
    - Jeszcze raz nazwij mnie matołkiem to... - chciał powiedzieć, że nie zawaha się jej zaatakować ale Mo weszła mu w słowo.
    - To co? Zaatakujesz mnie? Ha! - krzyknęła rozbawiona. - Nie masz ze mną szans, ma-toł-ku. - dodała chłodnym tonem i przesylabizowała ostatnie słowo. Jackowi puściły nerwy. Tego już za wiele..!, pomyślał wściekły.
    - Doigrałaś się! - krzyknął i z prędkością światła posłał w kierunku Mo lodowy pocisk. Ta, stojąc w miejscu i nie ruszywszy się nawet o milimetr, wyciągnęła przed siebie prawą dłoń i jakby nigdy nic złapała lecący na nią pocisk. Jej dłoń zalśniła jasnym światłem a lód w ręku zamienił się w piękny gwiezdny pył. Przybliżyła dłoń do ust, dmuchnęła a pył rozwiał się mieniąc wszystkimi kolorami tęczy no i oczywiście kolorem srebra.
    - Taa, ale się boję. - powiedziała znudzonym tonem. - Moja propozycja dla was, to pomoc w schwytaniu Mroka. On jeszcze urośnie w siłę dlatego będziecie potrzebować pomocy, najlepiej kogoś, kto może obcować z czarną energią. - rzekła patrząc na Toothianę i Zająca, którzy patrzyli na nią z szeroko otwartymi buziami.
    Jack wyprostował się szybko. Sam nie wierzył w to, co przed chwilą zrobił. On naprawdę ją zaatakował..! Ale z drugiej strony, zasłużyła sobie na to, więc nie powinien w ogóle żałować tego co zrobił. Uśmiechnął się pod nosem i korzystając z okazji, iż Mo nie patrzy akurat na niego, ponownie ją zaatakował lecz tym razem nie jednym pociskiem ale całą serią. Wiedział, że blondynka nie ma szans na sparowanie takiego uderzenia.
    Mo odwróciła tylko na chwilę głowę od Jacka, dosłownie na kilka sekund, a ten zdążył ponownie ją zaatakować. Nie miała jak obronić się przed lecącymi w jej stronę lodowymi, i ostrymi, soplami. Jedyne co mogła zrobić to stworzyć osłonę z gwiezdnego pyłu i tak też zrobiła. Siła z jaką atak Jacka trafił w osłonę Gwiezdnej była na tyle duża, że Mo zatoczyła się kilka metrów do tyłu. Niektóre pociski przebiły się przez jej „mur” a jeden z nich ranił Mo w prawy policzek. Pojedyncza kropla szkarłatnej krwi spłynęła z ranki zdobiąc zaczerwienianą ze złości twarz gwiezdnej strażniczki. Jej oczy zaobserwowały triumfalny uśmieszek białowłosego.
    - Jack, co ty wyprawiasz?! Przestań! - krzyknęła Zębuszka. Już miała stanąć pomiędzy nim a blondynką lecz Zając powstrzymał ją łapiąc za ramię. - Aster, zróbże coś..! - spojrzała na niego niemal błagalnie.
    - Tak jak myślałem. Jesteś tylko mocna w gębie. - powiedział Jack, patrząc niemal z pogardą na Mo, która starła wierchem dłoni krew ze zranionego policzka. Spojrzała na czerwone palce swojej dłoni zaciskając usta w wąską linię. Tylko nie trać nad sobą panowania, Mo. Tylko nie trać panowania.., powtarzała sobie w myślach jak mantrę będąc coraz bardziej wkurzoną. Rzuciła Frostowi mordercze spojrzenie i obróciła się na pięcie bez słowa. Szybkim krokiem podążała do wyjścia z tej przeklętej Sali kiedy usłyszała głos Jacka.
    - Jasne, uciekaj.., tchórzu! - krzyknął w jej kierunku akcentując dobitnie ostatnie słowo. Uśmiechnął się zwycięsko pod nosem, gdyż był przekonany, że blondi nie będzie w stanie go zaatakować a co dopiero wygrać. Oj, jakże chłopak był w błędzie.
    Mo stanęła jak wryta. Jego słowa niczym grom z jasnego nieba trafiły do jej uszu i dudniły pozostawiając po sobie echo. Uciekaj tchórzu.. Uciekaj tchórzu.. Uciekaj... Tchórzu... Nie jestem żadnym TCHÓRZEM!!!, pomyślała już na maksa wściekła.
    - Coś ty do mnie powiedział..? - spytała odwracając się powoli w stronę Jacka. Jej oczy stały się tak zimne, że nawet Jack poczuł gęsią skórkę. Zrobiła krok w jego stronę. - Powtórz. To. - warknęła przez zaciśnięte zęby. Czuła, że ogarnia ją prawdziwa furia. Ledwo powstrzymywała się by nie rzucić się na tego śnieżnego kretyna. Zacisnęła mocno obie pięści, które zaczęły emanować coraz jaśniejszą poświatą. Nagle w Wielkiej Sali wszystkie źródła światła, lampy, świece czy nawet sama Sfera Snów, zaczęły migotać.
    - Powiedziałem, że jesteś tchó.. - powiedział Frost nachylając się lekko do przodu trzymając swoją laskę opartą o prawe ramię. Patrzył jej prosto w oczy, bez cienia lęku. Widział dokładnie jak jej oczy pociemniały, jak na jej twarzy maluje się czysta furia. Nagle dziewczyna spuściła głowę w dół. Rozłożyła szeroko po bokach ręce a w prawej dłoni Mo pojawił się znikąd lśniący i ostry jak brzytwa miecz. Nie zdążył dokończyć nawet swojego zdania, gdyż Gwiezdna podnosząc głowę machnęła energicznie przed sobą lewą ręką i potężna fala gwiezdnego pyłu pognała z niesamowitą prędkością ku Frostowi. Jack nie zdążył się przed nią obronić. Trafiony, poszybował kilka dobrych metrów do tyłu. Plecami uderzył o filar, który stał po drodze. Uderzenie było na tyle silne, że Jack zobaczył kilka czarnych plamek przed sobą. Trzymając dzielnie swoją laskę osunął się na podłogę. Chciał się jakoś podnieść ale wtem poczuł silny ucisk na swojej szyi i szarpnięcie w górę. Zaczął się powoli dusić bo został mu odcięty dopływ świeżego powietrza. Jego wolna ręka automatycznie powędrowała do ręki, która próbowała go udusić i ani myślała puścić. Przyszpilony do filara otworzył oczy. Napotkał zimniejszy od arktycznego wiatru wzrok Mo, która jedną ręką trzymała go w stalowym uścisku za gardło pozbawiając tlenu i drugą przytykając połyskującą, ostrą klingę swego miecza do delikatnej skóry jego szyi. Próbował siłować się z dziewczyną ale jej siła była miażdżąca. Jack nie miał jak się uwolnić. Spojrzał w jej oczy, wiedział, że jeśli czegoś zaraz nie wymyśli to ona go zabije. Niespodziewanie ta zbliżyła swoją twarz do jego.
    - Mo, Jack, przestańcie..! - krzyknęła przerażona Wróżka Zębowa ale nikt jej w tym momencie nie słuchał.
    - Jeszcze raz nazwiesz mnie tchórzem, to przysięgam..., że cię zabiję. - wyszeptała mu do ucha i puściła jego gardło. Jack chwycił się za obolałe miejsce. Powietrze wdarło się do gardła chłopaka paląc jak ogień. Jack oddychał ciężko, jedną ręką ściskając się za prawie zgniecioną szyję a drugą trzymał kurczowo swój kij. Zgięty wpół parzył na Mo, która.., była smutna? - Szkoda by było takiego dobrego strażnika i takiego talentu... - powiedziała. Nagle, nie patrząc na białowłosego wyciągnęła w jego kierunku rękę. Jack nie wiedział co to miało z jej strony oznaczać więc nie uścisnął jej. Jego oddech wrócił już niemal do stanu pierwotnego lecz nadal czuł jej silny uścisk i miecz na gardle.
    - Sorry, nie podam ci ręki bo ci po prostu nie ufam. - powiedział po czym się wyprostował. Mo zaśmiała się pod nosem, spojrzała na ducha zimy i opuściła zrezygnowana rękę.
    - Jak tam sobie chcesz. Chciałam dobrze.., i wiesz co? - zrobiła krok w jego stronę. – Ja też ci nie ufam.
    - No i świetnie. Nie potrzebuję do szczęścia jakiejś nadętej panienki co myśli, że jest panią całego świata. - powiedział robiąc również krok w jej stronę. Teraz, niemal stykali się nosami.
    - Co tu się dzieje?! - po Sali rozległ się wesoły głos Northa, który szedł dziarskim krokiem wraz ze strażnikiem czasu i Piaskowym Ludkiem.
    - North! Dobrze, że jesteś.. - Ząbek podfrunęła do niego. - Nie masz pojęcia co tu się przed chwilą stało.. - i zaczęła relacjonować całe zdarzenia sprzed kilku minut.
    - Będę cię miał na oku, blondi... - Jack rzekł tak cicho by tylko ona mogła go usłyszeć.
    - Uważaj bo się przestraszę, śniegowy matołku. - skomentowała Gwiezdna. Zmierzyła chłopaka od stóp do głów i uśmiechnęła się zadziornie. - Ale jedno muszę ci przyznać. Masz waleczne serce i wielką odwagę. - powiedziała. – Zapowiada się bardzo interesująco. Wprost się już nie mogę doczekać. - wyszeptała podekscytowana po czym uśmiechnęła się szeroko a jej oczy zapłonęły bliżej nieokreślonym blaskiem.
    - CO?! - ryknął North i spojrzał na Frosta - Jack, to prawda?! - North, po wysłuchaniu Toothiany aż poczerwieniał ze złości. W podskokach znalazł się przy białowłosym. Stanął obok niego, podparł się pod boki i nachylił w jego stronę. - ZAATAKOWAŁEŚ MO?!?! - wrzasnął tak głośno, że Jackowi i Mo bębenki w uszach prawie popękały. Nie minęła sekunda a porwał blondynkę w swoje wielkie ramiona i mocno przytulił, aż za mocno. Gwiezdna usłyszała jak wszystkie jej kości zatrzeszczały protestując. - Mo, nic ci nie jest? Jesteś cała? Ten młokos nic ci nie zrobił? - zatroskany jak nigdy postawił dziewczynę na jej własnych nogach i zaczął ją oglądać ze wszystkich stron.
    Mo kompletnie zszokowana zachowaniem, a raczej jego diametralną zmianą, patrzyła na Northa jak na idiotę. Gwiezdna nie wiedziała, że Mikołaj został wtajemniczony w jej mały sekret.
    - Eee... - tylko tyle była w stanie z siebie wykrztusić.
    - Frost, jeśli coś jej zrobiłeś to przysięgam, że... - Święty zmierzył białowłosego groźnym spojrzeniem.
    - North, wyluzuj. To raczej Jack powinien trzymać się na baczności przed nią. Żebyś widział jakie manto Mo mu spuściła.., aż miło się patrzyło. - Zając przykicał zadowolony do brodatego i do blondynki. Był uśmiechnięty od ucha do ucha a widząc zdezorientowany wzrok Gwiezdnej uśmiechnął się do niej jeszcze szerzej i puścił do niej oczko. - Już dawno się tak nie uśmiałem.. - powiedział i wytarł łezkę, która spłynęła mu po policzku.
    - To cię bawi?! - krzyknął wkurzony Jack – Ona mnie prawie załatwiła..! - kijem wskazał Mo, która prychnęła pod nosem. Strażnik czasu postanowił włączyć się do tej ciekawej dyskusji.
    - Mo powiedz, że nie zrobiłaś tego o czym właśnie myślę. - rzekł patrząc ostro na swoją podopieczną. Ta spojrzała na Dziadziusia półprzytomnymi oczami i kolejne już tego dnia ziewnięcie wyrwało się z ust dziewczyny.
    - A nawet jeśli, to co? - spytała nie patrząc na strażnika czasu. - Dasz mi karę? Pff, proszę cię.. - prychnęła pod nosem lekceważąco i splotła ręce na biuście.
    - Wiesz, że gwiezdne światło a w szczególności twoje, jest wręcz destrukcyjne na tej planecie. Mogłaś zrównać to miejsce z ziemią! - wykrzyczał Dziadziuś już mocno poirytowany. Natomiast Mo zrobiła wielkie oczy i teatralnie przewróciła nimi.
    - Ooch no weź.. Matołek jest tak słaby, że nawet nie musiałam się wiele wysilać. Wystarczyła mi jedna fala z pyłu i już było po nim. - powiedziała to tak jakby Jacka wcale przy niej nie było.
    - Ja tutaj cały czas jestem jakbyś nie zauważyła i nie jestem słaby..! - krzyknął w jej stronę białowłosy. - Jesteś.., jesteś.... Jesteś najbardziej wpatrzoną w siebie osobą jaką w życiu poznałem! Nawet Kangur mnie tak nie wkurza jak TY!!! - wykrzyczał Frost pokazując wściekle na Mo a ta patrzyła na niego rozbawiona. Wokół niego zaczęły wirować malutkie płatki śniegu, które z każdą chwilą stawały się coraz większe. Natomiast jego obelga ani trochę nie ruszyła Manen. Dziewczyna westchnęła za to, przeciągła się i okropnie ziewnęła. Była dzisiaj cały dzień na Ziemi co nieźle ją wymęczyło poza tym, nie doszła jeszcze w pełni do siebie po ostatnim starciu z Cieniem, no i jej moce także.
    - Mikołaju, czy mo..? - po raz kolejny olała białowłosego kierując swój zmęczony wzrok na Northa lecz urwała wypowiedź wpół zdania. Wyprostowała się szybko a w jej dłoniach, dosłownie w ułamku sekundy, pojawiły się dwa miecze. Jej oczy zwęziły się i zaczęły bacznie rozglądać dookoła jakby czegoś szukały. Czegoś albo kogoś.. Kiedy zyskała pewność, że to naprawdę On, twarz jej stężała. Nie myśląc za wiele, stanęła w pozycji gotowej do ataku. Reszta patrzyła na nią jak na wariatkę lecz Mo w ogóle się tym nie przejęła.
    - On tu jest.. - powiedziała.
    - Jaki on? - spytał zdezorientowany North.
    - O kim ty mówisz? - Toothiana również zaczęła się rozglądać ale nikogo podejrzanego nie zauważyła.
    - Mo, co się dzieje? - do blondynki podszedł Czas wraz z Piaskiem. Nad głową strażnika snów pojawiały się z zawrotną prędkością znaki ze złotego piasku.
    - Mrok... - rzekła a w tym samym czasie po Sali rozległ się przeraźliwy i przyprawiający o gęsią skórę śmiech Władny Koszmarów. Reszta jak na rozkaz dobyła swoich broni gotując się do starcia ze swoim śmiertelnym wrogiem, Pitchem Blackiem – Czarnym Panem.
    - Przestań się chować, łajzo! - krzyknęła do niego Mo. Doskonale wiedziała gdzie ten zdrajca zamierzał się pojawić. Odór czarnej energii bijący od niego był tak silny, że przez sen by go wyczuła. Mrok jak na rozkaz wyłonił się z cienia, z miejsca gdzie Mo skupiła swoje lodowate i wściekłe spojrzenie. Wynurzył się z dumnie uniesioną głową a po obu jego bokach stały dwa koszmary. Ich złote ślepia wpatrywały się w strażników, gotowe w każdej chwili do ataku jaki rozkaże im ich pan.
    - Witaj, Gwiezdna Księżniczko. - rzekł zjadliwie i obdarował Gwiezdną zimnym spojrzeniem, na które Mo odpowiedziała ze zdwojoną siłą. - Nie spodziewałem się ciebie zobaczyć tu aż tak szybko, no i w towarzystwie samego Ojca Czasu, kopę lat...
    - Ty naprawdę prosisz się o śmierć.. - Mo obróciła w dłoni prawym mieczem. Światło odbiło się od ostrza i trafiło w okolice oczu Mroka na co ten skrzywił się lekko.
    - Chyba nie jest mi pisana śmierć, nie dzisiaj.. Przyszedłem do obecnej tu wesołej gromadki. - powiedział uśmiechając się wrednie. Splótł ręce za plecami patrząc na każdego z osobna. Na koniec zostawił sobie Jacka.
    - Gadaj, po coś tu przylazł szczurożerco?! - krzyknął Frost wysuwając się przed szereg. Mo spojrzała na strażnika zabawy kątem oka.
    - Jackie, jak zwykle wystawiasz się na pierwszy ogień. Jedno ci powiem, ty i twoje moce już niedługo będziecie należeć do mnie. - rzekł unosząc jeszcze wyżej głowę. Puszył się jak jakiś paw po prostu.
    - Niedoczekanie twoje! - krzyknęli jednocześnie Jack i Mo.
    - Ooo, widzę, że nasz mały Jackuś przygruchał sobie dziewczynę... - zaćwierkał Mrok - ..jakie to urocze. - dodał głosem przepełnionym pogardą.
    - Stul w końcu tę mordę..! - krzyknęła Mo i jako pierwsza zaatakowała. Za pomocą miecza stworzyła potężną falę gwiezdnego pyłu, która pognała ku Mrokowi z taką szybkością, że ten nie zdążył chociażby zareagować. Atak Mo był tak silny, że bez trudu pozbyła się towarzyszących Czarnemu Panu koszmarów a samego Mroka zdmuchnęło pod sam sufit. Gwiezdny pył przebił się przez sklepienie dachu i posłało Pitcha daleko poza budynek. Zadowolona z siebie Mo wyprostowała się i schowała swoje miecze na swoje miejsca na plecach. - Dobra, nie mamy za wiele czasu. Mamy wiele do omówienia a ten samozwaniec wróci tu za jakieś dwadzieścia minut. - dziewczyna spojrzała na strażników, którzy gapili się na nowo powstałą dziurę w suficie. - Halo! Gwiazda do Ziemian! - krzyknęła ponaglająco i pstryknęła dwa razy palcami przed twarzą Zająca. Ten ocknął się, zamrugał kilka razy zdezorientowany i spojrzał na blondynkę.
    - Eee.., no ten.. - zaczął się jąkać. Podrapał się za włochatym uchem spojrzawszy na wyczekującą odpowiedzi, bądź jakiejkolwiek innej reakcji, Gwiezdną. - Dobra, to jaki jest plan? - spytał.
    - Pomogę wam go pokonać ale w walkę czysto ofensywną nie mogę się mieszać. Musicie sami go załatwić. Będę was asekurować i osłaniać, ok?
    - Ok, niech będzie. - North skinął na znak zgody. - Damy z siebie wszystko! Zapasem Gwiazdka, nie możemy zawieść dzieci, prawda?! - wykrzyczał z determinacją i podniósł wysoko swoje szable. Odpowiedziały mu okrzyki pełne zapału, jedynie Mo i Czas zachowywali się powściągliwie. Oboje stanęli trochę z boku a raczej Czas pociągnął za sobą Gwiezdną aby powiedzieć jej coś na ucho.
    - Dziecko, pamiętaj, że Mrok, czy tego chcesz czy nie, jest ważny dla tego świata. On musi żyć..! - powiedział kładąc nacisk na ostatnie słowo.
    - Przecież to wiem! - wysyczała Mo patrząc wilkiem na Dziadziusia. - Przez tyle wieków był spokój a teraz..? Co on znowu kombinuje? Nauczka jaką dostał wtedy nie była wystarczająca?! - blondynka splotła ręce na piersi. Jej zmartwiona mina nie uszła uwadze Northowi, który podszedł do dwójki nowych przyjaciół. Położył Mo rękę na ramieniu i posłał jej kojące spojrzenie.
    - Spokojnie Manen. Damy sobie z nim radę. - powiedział i uśmiechnął się szeroko jednak Mo nie odwzajemniła uśmiechu tylko spojrzała na niego smutno.
    - Oby tak się stało.. - rzekła i westchnęła spoglądając w dziurę nad ich głowami. - Nadchodzi. - powiedziała. Miała złe przeczucia.
    Jedyne co zdążył zobaczyć to błysk miecza Gwiezdnej a później poczuł potężne uderzenie w pierś. Nie miał jak się obronić przed atakiem blondynki. Po raz kolejny poczuł na sobie siłę tej dziewczyny co tylko dało mu do zrozumienia, że pod żadnym pozorem nie może jej zlekceważyć. Siła uderzenia jakie otrzymał spowodowała, że swoim ciałem przebił się przez sufit i przeleciał znaczny dystans. Z impetem runął na lód pokryty sporą warstwą śniegu co nawiasem mówiąc, nie okazało się zbyt dobrym amortyzatorem jak wszyscy uważają. Minęło kilkanaście minut nim jego oddech wrócił do normy a nieprzyjemne szumienie w głowie ustało. Kiedy to wszystko minęło zerwał się na równe nogi. Spojrzał na oddaloną o jakieś sto metrów bazę Northa i wrzasnął na całą okolicę. Jego moc rozprzestrzeniła się na kilkadziesiąt metrów wokół niego. Czarny piach pokrył iskrzący się wesoło w słońcu biały śnieg. Z czerni zaczęły wyłaniać się koszmary, ich rżenie rozniosło się po okolicy wraz ze stukotem im ostrych kopyt. Było ich dużo jeśli nie rzecz mnóstwo. Dziesiątki jak nie setki koszmarów pognało w kierunku siedziby strażników, nieświadomych tego co ich za chwile czeka.
    - Ruszajcie! Macie ich zetrzeć z powierzchni ziemi!!! - krzyknął Mrok. Jeden z największych koszmarów stanął przy boku swego pana a ten wsiadł na niego i jak reszta jego sług, pognał w tym samym kierunku śmiejąc się szaleńczo. - Już niedługo Jack. Ty i twoje moce będziecie należeć do mnie a wtedy .. - mruknął pod nosem. Jego złote oczy zalśniły szatańsko, co z pewnością nie miało przynieść nic dobrego - ...ty Gwiezdna Księżniczko, nie będziesz już dla mnie przeszkodą. - rzekł wyobrażając sobie jak z pomocą Frosta rozprawia się ze strażniczką gwiazd. Zwycięstwo, tylko to się dla niego liczyło. Kiedy przełamie gwiezdną barierę nikt, nawet sam wielki Tsar Lunar nie będzie w stanie go zatrzymać.
    Jackowi nie spodobało się jak ta napuszona jego zdaniem blondi zaczęła dyrygować innymi strażnikami ale to z jaką łatwością powaliła Mroka nawet na nim zrobiło wrażenie. Ostatnim razem jak walczyli z Czarnym Panem to on prawie ich pokonał a ona jak gdyby nigdy nic, machnęła sobie raz mieczykiem i posłała w diabły tego skurczybyka! Z całą pewnością musi mieć na nią oko ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Kiedy Mrok wspomniał o przejęciu jego mocy ona również zareagowała. Jaki ona może mieć w tym interes?, pomyślał. Postanowił, że jak już rozprawią się z Mrokiem to uda się do Burgess. Zobaczy się z Jamiem i jego przyjaciółmi, i urządzą sobie wielką bitwę na śnieżki ale najpierw musi rozegrać jedną bitwę tutaj. Chwycił pewniej swój kij, który jeszcze bardziej pokrył się szronem. Nigdy nie przejdzie na jego stronę, nigdy. Jestem strażnikiem., powtarzał sobie w myślach. Żadna siła nie zmusi mnie do przejścia na stronę Mroka. Rozejrzał się wokół patrząc na każdego ze swoich przyjaciół, później na Sferę Snów gdzie światła zaczęły niekontrolowanie migotać i na samum końcu jego wzrok spoczął na Mo. Dziewczyna rozmawiała o czymś z Northem i strażnikiem czasu. Wyglądała na zmęczoną i smutną, jakby od kilku dni nie spała. Blondynka spojrzała w górę, coś tam powiedziała a North i Czas spojrzeli tam gdzie ona, na wielką wyrwę w suficie, którą sama zrobiła. Jack też tam spojrzał a dosłownie kilka sekund potem przez zniszczony dach zaczęły wdzierać się koszmary. Ich liczba była tak duża, że zalały bazę w mgnieniu oka a do środka cały czas dostawały się nowe. Frost nie czekając na niczyje pozwolenie ruszył do przodu zamrażając trzy koszmary naraz. Reszta poszła za jego przykładem i niszczyła sługusy Mroka jeden po drugim. Nawet Czas włączył się do walki i razem z Mo osłaniali strażników najlepiej jak potrafili. Choć koszmarów było więcej to strażnicy z Gwiezdną na czele mieli przewagę. Z łatwością pozbywali się coraz większej liczby wrogów.
    Toothiana w pewnym momencie zagapiła się widząc jak jeden z koszmarów próbował pożreć jedną z jej Mleczuszek. Pognała do niej z pomocą jednoczenie wystawiając się na atak. Ta chwila nieuwagi wystarczyła trzem koszmarom i zaatakowały od tyłu strażniczkę wspomnień.
    Jack zauważył jak koszmary chciały rzucić się na Toothianę. Rozgniewany, zamroził naraz pięć koszmarów. Pod wpływem jego emocji lód roztrzaskał się na setki kawałków. Oczami wyobraźni widział jak jego przyjaciółka jest boleśnie raniona przez piaskowe monstra Mroka. Pospieszył Zębuszce z pomocą najszybciej jak potrafił lecz po drodze nie zobaczył jak jeden z koszmarów pędził prosto na niego. Usłyszał jedynie rżenie z paszczy a później poczuł jak coś z wielką siłą odciąga go na bok. Koszmar o milimetry przed jego twarzą rozbłysł i rozpadł się na dwie części zamieniając się w srebrny był. Jego wzrok zarejestrował jedynie ciemnozłote włosy i zielono-niebieskie oczy patrzące prosto w jego niebieskie. Nagle poczuł jak właścicielka owych oczu go puszcza a on sam runął na podłogę brudząc się w czarno-złoto-srebrnym piasku. Gwiezdna stała w rozkroku z wyciągnięta lewą ręką a w niej trzymała połyskującą srebrzyście lancę, którą jednym uderzeniem zniszczyła doszczętnie koszmary atakujące Wróżkę Zębową. Po prawej ręce Mo spływała stróżka krwi z niewielkiego rozcięcia.
    - Idioto! Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła na niego wściekle. Frost zamrugał kilka razy i dopiero po minucie dotarło do niego, że blondynka nie ma na sobie swojej kurtki. Jej szara koszula była lekko rozdarta na prawym ramieniu i zakrwawiona. Dziewczyna uniosła głowę. Jej czujny wzrok powędrował do Northa, który został przyszpilony przez jednego z ostatnich koszmarów. Manen sięgnęła za siebie, chwyciła za miecz po czym wykonała jeden pełny obrót i pojedynczym sprawnym cięciem uwolniła Mikołaja od koszmaru niszcząc go. - Wstawaj! Walka się jeszcze nie skończyła! - krzyknęła nie patrząc na oniemiałego Frosta. W tym samym momencie przed Jackiem pojawił się Mrok. Na jego widok chłopak oprzytomniał, chwycił po swoją laskę i w ostatniej chwili zablokował atak kosą Władcy Koszmarów. Czuł, że długo nie wytrzyma więc dotknął dłonią podłogi pokrywając ją lodem. Mrok stracił równowagę i upadł na kolana. Jack wykorzystał tą szansę i odsunął się na kilka metrów od Pitcha, który za pomocą kosy rozbił pod sobą lód.
    - Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że stawianie mi oporu nie ma najmniejszego sensu? - spytał z tą swoją nutą sarkazmu w głosie. Strażnik zabawy już chciał mu odpowiedzieć ale Mo go ubiegła.
    - W życiu nie zdobędziesz najsilniejszego daru Księżyca, słyszysz?! Nigdy na to nie pozwolę!!! - wykrzyczała wkurzona. W jej ręku pojawiła się spora kula z gwiezdnego pyłu, która zaczęła coraz mocniej jaśnieć.
    - Droga Manen... Jak na razie twoja potęga jest dla mnie zbyt wielka ale kiedy przejmę moce Frosta nawet ty nie będziesz już dla mnie przeszkodą. Zniszczę ciebie i twoją barierę. Sprowadzę na ten świat wieczny strach oraz cierpienie. Zacznie się nowa era. Era strachu!!! - Mrok zrobił krok w stronę Gwiezdnej, która patrzyła na niego z wypisaną na twarzy nienawiścią.
    - Jesteś naiwny.., Blake - powiedziała cicho wymawiając ostatnie słowo – jego prawdziwe imię. Mrok zacisnął usta w cienką linię. Jego złowrogie złote oczy zwęziły się i obdarowały strażniczkę gwiazd lodowatym spojrzeniem.
    - To imię już dawno nie jest moje. - powiedział to tak zimnym tonem, że niemal u większości z obecnych pojawiła się gęsia skórka. - Teraz jestem Mrokiem, Czarnym Panem. Władczą Koszmarów! - podniósł głos na koniec i uśmiechnął się szeroko.
    - Raczej samozwańcem i głupcem, który myśli, że zwojuje świat. Kiedy ty się w końcu obudzisz? Myślisz, że jak pomożesz Cieniowi to On zrobi z ciebie króla? Pierwsze co On zrobi to cię zabije. - Mo spojrzała na Mroka starając się odczytać jego myśli.
    - Manen, córko Artemisy, pomyśl. Gdybyś sama się do mnie przyłączyła, gdybyś otworzyła barierę, sama wyszłabyś na tym najlepiej. Po co chronisz te podrzędne istoty zwane ludźmi? Jesteś istotą wyższą, kimś kto jest stworzony do wielkich rzeczy. Nie musiałabyś poświęcać życia aby chronić ten świat. Mogłabyś nim władać! Tylko pomyśl Manen. Światło i mrok, razem! Miałabyś u stóp nie tylko Ziemię ale całą galaktykę!! - rzekł Mrok i uśmiechnął się cwanie. Reszta strażników spojrzała na swojego wroga zszokowana. Czas patrzył na Mo spokojnie. Wiedział, że ta nigdy nie stanie po „tej drugiej” stronie zaś Jack spojrzał na nią podejrzliwie. A jednak.., pomyślał. Uśmiechnął się pod nosem.
    - No Manen.. - powiedział głośno Jack splatając ręce na piersi – Skoro miałabyś całą galaktykę u stóp to po co narażasz życie dla nędznych ludzi? - spytał pogardliwie. Dobrze zrobił, że jej nie zaufał.
    Mo zwiesiła głowę w dół tak, że jej blond włosy przysłoniły jej twarz. Opuściła rękę, w której przed chwilą formowała się kula pyłu. Nagle, nie wiedzieć czemu zaczęła się śmiać. Najpierw cicho lecz z każdą kolejną chwilą śmiała się coraz głośniej i głośniej. W końcu śmiała się tak głośno, że jej dźwięczny śmiech rozniósł się po całej bazie a z oczu zaczęły płynąć łzy. Pozostali patrzyli na nią jak na obłąkaną ale miała to gdzieś. Ręką starła łzy odchylając głowę do tyłu. Z jej ust wyrwało się głośne westchnienie. Słowa Mroka rozbawiły ją tak bardzo, że cała jej złość uleciała z niej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uśmiechnęła się tak promiennie do Mroka, że tego aż zamurowało. Jego mina w tym momencie była bezcenna.
    - Ty chyba zapomniałeś do kogo mówisz.. Honor. Duma. Wieczne poświęcenie. Oddanie sprawie. Przede wszystkim Honor! - wyliczyła na palcach prawej dłoni. - To są prze święte zasady Gwiezdnych. - przemówiła a jej głos był aksamitny i z każdym kolejnym słowem coraz silniejszy. - Jam jest Manen. Gwiezdna strzegąca gwiazd. Strażnik życia. Jam jest Ta, która włada wszystkimi gwiazdozbiorami galaktyki. Moim rozkazom podlega każda gwiazda w tej części wszechświata. Moją głowę zdobi korona z dwunastu Gwiazd Zodiakalnych. - z każdym wypowiedzianym zdaniem przybliżała się do Mroka, który patrzył na nią z coraz większym strachem w oczach. - Nawet Księżyc nie miał takiej władzy jaką mam ja. - rzekła już tylko do niego. - Nigdy nie zdradzę Lunara. - jej głos stał się zimny i twardy a każde słowo cięło Mroka jak bicz – Nigdy nie zdradzę moich gwiezdnych braci i sióstr. I nigdy, powtarzam przenigdy, nie stanę po stronie Cienia. Wolę umrzeć tysiąc razy w najgorszych mękach niż dać wygrać tobie.. – dźgnęła boleśnie Mroka w pierś palcem – i Cieniowi. Zapamiętaj sobie dobrze to, co ci teraz powiem; ja jestem nadzieją, bramą i ostatnią przeszkodą. - odwróciła się od Pitcha i spojrzała dumnie na wszystkich zebranych. - Będę walczyć do samego końca, do ostatniego oddechu i do ostatniego uderzenia mojego serca. Po to właśnie żyje. Po to się urodziłam. To jest Moje zadanie.
    - Dziecko, jestem z ciebie dumny. - Ojciec Czasu podszedł do Gwiezdnej i uściskał ją mocno. Trzymając ją za ramiona spojrzał na nią niczym ojciec na córkę, która właśnie ukończyła studia medyczne z najlepszym wynikiem. - Postawa godna najprawdziwszego strażnika gwiazd.
    Mroza zatkało wyznanie Gwiezdnej. Teraz ogromnie się wstydził czego dowodem były wyraźne rumieńce na jego bladej twarzy. Wyznanie Mo wywarło na nim spore wrażenie i choć nadal nie pałał do niej sympatią to wreszcie się przekonał, że Manen nie jest jego wrogiem.
    - Odejdź stąd, Mrok. Nie masz tu czego szukać.. - Zając stanął obok Mo. Posłał Czarnemu Panu zwycięskie spojrzenie jednocześnie krzyżując łapy na klatce piersiowej.
    - Jeszcze zobaczymy kto będzie górą. Twój koniec, strażniczko gwiazd, jest bliski.. - wysyczał wściekle lecz po chwili na jego szarej twarzy pojawił się perfidny uśmieszek. Widział, jak blondynka zaciska swoje powieki. Jak kurczowo łapie się za głowę i z krzykiem upada na kolana.
    - Chyba znalazłem to czego szukałem... - rzekł i uśmiechnął się zwycięsko.
Najpierw usłyszała przeraźliwe dzwonienie w uszach, później zobaczyła strzępy obrazów. Co się dzieje..?!, pomyślała zdezorientowana. Migały jej przed oczami, zasnute grubą warstwą ciemnego dymu.. zaraz zaraz... To nie dym a piach! Czarny piach! Poczuła silny ból w skroniach jakby ktoś próbował młotkiem powbijać gwoździe w jej czaszkę. Ból był okropny. Tak silny, że z jej ust wydobył się przeraźliwy krzyk, taki, jakim krzyczą dziewczyny w tanich horrorach. Przebłyski, tylko tyle widziała. Tak strasznie bolało. Ten ból... Wiedziała. Wiedziała, że ktoś ją woła. Ktoś jej potrzebuje. W głowie mignął jej jeden obraz. Znała to miejsce. Znała bardzo dobrze..
    Paryż.
    Wieża Eiffela.
    Klucz.
    Amor...!
    - Ty świnio!!!! - wrzasnęła do Mroka, który zaniósł się głośnym śmiechem. Przez napływające łzy dostrzegła jak ten parszywiec znika w czarnej otchłani rżąc zwycięsko.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


No, jak to ja, dodaję rozdział na jeden dzień przed terminem. Wiem, cieszycie się :D Ja nie za bardzo bo na drugim blogu prace stoją w miejscu. Niedobrze... No cóż, jakoś to będzie, nie? Poproszę o wasze komentarze, kochane kociaczki ;*

7/02/2016

Rozdział 4 - Mo, gwiezdny strażnik




   Blondwłosa stała naprzeciw Jacka. Oboje mierzyli się spojrzeniami tocząc między sobą niemą bitwę na spojrzenia. Jack nie mógł w to uwierzyć. Dziewczyna, którą spotkał prawie miesiąc temu jest strażnikiem? Serio..? Strażnikiem Gwiazd?! Nigdy nie słyszał o takich. A już nawet jeśli takowi istnieją to ta blondi na pewno nim nie jest.

    Mo przyjrzała się bliżej białowłosemu chłopakowi, który jednocześnie ją intrygował i irytował. Te oczy, sposób poruszania się.. Tak bardzo przypominał jej Mima i to właśnie dlatego ją irytował. Chcąc nie chcąc musiała patrzeć na podobiznę swojego brata. Czekała na to co powie ten matołek, który gapił się na nią i gapił. Jakby nagle zapomniał języka w gębie co zirytowało Mo jeszcze bardziej. Zrobiła krok w jego stronę, także teraz stali niebezpiecznie blisko siebie. Niemalże stykali się nosami. Strażniczka miała już dość tej całej szopki. Wszystko ją bolało, była wykończona i jeszcze to palące światło dookoła.. To jakaś udręka!
    - Nagle zapomniałeś jak się mówi? - spytała ściszonym głosem tak, że tylko Frost ją usłyszał. Jack rozzłościł się nie na żarty a ze złości aż zazgrzytał zębami co Mo doskonale usłyszała. Mocniej ścisnął swoją laskę aby nie dać ponieść się emocjom, które w nim aż się gotowały. Nagle na niebie zaczęły tworzyć się pojedyncze małe chmury, z których począł padać drobny śnieg. Dziewczyna oderwała wzrok od wściekłej twarzy Jacka i spojrzała leniwie w górę. Na jej bladą twarz spadło kilka malutkich płatków śniegu, które nadzwyczaj szybko się roztopiły. Nie uszło to uwadze Frosta, który tylko zwęził swoje oczy zaszczycając dziewczynę kolejnym nienawistnym spojrzeniem. Tych kilka zamrożonych kropli pomogło Mo się trochę uspokoić. Blondynka przymknęła na moment powieki w ogóle nie przejmując się bliskością białowłosego. Po paru sekundach ponownie spojrzała na chłopaka.
    - Niezwykła moc.., szkoda tylko, że nie potrafisz jej rozwinąć. - powiedziała rozmarzonym głosem specjalnie aby mu dopiec po czym odwróciła się na pięcie. Już miała odejść od Frosta ale ten chwycił ją mocno, zdecydowanie za mocno, za lewy nadgarstek i przyciągnął do siebie. Na nieszczęście Mo, to było akurat to „uszkodzone” ramie. Pod wpływem szarpnięcia rana zapiekła żywy ogniem na nowo się otwierając. Pod Manen ugięły się kolana kiedy poczuła promieniujący ból rozchodzący się po całym jej ciele. Jej ładna twarz wykrzywiła się w niekontrolowanym grymasie bólu, z oczu pociekły niechciane łzy. Aby nie krzyknąć dziewczyna zagryzła wargę tak mocno, że poleciała jej z ust krew. Metaliczny sam wypełnił jej usta i tylko on powstrzymywał ją by nie zanieść się histerycznym krzykiem na całą okolicę. Jej zachowanie nie uszło uwadze pozostałym, tym bardziej Naturii, która jako pierwsza zdążyła połapać się w sytuacji. Jack, widząc co się dzieje i prowadzony jakimś dziwnym impulsem, nie puścił dziewczyny ale jeszcze bardziej zacisnął rękę na jej nadgarstku. Bez chwili namysłu szarpnął dziewczyną w swoją stronę a ta obiła się o jego klatkę piersiową co przysporzyło jej jeszcze więcej cierpienia. Mo tak bardzo starała się ukryć swoje rany a ten idiota wszystko popsuł. Teraz to się dopiero zacznie., pomyślała zrezygnowana i przez łzy spojrzała na białowłosego z chęcią mordu. Jack nachylił się nad nią by móc wyszeptać Mo na ucho kilka słów.
    - Co się stało? Już nie jesteś taka pewna siebie? Tak łatwo można sobie z tobą poradzić, strażniku gwiazd? - dodał na koniec kpiąco. Drwił sobie z dziewczyny w najlepsze kiedy ta przeżywała istne męki piekielne. Mo, nie wiedzieć skąd ale odnalazła w sobie nieznane jak dotąd rezerwy siły. Jej irytacja przeszła w gniew a to oznaczało kłopoty przez duże „k”. Zrównała się twarzą z Jackiem. Nie przestawała patrzeć na niego a jej spojrzenie stało się zimne jak lód. Pomimo niemiłosiernych katuszy jakie zadawała jej na nowo otwarta rana, wyprostowała się dumnie. Nikt, absolutnie nikt nie będzie jej obrażać ani z niej drwić. Nikt! Pewnie chwyciła zdrową ręką za dłoń chłopaka. Włożyła w ten ruch znacznie więcej siły niż zmierzała, gdyż ogarniający ją gniew zaczął przeradzać się w prawdziwą furię. Jej oczy, zimne i zabójcze, patrzyły na zaskoczonego Frosta. Dziewczyna tak mocno chwyciła go za dłoń, zmuszając go przy tym do oswobodzenia jej już zsiniałego i zakrwawionego nadgarstka, prawie łamiąc mu kości dłoni. Złoty naszyjnik jaki miała na szyi zaczął połyskiwać złotym światłem co oznaczało, że Mo przekroczyła dozwolony limit swoich mocy. Jej włosy zaczęły lekko falować a ona sama także zaczęła jaśnieć świetlistą poświatą. Nadal trzymając rękę Jacka na wysokości ich głów, w pewnym momencie puściła ją gwałtownie jakby wyrzucała jakiś wstrętny śmieć. Jack, zaskoczony obrotem spraw patrzył oniemiały na dziewczynę, która zaraz miała urządzić na pustyni krwawą rzeź. Gniew tak bardzo ją zaślepił, że nie zauważyła jak górna część jej ubrania przesiąkła czerwoną cieczą i ciurkiem spływała po ręce w dół zostawiając na piasku coraz większe ślady. Frost chciał uciec od niej ale nie mógł się ruszyć. Stał jak sparaliżowany. Uderzyła w niego bijąca od blondynki potężna moc, którą rozpoznałby z zawiązanymi oczami. To była moc samego Księżyca.
     Czas patrzył ze strachem na Mo, która zaczęła budzić w sobie swoje moce. Nie miał żadnych wątpliwości. Jeśli się nie pospieszy to ten biedny chłopak zaraz zginie a przy okazji cała reszta też.
    - Mo, przestań!!! - krzyknął do dziewczyny biegnąc w jej stronę i modląc się by nie zrobiła niczego głupiego, czego będzie potem żałowała do końca życia. - Chłopcze, odsuń się od niej, natychmiast!! - machał do Frosta, który dopiero po chwili ocknął się z jakiegoś transu i jak oparzony odleciał od Mo, która wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć. Łzy płynęły jej po twarzy a pięści zaciskała tak mocno, że już ich nawet nie czuła. Był tylko ból i gniew. Jedno napędzało drugie. Słowa chłopaka uderzyły w jej czuły punkt. Zawsze starała się być silna, pewna siebie.. ale prawda była inna. Głęboko w sercu, w miejscu gdzie powinna znajdować się jej dusza, która została jej brutalnie wyszarpnięta, była jedna wielka rana przypominająca o tym, jak bardzo Mo się boi. A czego ona może się bać? Bycia słabą i pokonaną. Wszyscy zgromadzeni zaczęli uciekać gdzie pieprz rośnie za sprawą Ojca Czasu i Naturii, którzy niezwłocznie nakazali się wszystkim ukryć. Strażnicy marzeń, z wyjątkiem Piaska, patrzyli na to wszystko zszokowani. Oni także wyczuli znajomą moc ich przyjaciela, Pana Księżyca.
    - Manen!!! Dziecko, uspokój się bo nas wszystkich pozabijasz..! - krzyczał do Mo strażnik czasu. Przybliżał się do dziewczyny powoli i kiedy dzieliły go już od niej metry dopiero wtedy zauważył w jakim stanie jest strażniczka. Aż zakrył usta dłonią z przerażenia.
Jack patrzył na dziewczynę, która przed momentem chciała go zabić. Nagle poczuł na swojej ręce coś mokrego i ciepłego. Spojrzał w dół a jego wzrok padł na prawą dłoń, całą umazaną aż po łokieć krwią. Ze zdziwienia otworzył usta. Ponownie spojrzał na strażniczkę, do której krzyczeli inni strażnicy.
    Do jej uszu docierały jakieś dźwięki, chyba głosy ale nie interesowało ją to. Poczuła się taka... bezsilna. Nie mogąc już wytrzymać tych wszystkich emocji, które dusiła w sobie, i które nagromadziły się przez lata, w końcu znalazły swoje ujście. Krzyk, jaki z siebie wydała obudził by zmarłych na całej planecie. Upadła na kolana w kałużę własnej krwi, która stawała się coraz większa. Zmęczenie w końcu wzięło nad nią górę. Wyczerpała już wszystkie swoje siły. I tak długo wytrzymała, zwłaszcza na Ziemi podczas dnia. Zadarła głowę do góry. Jej ukochany Księżyc już zaczął swoją wędrówkę po niebie w towarzystwie pierwszych gwiazd i choć do nocy jeszcze trochę im brakowało, to Mo już mogła odetchnąć z ulgą. Lekki wiatr, jaki był spowodowany jej nagłym obudzeniem mocy nadal rozwiewał jej złote włosy niosąc ze sobą do samego Księżyca jej gorzkie łzy. Jej oddech stawał się coraz cięższy a widzenie zaczęła przysłaniać mgła. Jeszcze nie.., powiedziała do siebie w myślach. Patrzyła jak zaczarowana na srebrny glob nad sobą, który milczał już od tylu stuleci. Mo obróciła głowę lekko w prawo a jej zmęczony wzrok napotkał spojrzenie Frosta.
    Chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku, nie potrafił znieść tego, iż ktoś trzyma w sobie tyle cierpienia. Jej usta ułożyły się w jedno nieme słowo skierowane pod jego adresem. Przepraszam. Strażnik czasu podszedł do dziewczyny ale ta zatrzymała go ręką nie patrząc na niego. Z jej drżących palców skapywały krople szkarłatnej krwi naznaczając w kolejnych miejscach pustynny piasek.
    - Nie podchodź. - rzekła tak cicho, że ledwo ją dosłyszał. - Dajcie mi chwilę, muszę.., w końcu odpocząć. Wtedy wam wszystko.., opowiem. - powiedziała. Usiadła na piachu odrywając wzrok od Frosta, który dołączył do reszty swoich przyjaciół.
    - Coś ty jej zrobił, że się tak wkurzyła.?! - naskoczył na niego North. Jack popatrzył na niego jak wół w malowane wrota.
    - Jack, czy to twoja krew.?? - pisnęła przejęta Ząbek. Dopadła do chłopaka i od razu wzięła się za dokładne oględziny jego ramienia.
    - Nie.. - jedynie tyle był w stanie z siebie wydusić duch zimy.
    - Teraz to sobie dopiero nagrabiłeś..! Żeby zaczynać z gwiezdnym strażnikiem?! - North nie dawał za wygraną.
    - Słuchajcie, to ona nas uratowała wtedy jak rozbiliśmy się w lesie. To ona przegnała Mroka! - spojrzał po swoich przyjaciołach, którzy nie wiedzieli czy wierzyć mu czy nie. Piasek podleciał do białowłosego i pokazał mu kilka symboli ze znakiem zapytania na końcu.
    - Tak, jestem pewien. To była ona. - ręką wskazał na dziewczynę, która ze spuszczoną głową starała się nie zemdleć. Z daleka było widać, że ma trudności z oddychaniem. Strażnicy spojrzeli w jej kierunku.
    - Ciekawe co jej się stało? - odezwała się z troską po chwili milczenia Wróżka Zębowa. Patrzyła na zakrwawioną strażniczkę. Zrobiło jej się szkoda dziewczyny. Miała ochotę podlecieć do niej i ją przytulić.
    - O przypomniało mi się coś..! - nagle krzyknął North uderzając pięścią w otwartą dłoń. Jego oczy zrobiły się większe niż zwykle. Reszta spojrzała na niego zaskoczona, zaintrygowana zachowaniem Mikołaja.
    - Co takiego znowu? - spytał poirytowanym tonem Zając. - Jeśli znowu chodzi o twój brzuch to możesz sobie od razu darować. - powiedział i machnął łapą. North spojrzał na Astera poważnie, nie robiąc sobie nic z jego kąśliwej uwagi.
    - To nie o to tym razem chodzi. Jakiś czas temu odwiedził mnie Księżyc. Powiedział...- zaczął ale nie dane mu było dokończyć.
    - Co? Księżyc się odezwał? - Jack poszedł bliżej brodatego.
    - Czego nic nie mówiłeś?! - Zając rozłożył swoje łapy na boki
    - Dajcie mi dokończyć..! - krzyknął Święty rozkładając ręce tak jakby chciał zapobiec jakiejś bójce. - Otóż, Pan Księżyc powiedział, że ktoś o imieniu Manen nam pomoże. A jak słyszeliśmy przed chwilą, ta oto młoda dama tak się zwie. - North pokazał palcem na Mo, przy której stał strażnik Czasu.
    - Że co proszę? ONA ma nam pomóc? - Jack podniósł głos. Spojrzał ponownie na dziewczynę, która.., patrzyła w jego kierunku. Po wyrazie jej twarzy szło zauważyć, iż jest potwornie zmęczona.
Patrzyła przez moment Jackowi prosto w oczy lecz po kilku sekundach odwróciła wzrok. Prawą ręką chwyciła się za lewe ramię a kiedy to zrobiła, aż krzywiła się z bólu. Jej górna część ubrania prawie cała była czerwona od krwi. W pewnym momencie zrobiło mu się trochę wstyd, że tak nią szarpał ale to dziwne uczucie kiedy stanęła naprzeciw niego... Nigdy czegoś podobnego nie czuł. Nawet nie potrafił tego określić i dlatego tak sceptycznie podchodził do jej osoby. To, że pomogła im kiedy Mrok ich zaatakował nie oznaczało, że stoi po „ich” stronie. Nagle wokół blondwłosej zaczęło robić się jakieś zamieszanie. Strażnicy, jak i pozostali nieśmiertelni spojrzeli zainteresowani w tym samym kierunku. Amor, próbował podejść do Manen ale Ojciec Czasu torował mu drogę.
    - Zejdź mi z drogi! - krzyknął wzburzony.
    - Zostaw ją samą, tak będzie lepiej. - odpowiedział mu Czas. Taka odpowiedź nie spodobała się strażnikowi miłości.
    - Lepiej?! Dobre sobie.. Słyszysz sam siebie w ogóle? Złaź mi z drogi stary pryku bo nie ręczę za siebie.! - krzyknął wkurzony czarnowłosy chłopak i siłą przepchnął się obok strażnika czasu. Amor podszedł do dziewczyny, która wyglądała jakby nie przejęła się kłótnią tych dwojga. Qupido stanął blisko Mo, spojrzał na Dziadziusia i ręką wskazał na dziewczynę, która powoli dochodziła do siebie.
    - Zobacz! To twoja wina!!! - krzyknął wściekły chłopak. Ojciec Czasu podszedł do młodzieńca z groźnym wyrazem twarzy.
    - Więcej szacunku, chłopcze.. - rzekł ostrzegawczo do Amora. - Sam nie wiesz co mówisz. - pomachał mu groźnie przed twarzą swoim patykowatym palcem. Tymczasem Matka Natura zbliżyła się do Mo, uklękła przed nią i już wyciągała rękę w jej stronę ale dziewczyna nie pozwoliła się dotknąć.
    - Nie. - powiedziała i odsunęła się raptownie co sprawiło jej ból. Syknęła zaciskając mocno swoje lśniące zęby.
    - Dziecko, chcę tylko zobaczyć. - rzekła do niej spokojnie Naturia. Mo spojrzała nieufnie na kobietę.
    - Nie ma co oglądać. - wymamrotała pod nosem blondynka i jeszcze bardziej się skuliła lecz tym razem zrobiła to delikatniej.
    - Manen, proszę. - nalegała Naturia. Mo westchnęła z rezygnacją i pozwoliła w końcu obejrzeć swoją ranę kobiecie. Naturia pomogła ostrożnie ściągnąć Mo jej kurtkę, co i tak nie przyniosło za dobrego efektu, gdyż dziewczyna załkała kilka razy. Po kilku minutach udało się oswobodzić blondynkę z przemoczonej czerwoną cieczą z wierzchniej części ubrania. Kiedy Naturia zobaczyła lewy bark i ramię Mo całe skąpane w czerwieni wylewającej się z dużej rany, rozgałęziającej się na obojczyku, aż zaniemówiła. Spojrzała jedynie na Manen, która zwiesiła głowę w dół. W oczach Matki Natury pojawił się gniew.
    - Kiedy to się stało? - spytała a ton jej głosu z czułego stał się ostry jak brzytwa.
    - Licząc dzisiaj to pięć dni temu. - odpowiedziała cicho Mo nie odrywając wzroku od ziemi.
    - ILE?! - prawie krzyknęła Naturia – Dziecko, z taką raną w ogóle nie powinno cię tutaj być.!
    - A co według ciebie miałam zrobić? - Mo spojrzała gniewnie na Matkę Naturę. - Dziadziuś powiedział, że jeśli się nie stawię to będę mieć przechlapane. Nie żebym się tym zbytnio przejęła.. - dodała przewracając oczami – Ale wiesz jaki on jest. Nie dał by mi żyć. - powiedziała patrząc znacząco na Naturię. Ta kiwnęła jedynie głową. Posłała dziewczynie porozumiewawcze spojrzenie po czym wstała i ruszyła w stronę strażnika czasu, który nadal wykłócał się z Amorem. Naturia podeszła jak gdyby nigdy nic do Ojca Czasu i z całej siły pociągnęła go za jego długą białą brodę.
    - Aaaa..! - wrzasnął Czas i wyrwał swoją biedną brodę z silnego uścisku Matki Natury. - Co w ciebie wstąpiło?! - spojrzał na nią zszokowany. Kiedy spojrzał w jej oczy aż zmroził go strach. Naturia była wściekła!
    - Ty przestarzały pierniku! - krzyknęła rozwścieczona kobieta. - Widziałeś jak ona wygląda? - pokazała na Manen. - Powinnam ci powyrywać wszystkie kłaki z tej brody!
    - Kobieto, weź się opanuj! Ludzie na nas patrzą. - powiedział Czas chcąc trochę uspokoić Naturię ale nic to nie dało.
    - Ty mnie nie uspokajaj..! - znowu krzyknęła. - Po co ściągałeś ją tu aż z orbity? Jeśli ona zaraz nie wróci na górę to jej rany nie zaczną się goić. - powiedziała śmiertelnie poważnie. Reszta, w tym Jack, przysłuchiwali się kłótni jaka wywiązała się dobrą chwilę temu. Zaciekawieni, podeszli bliżej, otaczając Mo dookoła. Zębuszka, widząc poważne rany siedzącej w krwawej kałuży, aż westchnęła z przerażenia. North z Zającem spojrzeli po sobie porozumiewawczo a Piasek podszedł do Mo. Jego twarz wyrażała zmartwienie i troskę o dziewczynę. Przybliżył się do niej kładąc ostrożnie na jej prawym ramieniu swoją drobną dłoń. Mo spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado. Piaskowy Ludek odwzajemnił uśmiech. Chcąc choć trochę podnieść dziewczynę na duchu, wyciągnął przed siebie rękę i uformował z piasku małą złotą gwiazdkę. Mo uśmiechnęła się nieco szerzej i także wyciągnęła swoją, ubrudzoną krwią dłoń a w niej pojawiła się ta sama gwiazdka ale ze srebrnego pyłu. Po kilku sekundach dwie gwiazdki złączyły się ze sobą mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Wszyscy patrzyli na to piękne zjawisko z szeroko otwartymi oczami. Jack dokładnie obserwował poczynania dziewczyny. Oboje, ona i Piasek, zachowywali się tak jakby się znali od lat.
    - Wujku, czy mógłbyś uspokoić Dziadziusia i Naturię? Zaraz skoczą sobie do gardeł.. - powiedziała uśmiechając się przy tym do strażnika snów. Piasek kiwnął energicznie głową z uśmiechem ale po chwili nad jego głową pojawiło się kilka symboli.
    - Tak, już trochę lepiej się czuję. - odpowiedziała mu Mo. - Pomożesz mi wstać? - spytała na co Piasek przytaknął twierdząco. Nagle pod nią zaczęła formować się chmurka ze złotego piasku. Chmurka uniosła dziewczynę powoli tak, aby ta mogła stanąć na własnych nogach. Wyszło jej to dość nieporadnie, ponieważ zachwiała się kilka razy i gdyby nie pomoc Piaska z pewnością by upadła. Widząc to, Amor znalazł się od razu przy blondynce z zatroskaną miną.
    - Nie powinnaś wstawać, może byłoby lepiej gdybyś.. - zaczął ale Mo przerwała mu.
    - Nie, nie mam zamiaru zgrywać jakiejś niedołężnej kaleki. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Skończmy to głupie Zebranie żebym mogła wrócić już na górę. - westchnęła. - Niech wszyscy mnie teraz uważnie posłuchają! - podniosła głos. Piasek w tym czasie zdążył rozdzielić Czas i Naturię, którzy powoli szykowali się do stoczenia między sobą bitwy.
    - Normalnie olałabym to spotkanie jak poprzednie ale wszystko wskazuje na to, że niejaki Mrok, samozwańczy Czarny Pan - dodała drwiąco – wzmocnij swoje moce i swoje koszmary nie używając do tego strachu ludzi.
    - Ale to przecież jest niemożliwe, bo niby co innego mogło by mu dać tyle siły? - odezwał się North. Reszta także zadawała sobie to pytanie. Mo spojrzała na Mikołaja.
    - Jest jedna możliwość. - powiedziała. - Czarna energia.
    - A cóż to jest? - spytał Zając.
    - Śmiertelnie niebezpieczna, zwłaszcza dla nieśmiertelnych, substancja. Gorsza nawet od czarnej magii. Kontakt z nią może skończyć nawet śmiercią. - powiedziała rzeczowym tonem a wśród zebranych rozległ się szmer.
    - Skąd Mrok wytrzasnął coś takiego? - spytała tym razem Zębuszka.
    - To pytanie to raczej ja powinnam skierować do was. - zwróciła się do strażników.
    - Że co, proszę?! - Zając Wielkanocny przestał bawić się swoimi bumerangami i spojrzał na blondynkę, która próbowała poruszyć lewą dłonią. Na całe szczęście wróciło jej czucie. - A skąd my mamy to wiedzieć?! - oburzył się.
    - Bo do was należy pilnowanie tego pajaca. - powiedziała Mo i spojrzała w taki sposób na Zająca, że ten położył uszy po sobie. - Waszym zadaniem jest, nie tylko chronienie dzieci, ale także pilnowanie Mroka aby ten ponownie nie doprowadził do katastrofy sprzed stuleci. - rzekła. Strażnicy spojrzeli na siebie nie rozumiejąc o co chodzi gwiezdnej strażniczce.
    - Jakiej katastrofy? - spytał Jack. Patrzył chłodno na dziewczynę, która zdziwiła się jego pytaniem.
    - To wy nic nie wiecie? - tym razem to ona spytała mocno zdumiona. - O tym, że przed wiekami Ziemia została prawie zniszczona?! - spytała a reszta zrobiła wielkie oczy.
    - CO?! - krzyknęli chórem. Mo zaczęła się śmiać. Nie no, to są chyba jakieś żarty..!, pomyślała.
    - Uznano, że ta wiedza nie będzie im potrzebna. - po raz pierwszy od dłuższego czasu Dziadziuś zabrał głos. Mo spojrzała na niego zszokowana, nie wierząc własnym uszom.
    - Serio?! Kpisz sobie chyba w tym momencie. W takim bądź razie o czym ja mam z nimi rozmawiać? - spytała pokazując na resztę towarzystwa.
    - Zacznij wszystko od początku. - wyjaśnił Czas. Mo spojrzała na niego jak na głupca.
    - Pff.., chyba chory jesteś.. - prychnęła. Ojciec Czasu zgromił ją spojrzeniem. - No dobra.. powiedziała przewracając przy tym oczami. Odetchnęła głęboko i zaczęła swoją opowieść.
    - Jak już wszyscy wiecie, jestem strażnikiem gwiazd a dokładniej mówiąc, jestem Gwiazdą lub istotą astralną, jak kto woli. W przeciwieństwie do was, ziemskich strażników, ja nigdy nie byłam człowiekiem. Taka właśnie się urodziłam.
    - Jesteś prawdziwą gwiazdą z nieba? - spytała Zębowa Wróżka.
    - Coś w ten deseń. - odpowiedziała jej. - Jak wskazuje mój tytuł, jestem strażnikiem gwiazd. Spójrzcie w górę. - nakazała a wszyscy tak też uczynili. Nad nimi rozpościerało się kryształowo czyste, nocne niebo. Miliardy gwiazd nad ich głowami błyszczały wesoło. Na twarzach zebranych, w tym Jacka, pojawiły się uśmiechy zachwytu co nie uszło uwadze Mo. Dziewczyna uśmiechnęła się dumnie pod nosem. - To co widzicie, gwiazdy wiecznie towarzyszące Księżycowi, to nie tylko punkciki na niebie. Razem tworzą barierę wokół tej planety i części galaktyki. Tak zwaną Gwiezdną Tarczę i to właśnie jej utrzymywanie i obrona jest moim głównym zadaniem. Strzegę Tarczy i całej planety. Dbam też o to, by w Ziemię nie uderzyły zbłąkane asteroidy. No i oczywiście, tworzę nowe gwiazdy, całe konstelacje i układam je w przestrzeni kosmicznej tak by jak najlepiej wpasowały się w Tarczę.
    - I to wszystko robisz sama ? - spytał rudowłosy chłopiec, który jak dotąd nie zabierał głosu. Spojrzał na Mo pełen zachwytu i szacunku. - Księżyc musiał ci dać wielką moc. - rzekł a uśmiech blondynki nieco zbladł. Jack także spojrzał na gwiezdną strażniczkę, aż wierzyć mu się nie chciało, że tam w górze istnieje ktoś, kto to wszystko tworzy. Morze z gwiazdozbiorów nad nimi było po prostu piękne.
    - To kolejna różnica między wami a mną. - powiedziała Mo a uśmiech znikł z jej twarzy. - Nie Księżyc dał mi moc. Nie on mnie stworzył. Ja jestem, jakby to ująć.. - spojrzała na Czas z wahaniem. Nie wiedziała czy ma wyznać prawdę. W końcu, nie była zwyczajną gwiazdą, ale TĄ Gwiazdą. Czas kiwnął jej potakująco głową. North zaczął się dokładniej przyglądać Mo, coś mu tu nie pasowało. Jej osoba emanowała czystą energią, bardzo ale to bardzo podobną do Pana Księżyca. Nie tylko on to wyczuł.
    - Wiecie wszyscy, że.. - Mo zawahała przez sekundę – Księżyc, znaczy się Pan Księżyc, był pierwszym strażnikiem. To nie jest do końca prawdą. - prawą ręką przeczesała sobie włosy.
    - Jak to? - strażnicy patrzyli uważnie na Manen.
    - Jeśli chodzi o bycie ziemskim strażnikiem to tak, był on pierwszy ale Księżyc był przede wszystkim, tak jak ja – wskazała na siebie - gwiezdnym strażnikiem. Narodził się tysiące lat temu jako Tsar Lunar. Jednak gwiezdni strażnicy istnieli na długo przed nim i pierwszą strażniczką gwiazd była Artemisa. Święta Gwiazda, która stworzyła Gwiezdną Tarczę i jako jedyna przegnała Cień z tej galaktyki poświęcając przy tym swoje życie. O tym, to opowiem wam kiedy indziej. - dziewczyna machnęła ręką. - Wracając do meritum, jako następczyni Artemisy, Gwiazdy Odrodzenia, jestem jej potomkinią. Urodziłam się jako strażnik i jako strażnik też umrę. - Mo zakończyła swoją wypowiedź. Strażnicy popatrzyli na Mo mocno zdziwieni lecz jednocześnie z szacunkiem jednak Jack jakoś powątpiewał w słowa dziewczyny.
    - Ale przed czym chroni nas ta cała Tarcza? - spytał North. Mo kiwnęła w jego stronę palcem.
    - To jest bardzo słuszne pytanie. Otóż, chronię was przed wspomnianym już przeze mnie wcześniej Cieniem. To nicość, mroczna istota z kosmosu, przemierzająca wszechświat i niszcząca wszystko co stanie mu na drodze. Żywi się emocjami, uczuciami.., esencją życia. To właśnie od niego pochodzi czarna energia, to malutkie skrawki jego mocy, które dostają się na Ziemię. - wyjaśniła.
    - Ale jak one przedostają się na Ziemię, przecież sama mówiłaś, że chroni nas jakaś tam bariera? - Zając złożył łapy na krzyż i czekał zaintrygowany na dalsze wyjaśnienia.
    - Przez specjalne ujścia w Tarczy, które osobiście kontroluję. Tak, wiem jak to brzmi ale te małe ilości czarnej energii są niezbędne aby utrzymać potrzebną równowagę między mrokiem a światłem, dobrem a złem w tym świecie. Nie ma światła bez mroku i odwrotnie. Wszystko musi się równoważyć aby panował ład i porządek ale Pitch próbuje go zakłócić. Już raz namieszał i teraz nie może dojść do podobnej sytuacji.
    - Po to właśnie zostało zwołane to Zebranie. - odezwał się Czas. - Od zawsze to gwiezdni pilnowali porządku w galaktyce i na planecie, zanim pojawiliście się wy. Lecz po okrutnej wojnie i katastrofie, w której zginął przedostatni strażnik gwiazd... – Mo drgnęła na ostatnie słowa Dziadziusia a jej twarz stężała. Zamknęła oczy, w jej głowie znowu pojawiły się wspomnienia z TAMTEGO dnia. Jack widział to dokładnie. Dlaczego ona tak zareagowała na słowa strażnika czasu? - ..postanowiono, że tak dłużej być nie może. Aby odciążyć gwiezdnych, Księżyc postanowił powołać do służby nowy rodzaj strażników i tak oto pojawiliście się wy, strażnicy dzieciństwa i marzeń. Zostaliście wybrani aby dawać dzieciom radość, spokój i szczęście no i żeby trzymać Mroka w ryzach...
    - Głupiec.. - zaśmiała się nagle Manen przerywając Dziadziusiowi i zwróciła całą uwagę zebranych na siebie. Miała spuszczoną głowę do dołu by nikt nie widział jej płynących, słonych łez. - Mrok myśli, że zdoła zapanować nad Cieniem. Nikt nie jest w stanie tego zrobić. On zniszczy wszystko. Radość, miłość, nadzieję, strach, ból, rozpacz.., po prostu wszystko. Nie zostanie nic. Będzie tylko pustka, jedna wielka pustka. Ludzie przestaną być ludźmi. Cywilizacja ludzka upadnie a wraz z nią cała planeta. Ale.., ale na to nie pozwolę. Ja się nie poddam, nie pozwolę mu przejść..! - Mo zacisnęła mocno obie pięści. Rana zapiekła ją okropnie ale nie przejęła się kłującym bólem. Jej ręce i ramiona drżały z targających nią emocji. Łzy spływały po jej bladych policzkach iskrząc się w świetle księżyca w pełni. - Nikt więcej już nie zginie. - szepnęła tylko do siebie. To była obietnica, którą składała przede wszystkim sobie. Dziewczyna opanowała się po chwili i spojrzała na strażników. Jej wzrok był przepełniony zimnem i bólem.
    Jack patrzył jej prosto w oczy. Znowu to samo spojrzenie, pełne smutku.. Co takiego ona w sobie dusi, że aż tak cierpi?, to jedno pytanie chodziło wciąż i wciąć po głowie białowłosego. Niespodziewanie gwiezdna strażniczka zgięła się wpół. Amor podbiegł do niej i w ostatnim momencie złapał blondynkę, ratują ją przed niemiłym spotkaniem z pustynnym piaskiem. Ta kurczowo złapała się chłopaka, jej oddech znowu stał się przyspieszony i urywany. Naturia wraz ze strażnikiem czasu dopadli do dziewczyny.
    - Co się stało, Mo? - spytał zaalarmowany Czas. Manen uniosła głowę do góry, spojrzała poważnie na swojego opiekuna i następnie skierowała swój wzrok wysoko w górę. Jej oczy przesuwały się raz w jedną raz w drugą stronę, jakby czegoś usilnie szukały. W końcu jej wzrok spoczął na jednym konkretnym punkcie na niebie. Jej ramiona uniosły się kiedy ta westchnęła z rozeźlona.
- Ayla, Aru i Ayten. Natychmiast wracać na swoje miejsca...! - warknęła przez zaciśnięte zęby patrząc gdzieś w niebo. Puściła Amora, wyprostowała się na tyle ile pozwalało jej zranione ciało. Uniosła prawą dłoń w górę, która rozbłysła biało srebrnym światłem i dwoma wyprostowanymi palcami machnęła w powietrzu. Strażnicy marzeń popatrzyli zdezorientowani po sobie.
    - Co się dzieje, Cień znowu zaatakował? - dopytywał Czas.
    - Nie - odpowiedziała Mo. - Ale zgasła kolejna gwiazda. Inne opuściły swoje miejsca i zrobiło się małe zamieszanie. Muszę iść i to załatwić. - dodała oddalając się od pozostałych. Mo zatrzymała się jednak po chwili. Odwróciła się powoli do pozostałych a jej spojrzenie prześlizgnęło się po każdym z kolei by zatrzymać się na samym Froście. Była taka zmęczona. Czuła, że tej nocy z pewnością zaśnie i to przynajmniej na kilkanaście godzin.
    - Macie tydzień na znalezienie Pitcha i na rozprawienie się z nim. Jeśli tego nie zrobicie, ja to zrobię lecz wtedy zgładzę i jego i was. - rzekła. Jej ton był śmiertelnie poważny, wręcz zmroził krew w żyłach zebranym. North wraz z Kangurem przełknęli głośno ślinę, Ząbek zbladła niczym ściana, trzy ślicznotki skuliły się jeszcze bardziej a Amor, jak gdyby nigdy nic, podszedł do gwiezdnej strażniczki na pełnym luzie. Rzucił Mo porozumiewawcze spojrzenie a tak tylko kiwnęła mu potakująco głową.
    - Wiesz co masz robić. - powiedziała do niego ściszonym głosem. Amor uśmiechnął się do niej tajemniczo.
    - Już się tym zająłem. A tak między nami... - czarnowłosy zbliżył się do blondynki – Co zrobiłaś temu całemu Frostowi? Patrzy na ciebie jakby chciał cię zabić.
    - Nic mu nie zrobiłam. Za kogo ty mnie niby masz?! - dziewczyna spojrzała wilkiem na Amora.
    - Tylko pytam więc nie denerwuj się tak. On nie spuszcza cię z oczu dlatego coś musi być na rzeczy.
    - A ja wiem? Jak ktoś nie potrafi przegrywać i atakuje bez zastanowienia to tak wtedy jest. - powiedziała po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Kiedy była już wystarczająco daleko ponownie odwróciła się przodem do towarzystwa. Pamiętajcie, macie tydzień. Inaczej czeka was smutny koniec. - wyciągnęła jeden ze swoich mieczy. Jego klinga zabłysła groźnie w świetle księżyca.
    - Manen, posłuchaj. Tym razem to przesadziłaś... - Czas zwrócił uwagę dziewczynie lecz ta weszła mu w słowo.
    - Nie! To ty słuchaj. - rzekła ostro – Nie mam zamiaru więcej razy po nich sprzątać, jasne? Nie dopuszczę do tego by historia się powtórzyła! - krzyknęła prosto w stronę staruszka, który zdziwiony jej postawą, zamilkł. - Więc radzę wam się postarać. Koniec Zebrania..! - ostatnie słowa skierowała do strażników. Schowała miecz na swoje miejsce, odwróciła się tyłem do wszystkich i przeniosła się na orbitę.
    Kiedy blondynka zniknęła w świetlistej poświacie reszta stała jak te słupy soli i gapiła się zaskoczona w miejsce, gdzie Mo tak po prostu wyparowała. Jack jako pierwszy oprzytomniał.
    - Tss.. I to ma być strażniczka? Od kiedy to strażnicy plamią ręce krwią? - spytał. Nie spodziewał się odpowiedzi ale i tak ją uzyskał.
    - Gwiezdni to jedyni z nas, którzy przelewają krew. Mają do tego pełne prawo. - odpowiedział na pytanie Jacka Ojciec Czasu. Starzec westchnął zrezygnowany. - Proszę, wybaczcie jej to naganne zachowanie. Ostatnio Manen żyje z ciągłym stresie.
    - Ciekawe dlaczego..? A, już wiem! Stary Pryk jak zwykle panikuje, że Tarcza nie jest chroniona..!     - Amor ze złożonymi rękoma pochylił się w stronę Dziadziusia. Chciał dopiec staruszkowi i udało mu się to, bez dwóch zdań.
    - Chłopcze, ty sobie kiedyś porządnie u mnie nagrabisz! Już ci nie wiele brakuje.. - Dziadziuś pogroził zaciśniętą pięścią chłopakowi, który przeszedł obok niego nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
    - Taaa, już to słyszałem.. - Amor machnął lekceważąco ręką. - Dobra, skoro to koniec tego, jakże uroczego spotkania.. - Qupido mruknął w stronę córek Naturii a te zaczęły między sobą chichotać – to ja się też ulatniam.
    - Kochaś ma rację. - odezwała się Matka Natura – Na dzisiaj to już koniec. Wracajmy do swoich obowiązków. - odwróciła się do córek i uśmiechnęła się do nich. - Moje panie, na nas już czas. - jej wzrok skierował się ku reszcie – Miło było was wszystkich zobaczyć. Do zobaczenia, a i Jack! - Naturia spojrzała na białowłosego. - Mam nadzieję, że tym razem zima odbędzie się bez żadnych niespodzianek.
    - Nie obiecuję.. - odpowiedział jej Frost i uśmiechnął się pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe ząbki.
    - Młodzi, kto ich zrozumie.?! - Naturia wzniosła ręce ku niebu, do samego Pana Księżyca na co reszta zareagowała głośnym śmiechem. - Do widzenia. - rzekła strażniczka natury i podobnie jak Mo, zniknęła wraz ze swoimi podopiecznymi. Reszta także zaczęła się ulatniać po oczywistym pożegnaniu się, aż na pustyni pozostali jedynie strażnicy marzeń i Dziadziuś.
    - O co chodziło tej dziewczynie? - dopytywał Zając.
    - Jeszcze raz przepraszam za nią. Ostatnimi czasy Manen ma sporo na głowie. Nie tknęłaby was nawet palcem.
    - Jakoś nie byłbym tego taki pewien. - mruknął pod nosem Frost lecz na tyle głośno by reszta mogła go usłyszeć.
    - Na nas także już czas, prawda chłopcy? - odezwała się Zębuszka.
    - Tak, Ząbku. Lecimy. - zakomenderował North. - Miło było cię znowu zobaczyć. - Mikołaj ucisnął rękę staruszkowi.
    - Do następnego razu. - rzucił krótko Zając. Kangur tupną trzy razy o piasek i zniknął w tunelu, który po chwili zasypał się z powrotem a na jego miejscu wyrósł mały kwiatek.
    - Mikołaju, uważajcie na siebie. Czarny Pan z pewnością niedługo uderzy. - Czas ostrzegł przyjaciół. Strażnicy spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
    - Spokojna głowa, będziemy gotowi. - North uśmiechnął się szeroko.
    - Tym razem nam się nie wywinie. - Jack oparł laskę o swoje ramię i uśmiechnął się groźnie. - Nie damy tej całej Manen odebrać sobie zabawy z Mrokiem. Ja już na to nie pozwolę.. - Frost skierował swoją laskę na leżący obok niego jedyny niezamrożony kamień i strzelił w niego lodowym pociskiem. Zadowolony ze swojego czynu, uśmiechnął się dumnie.
    - Na twoim miejscu nie lekceważyłbym powagi sytuacji. Nie wiecie czym grozi zwycięstwo Mroka. Manen to wie i dlatego jest taka nerwowa na tym punkcie. - Dziadziuś rzucił znaczące spojrzenie Jackowi. - Ostatnim razem gwiezdni prawie przegrali ale dzięki Mo Cień wraz z Mrokiem zostali pokonani.
    - Co to była za wojna, o której nic nie wiemy i dlaczego nam o niej nie opowiedziano? - Ząbek podleciała do strażnika czasu.
    - To bardzo długa historia. Nie mam już tyle czasu by wam ją teraz opowiedzieć lecz z pewnością niedługo się dowiecie. Poznacie CAŁĄ prawdę kiedy przyjdzie na to czas. - rzekł dość tajemniczym tonem co tylko bardziej wzbudziło ciekawość Northa, Jacka i Wróżki Zębowej. - Ale ty, bracie – Czas uśmiechnął się do Piaska – możesz im opowiedzieć co nieco, przecież ty też tam byłeś. - powiedział. Strażnik snów kiwnął twierdząco głową. Reszta spojrzała na Piaskowego Ludka zaskoczona.
    - Ile to ty jeszcze masz tych sekretów, co? - spytał podejrzliwie Jack i złożył ręce na piersi. Piasek jedynie wzruszył ramionami a jego twarz przyozdobił wielki uśmiech.
    Wszystko co wydarzyło się dzisiejszej nocy na tej przeklętej pustyni Mo zaliczyła do najbardziej niepotrzebnych i marnotrawiących jej cenny czas wydarzeń. Nie miała zielonego pojęcia, że ziemscy strażnicy nie będą wiedzieć o wojnie sprzed wieków. Ten fakt ją dość mocno nawet zaskoczył. Jak Dziadziuś mógł w ogóle pomyśleć, że „ta wiedza nie będzie im potrzebna”? I to ją nazywa nieodpowiedzialną?! Jednak jest jeszcze jedna rzecz, która poruszyła Mo bardziej niż lekkomyślność strażnika czasu a raczej ktoś. Mianowicie Jack Frost. Chłopak, który ośmielił się ją znieważyć. Chłopak, który patrząc jej prosto w oczy obraził jej dumę. Mo nie wiedziała czy brać to za odwagę z jego strony czy głupotę. Gdyby nie to, że była wykończona po walce z Cieniem, nie potrafiłaby się powstrzymać przed zrobieniem mu krzywdy. Ale to dziwne uczucie kiedy straciła nad sobą kontrolę.. Jeszcze nie czuła w sobie takiej siły, takiej.., chęci niszczenia. Dziwne.., pomyślała blondynka. Leżała wygodnie w swoim ulubionym kraterze na księżycu. Patrzyła zamyślona na gwiazdy nad sobą, które wesoło uśmiechały się do niej. Czuła ich ciepło pochodzące z ich światła, takie przyjemne i ciepłe jak jej własne. Dziewczyna westchnęła. Postanowiła zdrzemnąć się chociaż na chwilę aby jej rany mogły w spokoju zregenerować się podczas snu. Kiedy zamknęła oczy nadal widziała przed sobą twarz tego białowłosego chłopaka. Jego błękitne oczy, chłodne i wrogie. No i ta iskra. Taką samą miał jej brat w swoich srebrnych oczach. Była tego niemal pewna. Dlaczego jesteś do niego aż taki podobny?, to pytanie nurtowało gwiezdną strażniczkę coraz bardziej. Postanowiła, że dowie się jaka jest przyczyna podobieństwa między Mimem a Jackiem. Dowie się tego za wszelką cenę. Pogrążona w rozmyślaniach nawet nie zauważyła jak zmorzył ją sen. Pan Księżyc ukołysał dziewczynę do snu, żałując, że nie może zrobić nic więcej.
    Minęły dwa dni od Zebrania. Strażnicy marzeń postanowili, że zbiorą się w bazie aby Piasek mógł im w spokoju opowiedzieć co takiego wydarzyło się wieki temu i dlaczego oni o tym nie zostali poinformowani. Strażnik snów wiedział, że jego przyjaciele mają mu trochę za złe to, iż milczał przez tyle lat. W duchu żałował, że nie zdradził im prawdy ale przecież obiecał, że dochowa tajemnicy. Przysiągł chronić Mo do czasu, aż ta będzie gotowa przejąć wszystkie obowiązki Pana Księżyca ale sytuacja się zmieniła. Wszystko wskazuje na to, że historia ma się powtórzyć. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, to wydarzy się kolejna tragedia. Stracą nie tylko kolejnego gwiezdnego ale ostatniego strażnika gwiazd, samą Dominę Stellarum*. Mo nie przetrzyma kolejnej bitwy, nie w stanie jakim się obecnie znajduje. To będzie koniec wszystkiego. Piasek nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Dobro zawsze zwycięża zło i tym razem też tak będzie. Już za niedługo Mo skończy dwa tysiące lat, przejmie pełną moc. Stanie się Świętą Gwiazdą. Będzie trzecią gwiezdną, której się do uda.
    Piasek właśnie wleciał swoim złotym piaskowym samolotem przez otwarte okno w Sali Głównej. Wylądował bez większych problemów na kamiennej podłodze a wokół niego w mgnieniu oka znalazły się małe elfy. Jak to one, zaczęły biegać i skakać bez celu. Dzwoneczki przy ich szpiczastych kolorowych czapkach dzwoniły radośnie z każdym ich ruchem.
    - Wreszcie jesteś! - krzyknął North, który właśnie wszedł do sali. Na powitanie rozłożył szeroko swoje muskularne ramiona. Na jego twarzy namalował się wielki uśmiech, którym obdarzył Piaskowego Ludka. Ten, pomachał strażnikowi zachwytu w odpowiedzi i również się do niego uśmiechnął. Nad głową Piaska pojawiło się kilka złotych symboli; ząb, królik, śnieżynka i na końcu znak zapytania.
    - Reszta zaraz się zjawi. Jack jedynie się nieco spóźni. Poleciał odgonić wielką śnieżycę, jaka utworzyła się nad Kanadą. Nie zajmie mu to długo. - North machnął ręką. Z kieszeni spodni wyjął mały notesik wraz z ołówkiem i zaczął gorączkowo przewracać w nim kartki. - Phil..! Chodź no tu! - wrzasnął na całą bazę Mikołaj. Nie minęła chwila a wzywany yeti stanął w drzwiach gotowy do działania. Tymczasem w bazie właśnie zjawiła się Wróżka Zębowa wraz ze swoimi małymi pomocnicami.
    - ...a co z Tokio, Budapesztem i Madrytem? Prace w Ameryce Środkowej poszły do przodu ale za to w Europie Zachodniej jesteśmy do tyłu. Dziewczęta, musimy nadrobić zaległości. Zarządzam przeniesienie większej liczby wróżek do stref niecierpiących zwłoki. Ale już, hop hop!! - Ząbek ponagliła wróżki rękami. - O, witaj Piasek! - strażniczka podfrunęła do Piaska machając do niego na powitanie. W tym samu czasie nieopodal nich w podłodze otworzył się tunel a z niego wyskoczył Zając Wielkanocny. Nie zdążył dobrze przywitać się z przyjaciółmi a już po jego rozszedł się dreszcz. Kangur od razu oplótł się szczelnie ramionami wydając z siebie nie takie znowu ciche „brrr”.
    - Ja już tu prawie zamarzam a nawet tego małolata Frosta tu nie ma, brrr..! - Zając ani myślał przestać narzekać. Piasek i Ząbek spojrzeli po sobie jednocześnie kręcąc z dezaprobatą głowami.
    - Zając, przestań już tyle narzekać. Nie jest tu aż tak źle.. - strażniczka wspomnień podfrunęła do uszatego. - A właściwie, to gdzie jest Jack? - Wróżka zaczęła się bacznie rozglądać dookoła w poszukiwaniu białowłosego. Jej malutkie wróżki również przeszukiwały każdy najciemniejszy kąt Sali. - Mam nadzieję, że dba o swoje kły.. - mruknęła pod nosem zmartwionym głosem.
    - To nawet i lepiej, że go tu nie ma. Nie będzie mi działał na nerwach. - uszaty splótł łapy na piersi.
    - Kangur, znowu przeginasz. - niespodziewanie do pozostałych dołączył Jack. Na jego twarzy, jak zawsze, widniał złośliwy uśmieszek co było zwiastunem nadchodzącej kłótni pomiędzy nim a Zającem. Chłopak przeszedł obok roześmianych elfów, które ogromnie ucieszyły się na jego widok. Jakby od niechcenia Frost zamroził najbliżej stojące stworzonko co wywołało u niego jeszcze większy uśmiech. Reszta elfów podbiegła do uwięzionego w bryłę lodu nieszczęśnika. Jeden z nich przez chwilę przyglądał się koledze z zainteresowaniem po czym, jak gdyby nigdy nic, przystawił do lodu wyciągnięty język chichocząc, który od razu przymarzł do lodowej powierzchni. Biedny elf próbował odmówić się od lodu ale ten przymarzła na amen. Inne elfy naokoło rechotały i śmiały się z kolegów a Jack wraz z nimi. Mały elf rozciągający swój biedny, skostniały język, widok przekomiczny po prostu.
    - Jack, czy mógłbyś nie zamrażać moich elfów, z łaski swojej? Dziękuję. - do reszty dołączył North a za nim szedł Phil w towarzystwie jeszcze dwóch innych yetich. Phil, jak tylko dostrzegł na horyzoncie Jacka, od razu zmierzył go groźnym spojrzeniem od stóp do głów. Białowłosy olał go totalnie i powrócił do zaśmiewania się z elfów. Po głowie chodziły mu już kolejne zmyślne psikusy a jego kolejnym celem miał być Kangur.
    - Dobra, skoro już jesteśmy w komplecie to Piasku, proszę, wyjaśnij nam wszystko.
    - No dokładnie. - przytaknął Northowi Zając. - Chcemy wiedzieć o co tu biega.
Piaskowy pomachał rękoma aby uspokoić nieco towarzystwo lecz Jack miał coś jeszcze do powiedzenia.
    - I czy ta cała Mo czy jak jej tam, rzeczywiście stoi po naszej stronie bo jakoś nie jestem przekonany.
    - Od kiedy to jesteś takim pesymistą, Jack? - zagadnęła do niego Wróżka ale ten tylko posłał jej krótkie spojrzenie.
    - Jakoś nie ufam tej blond cizi i tyle. - Frost skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i z wyczekującym wyrazem twarzy patrzył na Piaskowego Ludka. Ten, westchnął jedynie. Nie pozostało mu nic innego jak tylko wyjawić część sekretu, którego był powiernikiem przez blisko tysiąc pięćset lat. Strażnik snów wzniósł ręce w górę a wokół niego i reszty zaczął formować się złoty piasek. Zamiast zwyczajnych symboli, Piasek postanowił przedstawić minione wydarzenia w postaci historyjki.
    „Dawno dawno temu, na długo przed nami, na Ziemi nie było strażników snów lecz zwyczajni nieśmiertelni, którzy mieli opiekować się ludźmi. Pierwsi niezależni nieśmiertelni, Matka Natura i Ojciec Czasu z ukrycia mieli trzymać pieczę nad ziemskim ludem lecz nie oni byli głównymi obrońcami ludzi. Za dnia, kiedy koszmary były zbyt słabe by dręczyć ziemski lud Naturia i Czas pilnowali porządku. Natomiast w nocy, kiedy na niebie pojawiał się księżyc wraz z gwiazdami na Ziemię zstępowali Gwiezdni. Istoty pochodzące z kosmosu, dobre i czyste. Od zarania dziejów Ich światło rozpraszało mrok chroniąc ludzkość i planetę przed swym odwiecznym wrogiem, Cieniem. Gwiezdni inaczej Strażnicy Gwiazd, w ukryciu po dziś dzień walczą o utrzymanie pokoju w galaktyce. Pewnie chcecie spytać, kim są Gwiezdni... Otóż to pierwsi strażnicy jacy powstali w historii wszechświata a pierwszą z nich była Artemisa, pierwsza Święta Gwiazda, której moc i światło były tak wielkie, że za pomocą miliardów gwiazd stworzyła barierę, Gwiezdną Tarczę, chroniącą Ziemię i część galaktyki przed Nicością z Kosmosu. Jej potomkowie do dzisiaj żyją wśród gwiazdozbiorów a ich zadaniem jest utrzymywanie Tarczy i walka z Cieniem.
Jednak tysiąc pięćset lat temu rozegrała się brutalna bitwa między Gwiezdnymi a Cieniem. Nicość prawie się przedarła przez gwiezdną barierę, wiele wiele gwiazd wtedy upadło. I upadł jeden z dwójki Gwiezdnych zostawiając swoją towarzyszkę samą na polu walki. Gwiezdni zostali zdradzeni przez Mroka, który chciał sprowadzić Nicość na Ziemię by wśród ludzi mógł zapanować wieczny i niekończący się strach. Tym Gwiezdnym, który wtedy upadł, był sam Tsar Lunar, Pan Księżyc. Oddał życie za swoją towarzyszkę Dominę Stellarum, której pisane było zginąć podczas tej krwawej wojny. Jednak stało się inaczej, gdyż Lunar bardzo kochał Władczynię Gwiazd i nie pozwolił jej zginąć. Sam poświęcił się aby jego ukochana mogła żyć i w przyszłości raz na zawsze przegnać Cień z galaktyki. Domina po śmierci Lunara popadła w ogromną rozpacz. Jej smutek i ból były tak wielkie, że Gwiezdna obudziła w sobie swoje uśpione moce. Za pomocą legendarnego zaklęcia Gwiezdnego Medium i mocy Światła Odrodzenia, Dominie udało się wypędzić Nicość i wskrzesić duszę Tsara Lunara tym samym zapieczętować ją na zawsze na księżycu. Jednakże ceną za użycie tak potężnego Medium była utrata nieśmiertelności. Bitwę ostatecznie wygrała Gwiezdna Strażniczka lecz cena zwycięstwa była ogromna. Odtąd, Gwiezdna sama musiała bronić planety. Medium, które wskrzesiło Lunara trwać będzie tylko wtedy jeśli oboje już nigdy się ze sobą nie spotkają, nie spojrzą na siebie ani do siebie nie przemówią. Wyjątkiem będzie śmierć Dominy. Wtedy Lunar będzie mógł opuścić księżyc. Jej energia życiowa przejdzie na niego i pozwoli mu odzyskać pierwotną postać. Zdrajca Mrok będzie czekać na śmierć Dominy bo tylko wtedy będzie mógł otworzyć drogę Nicości. Gwiezdna jest nadzieją, bramą i ostatnią przeszkodą na drodze Mroka i Cienia.” 
    Piasek zakończył swoją opowieść. Czekał na reakcję pozostałych, którzy tylko patrzyli na niego wielkimi oczami przepełnionymi ogromnym zdziwieniem. Strażnik snów nie dziwił im się. Gdyby to jemu ktoś opowiedział taką historyjkę z pewnością wziąłby ją za bajkę na dobranoc. Za zwykłą bujdę. Ale ta nią nie była. Wszystko co im opowiedział było najszczerszą prawdę. No, pominął parę szczegółów, takich jak to, że Domina żyje do dzisiaj i to, kim ona tak naprawdę jest.
    - A niech mnie.. - jako pierwszy odezwał się North. - Najpierw chciałbym coś ustalić. Skoro Księżyc nie jest tak naprawdę kimś za kogo go braliśmy to kim on tak naprawdę jest? - spytał. Rękami zaczął przeczesywać swoją siwą brodę a jego pytające spojrzenie utkwiło się strażniku snów. Piasek pokazał kilka złotych symboli układając z nich swoją odpowiedź.
    - Tsarem Lunarem, Gwiezdnym, który liczy tysiące lat i najpotężniejszym strażnikiem. Tyle to ja sam wiem ale kim on był przed tym całym zapieczętowaniem? - dopytywał Mikołaj.
    - Chyba nie śledziłeś bacznie historii Piaskowego Ludka, drogi Nicolasie. - rozległ się obcy kobiecy głos. Strażnicy, zaalarmowani zaczęli się gorączkowo rozglądać po Sali. Jack od razu rozpoznał Jej głos. Frost jako pierwszy odnalazł wzrokiem Mo, która stała w cieniu oparta o jedną z kolumn. Ręce miała skrzyżowane na piersi i z rozbawieniem przyglądała się strażnikom. Na jej widok Piasek uśmiechnął się szeroko i od razu podleciał do dziewczyny. Przywitał się z nią w czułym uścisku a ze złotego piasku utworzył na jej głowie złocisty diadem, który po kilku sekundach rozbłysł jasnym światłem, przemienił się w srebrny pył i pognał do reszty w postaci malutkich koliberków.
    Mo uniosła prawą dłoń. Wyprostowanym palcem zrobiła w powietrzu łuk a złoty senny piasek jej wujka zamienił się w srebrne koliberki. To było ich takie małe powitanie. On tworzył coś dla niej ze swojego piasku a ona go przemieniała w swój srebrny odpowiednik.
    - Skąd się tutaj wzięłaś? Jak zdołałaś przemknąć się obok yetich pilnujących wejść? - zdezorientowany North patrzył zaskoczony na Gwiezdną lecz ta spojrzała na niego tym swoim przenikliwym zarazem chłodnym wzrokiem.
    - Nie jest to takie trudne. Dziecko dałoby radę się tu włamać. - dziewczyna machnęła lekceważąco ręką. Jednak po chwili spojrzała poważnie na Mikołaja.
    - Na coś ty tu przylazła? - Jack zaczął iść ku Mo z groźną miną. Pewniej ścisnął swoją laskę aby być w każdej chwili gotowym do ataku. Ta dziewczyna, nie wiedzieć czemu ale strasznie działała mu na nerwy. Jeszcze bardziej niż sam Kangur. Mo widząc ciskający błyskawice wzrok białowłosego odpowiedziała mu tym samym lecz na jej twarzy nadal widniał stoicki spokój.
    - Mam dla was podajże dość istotne informacje i... - Mo utkwiła swoje zielononiebieskie oczy w Jacku - ..pewną propozycję. 



____________________________________________________________________________

No witajcie kochane myszki moje :) Wiem, rozdział miał ukazać się dopiero jutro ale już tak nie mogłam się doczekać Waszych komentarzy i w ogóle. Poza tym, mam wielkiego stresa. Jutro mam ważny egzamin, jestem na niego w miarę przygotowana ale jakoś zaczynam się denerwować na samą myśl o nim. I aby się "nie uczyć" robię wszystko inne tylko nie to co akurat muszę, Wy też tak macie? Czekam na Wasze opinie co do nowego rozdziału. A, i jak są jakieś błędy to śmiało, wytknijcie mi wszystkie ;)

P.S. Przepraszam za różną czcionkę :) 

Obserwatorzy